Wróciłam do Trydentu. Z lotniska odebrał mnie tata z Osmanym, który nadal poruszał się o kulach.
Tata zawiózł mnie do domu. Pogadałam chwile z rodzicami i Osmanym jak tam w Polsce po czym poszłam do swojego pokoju.
Pół godziny później usłyszałam pukanie do pokoju. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Osmanego:
- Mieliśmy pogadać.
- Tak racja. Rodzice są w domu?
- Nie. Twoja mama w pracy, a tata na treningu.
- Ok. To możemy pogadać. Byłeś na rehabilitacji?
- Tak od rana. Potem twój tata mnie odebrał i pojechaliśmy po Ciebie.
- Aha, a która godzina?
- 13. Ania. Zacznijmy od nowa. Bądźmy szczęśliwi razem. Pamiętasz święta rok temu? Było idealnie i może być tak dalej.
- Osmany..
- Mieliśmy trochę więcej pecha niż większość. Gdyby pewnie nie ta akcja z tym, że będę mieć dziecko to moglibyśmy być razem do tej pory.
- Wiem.
- Spróbujmy od nowa. Weźmy ślub.
- Osmany my nawet jeszcze nie jesteśmy razem, a ty mi proponujesz ślub?
- No bo Cię kocham. Chcę mieć Cię na wyłączność, być twoim mężem. Jestem gotów grać nawet w najgorszym 3 ligowym zespole byleby blisko ciebie.
- Osmany..
- Ja wiem, że ty powiesz, że na razie możemy być tylko przyjaciółmi, ale ja musiałem Ci powiedzieć, że Cię kocham i jak tylko będziesz gotowa to...
- Długo będziesz jeszcze gadać?
- Skończyłem już.
Usiadłam na jego zdrowym kolanie tak, że siedzieliśmy twarzą w twarz.
- Wczoraj ktoś ważny mi uświadomił, że wszyscy moi dotychczasowo chłopacy byli tylko czymś przelotnym w rodzaju intrygi.
- Ania. -chciał mi przerwać.
- Milcz. Ja mówię. Każdy mój facet oprócz Ciebie, a to może być ostatnia szansa żebyśmy znowu byli razem i nie chcę jej zaprzepaścić, a twoją żoną mogłabym zostać nawet zaraz.- powiedziałam i wpiłam się w jego usta.
Brakowało mi właśnie tego. Osmanego jako mojego jedynego mężczyzny, powiernika i przyjaciela.
*
- Osmany ty pieprzony egoisto! Myślisz tylko o sobie!
- nie to ty myślisz o sobie! Ja myślę o nas!
- Takim sposobem, ze chcesz na sile zaciągnąć mnie przed ołtarz!
- A co z twoim tekstem! Mogę wyjść za ciebie choćby jutro...
- No ale tak jest. Tylko ja mam za 2 miesiące maturę, urodzi mi się siostra. Nasi chrześniacy przyjdą na świat.
Moje studia. To nie jest dobry czas.
- To jest dobry czas!
- Może dla Ciebie! Jesteśmy razem trochę ponad miesiąc i co? Ślub mamy planować?
- Tak! - krzyknął.
- Osmany ale czemu nie możemy jeszcze trochę zaczekać. Na przykład do wiosny albo lata następnego roku.
- Bo chcę mieć pewność!
- Pewność! Czego?! Że Cię kocham.? To jest chyba oczywiste.
- No ależ pewnie! Jasne. Tylko nie wybaczył bym sobie gdyby jakiś stary dziad mi cie sprzątnął.- powiedział patrząc mi w oczy, a we mnie coś pękło. On się o mnie boi.
- Może pomyślimy o tym ślubie.- powiedziałam zagryzając wargę.
- Może w maju.
- Sierpniu.- licytowałam się, a on podniósł mnie za pupę.
- Chyba musimy to przedyskutować... w łóżku. - powiedział i przeniósł mnie na owy mebel.
W końcu stanęło na dacie 22 czerwca.
*
Od początku marca do początku czerwca czas minął nam na narodzinach mojej siostry Majki, napisaniu przeze mnie matury, obrony mistrzostwa Włoch przez Trento, narodzinach naszych chrześniaków oraz przygotowaniach do ślubu. Już 3 czerwca cala rodzina Osmanego zjechała się do Italii.
Ja z dnia na dzień coraz bardziej przezywałam, ale przecież ślub jest raz w życiu. 22 czerwca sakramentalnie powiedzieliśmy sobie tak. Wszystko było idealnie, atmosfera, sukienka, obrączki. Mój strach był wielki, ale mając przy boku takiego mężczyznę jak Osmany niczego się nie bałam.
W połowie lipca gdy wróciliśmy z naszej podroży poślubnej. Na której byliśmy w Argentynie, Brazylii i Paragwaju przeprowadziliśmy się do Polski. Najpierw mieszkaliśmy u moich rodziców w domu. Ja dojeżdżałam na studia, a Osmany grał w Skrze. Miałam najcudowniejszego faceta pod słońcem. To było moje marzenie. Moje siatkarskie marzenie. Moje siatkarskie przez chwilę zapomniane marzenie. Więc chyba mogę nazwać Osmanego moim osobistym siatkarskim zapomnianym marzeniem, które pomimo wszystkich nie przeciwności losu uporu mojego i jego odnalazłam
*
Kochani mamy o to taki epilog. Wiecie co? Tak myślałam, żeby ten epilog rozbudować i ogólnie takie ble ble blu, ale stwierdziłam, że zrobię coś szalonego. Oficjalnie ogłaszam, że ten blog jest zakończony, ale ja kocham po prostu tak tą historię i tak się z nią zżyłam, że postanowiłam zrobić blog, który będzie opowiadał o małżeństwie i wspólnych rozterkach państwa Juantorena. Także niebawem pojawi się coś na tym następnym blogu . Mam nadzieję, że będziecie czytać i następny blog o ich tym razem przygodach małżeńskich. Także ostatni raz na tym blogu dziękuje wam za te wszystkie wejścia za równo rok na tym blogu<3 za każdy komentarz i każde wejście i jeśli dobrnęliście ze mną do końca proszę was o komentarz :) A na blogu badz-zawsze-przy-mnie.blogspot.com pojawią się dziś bohaterowie drugiej serii i zakładka SPAM ale to dopiero wieczorem gdy wrócę od koleżanki :)
niedziela, 2 marca 2014
niedziela, 16 lutego 2014
Rozdział 82
Umarłam? Możliwe, bo nic nie czuję. Podniosłam głowę i natychmiast poczułam pulsujący ból głowy. Zmrużyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Dziwne... Znajdowałam się w pokoju Dawida, ale w pomieszczeniu go nie było. Wzięłam wodę ze stolika nocnego i łapczywie się jej napiłam. Poleżałam jeszcze chwilę i zeszłam na dół:
- O nasza Ania wstała! Jak tam! Zmordowana po nocy?!
- Nie krzycz. Nic nie pamiętam..
- Nie pamiętasz?
- Nie pamiętam. Mam kaca jak stąd do Paryża.
- Mogę Ci streścić twoje wybryki. Najpierw pokłóciłaś się z Łomaczem jakim to bezmyślnym... Poczekaj jak ty to określiłaś?
Bezmyślnym niewyrośniętym sukinsynem? Jakoś tak.
- Jezu...
- Ale to nie wszystko. Potem lizałaś się z Lijewskim.
- Co? Jak? Gdzie? Kiedy? Czemu mnie nie powstrzymałeś?
- Nie, bo ja poszedłem z Grześkiem się pożegnać, a Michał był w kiblu.
- Błagam nie....
- Ale to nie było najgorsze.
- Co? Jak? To co ja odwalałam?
- Po tym już jak się z Krzyśkiem wiesz... Tego to.. Dałaś mu w pysk?
-Ja? CZEMU?!
-Nie wiem. On Ci szepnął coś na ucho, a ty dałaś mu plaskacza. A potem jak już was chlejusów rozdzieliliśmy to śmiałaś się na cały głos, że nie wiedziałaś, że umiesz tak mocno.
-O Boże! Nigdy więcej alkoholu.
- Mogę Cię pocieszyć.-powiedział.
- Dawaj.
- Krzysiek wypił więcej od Ciebie więc pewnie nie pamięta.
- A to mi pocieszenie.
- Jezu święty....- jęknął Krzysiek wchodząc do kuchni w samych bokserkach- Ale mnie piecze policzek. Ktoś mi powie co ja robiłem w nocy?
- Myślę, ze Ania możne Ci to streścić. Ja idę się ogarniać. Nara.- powiedział wychodząc z kuchni.
- Dawid... Nie zostawiaj mnie z nim. Cholera. Chyba narozrabiałam...- powiedziałam.
- To powie mi ktoś co się stało? Ania? Może ty, bo na Dawida raczej nie mam co liczyć.
- Wiesz... niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć.
- Zaryzykuje.
- Nie warto mów Anka.
- No bo podobno najpierw zwyzywałam Grześka, potem się z tobą lizałam, a na końcu dałam Ci plaskacza i śmiałam się sama do siebie, że nie wiedziałam, że tak mocno umiem. Przepraszam. Byłam pijana.
- Spoko. Poboli i przejdzie.-powiedział wyjmując z zamrażarki jakieś mrożonki cioci.
-Nie chciałam, ale jak wpije to tak czasem i robię dziwne rzeczy.
-Spokojnie. Nic się nie stało.
-Stało.-powiedziałam.
-Myślisz, że mało razy dostałem jakiegoś plaska od dziewczyny ? Jeden w tą drugi w tamtą.
-Eeee....Dobra. Skoro tak stawiasz sprawę to ja idę się ogarnąć.-powiedziałam skołowana i wyszłam z kuchni.
Krzysiek to jest jednak dziwny człowiek. Intrygujący, irytujący, przyjacielski, skomplikowany, zboczony, luzak i chyba przez to, że ma nieraz dwie twarze nie mogę go rozgryźć.
Poszłam do łazienki umyłam się, przebrałam i nałożyłam tylko mój ulubiony krem BB, bo nie mam się po co malować i prawda była taka, że czymś innym niż kremem mogłabym zrobić sobie krzywdę, bo ręka mi się trzęsła jak cholera.
Potem znowu wróciłam do kuchni. Tym razem to Michał pastwił się nad Krzyśkiem jaki jest nieodpowiedzialny i, że obiecał mu, że mnie nawet nie dotknie.
-Eee.....Cisza.-powiedziałam wchodząc.
-Następna lekkich obyczajów.
-Nazwałeś mnie "NASTĘPNĄ LEKKICH OBYCZAJÓW"?-wydarłam się.
-Ania....-pisnął Krzysiek z bólu.
Chyba miał jeszcze większego kaca niż ja.
-Nie o to mi chodziło. Ale sama przyznaj, że to trochę nienormalne, że moja własna. Najbliższa siostra cioteczna lizała się po pijaku z moim przyjacielem. I co ja teraz zrobię? Jak ja cioci w oczy spojrzę. A pal licho ciotkę! Wujek mnie zabiję!
-Boże lamentujesz jakbym co najmniej w ciąże zaszła!
-A zaszłaś?!-przestraszył się Michał.
-Boże...Pomóż, bo zaraz przypierdolę.-powiedziałam kierując wzrok na sufit.-Tak Michał jestem wiatropylna i zaszłam w ciążę! Czy ty siebie słyszysz? W tym momencie to ty gadasz jakbyś miał ogromnego kaca,a nie my.
-Nie mam na was siły.
-Oj daj spokój Michał! Ja nic nie pamiętam, Krzysiek też nie, To co działo się wczoraj po pijaku nie ma znaczenia.
-Może dla was nie,ale dla mnie tak.
-A co by było gdyby na przykład dziadek zszedł się napić wody w nocy na dół i by was zobaczył?
-To coś by mu się wkręciło! No daj już spokój! Zjedzmy śniadanie, spakujmy się i wsiądźmy do twojego przeklętego samochodu gdzie najpierw podwieziecie mnie do Bełchatowa,a potem tego... No pojedziecie na to wasze zgrupowanie.
-A ty po co do tego Bełchatowa?
-No pogadać muszę z Aśką i jutro mam samolot z Łodzi.
-Tylko mi niczego tam nie pij i nie odwal.-powiedział Michał i wziął gryz kanapki.
-Już nigdy nie napiję się alkoholu. Mogę Ci to przyrzec.
-Ta zobaczymy. Do waszego następnego spotkania.
-A będą następne?-zapytałam zdziwiona.
-Oj będą. Nie raz nie dwa. Ja Ci mogę to poświadczyć.-popatrzył wymownie na Lijesia.
-Dobra. Nie ważne. To wy mordki jedzcie śniadanko ja już idę się pakować.
Gdy już się spakowałam z chłopakami zaczęliśmy się ze wszystkimi żegnać,a potem wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w stronę Bełchatowa. Gdy siedziałam na tylnym siedzeniu słuchając na słuchawkach tej piosenki zaczęłam myśleć o wczorajszej rozmowie z Osmanym. Też za nim tęsknie. Tęsknie za nim jak za mężczyzną, jak za przyjacielem, jak za ukochaną osobą. Brakuje mi go bardzo. Więc co ja odpierdzielam w Polsce po pijaku z Lijewskim? Byłam trochę rozbita. Nie potrzebnie go wczoraj tak potraktowałam. Przecież starał się. Zadzwonił i powiedział o swoich uczuciach przez telefon. To musiało być dla niego cholernie trudne,a ja go po prostu zbyłam. Idiotka. Dziwie się, że on ma chęć walczyć o mnie po takim czasie. Zdecydowałam się napisać do niego wiadomość. Postawić na jedną kartę. Zaryzykować. Możliwe, że znów będę cierpieć, ale będę wiedziała, że spróbowałam,a nie do końca życia zastanawiać się co by było gdyby.
"Kłamałam."-napisałam wiadomość do Kubańczyka.
Niemal natychmiast dostałam wiadomość :
"W jakiej sprawie ? "\
Odpisałam:
"Że to co nas teraz łączy to tylko wspomnienia i kilka miłych chwil, ale to już przeszłość. To nie prawda. "
"Nie??"
"Nie. Zawsze będzie nas łączyć coś więcej i teraz to tylko od nas zależy co to będzie. "
"Chyba musimy pogadać. Nie sądzisz?"-napisał mi Osmany.
"Musimy. Jutro będę już w Trento. Pogadamy. "
"Będę czekać. Przez Ciebie nie będę mógł dzisiaj zasnąć."
"Postaraj się :) Nie chcę jutro rozmawiać z bladym jak ściana chłopakiem, który zaraz mi zasłabnie. "
"Dla Ciebie wszystko."
-Młoda. Twój przystanek.-powiedział Michał parkując przed domem Aśki.
-Dziękuję za podwózkę. To do zobaczenia Misiu.-pocałowałam go w policzek. -Pa Krzysiek.-przybiłam z nim piątkę i zabrałam swoje walizki po czym poszłam w kierunku drzwi.
Tam czekała na mnie już Aśka.
-Małpoo!-rzuciła się na mnie i wyściskała mnie.
-Hej!-odpowiedziałam będąc już przez nią duszona.
Po ogarnięciu się już po powitaniu. Przywitałam się z rodzicami Asi i zniknęłam z nią u niej w pokoju. Piłyśmy herbatkę z cytrynką i zaczęłyśmy rozmowę:
-Masz jakiś kontakt z Zatorem?
-Daj spokój. To wszystko jest już skończone.
-Srsly?
-Tak nie ma odwrotu. Nikt nie będzie bawił się moimi uczuciami, ale nie gadajmy o mnie. Co u Ciebie?
-No. Sama nie wiem. Chyba się trochę pogubiłam.
-To znaczy jak?
-No uczuciowo. Ta cała miłość to chyba nie dla mnie.
-Farmazony pierdzielisz za przeproszeniem. Miłość jest dla każdego.
-Wiesz. Dziś postanowiłam działać pod wpływem impulsu i emocji. Znaczy może zacznę od początku.
-Najlepiej by było.-zaczęła śmiać się blondynka.
-Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie Osmany. Wiesz zaczął gadać mi, że robił wspominki, oglądał nasze stare zdjęcia. Zapytał się dlaczego nie jesteśmy już szczęśliwi itd. Natomiast ja jak ostatnia suka odpowiedziałam mu, że to co nas łączy to tylko wspomnienia i przeszłość. Pf....To jeszcze nie jest najgorsze. Potem po dość dużej dawce alkoholu lizałam się z Lijewskim. Tak Krzyśkiem Lijewskim i wiesz co ? Ten człowiek mnie intryguje. Cholernie nie wiem jeszcze jaki on jest. Rozumiesz intryguje mnie, ale jadąc dziś samochodem razem z Michałem i Krzyśkiem uzmysłowiłam sobie, że to Osmany jest dla mnie wszystkim i korzystając z chwili odwagi napisałam do niego. Uzgodniliśmy, że jak wrócę do Trydentu to pogadamy,ale wiesz co jest najgorsze ? Że ja nie jestem niczego pewna. Aśka.....Co ja mam zrobić? Pomóż mi.....
-Ania.....My mamy tendencje do utrudniania sobie życia. Olej Lijewskiego. Nie przejmuj się nim. Nie zgłębiaj znajomości z nim. Teraz myśl tylko o Osmanym, bo to jego kochasz,a Krzysiek to może być dla Ciebie chwilowa intryga z dużymi konsekwencjami. Rozumiesz?
-Tak masz rację.
-Dla Ciebie zawsze liczył się tylko Osmany. Pamiętaj, że to może być wasza ostatnia szansa i raczej nie warto jej zepsuć.
-Masz rację.
-To co zrobisz?
-Jutro wracam do Trydentu i gadam szczerze z Osmanym. Zapominam o tym czymś z Krzyśkiem chociaż to nie będzie trudne, bo nawet tego nie pamiętam.
-Mądra dziewczynka.-przytuliła mnie Asia i zaśmiała się.-Będę Ci kibicować.
-Właśnie...Miałaś dla mnie propozycję na ferie.
-No ale teraz myślę, że lepiej jednak nie jechać.
-Ale o co chodzi?
-No, bo mój tata jako komentator jedzie do Hiszpanii na MŚ w piłce ręcznej i mnie zabiera i zaproponował mi, żebym kogoś zabrała więc pomyślałam o tobie, ale to chyba nie będzie dobry pomysł. No ale cholera chciałabym, żebyś pojechała. To jak?
-Kurde...Pojechałabym do Hiszpanii.
-No ja bym też chciała z tobą jechać.
-Jeszcze nic na 100 nie wiem. Muszę się zastanowić i zobaczymy co wyniknie z tej rozmowy. Potem dam Ci odpowiedz. Ok?
-Jasne bez problemu. -uśmiechnęła się i zaczęłyśmy dalej gadać.
*
Sorry za ten rozdział miał on się pojawić już dawno ale miałam problemy techniczne i ogólnie uczuciowe i sercowe i trochę nie myślałam o tym blogu, ale wczoraj powrócił mi internet na komputerze (bo od niedzieli niestety miałam go tylko na komórce i tablecie) i stwierdziłam dość tej Depresji. Trzeba coś dodać brać się do roboty. Przepraszam, że rozdział nie jest zbyt długi. Następny będzie dłuższy.
:)
- O nasza Ania wstała! Jak tam! Zmordowana po nocy?!
- Nie krzycz. Nic nie pamiętam..
- Nie pamiętasz?
- Nie pamiętam. Mam kaca jak stąd do Paryża.
- Mogę Ci streścić twoje wybryki. Najpierw pokłóciłaś się z Łomaczem jakim to bezmyślnym... Poczekaj jak ty to określiłaś?
Bezmyślnym niewyrośniętym sukinsynem? Jakoś tak.
- Jezu...
- Ale to nie wszystko. Potem lizałaś się z Lijewskim.
- Co? Jak? Gdzie? Kiedy? Czemu mnie nie powstrzymałeś?
- Nie, bo ja poszedłem z Grześkiem się pożegnać, a Michał był w kiblu.
- Błagam nie....
- Ale to nie było najgorsze.
- Co? Jak? To co ja odwalałam?
- Po tym już jak się z Krzyśkiem wiesz... Tego to.. Dałaś mu w pysk?
-Ja? CZEMU?!
-Nie wiem. On Ci szepnął coś na ucho, a ty dałaś mu plaskacza. A potem jak już was chlejusów rozdzieliliśmy to śmiałaś się na cały głos, że nie wiedziałaś, że umiesz tak mocno.
-O Boże! Nigdy więcej alkoholu.
- Mogę Cię pocieszyć.-powiedział.
- Dawaj.
- Krzysiek wypił więcej od Ciebie więc pewnie nie pamięta.
- A to mi pocieszenie.
- Jezu święty....- jęknął Krzysiek wchodząc do kuchni w samych bokserkach- Ale mnie piecze policzek. Ktoś mi powie co ja robiłem w nocy?
- Myślę, ze Ania możne Ci to streścić. Ja idę się ogarniać. Nara.- powiedział wychodząc z kuchni.
- Dawid... Nie zostawiaj mnie z nim. Cholera. Chyba narozrabiałam...- powiedziałam.
- To powie mi ktoś co się stało? Ania? Może ty, bo na Dawida raczej nie mam co liczyć.
- Wiesz... niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć.
- Zaryzykuje.
- Nie warto mów Anka.
- No bo podobno najpierw zwyzywałam Grześka, potem się z tobą lizałam, a na końcu dałam Ci plaskacza i śmiałam się sama do siebie, że nie wiedziałam, że tak mocno umiem. Przepraszam. Byłam pijana.
- Spoko. Poboli i przejdzie.-powiedział wyjmując z zamrażarki jakieś mrożonki cioci.
-Nie chciałam, ale jak wpije to tak czasem i robię dziwne rzeczy.
-Spokojnie. Nic się nie stało.
-Stało.-powiedziałam.
-Myślisz, że mało razy dostałem jakiegoś plaska od dziewczyny ? Jeden w tą drugi w tamtą.
-Eeee....Dobra. Skoro tak stawiasz sprawę to ja idę się ogarnąć.-powiedziałam skołowana i wyszłam z kuchni.
Krzysiek to jest jednak dziwny człowiek. Intrygujący, irytujący, przyjacielski, skomplikowany, zboczony, luzak i chyba przez to, że ma nieraz dwie twarze nie mogę go rozgryźć.
Poszłam do łazienki umyłam się, przebrałam i nałożyłam tylko mój ulubiony krem BB, bo nie mam się po co malować i prawda była taka, że czymś innym niż kremem mogłabym zrobić sobie krzywdę, bo ręka mi się trzęsła jak cholera.
Potem znowu wróciłam do kuchni. Tym razem to Michał pastwił się nad Krzyśkiem jaki jest nieodpowiedzialny i, że obiecał mu, że mnie nawet nie dotknie.
-Eee.....Cisza.-powiedziałam wchodząc.
-Następna lekkich obyczajów.
-Nazwałeś mnie "NASTĘPNĄ LEKKICH OBYCZAJÓW"?-wydarłam się.
-Ania....-pisnął Krzysiek z bólu.
Chyba miał jeszcze większego kaca niż ja.
-Nie o to mi chodziło. Ale sama przyznaj, że to trochę nienormalne, że moja własna. Najbliższa siostra cioteczna lizała się po pijaku z moim przyjacielem. I co ja teraz zrobię? Jak ja cioci w oczy spojrzę. A pal licho ciotkę! Wujek mnie zabiję!
-Boże lamentujesz jakbym co najmniej w ciąże zaszła!
-A zaszłaś?!-przestraszył się Michał.
-Boże...Pomóż, bo zaraz przypierdolę.-powiedziałam kierując wzrok na sufit.-Tak Michał jestem wiatropylna i zaszłam w ciążę! Czy ty siebie słyszysz? W tym momencie to ty gadasz jakbyś miał ogromnego kaca,a nie my.
-Nie mam na was siły.
-Oj daj spokój Michał! Ja nic nie pamiętam, Krzysiek też nie, To co działo się wczoraj po pijaku nie ma znaczenia.
-Może dla was nie,ale dla mnie tak.
-A co by było gdyby na przykład dziadek zszedł się napić wody w nocy na dół i by was zobaczył?
-To coś by mu się wkręciło! No daj już spokój! Zjedzmy śniadanie, spakujmy się i wsiądźmy do twojego przeklętego samochodu gdzie najpierw podwieziecie mnie do Bełchatowa,a potem tego... No pojedziecie na to wasze zgrupowanie.
-A ty po co do tego Bełchatowa?
-No pogadać muszę z Aśką i jutro mam samolot z Łodzi.
-Tylko mi niczego tam nie pij i nie odwal.-powiedział Michał i wziął gryz kanapki.
-Już nigdy nie napiję się alkoholu. Mogę Ci to przyrzec.
-Ta zobaczymy. Do waszego następnego spotkania.
-A będą następne?-zapytałam zdziwiona.
-Oj będą. Nie raz nie dwa. Ja Ci mogę to poświadczyć.-popatrzył wymownie na Lijesia.
-Dobra. Nie ważne. To wy mordki jedzcie śniadanko ja już idę się pakować.
Gdy już się spakowałam z chłopakami zaczęliśmy się ze wszystkimi żegnać,a potem wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w stronę Bełchatowa. Gdy siedziałam na tylnym siedzeniu słuchając na słuchawkach tej piosenki zaczęłam myśleć o wczorajszej rozmowie z Osmanym. Też za nim tęsknie. Tęsknie za nim jak za mężczyzną, jak za przyjacielem, jak za ukochaną osobą. Brakuje mi go bardzo. Więc co ja odpierdzielam w Polsce po pijaku z Lijewskim? Byłam trochę rozbita. Nie potrzebnie go wczoraj tak potraktowałam. Przecież starał się. Zadzwonił i powiedział o swoich uczuciach przez telefon. To musiało być dla niego cholernie trudne,a ja go po prostu zbyłam. Idiotka. Dziwie się, że on ma chęć walczyć o mnie po takim czasie. Zdecydowałam się napisać do niego wiadomość. Postawić na jedną kartę. Zaryzykować. Możliwe, że znów będę cierpieć, ale będę wiedziała, że spróbowałam,a nie do końca życia zastanawiać się co by było gdyby.
"Kłamałam."-napisałam wiadomość do Kubańczyka.
Niemal natychmiast dostałam wiadomość :
"W jakiej sprawie ? "\
Odpisałam:
"Że to co nas teraz łączy to tylko wspomnienia i kilka miłych chwil, ale to już przeszłość. To nie prawda. "
"Nie??"
"Nie. Zawsze będzie nas łączyć coś więcej i teraz to tylko od nas zależy co to będzie. "
"Chyba musimy pogadać. Nie sądzisz?"-napisał mi Osmany.
"Musimy. Jutro będę już w Trento. Pogadamy. "
"Będę czekać. Przez Ciebie nie będę mógł dzisiaj zasnąć."
"Postaraj się :) Nie chcę jutro rozmawiać z bladym jak ściana chłopakiem, który zaraz mi zasłabnie. "
"Dla Ciebie wszystko."
-Młoda. Twój przystanek.-powiedział Michał parkując przed domem Aśki.
-Dziękuję za podwózkę. To do zobaczenia Misiu.-pocałowałam go w policzek. -Pa Krzysiek.-przybiłam z nim piątkę i zabrałam swoje walizki po czym poszłam w kierunku drzwi.
Tam czekała na mnie już Aśka.
-Małpoo!-rzuciła się na mnie i wyściskała mnie.
-Hej!-odpowiedziałam będąc już przez nią duszona.
Po ogarnięciu się już po powitaniu. Przywitałam się z rodzicami Asi i zniknęłam z nią u niej w pokoju. Piłyśmy herbatkę z cytrynką i zaczęłyśmy rozmowę:
-Masz jakiś kontakt z Zatorem?
-Daj spokój. To wszystko jest już skończone.
-Srsly?
-Tak nie ma odwrotu. Nikt nie będzie bawił się moimi uczuciami, ale nie gadajmy o mnie. Co u Ciebie?
-No. Sama nie wiem. Chyba się trochę pogubiłam.
-To znaczy jak?
-No uczuciowo. Ta cała miłość to chyba nie dla mnie.
-Farmazony pierdzielisz za przeproszeniem. Miłość jest dla każdego.
-Wiesz. Dziś postanowiłam działać pod wpływem impulsu i emocji. Znaczy może zacznę od początku.
-Najlepiej by było.-zaczęła śmiać się blondynka.
-Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie Osmany. Wiesz zaczął gadać mi, że robił wspominki, oglądał nasze stare zdjęcia. Zapytał się dlaczego nie jesteśmy już szczęśliwi itd. Natomiast ja jak ostatnia suka odpowiedziałam mu, że to co nas łączy to tylko wspomnienia i przeszłość. Pf....To jeszcze nie jest najgorsze. Potem po dość dużej dawce alkoholu lizałam się z Lijewskim. Tak Krzyśkiem Lijewskim i wiesz co ? Ten człowiek mnie intryguje. Cholernie nie wiem jeszcze jaki on jest. Rozumiesz intryguje mnie, ale jadąc dziś samochodem razem z Michałem i Krzyśkiem uzmysłowiłam sobie, że to Osmany jest dla mnie wszystkim i korzystając z chwili odwagi napisałam do niego. Uzgodniliśmy, że jak wrócę do Trydentu to pogadamy,ale wiesz co jest najgorsze ? Że ja nie jestem niczego pewna. Aśka.....Co ja mam zrobić? Pomóż mi.....
-Ania.....My mamy tendencje do utrudniania sobie życia. Olej Lijewskiego. Nie przejmuj się nim. Nie zgłębiaj znajomości z nim. Teraz myśl tylko o Osmanym, bo to jego kochasz,a Krzysiek to może być dla Ciebie chwilowa intryga z dużymi konsekwencjami. Rozumiesz?
-Tak masz rację.
-Dla Ciebie zawsze liczył się tylko Osmany. Pamiętaj, że to może być wasza ostatnia szansa i raczej nie warto jej zepsuć.
-Masz rację.
-To co zrobisz?
-Jutro wracam do Trydentu i gadam szczerze z Osmanym. Zapominam o tym czymś z Krzyśkiem chociaż to nie będzie trudne, bo nawet tego nie pamiętam.
-Mądra dziewczynka.-przytuliła mnie Asia i zaśmiała się.-Będę Ci kibicować.
-Właśnie...Miałaś dla mnie propozycję na ferie.
-No ale teraz myślę, że lepiej jednak nie jechać.
-Ale o co chodzi?
-No, bo mój tata jako komentator jedzie do Hiszpanii na MŚ w piłce ręcznej i mnie zabiera i zaproponował mi, żebym kogoś zabrała więc pomyślałam o tobie, ale to chyba nie będzie dobry pomysł. No ale cholera chciałabym, żebyś pojechała. To jak?
-Kurde...Pojechałabym do Hiszpanii.
-No ja bym też chciała z tobą jechać.
-Jeszcze nic na 100 nie wiem. Muszę się zastanowić i zobaczymy co wyniknie z tej rozmowy. Potem dam Ci odpowiedz. Ok?
-Jasne bez problemu. -uśmiechnęła się i zaczęłyśmy dalej gadać.
*
Sorry za ten rozdział miał on się pojawić już dawno ale miałam problemy techniczne i ogólnie uczuciowe i sercowe i trochę nie myślałam o tym blogu, ale wczoraj powrócił mi internet na komputerze (bo od niedzieli niestety miałam go tylko na komórce i tablecie) i stwierdziłam dość tej Depresji. Trzeba coś dodać brać się do roboty. Przepraszam, że rozdział nie jest zbyt długi. Następny będzie dłuższy.
:)
piątek, 7 lutego 2014
Rozdział 81
-Miałam być w Polsce, ale przyjaciółka zadzwoniła do mnie z jakimś newsem i powiedziała, że jak przyjadę do Bełchatowa to się wszystkiego dowiem o tym wyjeździe i, że na pewno z nią jadę.
-A to kiedy z nią jedziesz? -
Na ferie.
- Ferie... Jak ja dawno ferii nie miałam.
-Hahaha. Życie bywa niesprawiedliwe. Za to grasz z orzełkiem na piersi.
-No... Nie narzekam. Chociaż ferie też fajna rzecz. A u Ciebie ile trwają ferie?
-Wiesz. Przeważnie miesiąc jest wolnego i cały styczeń nie chodzimy ale, klasy maturalne mają jeszcze inaczej i mają tylko dwa tygodnie w styczniu wolnego i naszej szkole wypadło od 11 do 27. Znaczy tak naprawdę to ferie zaczynają się 13 ale 11 idziemy już ostatni dzień.
-Kumam.-uśmiechnął się
-No a MŚ od kiedy do kiedy są?
- Od 12 do 29 bodajże.
- Fajnie. Medalu życzę.
- Będziemy się bić o najwyższe cele
. - A spróbujcie tylko nie to wam nakopie i znajdę was w tej Hiszpanii.
- Ja się nawet nie będę zbytnio ukrywać.-powiedział.
- To dobrze.-odpowiedziałam.
- Przed takimi kobietami jak ty się nie ukrywam nigdy.- puścił mi oczko, a ja zaczęłam się śmiać.
- Oj Krzysiu, Krzysiu. Lubię Cię. Zabawny jesteś.
-Prawdę mowie.
- Wiesz mam takie dziwne uczucie nieufności co do Ciebie. Może to trochę przez tą twoją ksywę albo przez tą twoją pewność siebie. Lubię Cię ale nurtuje mnie, że nie mogę Cię rozgryźć.
-No bo ja jestem skomplikowaną osobą.
- Zauważyłam. Wracajmy.- powiedziałam.
- Wiesz może jestem dla Ciebie skomplikowany, bo dopiero co mnie poznałaś, ale wiesz co.? Kręci mnie to, że jestem dla Ciebie intrygujący.
- Nie powiedziałam, że jesteś intrygujący.
- Ale widzę, że Cię intryguję.
- Bardziej niż ty intryguje mnie twoja ksywa. Nie wyglądasz na takiego chłopaka, który...
- Pozory podobno mylą.- znów puścił mi oczko i otworzył bramę.
- Podobno istnieją wyjątki.-powiedziałam.
-Uważasz, że jestem wyjątkiem?
- Tego nie powiedziałam.-uśmiechnęłam się i weszłam do domu.
Rozebraliśmy się z Krzyśkiem i poszliśmy do pokoju Michała:
- A was gdzie wywiało? Ty miałeś iść tylko po Ankę, a z pół godziny was nie było.
- Anka wyciągnęła mnie na spacer.
- Tak. Od razu wszystko co najgorsze ja. Powiedziałam tylko, że idę się przejść. To ty się wepchałeś i poszedłeś, ze mną.
- Dobra nie ważne. Zaczynajmy.
- Nie mam szczęścia w kartach. Zawsze przegrywam.
- Za to Krzysiu wszystkich ogrywa.- powiedział Dawid wyraźnie niezadowolony.
Po godzinie grania gdzie ja z Krzyśkiem równo przegrywaliśmy i dawaliśmy się ogrywać Dawidowi i Michałowi na przemian poszliśmy na obiad. siedziałam przy stole między Dawidem, a dziadkiem. Przede mną siedziała babcia, po jej prawej stronie Michał, po lewej Lijeś, wujek i ciocia.
Gdy jadłam sobie pierożka z wigilii, bo nie miałam ochoty na nic mięsnego babcia zaczęła:
-Ania skarbie, a kiedy ten twój Grzesiu przyjedzie?
Dawid śmiał się jak opętany, a ja krztusiłam się kawałkiem pieroga, który utknął mi w przełyku i nie mogłam wydusić przez chwilę słowa. Gdy sytuacja się opanowała rozejrzałam się wokół siebie poszukując ratunku,ale nigdzie go nie dostrzegłam więc zaczęłam:
-Babciu,ale my....Z Grześkiem już nie jesteśmy razem.
-Nie,a to co się stało?
-A wiesz babcia... Wyjechał do Jastrzębia,bo podpisał tam kontrakt. Spotkał swoją byłą i mnie zdradził.-powiedziałam bez żadnych emocji bawiąc się i wbijając w pieroga widelec.
-Ojej...Kochanieńka,a dawno to było?
-W październiku albo listopadzie jakoś. Nie wiem...Nie ważne. Nie chcę gadać o nim... Są święta. Nie będę sobie zaprzątać głowy jego osobą.-udałam, że nie wiem kiedy to dokładnie się stało, ale tak naprawdę dokładnie pamiętałam tą datę.
-Ale córuś...-jęknęła babcia-Są święta trzeba się jednoczyć.
-Z niektórymi osobami to nawet niewskazane się jednoczyć więc odpuszczę babcia.
-Ale...
-Skończmy ten temat babciu.
-Wiecie co, a mi to ten Grzesiek nigdy nie pasował.-zaczął dziadek.
-Nieee........-jęknęłam cicho.
-Masz rację coś w tym chłopaku było nie tak.-powiedziała babcia.
-On cały jest nie tak. Erotoman za.....-chciałam dokończyć wiązankę słów na temat Łomacza ale Dawid wszedł mi w paradę.
-A ja go lubię i zaprosiłem go dziś na wieczór.
-Co!?!?!-wydarłam się na niego.
-No nie wiedziałem, że Cię zdradził jasne.
-Ale wiedziałeś, że już nie jesteśmy razem.
-Ale myślałem, że to jakaś drobnostka i do siebie wrócicie.
-Błagam Cię....Nie myśl już więcej.-powiedziałam chowając twarz w dłoniach.
-Ej a co to za Grzesiek w ogóle?-zapytał się Michał.
-Jej były. Wiesz. No ten rozgrywający.... Emm...Łuman, Łomak nie chwilę to nie tak... O już wiem ! Łomacz!
-Czeka Cię powolna śmierć ty mała blond gnido.-powiedziałam.
-Wiesz raczej nie będziesz mnie miała czasu zabić.
-Bo?
-Będzie tu o 6.
Spojrzałam machinalnie na zegarek, żeby odczytać godzinę.
-Zabije was oboje w trakcie jego wizyty.-uśmiechnęłam się sztucznie do Dawida wiedząc, że za 40 minut zobaczę Grześka.- Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu.
-Dobra nie czas na takie rozmowy pogadajmy o czymś przyjemniejszym- ucięła temat ciocia, a każdy powrócił do spożywania posiłku.
20 minut później siedziałam z chłopakami w salonie. Michał i Dawid napierdalali w Fifę 13,a ja siedziałam oparta o ramię Krzyśka i słuchaliśmy Depeche Mode na moich słuchawkach. Usłyszeliśmy dźwięk dzwonka do drzwi:
-Aniu otworzysz to do Ciebie?-zaśmiał się Dawid,a ja rzuciłam w niego poduszką.
-Zabiję Cię.... Ciekawe czy dostałabym za takiego jak ty 25 czy dożywocie? Zdecydowanie 25.-zapytałam sama siebie i odpowiedziałam na to pytanie podnosząc się i idąc do drzwi.
Otworzyłam nie patrząc przez wizjer:
-Cześć.-zaczęłam.
-Cześć,Ania. Miło Cię widzieć.
-Ta...Ciebie...Skłamałabym mówiąc, że cieszę się z twojej wizyty. Jesteśmy w salonie. Rozbierz się i chodź.
-Okey.- powiedział brunet zdejmując kurtkę i idąc za mną do salonu. Przywitał się z Dawidem jak ze swoim najlepszym przyjacielem, potem zapoznał się z Michałem, a ja w tym czasie znów usiadłam koło Krzyśka wzięłam jedną słuchawkę i z powrotem zaczęłam słuchać z Krzysiem Depeche Mode leżąc i opierając się tyłem głowy o ramie Lijesia. Gdy Grzesiek skończył rozmowę z Michałem spojrzał w stronę kanapy i podszedł do nas podając rękę Lijewskiemu:
- Cześć Grzesiek.- powiedział Łomacz.
- Krzysiek.- odpowiedział wyjmując słuchawkę z ucha i wstając z czego nie byłam zadowolona, bo straciłam swoją poduszkę. Chłopacy siedzieli i wyjęli alkohole gadając o innych dziwnych rzeczach. Ja szukałam tylko jakiegoś zajęcia dla siebie i pytałam każdego kto przechodził czy mu w czymś pomóc:
- Dziadziuś?
- Co Anulka?-odpowiedział wchodząc na pierwszy schodek.
- Zagramy razem może w szachy?
- Teraz to nie kochanie, bo zaraz mi się czerwony orzeł zaczyna.-powiedział i szybko wszedł po schodach.
-Paranoja...Mój własny dziadek wystawił mnie dla czerwonego orła.
- Czerwony Orzeł nie jest zły. Ostatnio oglądałem z dziadkiem jeden odcinek. Wciągający serial.
-Idę do babci. Może ona mnie przygarnie. - powiedziałam wychodząc z pokoju.
Poszłam do kuchni gdzie babcia włączała laptopa i zapytałam się:
- Pomóc Ci?-zapytałam się.
- Nie córuś. Tylko mi się nie kręć teraz po kuchni, bo będę z ciocią Halinką rozmawiać na tym... No... Skipeju.
- Skype, babciu.
- Tak tak. Teraz już idź, bo będziesz zakłócać połączenie.
- Babciu.
- A negatywne wibracje wysyłane od Ciebie będą źle działać na naszą konwersacje.
- A wy się dziwicie, że tak rzadko przyjeżdżam do Krakowa.- powiedziałam wychodząc z kuchni.
- Psiakrew negatywna energia, fale, zły wpływ na konwersacje. No drama normalnie. Jakaś paranoja.
- Co negatywna energia? Jakie fale?-zaczął dopytywać się Lijewski.
- Moja kochana babcia. Stwierdziła, że będzie gadać z ciotką Haliną ja to ona określiła na "skipeju" i mam wyjść z kuchni, bo będę zakłócać połączenie i negatywne fale, które wysyłam będą źle wpływać na połączenie.-powiedziałam siadając koło Krzyśka, a oni zaczęli się śmiać jak opętani.
- Babcia jaka hipsterka teraz fale, przekazy, energia.
- W ogóle kto ją nauczył posługiwać się laptopem i zrobił konto na Skype?
- Ja.-odezwał się Dawid.- Ale umie tylko go włączyć, wyłączyć i zadzwonić do Haliny.
Zaprzestałam dalej szukaniu zajęcia i po prostu poszłam do pokoju, który zajmowałam na spółę z Krzyśkiem. Wzięłam książkę pod tytułem "Balsam dla duszy romantycznej ", którą teraz czytam i zeszłam na dół. Usiadłam jak zwykle w ostatnim czasie obok Krzyśka. Miałam dwa powody:
1. Krzysiek siedział najdalej Grześka.
2. Miał kurewsko wygodne ramie.
Chłopacy sobie gadali, a ja w spokoju czytałam. Przez pewien czas, bo potem te podstępne szatany podstępem skusiły mnie do picia alkoholu. A ja i alkohol w dużych ilościach to nigdy dobre połączenie. Chłopacy najpierw wyśmiali mnie, że czytam coś tam coś dla romantyków i, że ja jestem bardzo romantyczna i wgl ja i Krzysiek będziemy czekać on na tą "wymarzoną'', a ja na księcia z bajki. Wszystko skończyło się na tym, że chciałam jak najszybciej skończyć ten wieczór i po prostu położyć się spać w łóżku pod oknem. Chłopacy pili. Ja troszkę oszukiwałam i piłam potem pół zawartości kieliszka. Leżałam tak na ramieniu Krzyśka. Oczy mi się kleiły. Lijewski bawił się moimi włosami, jednocześnie rozmawiając z Michałem, Dawidem i Grześkiem. Co do Łomacza wieczór minął lepiej niż się spodziewałam. Pewnie to sprawa tego, że zamieniłam w nim 4 zdania i w sumie trochę specjalnie siedziałam, a potem przysypiałam na ramieniu Krzyśka. Niestety nadszedł czas gdy zachciało mi się jeść.
- Głodna jestem.
-Wiesz, która godzina?
- Po 23?-zapytałam- Mam ochotę na frytki.
-Wiesz gdzie jest zamrażarka. Frytki są w drugiej szufladzie od góry, frytkownica pod ladą. Zrób więcej to i my zjemy.- powiedział Dawid.
- No jasne samą mnie zostawcie w tej kuchni... Nie przejmujcie się mym losem.
- Ja z tobą pójdę jak tak bardzo chcesz.-powiedział Grzesiek.
Dorobiłam się...
Poszłam z nim do kuchni i wyjęłam frytki, po czym podłączyłam frytkownice.
- Co u Ciebie? Jak Osmany?
- Nie wiem co u Osmanego. Ostatnio gadaliśmy przed świętami. Jak tak bardzo chcesz usłyszeć co u niego dam Ci jego numer. Zadzwonisz i sam się dowiesz.
- Nie oto chodzi. Myślałem, że...
- Zdradziłeś mnie to od razu poleciałam do Juantoreny. Otóż nie. Zresztą teraz to nie twoja sprawa z kim jestem i co robię, nie uważasz?-zapytałam.
- Nie chcę żebyśmy stali się obcymi ludźmi.
- Trochę późno o tym myślisz. Nie uważasz?
- Oj Anka. I co teraz nawet jak mnie kiedyś gdzieś spotkasz to nie powiesz nawet cześć?
- Cześć jak najbardziej powiem. Nie będę po prostu wchodzić z tobą w dalszą dyskusje.
- Nie zabiliście się?-krzyknął Dawid z salonu.- Cicho coś u was.
- Nie.-odpowiedziałam.- Odpuść Grzesiek. Dobra?
- Ta. To ja wrócę do chłopaków.
- Tak będzie najlepiej.-powiedziałam i wrzuciłam frytki do frytkownicy.
Po paru minutach były już gotowe. Z tacą pełną frytek i ketchupem
Który trzymałam pod pachą wróciłam do salonu i zjedliśmy frytki. Potem gdy już zjadłam zadzwonił Osmany:
- Halo?
- Cześć.
- No cześć. Coś się stało, że dzwonisz tak późno?
- Jesteś sama? W pokoju?
- Nie ale i tak nas nikt nie rozumie i nie słyszy.
- Ale ja wolałbym żebyś i tak była sama.
- Dobra już wychodzę.- powiedziałam idąc do pokoju w, którym mieszkam teraz z Krzyśkiem. - Mogę już?
- Tak.-powiedziałam siadając na łóżku.
- Patrzyłem dziś rano na zdjęcia. Wiesz takie wspominki.
- Rozumiem.
- I zastanawiam się dlaczego nie jesteśmy do cholery szczęśliwi razem?
- Złożyło się na to wiele czynników.
- Są święta.
- Racja.
- Rok temu w święta byliśmy razem szczęśliwi.
- Tak. Tylko, że to było rok temu.
- I co się z nami stało?
- Nie wiem. Ty spodziewałeś się dziecka. Ja z rozpaczy znalazłam się w związku z przyjacielem. Potem przyjechałam do Włoch. Ty byłeś z Mileną, ja z Grześkiem. Potem ty zerwałeś z Mileną ja jakoś w tym samym czasie z Gregorem i ... Potem to ty poznałeś Sienit, a ja.
- A ty?
- A ja wplątałam się w dziwne gówno z Valerio po twoim wypadku. Ale to już skończone.
- Co musi się stać, żebyśmy zmądrzali?
- Nie wiem.
- Tęsknie za tobą Ania.Jak za kobietą.
- Utrudniasz.
- Ania...
- Łączą nas wspomnienia i piękne chwile. To prawda, ale niestety to tylko wspomnienia, przeszłość coś co było magiczne ale się nie powtórzy.
-Ania wszystko się może powtórzyć, odbudować. Wszystko trzeba tylko chcieć.
- Osmany tu nie chodzi o moje chcenie. Nie.... Tu bardziej chodzi o zaufanie, o bezpieczeństwo i tego typu rzeczy.
- Przecież byłaś ze mną bezpieczna.
-Byłam owszem, ale jak byłeś przy mnie. Jak szedłeś na trening zastanawiałam się czy po treningu nie poinformujesz mnie, że to nie to. My nie potrafimy stworzyć czegoś stałego, a ja w tej chwili potrzebuje mężczyzny, który w każdej sytuacji ze mną będzie.
- Ja z tobą...
- Osmany. Nie potrafię Ci zaufać. Lepiej jest żeby zostały nam piękne wspomnienia niż byśmy wszystko zniszczyli i męczyli się kolejny raz. Jesteś typem człowieka, który męczy się w stałym związku. Będzie lepiej jak będziemy kumplami.
- Może masz rację.
- Mam.
- Może... Porwałem się z motyką na słońce?
- Nie.-Uśmiechnęłam się do samej siebie.
- Niech zostanie tak jak jest skoro tak chcesz.
- Pogadamy na poważnie jak będziemy we Włoszech dobrze?
-Jasne.-odpowiedział.
- Wracaj szybko z tej Polski.
-Postaram się. - uśmiechnęłam się i rozłączyłam.
Poleżałam chwile na łóżku po czym wróciłam do chłopaków gdzie jak już wcześniej wspominałam piłam. Tylko trochę Lijeś sprawdzał moją głowę i tak ją sprawdził, że rano obudziłam się leżąc koło niego na łóżku z okropnym bólem głowy i urwanym filmem od momentu w, którym skończyłam rozmowę z Osmanym. Dobrze, że przynajmniej pamiętałam tą rozmowę z Kubańczykiem...
*
Badabum. Rozpisałabym się jak zawsze ale zaczęła się druga połowa meczu Vive z Fc Porto. Uprzedzę wasze pytania. Nie nie zmieniam tematyki bloga. Nadal to będzie zmyślone psycho opowiadanie o siatkarzach :)
Następny przy dobrych wiatrach w poniedziałek :)
-A to kiedy z nią jedziesz? -
Na ferie.
- Ferie... Jak ja dawno ferii nie miałam.
-Hahaha. Życie bywa niesprawiedliwe. Za to grasz z orzełkiem na piersi.
-No... Nie narzekam. Chociaż ferie też fajna rzecz. A u Ciebie ile trwają ferie?
-Wiesz. Przeważnie miesiąc jest wolnego i cały styczeń nie chodzimy ale, klasy maturalne mają jeszcze inaczej i mają tylko dwa tygodnie w styczniu wolnego i naszej szkole wypadło od 11 do 27. Znaczy tak naprawdę to ferie zaczynają się 13 ale 11 idziemy już ostatni dzień.
-Kumam.-uśmiechnął się
-No a MŚ od kiedy do kiedy są?
- Od 12 do 29 bodajże.
- Fajnie. Medalu życzę.
- Będziemy się bić o najwyższe cele
. - A spróbujcie tylko nie to wam nakopie i znajdę was w tej Hiszpanii.
- Ja się nawet nie będę zbytnio ukrywać.-powiedział.
- To dobrze.-odpowiedziałam.
- Przed takimi kobietami jak ty się nie ukrywam nigdy.- puścił mi oczko, a ja zaczęłam się śmiać.
- Oj Krzysiu, Krzysiu. Lubię Cię. Zabawny jesteś.
-Prawdę mowie.
- Wiesz mam takie dziwne uczucie nieufności co do Ciebie. Może to trochę przez tą twoją ksywę albo przez tą twoją pewność siebie. Lubię Cię ale nurtuje mnie, że nie mogę Cię rozgryźć.
-No bo ja jestem skomplikowaną osobą.
- Zauważyłam. Wracajmy.- powiedziałam.
- Wiesz może jestem dla Ciebie skomplikowany, bo dopiero co mnie poznałaś, ale wiesz co.? Kręci mnie to, że jestem dla Ciebie intrygujący.
- Nie powiedziałam, że jesteś intrygujący.
- Ale widzę, że Cię intryguję.
- Bardziej niż ty intryguje mnie twoja ksywa. Nie wyglądasz na takiego chłopaka, który...
- Pozory podobno mylą.- znów puścił mi oczko i otworzył bramę.
- Podobno istnieją wyjątki.-powiedziałam.
-Uważasz, że jestem wyjątkiem?
- Tego nie powiedziałam.-uśmiechnęłam się i weszłam do domu.
Rozebraliśmy się z Krzyśkiem i poszliśmy do pokoju Michała:
- A was gdzie wywiało? Ty miałeś iść tylko po Ankę, a z pół godziny was nie było.
- Anka wyciągnęła mnie na spacer.
- Tak. Od razu wszystko co najgorsze ja. Powiedziałam tylko, że idę się przejść. To ty się wepchałeś i poszedłeś, ze mną.
- Dobra nie ważne. Zaczynajmy.
- Nie mam szczęścia w kartach. Zawsze przegrywam.
- Za to Krzysiu wszystkich ogrywa.- powiedział Dawid wyraźnie niezadowolony.
Po godzinie grania gdzie ja z Krzyśkiem równo przegrywaliśmy i dawaliśmy się ogrywać Dawidowi i Michałowi na przemian poszliśmy na obiad. siedziałam przy stole między Dawidem, a dziadkiem. Przede mną siedziała babcia, po jej prawej stronie Michał, po lewej Lijeś, wujek i ciocia.
Gdy jadłam sobie pierożka z wigilii, bo nie miałam ochoty na nic mięsnego babcia zaczęła:
-Ania skarbie, a kiedy ten twój Grzesiu przyjedzie?
Dawid śmiał się jak opętany, a ja krztusiłam się kawałkiem pieroga, który utknął mi w przełyku i nie mogłam wydusić przez chwilę słowa. Gdy sytuacja się opanowała rozejrzałam się wokół siebie poszukując ratunku,ale nigdzie go nie dostrzegłam więc zaczęłam:
-Babciu,ale my....Z Grześkiem już nie jesteśmy razem.
-Nie,a to co się stało?
-A wiesz babcia... Wyjechał do Jastrzębia,bo podpisał tam kontrakt. Spotkał swoją byłą i mnie zdradził.-powiedziałam bez żadnych emocji bawiąc się i wbijając w pieroga widelec.
-Ojej...Kochanieńka,a dawno to było?
-W październiku albo listopadzie jakoś. Nie wiem...Nie ważne. Nie chcę gadać o nim... Są święta. Nie będę sobie zaprzątać głowy jego osobą.-udałam, że nie wiem kiedy to dokładnie się stało, ale tak naprawdę dokładnie pamiętałam tą datę.
-Ale córuś...-jęknęła babcia-Są święta trzeba się jednoczyć.
-Z niektórymi osobami to nawet niewskazane się jednoczyć więc odpuszczę babcia.
-Ale...
-Skończmy ten temat babciu.
-Wiecie co, a mi to ten Grzesiek nigdy nie pasował.-zaczął dziadek.
-Nieee........-jęknęłam cicho.
-Masz rację coś w tym chłopaku było nie tak.-powiedziała babcia.
-On cały jest nie tak. Erotoman za.....-chciałam dokończyć wiązankę słów na temat Łomacza ale Dawid wszedł mi w paradę.
-A ja go lubię i zaprosiłem go dziś na wieczór.
-Co!?!?!-wydarłam się na niego.
-No nie wiedziałem, że Cię zdradził jasne.
-Ale wiedziałeś, że już nie jesteśmy razem.
-Ale myślałem, że to jakaś drobnostka i do siebie wrócicie.
-Błagam Cię....Nie myśl już więcej.-powiedziałam chowając twarz w dłoniach.
-Ej a co to za Grzesiek w ogóle?-zapytał się Michał.
-Jej były. Wiesz. No ten rozgrywający.... Emm...Łuman, Łomak nie chwilę to nie tak... O już wiem ! Łomacz!
-Czeka Cię powolna śmierć ty mała blond gnido.-powiedziałam.
-Wiesz raczej nie będziesz mnie miała czasu zabić.
-Bo?
-Będzie tu o 6.
Spojrzałam machinalnie na zegarek, żeby odczytać godzinę.
-Zabije was oboje w trakcie jego wizyty.-uśmiechnęłam się sztucznie do Dawida wiedząc, że za 40 minut zobaczę Grześka.- Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu.
-Dobra nie czas na takie rozmowy pogadajmy o czymś przyjemniejszym- ucięła temat ciocia, a każdy powrócił do spożywania posiłku.
20 minut później siedziałam z chłopakami w salonie. Michał i Dawid napierdalali w Fifę 13,a ja siedziałam oparta o ramię Krzyśka i słuchaliśmy Depeche Mode na moich słuchawkach. Usłyszeliśmy dźwięk dzwonka do drzwi:
-Aniu otworzysz to do Ciebie?-zaśmiał się Dawid,a ja rzuciłam w niego poduszką.
-Zabiję Cię.... Ciekawe czy dostałabym za takiego jak ty 25 czy dożywocie? Zdecydowanie 25.-zapytałam sama siebie i odpowiedziałam na to pytanie podnosząc się i idąc do drzwi.
Otworzyłam nie patrząc przez wizjer:
-Cześć.-zaczęłam.
-Cześć,Ania. Miło Cię widzieć.
-Ta...Ciebie...Skłamałabym mówiąc, że cieszę się z twojej wizyty. Jesteśmy w salonie. Rozbierz się i chodź.
-Okey.- powiedział brunet zdejmując kurtkę i idąc za mną do salonu. Przywitał się z Dawidem jak ze swoim najlepszym przyjacielem, potem zapoznał się z Michałem, a ja w tym czasie znów usiadłam koło Krzyśka wzięłam jedną słuchawkę i z powrotem zaczęłam słuchać z Krzysiem Depeche Mode leżąc i opierając się tyłem głowy o ramie Lijesia. Gdy Grzesiek skończył rozmowę z Michałem spojrzał w stronę kanapy i podszedł do nas podając rękę Lijewskiemu:
- Cześć Grzesiek.- powiedział Łomacz.
- Krzysiek.- odpowiedział wyjmując słuchawkę z ucha i wstając z czego nie byłam zadowolona, bo straciłam swoją poduszkę. Chłopacy siedzieli i wyjęli alkohole gadając o innych dziwnych rzeczach. Ja szukałam tylko jakiegoś zajęcia dla siebie i pytałam każdego kto przechodził czy mu w czymś pomóc:
- Dziadziuś?
- Co Anulka?-odpowiedział wchodząc na pierwszy schodek.
- Zagramy razem może w szachy?
- Teraz to nie kochanie, bo zaraz mi się czerwony orzeł zaczyna.-powiedział i szybko wszedł po schodach.
-Paranoja...Mój własny dziadek wystawił mnie dla czerwonego orła.
- Czerwony Orzeł nie jest zły. Ostatnio oglądałem z dziadkiem jeden odcinek. Wciągający serial.
-Idę do babci. Może ona mnie przygarnie. - powiedziałam wychodząc z pokoju.
Poszłam do kuchni gdzie babcia włączała laptopa i zapytałam się:
- Pomóc Ci?-zapytałam się.
- Nie córuś. Tylko mi się nie kręć teraz po kuchni, bo będę z ciocią Halinką rozmawiać na tym... No... Skipeju.
- Skype, babciu.
- Tak tak. Teraz już idź, bo będziesz zakłócać połączenie.
- Babciu.
- A negatywne wibracje wysyłane od Ciebie będą źle działać na naszą konwersacje.
- A wy się dziwicie, że tak rzadko przyjeżdżam do Krakowa.- powiedziałam wychodząc z kuchni.
- Psiakrew negatywna energia, fale, zły wpływ na konwersacje. No drama normalnie. Jakaś paranoja.
- Co negatywna energia? Jakie fale?-zaczął dopytywać się Lijewski.
- Moja kochana babcia. Stwierdziła, że będzie gadać z ciotką Haliną ja to ona określiła na "skipeju" i mam wyjść z kuchni, bo będę zakłócać połączenie i negatywne fale, które wysyłam będą źle wpływać na połączenie.-powiedziałam siadając koło Krzyśka, a oni zaczęli się śmiać jak opętani.
- Babcia jaka hipsterka teraz fale, przekazy, energia.
- W ogóle kto ją nauczył posługiwać się laptopem i zrobił konto na Skype?
- Ja.-odezwał się Dawid.- Ale umie tylko go włączyć, wyłączyć i zadzwonić do Haliny.
Zaprzestałam dalej szukaniu zajęcia i po prostu poszłam do pokoju, który zajmowałam na spółę z Krzyśkiem. Wzięłam książkę pod tytułem "Balsam dla duszy romantycznej ", którą teraz czytam i zeszłam na dół. Usiadłam jak zwykle w ostatnim czasie obok Krzyśka. Miałam dwa powody:
1. Krzysiek siedział najdalej Grześka.
2. Miał kurewsko wygodne ramie.
Chłopacy sobie gadali, a ja w spokoju czytałam. Przez pewien czas, bo potem te podstępne szatany podstępem skusiły mnie do picia alkoholu. A ja i alkohol w dużych ilościach to nigdy dobre połączenie. Chłopacy najpierw wyśmiali mnie, że czytam coś tam coś dla romantyków i, że ja jestem bardzo romantyczna i wgl ja i Krzysiek będziemy czekać on na tą "wymarzoną'', a ja na księcia z bajki. Wszystko skończyło się na tym, że chciałam jak najszybciej skończyć ten wieczór i po prostu położyć się spać w łóżku pod oknem. Chłopacy pili. Ja troszkę oszukiwałam i piłam potem pół zawartości kieliszka. Leżałam tak na ramieniu Krzyśka. Oczy mi się kleiły. Lijewski bawił się moimi włosami, jednocześnie rozmawiając z Michałem, Dawidem i Grześkiem. Co do Łomacza wieczór minął lepiej niż się spodziewałam. Pewnie to sprawa tego, że zamieniłam w nim 4 zdania i w sumie trochę specjalnie siedziałam, a potem przysypiałam na ramieniu Krzyśka. Niestety nadszedł czas gdy zachciało mi się jeść.
- Głodna jestem.
-Wiesz, która godzina?
- Po 23?-zapytałam- Mam ochotę na frytki.
-Wiesz gdzie jest zamrażarka. Frytki są w drugiej szufladzie od góry, frytkownica pod ladą. Zrób więcej to i my zjemy.- powiedział Dawid.
- No jasne samą mnie zostawcie w tej kuchni... Nie przejmujcie się mym losem.
- Ja z tobą pójdę jak tak bardzo chcesz.-powiedział Grzesiek.
Dorobiłam się...
Poszłam z nim do kuchni i wyjęłam frytki, po czym podłączyłam frytkownice.
- Co u Ciebie? Jak Osmany?
- Nie wiem co u Osmanego. Ostatnio gadaliśmy przed świętami. Jak tak bardzo chcesz usłyszeć co u niego dam Ci jego numer. Zadzwonisz i sam się dowiesz.
- Nie oto chodzi. Myślałem, że...
- Zdradziłeś mnie to od razu poleciałam do Juantoreny. Otóż nie. Zresztą teraz to nie twoja sprawa z kim jestem i co robię, nie uważasz?-zapytałam.
- Nie chcę żebyśmy stali się obcymi ludźmi.
- Trochę późno o tym myślisz. Nie uważasz?
- Oj Anka. I co teraz nawet jak mnie kiedyś gdzieś spotkasz to nie powiesz nawet cześć?
- Cześć jak najbardziej powiem. Nie będę po prostu wchodzić z tobą w dalszą dyskusje.
- Nie zabiliście się?-krzyknął Dawid z salonu.- Cicho coś u was.
- Nie.-odpowiedziałam.- Odpuść Grzesiek. Dobra?
- Ta. To ja wrócę do chłopaków.
- Tak będzie najlepiej.-powiedziałam i wrzuciłam frytki do frytkownicy.
Po paru minutach były już gotowe. Z tacą pełną frytek i ketchupem
Który trzymałam pod pachą wróciłam do salonu i zjedliśmy frytki. Potem gdy już zjadłam zadzwonił Osmany:
- Halo?
- Cześć.
- No cześć. Coś się stało, że dzwonisz tak późno?
- Jesteś sama? W pokoju?
- Nie ale i tak nas nikt nie rozumie i nie słyszy.
- Ale ja wolałbym żebyś i tak była sama.
- Dobra już wychodzę.- powiedziałam idąc do pokoju w, którym mieszkam teraz z Krzyśkiem. - Mogę już?
- Tak.-powiedziałam siadając na łóżku.
- Patrzyłem dziś rano na zdjęcia. Wiesz takie wspominki.
- Rozumiem.
- I zastanawiam się dlaczego nie jesteśmy do cholery szczęśliwi razem?
- Złożyło się na to wiele czynników.
- Są święta.
- Racja.
- Rok temu w święta byliśmy razem szczęśliwi.
- Tak. Tylko, że to było rok temu.
- I co się z nami stało?
- Nie wiem. Ty spodziewałeś się dziecka. Ja z rozpaczy znalazłam się w związku z przyjacielem. Potem przyjechałam do Włoch. Ty byłeś z Mileną, ja z Grześkiem. Potem ty zerwałeś z Mileną ja jakoś w tym samym czasie z Gregorem i ... Potem to ty poznałeś Sienit, a ja.
- A ty?
- A ja wplątałam się w dziwne gówno z Valerio po twoim wypadku. Ale to już skończone.
- Co musi się stać, żebyśmy zmądrzali?
- Nie wiem.
- Tęsknie za tobą Ania.Jak za kobietą.
- Utrudniasz.
- Ania...
- Łączą nas wspomnienia i piękne chwile. To prawda, ale niestety to tylko wspomnienia, przeszłość coś co było magiczne ale się nie powtórzy.
-Ania wszystko się może powtórzyć, odbudować. Wszystko trzeba tylko chcieć.
- Osmany tu nie chodzi o moje chcenie. Nie.... Tu bardziej chodzi o zaufanie, o bezpieczeństwo i tego typu rzeczy.
- Przecież byłaś ze mną bezpieczna.
-Byłam owszem, ale jak byłeś przy mnie. Jak szedłeś na trening zastanawiałam się czy po treningu nie poinformujesz mnie, że to nie to. My nie potrafimy stworzyć czegoś stałego, a ja w tej chwili potrzebuje mężczyzny, który w każdej sytuacji ze mną będzie.
- Ja z tobą...
- Osmany. Nie potrafię Ci zaufać. Lepiej jest żeby zostały nam piękne wspomnienia niż byśmy wszystko zniszczyli i męczyli się kolejny raz. Jesteś typem człowieka, który męczy się w stałym związku. Będzie lepiej jak będziemy kumplami.
- Może masz rację.
- Mam.
- Może... Porwałem się z motyką na słońce?
- Nie.-Uśmiechnęłam się do samej siebie.
- Niech zostanie tak jak jest skoro tak chcesz.
- Pogadamy na poważnie jak będziemy we Włoszech dobrze?
-Jasne.-odpowiedział.
- Wracaj szybko z tej Polski.
-Postaram się. - uśmiechnęłam się i rozłączyłam.
Poleżałam chwile na łóżku po czym wróciłam do chłopaków gdzie jak już wcześniej wspominałam piłam. Tylko trochę Lijeś sprawdzał moją głowę i tak ją sprawdził, że rano obudziłam się leżąc koło niego na łóżku z okropnym bólem głowy i urwanym filmem od momentu w, którym skończyłam rozmowę z Osmanym. Dobrze, że przynajmniej pamiętałam tą rozmowę z Kubańczykiem...
*
Badabum. Rozpisałabym się jak zawsze ale zaczęła się druga połowa meczu Vive z Fc Porto. Uprzedzę wasze pytania. Nie nie zmieniam tematyki bloga. Nadal to będzie zmyślone psycho opowiadanie o siatkarzach :)
Następny przy dobrych wiatrach w poniedziałek :)
piątek, 31 stycznia 2014
Rozdział 80
Rok temu nie przejęłabym się tym ale...teraz nauczona przez
los nie mogę przełamać się jeśli chodzi o mężczyzn. Usnęłam dopiero około 5. O 8 do pokoju
wleciał Michał z Dawidem i zaczęli krzyczeć:
-A co tu się dzieje?-zaczął krzyczeć Michał
- Co tu było?-zawtórował mu Dawid.
-Pęto czy ty...- chciał się wydrzeć na niego Michał.
- Zamknijcie się.-jęknęłam. - To była najgorsza noc w moim
życiu.
- O czyżby Pęto się nie spisał?
-Zamknijcie się...-powiedział Krzysiek przecierając oczy.
-To wytłumaczysz mi co robisz z moją siostrą w jednym łóżku?
- Śpię.- powiedział wstając.
- W samych bokserkach?
- Stary przecież wiesz, że zawsze tak śpię.
- To jak znaleźliście się w jednym łóżku?-dopytywał się
Dawid.
-Bo najpierw przepaliła się żarówka.
- Najpierw zająłeś moje łóżko koło okna.
- Potem burza.-kontynuował- Jeszcze ta zaczęła skiełczeć, że
boi się duchów.
- No to się zlitowałem i poszedłem do niej, żeby się nie
bała.
- O nic Cię nie prosiłam. Sam wepchałeś się do mojego
łóżka.- fuknęłam.
-Ale między wami...
- Ja rozumiem. Jego możesz oskarżać o takie rzeczy, bo w
końcu ma taką ksywę jaką ma, ale... mnie?
- Ej...- jęknął Lijewski.
Po całej dyskusji poszłam ogarnąć się do łazienki.
Zjadłam z chłopakami jajecznice usmażoną przez babcie, a
potem dalej się ogarnęłam i poszłam do salonu. Włączyłam swojego laptopa i założyłam
słuchawki na uszy. Popisałam na fejsie z Aśką i poskarżyłam się na chłopaków
potem pisałam z Wroną, a gdy już skończyłam zadzwoniłam do rodziców. Pogadałam z nimi, a potem zadzwoniłam do
Osmanego. Okazało się, że u nas są jeszcze Elena, Matej i Wiktorija (siostra
Mateja.), i że ten świetnie się bawi w jej towarzystwie.
Zabolało. Znowu...Nawet nie wiem czemu. Jesteśmy przyjaciółmi
i miałam wrażenie, że mu na mnie zależy, a z kolejną jego nową miłością czuję
się coraz gorzej. Puściłam sobie moją ulubioną piosenkę U2 i leżałam na kanapie
zwinięta w kłębuszek, a w uszach miałam słuchawki. Do pokoju nagle wpadł Dawid
z Krzyśkiem.
-Grasz w karty?
- Nie. Zmęczona jestem doła mam. Chyba idę się przejść.
- Idę z tobą. Samej Cię nie puszcze i muszę trochę Krakowa zwiedzić i poprzypominać sobie co gdzie jest. - Jak tam chcesz.-powiedziałam i wstałam z kanapy.
Poszliśmy się ubrać, potem ciocia jeszcze krzyknęła przez okno żebyśmy wrócili na 13, bo obiad i ruszyliśmy w stronę rynku. Panowała cisza, która mnie krępowała:
- To długo znasz się z Michasiem?-zapytałam, żeby rozbudzić jakąkolwiek konwersacje.
- Od 4 klasy podstawówki.
- Długo.-uśmiechnęłam się.
- No, a ty często przyjeżdżasz do Krakowa?
- Znaczy jak byłam mniejsza to wiesz byłam tu na okrągło i grałam z Michałem i Dawidem w ręczną, a potem moje życie się skomplikowało i jestem tu rzadziej.
- Rozumiem. A tam w tej odległej Italii? Masz kogoś?
- Nie... Wiesz może i jestem młoda, ale życie w tych miłosnych sprawach mnie nie oszczędza. Wiesz niby potem wszystko każdemu wybaczam, bo taka jestem, ale potem taka rysa potężna na sercu pozostaje.-odpowiedziałam
.- A ty?
- No ja już mówiłem. Szukam tej jedynej tylko czasem mam wrażenie, że przez własną głupotę jej jeszcze nie znalazłem, bo czasem lubię wykorzystać trochę kobiety.
- Nie powinnam tego popierać, ale kobiety często robią to samo. A wracając do tej wymarzonej. Ja wierze, że gdzieś tam kiedyś ktoś nasz los zaplanował i jak mamy z kimś być to niestety, a czasami stety nie ominie nas to za żadne skarby świata.
- Trochę w tym racji jest. Lubie Cie.
- Ja Ciebie też, ale dzisiaj ja śpię pod oknem.
-O nie. Miejsca Ci nie oddam. -Ale dzisiaj i tak spałeś na tym pod ścianą.
-No to własnie teraz chce na tym pod oknem.
- Znów będę się bała...
- Dobra oddam Ci ¼ mojego łóżka.
- Ale ja chce sama spać.
- O całym łóżku możesz tylko pomarzyć.
-Dobra zadowolę się tym co mi dasz.
-Grasz w karty?
- Nie. Zmęczona jestem doła mam. Chyba idę się przejść.
- Idę z tobą. Samej Cię nie puszcze i muszę trochę Krakowa zwiedzić i poprzypominać sobie co gdzie jest. - Jak tam chcesz.-powiedziałam i wstałam z kanapy.
Poszliśmy się ubrać, potem ciocia jeszcze krzyknęła przez okno żebyśmy wrócili na 13, bo obiad i ruszyliśmy w stronę rynku. Panowała cisza, która mnie krępowała:
- To długo znasz się z Michasiem?-zapytałam, żeby rozbudzić jakąkolwiek konwersacje.
- Od 4 klasy podstawówki.
- Długo.-uśmiechnęłam się.
- No, a ty często przyjeżdżasz do Krakowa?
- Znaczy jak byłam mniejsza to wiesz byłam tu na okrągło i grałam z Michałem i Dawidem w ręczną, a potem moje życie się skomplikowało i jestem tu rzadziej.
- Rozumiem. A tam w tej odległej Italii? Masz kogoś?
- Nie... Wiesz może i jestem młoda, ale życie w tych miłosnych sprawach mnie nie oszczędza. Wiesz niby potem wszystko każdemu wybaczam, bo taka jestem, ale potem taka rysa potężna na sercu pozostaje.-odpowiedziałam
.- A ty?
- No ja już mówiłem. Szukam tej jedynej tylko czasem mam wrażenie, że przez własną głupotę jej jeszcze nie znalazłem, bo czasem lubię wykorzystać trochę kobiety.
- Nie powinnam tego popierać, ale kobiety często robią to samo. A wracając do tej wymarzonej. Ja wierze, że gdzieś tam kiedyś ktoś nasz los zaplanował i jak mamy z kimś być to niestety, a czasami stety nie ominie nas to za żadne skarby świata.
- Trochę w tym racji jest. Lubie Cie.
- Ja Ciebie też, ale dzisiaj ja śpię pod oknem.
-O nie. Miejsca Ci nie oddam. -Ale dzisiaj i tak spałeś na tym pod ścianą.
-No to własnie teraz chce na tym pod oknem.
- Znów będę się bała...
- Dobra oddam Ci ¼ mojego łóżka.
- Ale ja chce sama spać.
- O całym łóżku możesz tylko pomarzyć.
-Dobra zadowolę się tym co mi dasz.
-Dziwnie to zabrzmiało.-zaczęliśmy się śmiać.
-Tak to prawda.-uśmiechnęłam się.
-Magiczne miejsce.
-Potwierdzam info. Ogólnie to chyba będę studiować tutaj.
-W Krakowie?
-No. Wynajmę sobie małe mieszkanko. Zacznę jakiś fajny
kierunek i zobaczymy. Nie wybiegam w przyszłość.
-A w ferie co robisz?
*
Rozdział jest. Wymęczony i krótki... Wiem sorry. Postaram się w najbliższym czasie poprawić i dodać coś długiego.
Piszcie w komentarzach, bo lubię jak to robicie i jest mi cholernie miło :)
piątek, 24 stycznia 2014
Rozdział 79
O 19 wychodziłam już z lotniska z Dawidem. Cieszyłam się, że
święta spędzę w Krakowie. Dojechaliśmy do domu. Przywitałam się z ciotką,
wujkiem i dziadkami po czym podzieliliśmy się opłatkiem i usiedliśmy do
kolacji.
Dużo gadaliśmy o Michale. Starszym bracie Dawida, który nie
pojawił się na mojej osiemnastce, bo grał wtedy mecz w Kielcach razem ze swoim
zespołem Vive. Nie widziałam go już z 3 lata ale byłam z niego dumna. Czasem
nawet oglądałam jakieś jego mecze ale głównie to w reprezentacji.
-Michaś przyjedzie jutro. Jak fajnie, że rodzina w komplecie
prawie będzie. Trochę szkoda, że Waldek i Gosia nie mogli przyjechać ale
przynajmniej Michałek i Ania będą.-powiedział dziadek.
- Nie zapominaj, że Michałek przyjedzie z kolegą.
- To Michałek nie lubi już dziewczyn?-zapytał dziadek, a ja
zaczęłam się krztusić kawałkiem pieroga.
- Lubi... Lubi dziadek tylko tego kolegi rodzice pojechali
do jego brata do Hamburga, a on zaraz musiałby wracać i po prostu by mu się nie
opłacało.
-Tak wgl to kto to jest?-zapytałam się.
- Krzysiek Lijewski.
-Co?!- zaczęłam krztusić się wodą.
- No Lijeś. Ten Lijewski co powiedziałaś, że kiedyś łysieje.
- Wiem, który to.
- No bo powiedziałaś, że to najprzystojniejszy polski
szczypiornista pomimo tego, że ma zakola.- podśmiewywał się Dawid.
- No, bo jest przystojny.
-Widzisz i teraz możesz mu to powiedzieć osobiście.
- No na pewno... Piśniesz tylko słowo, a na facebooku
napiszę co zrobiłeś z miśkiem Doroty w przedszkolu i czemu stał się mokry.- na
samo wspomnienie każdy zaczął się śmiać.
- Dobra póki co pokój- powiedział, a my usłyszeliśmy jak
drzwi od domu się otwierają.
- Oho... Mamy niezapowiedzianych gości.- powiedziała ciocia
i wstała od stołu.
Wujek i babcia poszli za nią, a my siedzieliśmy z dziadkiem
i Dawidem i naśmiewaliśmy się z jego przedszkolnych przygód, które przechodziły
po woli do historii naszego rodu.
Nagle usłyszałam głos Michała:
- Gdzie jest ta mała...
- Michaś!- poszłam w stronę korytarza i się do niego
przytuliłam.
- 3 i pół roku mendo nie mogłaś się wybrać do Krk. Tylko pod
ścianą trzeba Cię postawić.
- A ty ile w Bełchatowie nie byłeś.? Co?
- Potem się rozliczymy.- powiedział i wypuścił mnie z objęć,
a sam udał się do dziadka.
Ja za to podeszłam do jego kolegi i przywitałam się:
-Hej Ania jestem.
- Cześć, Krzysiek. - powiedział brunet podając mi rękę.
- Witamy w Krakowie.-uśmiechnęłam się.
- Chyba tobie też bym mógł to powiedzieć, bo z tego co
słyszałem dawno nie wpadałaś w rodzinne strony.
- Zgadza się, ale teraz będę tu tyle, że przez następne 5 lat będą mieli mnie dość.-
zaśmiałam się.
- Chodźcie chłopcy do stołu. Dopóki wszystko gorące.
Ja się tylko odwróciłam i z powrotem poszłam do jadalni i
zajęłam swoje miejsce. Obok mnie siedział dziadek, a z prawej strony Krzysiek.
Kolacja minęła nam spokojnie. Było mnóstwo śmiechu. Chłopacy
z dziadkiem i wujkiem wypili parę kieliszków. Dziadek mnie nawet nakłaniał,
żebym też z nimi wypiła ale ja nie miałam najmniejszej ochoty, bo od jakiegoś
czasu wcale do alkoholu mnie nie ciągnęło i stałam się abstynentką. Po kolacji
zwinęłam się z chłopakami do salonu i tam gadaliśmy:
-Jak tam w twojej Italii?
- Żadnej mojej. Moja
to Polska jest
. W Italii chyba dobrze... Chociaż czekam tyko, żeby napisać
maturę i przenieść się do Polski. A tobie jak w Kielcach, Michałku??
- Dobrze. Fajne miasto. Godzina drogi od domu. Miło się gra.
Chłopacy są świetni. Dziewczyny mogą być.
- E... Nic nadzwyczajnego z tymi dziewczynami- powiedział
Lijewski.
- Bo ty oczekujesz nie wiadomo czego.- westchnął Michał.
- Ja po prostu czekam na tą wymarzoną.- westchnął Krzysiek.
- To dobie
poczekasz.-jęknęli na raz Dawid i Michał.
- Ale wy jesteście podli w stosunku do niego! Biedaczek. Że
ty też wytrzymujesz z moim kochanym braciszkiem ciotecznym.
- Oj cicho, Anka.
- Nie ty bądź cicho. To, że ty nie wierzysz w to, że prędzej
czy później spotykamy dla siebie drugą idealną połówkę to twoja sprawa Michał.
Ja na przykład w to wierzę i, że Krzysiek też woli poszukać tej swojej
wymarzonej i poczekać dłużej niż być w nieszczęśliwym związku. To jego sprawa,
a ty nie naśmiewaj się z jego punktu widzenia, bo każdy ma prawo do własnego
zdania.
- Wyrobiłaś się w tej Italii.
- Życie mnie wyrobiło.- powiedziałam.
- A wiecie co... Czekajcie sobie razem na te drugie
wymarzone połówki. Powodzenia.
- A właśnie będziemy sobie czekać.
- Pamiętajcie, że czekanie wam nie służy. Tobie już Krzysiu
tym bardziej, bo Anka to młoda jeszcze.
- Prawda Krzysiu... Czas działa na nie twoją korzyść. Łysiec
zaczynasz.- zaśmiał się Dawid.
- Zamknij się.- warknął Krzysiek.
- Ale patrz. Na przykład taka Ania zauważyła już rok temu,
że łysiejesz ale i tak jesteś najprzystojniejszym polskim szczypiornistą.
- Eeej! To chwyt poniżej pasa. Ja to dawno już
powiedziałam...
- No teraz to się usprawiedliwiaj.-powiedział Dawid.
- Teraz przygotuj się, że wszyscy twoi znajomi dowiedzą się
co się stało z pluszakiem Doroty.-powiedziałam pisząc o tym post na facebooku.
- O nie!- rzucili się na mnie moi kuzyni, a Lijek próbował
ich odciągnąć.
Dawid wyrwał mi telefon. Lijek go przechwycił i mi go podał,
a ja ledwo wystukałam 3 słowa, a Michał wyrwał mi mojego BlackBerry. Usunął
post i zaczął przeglądać moje sms'y.
- Rozumiesz coś?- zakpiłam z niego.
- Nie.-odpowiedział zamyślony.- Ale widzę z kim piszesz.
Strasznie dużo piszesz z jakimś Osmanym. Nowa miłość?
- Z nim. A w życiu.- wygięłam usta w dziwnym grymasie.
- To po co z nim piszesz?
- Byłam jego opiekunką jak leżał w szpitalu po wypadku.
- O... A tu mam coś po polsku. O mam smsy jak pisałaś z
Aśką. Zacytuje was. Bo ciekawa ta rozmowa.
-Nie Michał. To moja prywatna rozmowa. Zostaw... to między
mną, a nią. Ta rozmowa nie może ujrzeć światła dziennego. Nie
możecie...-próbowałam mu wyrwać telefon.
- Asia: Mnie i tamtego dzieli tylko 11 lat i 43 cm wzrostu.
Rzeczywiście mało.
Ty: No to mnie i tego drugiego dzieli tylko 16 lat i 28 cm
wzrostu. Kuźwa.... Drama. Jakby mu pierwszy numerek wyszedł to mogłabym być
jego córką. Rozpacz. Za to mnie i mojej największą platoniczna miłość dzieli
tylko 7 lat i 14 cm! Taak!
- Dobra starczy już.- powiedział Krzysiek wyrywając mój
telefon z rąk szczypiornisty i oddając go mi.
- Dziękuje. Niestety Ci dwaj nie wiedzą co to prywatna
rozmowa.
Nagle do pokoju wpadła ciocia:
- My idziemy na Pastorałkę. Wrócimy po. Aniu zaopiekuj się
nimi bo oni w tym stanie nie pójdą, a ty pewnie też jesteś zmęczona po podróży.
- Ciociu... To są dwaj dorośli mężczyźni i... Dawid. Oni nie
potrzebują opieki.- powiedziałam.
- Eeej.- wydarł się Dawid.
- Nie spalcie domu. Pa- powiedziała ciocia i juz jej nie
było.
Tak jak wujka i dziadków.
-Dobra chłopcy. Idę się ogarnąć i spać.
- Jest po 22.
- Ale jestem zmęczona lotem.-powiedziałam i wzięłam swoją
bluzę.- Narka- rzuciłam wychodząc.
Poszłam do gościnnego, podłączyłam telefon do ładowania i
zdecydowałam się zająć łóżko koło okna, bo była możliwość zajęcia łóżka przy ścianie.
Potem poszłam do łazienki i jak to ja ciapa zapomniałam
pidżam. Owinięta w ręcznik, który umówmy się dużo nie zasłaniał poszłam do
swojego pokoju. Tam na moim łóżku leżał Lijewski, który bawił się moim
telefonem. Nagle oderwał wzrok od ekranu telefonu i powiedział szczerząc się:
-Cześć współlokatorko.
-Em...Cześć. Co ty tu robisz?
- Będę spać.
-Ale jak...
-No normalnie. To jest pokój gościnny. Są dwa łóżka. Więc
chyba normalnie, bo ja też jestem gościem w tym domu jak ty.
-A....Sorry. Lekko rozjebałam się w akcji. Faktów nie
skojarzyłam i ogółem...Ten...To moje łóżko...
-Nie jest podpisane.-wzruszył ramionami.
-Ale tu była moja torba i telefon i przygotowane pidżamy.
-Mówisz o rzeczach, które leżą na łóżku pod ścianą?-zapytał
się pokazując na nie palcem.
-Ale....Przestawiłeś je.
-Ja skądże.-powiedział śmiejąc się, a ja zbluzgałam go w
myślach. Chwyciłam swoje pidżamy i ruszyłam z powrotem do łazienki, bo przecież
nie będę stała nadal przed nim jak debilka w samym ręczniku.
Gdy już się przebrałam wróciłam do pokoju. Tam już Lijewski
leżał w samych bokserkach:
-Skończyłaś?
-Ta.
-To dobrze. Teraz moja kolej.-powiedział i wszedł do
łazienki.
Nie miałabym nic do niego i o jacie. Przecież w normalnych
okolicznościach to ja bym skakała z radości, że rozmawiam z takim Lijewskim ale
zabrał mi łóżko na, którym zawsze śpię. Nie wiem czemu ale w tym domu jeżeli
nie mam łóżka od okna nie potrafię zasnąć. Po jakimś czasie z łazienki w samym
ręczniku opasanym przewieszonym wokół bioder wyszedł Lijewski. Wziął ze swojej
walizki jakąś rzecz zgaduję, że bokserki i z powrotem wrócił do łazienki.
-Śpisz?-zapytał się.
-Nie.-odpowiedziałam, a ten położył się do łóżka i zgasił
światło.
Ja, że miałam drugi włącznik światła koło łóżka od razu je
zapaliłam.
On je zgasił, ja zapaliłam, on je zgasił, a ja znów
włączyłam i tak jeszcze 6 razy.
-Dobrze ty się czujesz?-zapytał ziewając Krzysiek.
-Bardzo.
-To czemu ty to ciągle zapalasz?
-Bo śpię zawsze przy zapalonej lampce.
-A ja śpię zawsze przy zgaszonym świetle.-powiedział gasząc
je.
-No to masz problem.-zapaliłam je.
-Nie ty masz problem, bo ono będzie zgaszone.-powiedział.
-Nie byłabym tego taka pewna.-zapaliłam je.
-Dziewczyno...Na czym polega twój problem? -wstał z łóżka.
-Na tym, że zająłeś moje łóżko i teraz gasisz mi
światło.-powiedziałam przekręcając się na plecy i patrząc na niego.
-Czy przeszkadza Ci to aż tak bardzo, że utrudniasz tym tak
bardzo moje życie i nie pozwalasz mojemu organizmowi się zregenerować?
-Hmmm...Pomyślmy.. Tak.-odpowiedziałam.
-Wyjaśnisz mi dlaczego?-zapytał się.
-Nie.-odpowiedziałam i przekręciłam się do ściany.
-Ee...Czemu?-zapytał się już całkiem zbity z tropu.
-Bo nie mam ochoty rozkładać komuś takiemu jak ty co i jak
to się stało, że bez tej cholernej lampki i łóżka przy oknie nie zasnę.
-Dobra....W takim razie będzie zgaszone.-położył się i
zgasił lampkę.
Ja ją zapaliłam, on zgasił i tak dopóki lampka się nie
przepaliła.
-Mówiłem, że będziemy spać przy zgaszonej?
-Kurwa...Teraz to nie dziwię się, że jeszcze nikogo nie
masz.-powiedziałam sama do siebie coś pod nosem.
-Mówiłaś coś?-zapytał się.
-Nieee...Nic. No coś ty.
Około 1 ja i Krzysiek przewracaliśmy się w łóżkach było kompletnie
ciemno, a ja się jeszcze bałam. Ten
zapytał się mnie tylko:
-Śpisz?
-Nie.
-Czemu?
-Bo nie zasnę.
-Dlaczego?-dopytywał się.
-No bo nie zasnę w tym łóżku za żadne skarby.
-Czemu?
-No bo się boję...-powiedziałam.
-Czego?-zapytał się.
-No...Nie powiem Ci.
-No powiedz.
-Nie, bo będziesz się śmiał.-powiedziałam.
-Obiecuję, że nie będę.
-Ale będziesz.
-No nie będę. Dawaj.-powiedział.
-Będziesz.
-Nie będę.-uśmiechnął się.
-Duchów się boję.-powiedziałam cicho, a ten ryknął śmiechem
i spadł z łóżka.-Wiedziałam, że tak będzie.
-Nie no poczekaj. Czego się boisz?
-Duchów.
-Boisz się duchów?
-Tak...-przełknęłam głośno ślinę, a ten znów rzucił się na
podłogę i zaczął się śmiać nawet nie przejmując się tym, że wszyscy śpią.
-Idę spać do, Miśka.-powiedziałam owijając się kołdrą i gdy
otwierałam drzwi usłyszałam:
-Uważaj, bo jakiś duch Cię porwie.-przełknęłam głośno ślinę,
zamknęłam drzwi i z powrotem usiadłam na łóżku.
-Dziękuję...Teraz to na 100% zasnę.-jęknęłam, a ten znów się
śmiał.
-Powiedz mi...-powiedział po jakiś 3 minutach gdy znów leżał
na swoim łóżku i trochę się uspokoił.-Jak można bać się duchów?
-Normalnie. Jestem tylko kobietą. Boję się też ciemności,
burzy i przybywać z nieznajomym mężczyzną w zamkniętym pomieszczeniu, bez drogi
ucieczki.
-Mogę Ci jakoś ulżyć?-zapytał się.
-Ty mi?? Nie sorry. Wiem jaką masz ksywę wśród kolegów z
zespołu...
-Eee....Oceniasz mnie przez pryzmat tego co o mnie mówią. To
bardzo nie miło z twojej strony. Zresztą mówiąc ulżyć nie miałem na myśli tego,
a ty od razu..
-Możliwe, ale życie mnie nauczyło, żeby nie ufać kolesiom,
którzy mają ksywę męski narząd rozrodczy.
-No ale przecież ty mnie nie znasz i nie wiesz jaki jestem.
-No właśnie.
-No to czemu jesteś taka...
-Jestem taka oziębła w stosunku do Ciebie??
-Tak. Mniej więcej.
-Wiesz ja nic do Ciebie nie mam. W zasadzie to ja lubię
patrzeć jak grasz...Ale po tym jak zająłeś moje łózko i naśmiewałeś się z
mojego lęku. Potem te wkurwiające pytanie o ulżenie i od razu chciałbyś
wiedzieć co się stało, że jestem oziębła, i jak bardzo krzywdzili mnie chłopacy
od...... Kurwa.-powiedziałam,
On znowu zaczął się śmiać.
-Nie śmiej się.-powiedziałam poważnie. -Wkurzasz mnie jak
się śmiejesz.
-Przepraszam ale....Jesteś śmieszna.-powiedział, a ja odwróciłam się tylko do ściany i
powiedziałam cicho pod nosem "Buc."
Ten coś gadał pod nosem, ale go nie słuchałam.
Nagle zobaczyłam, że za oknem coś się błysnęło.
- Ej... Czy ja mam takie wrażenie czy się błysnęło?
- Błysnęło się. Potwierdzam info.
- Ale...ale jak. Przecież jest grudzień, zima. Przecież w
zimę do cholery nie ma burzy.
- Jest. Czasem.
- Ale...- zawyłam i schowałam się cała pod kołdrę.- To
najgorsza noc w moim życiu.
- Chodź. -Wstał z łóżka.
- Co? Gdzie?-zapytałam.
-No wymienimy się... łóżkami.
- Teraz to sobie leż w tym cholernym łóżku, ze zgaszonym
światłem i się pierdol.-powiedziałam wyraźnie zła, a gdy usłyszałam grzmot, aż
podskoczyłam ze strachu.
- Tylko z tobą.-powiedział i położył się w moim łóżku
obejmując mnie.
- Ale co ty...- zaczęłam się z nim szarpać.
- Leż spokojnie. Wyluzuj. Nie bój się ze mną nic Ci się nie
stanie.
- Ale...
-Cicho. Spróbuj spać.-powiedział i objął mnie jeszcze
mocniej w pasie po czym usnął.
Tak jak gdyby nigdy nic. Ja jeszcze przeczekałam całą burze,
potem odsunęłam się jak to możliwie najdalej na łóżku od Krzyśka, bo czułam się
niezręcznie i od tego zerwania z Grześkiem miałam ze sobą jakiś problem i
jedynym mężczyzną, którego do siebie dopuszczałam był Valerio, ale jego nie
traktowałam jak mężczyznę, który może mnie skrzywdzić u nas zasady były
określone prosto. A czego ja mogę się spodziewać, po
Krzyśku. Ja go nie znam, a teraz sobie razem leżymy w moim
łóżku i śpi naruszając moją przestrzeń osobistą.
*
No to wiecie już kto się. Pojawił. Krzysiek. Jak myślicie? Namiesza w życiu bohaterki? Będzie grał jakąś ważniejszą rolę i jak obstawiacie, że to opowiadanie się skończy?
środa, 22 stycznia 2014
Rozdział 78
Wpadłam do kuchni.
Tam nikogo nie było, potem poszłam do salonu. Tam też pustka. Udałam się do
pokoju gościnnego i zapytałam się Osmanego:
-Gdzie są rodzice??
-Nie wiem.-powiedział dziwnie się uśmiechając.
-Kłamiesz. Znam Cię za dobrze i wiem, że kłamiesz. Perfidny
oszuście.-przymrużyłam oczy- Powiesz mi gdzie są?
-Pojechali Ci kupić prezent, a potem na kolację .
-Wiesz kiedy wrócą?
-Za jakąś godzinę.-odpowiedział patrząc na mnie.
-To co zrobię jakąś kolację, a potem obejrzymy jakiś film?
-Jasne. Pomogę Ci.
-Nie..Ja zrobię szybko sama. Ty wybierz film.-rozebrałam się
i ruszyłam do kuchni.
Zrobiłam już sos pomidorowy do Penee i czekałam aż makaron
będzie dobry. Gdy siedziałam w kuchni i wpatrywałam się w obraz za oknem
rozdzwonił się mój telefon. Odebrałam nie patrząc kto dzwoni:
-Halo?-odebrałam.
-Cześć Aniu!
-Dawid! Cześć!
-Mama kazała mi zadzwonić i zacytować "Wiem, że Waldek
i Gosia mają jakieś obowiązki w pracy i, że dodatkowo moja siostrzyczka jest w
ciąży ale przynajmniej Anka ma się do nas bujnąć i przyjechać." Także
zostałaś oficjalnie zaproszona do nas na święta i dziadek powiedział jeszcze
"Jeżeli moja własna wnuczka nie przyjedzie spotkać się z dziadkami na
święta, to sam pofatyguję się w wigilię do tej jej całej Italii i sprowadzę ją
na stałe do Krakowa. Kto to słyszał tak błądzić po świecie z rodzicami."
Widzisz odmowy nie przyjmujemy. Pakuj się kochana i przyjeżdżaj.
-Aleeeeee..........
-Nie ma ale. W pierwszy dzień świąt chcę Cię odebrać z lotniska...Albo
w wigilię wieczorem. Zobaczysz będzie fajnie. Michał przyjeżdża ze swoim
kumplem do nas po południu w pierwszy dzień świąt.
-Ale muszę pogadać z rodzicami.
-Mama dzwoniła do nich. Powiedzieli, że możesz jechać i
załatwią Ci bilet.
-Czyli mam się pakować?
-Tak. ILE RAZY MAM CI POWTARZAĆ, ŻE MASZ RUSZYĆ TĄ TŁUSTĄ
DUPĘ I PRZYJECHAĆ DO KRK?
-No dobra. Upewniałam się. Dziwny jesteś, ale Cię kocham
mordo. Narcia.-powiedziałam.
-Cieszę się, że się zrozumieliśmy. Czekamy na
Ciebie.-powiedział i się rozłączył.
-Okey. To było dziwne.-powiedziałam sama do siebie i dolałam
makaron.
Po czym nałożyłam go na talerz, polałam sosem i wróciłam do
pokoju Osmanego. Tam zjedliśmy makaron. Powiedziałam mu jak to niespodziewanie
dostałam zaproszenie na święta do Polski. W końcu uświadomiłam sobie, że w
sumie spędzi święta z Kazyiskim, Eleną i moimi rodzicami. W końcu przyjechali
rodzice. Mama powiedziała, że zabukowała mi lot w wigilie wieczorem. Czyli już
jutro lekko się przeraziłam, bo jestem w proszku, a będę musiała jechać do
Polski na święta i nie mam w ogóle żadnego prezentu dla nich. Oczywiście mama
mnie uspokoiła, że pojadę szybciej na lotnisko i coś im tam kupię .Potem
zapytałam się co planują w święta i okazało się, że zaprosili Kazyiskiego i
Elenę każdego dnia na obiad, żeby nie siedzieli z samym Juantoreną i żeby im
się nie nudziło.
Potem pogadałam jeszcze trochę z Osmanym i postanowiłam
pójść spać:
-Idę spać Osmany.-ziewnęłam.
-Dobrze. Dobranoc.-cmoknął mnie w policzek, a ja udałam się
do łazienki i po wszystkich zabiegach pielęgnacyjnych wróciłam do pokoju i
zasnęłam.
Śniło mi się, że jestem na plaży. Siedzę sobie z jakimś
wysokim mężczyzną, którego twarzy nie widzę i patrzę się na wodę. Jego ręka
jest położona na moją. Jest wieczór. W okół nas jest pustka. Tylko my, woda i
pies, który biega i ślini mi nogę. Nagle chłopak bierze swoją rękę z mojej i
odchodzi. Jak gdyby nigdy nic. A ja zostaję sama. Patrzę na swoją dłoń, która
była jeszcze parę chwil temu w uścisku mężczyzny i widzę obrączkę.
Budzę się i jest już ranek. Za oknem pada śnieg. Dziś
wigilia.
-Dziwny sen.-mamroczę pod nosem.
Wszystko wydaję się takie dziwne. Ten sen...Jestem
psychiczna.
Wychodzę z mojego pokoju zaspana, zakładam ciepłe kapcie .
Napotykam tatę na korytarzu i się na niego rzucam życząc wesołych świąt oraz
całuję go w policzek. Potem wchodzę do kuchni i rzucam się na Osmanego tuląc go
do siebie i też życząc mu wesołych. Na koniec szukam mamy i odnajduję ją jak
wychodzi umalowana z łazienki. Rzucam się na nią ściskam i mówię:
-Wszystkiego najlepszego z okazji świąt.
-Dzięki córeczko. Tobie również. Chodź pomogę Ci się
spakować, bo masz mało czasu.
*
Wiem, że krótki i długo nie dodawałam ale miałam artroskopię i wczoraj wróciłam do niej ze szpitala. Zależało mi żeby dodać dziś więc dodałam taki jaki jest. Następny dodam w piątek obiecuję poprawę bo wiem, że ten nie powala. Wręcz jest zły ale w piątek dodam rozdział w, którym pojawi się nowy bohater :) Zgadujcie kto :)
niedziela, 12 stycznia 2014
Rozdział 77
Miałam ochotę zamordować rozgrywającego za ten durny pomysł mojego wyjścia na dwór. Dla mnie to był po prostu debilizm wychodzenie na zewnątrz. Po co? Valerio jest w Rosji, a ja we Włoszech. Wyszłam przed blok i od razu zasunęłam bluzę, bo było mi bardzo zimno bez kurtki.
Potem podniosłam głowę i zobaczyłam stojącego przy swoim aucie Vermiglio :
- Cześć, mała.
- Valerio? A co ty tu robisz?
- Stoję, oddycham, patrzę na Ciebie.
- Ale...ale....Ale jak? Ty w Rosji miałeś być. Miałem ale plany mi się pozmieniały. Dostaliśmy wolne od klubu na święta, aż całe 5 dni więc zawinąłem się tu porannym samolotem.
- Czemu nic mi nie mówiłeś?
- Niespodzianka? Taadam.- powiedział i mnie przytulił, a potem pocałował w usta.
-Nie tu...
- To chodź do samochodu. Zabiorę Cię gdzieś.
- Powiedziałam, że wychodzę na chwilę i jestem w samej bluzie.
- To leć się przebrać i poinformować, że wrócisz późnym wieczorem.
- Dobra.-odpowiedziałam i wpadłam do mieszkania.
Tam tylko ubrałam kurtkę i powiedziałam mamie, że idę na miasto z kolegą i wróce późnym wieczorem, a Osmanemu obiecałam, że jutro zjemy kolacje, pogadamy i spędze cały dzień tylko z nim. Po tych czynnościach wróciłam z powrotem do samochodu rozgrywającego:
- Wreszcie jesteś z powrotem.- powiedział i wbił się w twoje usta gdy ledwo zamknęłam drzwi.
-Valerio. Miałeś mnie gdzieś zabrać, a nie ślinić się ze mną w twoim samochodzie.
- Już jedziemy chciałem się z tobą przywitać, ale widzę, że nawet nie mogę.
- Możesz. Jasne, że możesz, ale ledwo weszłam, a ty mnie przyciskasz do szyby i ślinisz.
- Przepraszam, że stęskniłem się za twoją bliskością i pocałunkami.-spojrzał na mnie.- Już jedziemy jeśli Cię to bardziej uspokoi.
- Przepraszam. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Też za tobą tęskniłam jak byłeś w Rosji.- powiedziałam.
- Teraz jadę więc zachowaj te info na później.
-Nie bądź taki...
-Jaki?-zapytał nie odrywając wzroku od drogi.
-Kurewsko nieczuły.
-Ja jestem nieczuły?? To ty przed chwilą powiedziałaś, że mam powstrzymać moją ślinę.- powiedział rozgrywający z głosem pełnym pretensji
-Przepraszam to źle zabrzmiało. Wcale tak nie myślałam.
- Spoko. Wiem, że tego nie przemyślałaś.
- Gdzie jedziemy?-zapytałam się jego.
-Na zakupy?
-Zakupy?-upewniłam się.
-Tak. Przyjechałem dziś z Rosji nie mam prezentu dla synka, rodziców. Dla Ciebie już mam wypatrzony tylko muszę kupić.
-Nie chcę prezentu żadnego. Najfajniejszym prezentem jest to, że przyjechałeś.
-Mów mi jeszcze.-powiedział wjeżdżając na podziemny parking,a radio w, której leciały wiadomości zaczęło trzeszczeć.
- Ja też jeszcze nie mam prezentu w sumie dla jednej osoby.-powiedziałam.
-Jakiej?
-Dla Ciebie.
-Nie chcę od Ciebie żadnego prezentu.-powiedział.
-To tak jak ja od Ciebie. Tylko, że ty mnie i tak nie słuchasz i tak mi go dasz więc ja też Ci jakiś dam i się ze mną nie kłóć.
-Dobrze.-odpowiedział i udaliśmy się w kierunku wejścia.
Byliśmy w sklepie z zabawkami gdy nagle odwróciłam się razem z Valerio, bo usłyszeliśmy, że woła go jakaś kobieta. Zobaczyłam moją wychowawczyni:
-Cześć Valerio. Przyjechałeś już na święta ?? To dobrze, bo mały się za tobą stęsknił. A co ty tu robisz z Anią??
- Przyjechałem z nią na zakupy.... A wy skąd się znacie?
-Jestem wychowawczynią Ani, a wy skąd się znacie?-zapytała go.
-Ania jest dziewczyną Osmanego i przyjechaliśmy razem na zakupy, bo ja nie miałem prezentu dla małego i poprosiłem ją o pomoc. A Osmany był taki miły i mi ją odstąpił na jeden wieczór.-powiedział Valerio, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia i patrzyłam jakie głupstwa mówi.
-O to miło. Nie wiedziałam, że z kimś jesteś Aniu. Dobrze ja już lecę, bo Pablo na mnie czeka. Pamiętaj Valerio, że nasz syn na ciebie niecierpliwie oczekuje.
-Pamiętam wpadnę dziś wieczorem.-powiedział, a moja wychowawczyni odeszła.
Ja nadal patrzyłam się na niego jak na idiotę.
-To moja była żona. Nie mogłem chyba jej powiedzieć, że czasem spotykamy się w łóżku.
-Jasne. Lepiej było na ściemniać, że jestem z Juantoreną.
-To co miałem powiedzieć. Może mnie olśnisz?
-Że jestem twoją koleżanką, że nie wiem jestem córką twojego kolegi. Cokolwiek ale nie to?!
-Czemu?!
-Bo ja nie lubię być z nim łączona.
-O jezu. On i tak nie dowie się o tym incydencie.
-Obyś miał rację, bo wykręcę Ci jaja.
-Ania........Widać, że go kochasz.
-Co ty możesz wiedzieć.
-Wiem, bo Cię znam i jesteś dla mnie jak siostra.
-Siostra z, którą chodzisz do wyra. Kazirodztwo ??
-Masz rację. Kazirodztwo i nie chciałbym tego dłużej ciągnąć. Zrozumiałem coś. Jesteś wspaniałą dziewczyną nie możesz się tak marnować. Ze mną.
-Nie ma...
-Nie przerywaj mi. Widzę, że go kochasz. Nie jestem ślepy. To, że jesteś głupia, bo nie chcesz mu wybaczyć i to, że się boisz jest całkiem do zrozumienia. Ale nie popełniaj największego błędu w swoim życiu. Ja nie mogę zaproponować Ci nic prócz przyjaźni, bo nic więcej nie mogę Ci zaoferować sobą. Ja nic do Ciebie nie czuję. Ty do mnie też nie. A Osmany Cię kocha zresztą ty jego też.
-To nie jest takie łatwe.
-Jest. Tylko musisz chcieć.
-Nie wiem co mam Ci powiedzieć.
-Że obiecasz, że z nim pogadasz,a my będziemy przyjaciółmi
-Przyjaciółmi? Raczej teraz nie. Kto wie. Później może tak. Na razie może kumple co?-zapytałam się,
-Jasne ale pogadasz z nim.
-Dobrze.-powiedziałam.
Po całych zakupach Valerio odwiózł mnie pod blok i zapytał :
-Pogadasz z nim dzisiaj.?
-Dziś?? Chyba jestem trochę niegotowa.
-Nigdy nie będziesz na to gotowa.
-Jutro.
-Słowo?
-Tak jutro z nim pogadam na poważnie.
-To powodzenia mała.
-Dzięki.-pocałowałam go w policzek i wyszłam z jego samochodu po czym pomachałam mu i wpadłam do mieszkania.
*
BORZE! JAKIE TO GUNWO. Przepraszam za to powyżej ale nie mam weny i ewidentnie życie mi się pierdoli. Pozdrawiam.
Potem podniosłam głowę i zobaczyłam stojącego przy swoim aucie Vermiglio :
- Cześć, mała.
- Valerio? A co ty tu robisz?
- Stoję, oddycham, patrzę na Ciebie.
- Ale...ale....Ale jak? Ty w Rosji miałeś być. Miałem ale plany mi się pozmieniały. Dostaliśmy wolne od klubu na święta, aż całe 5 dni więc zawinąłem się tu porannym samolotem.
- Czemu nic mi nie mówiłeś?
- Niespodzianka? Taadam.- powiedział i mnie przytulił, a potem pocałował w usta.
-Nie tu...
- To chodź do samochodu. Zabiorę Cię gdzieś.
- Powiedziałam, że wychodzę na chwilę i jestem w samej bluzie.
- To leć się przebrać i poinformować, że wrócisz późnym wieczorem.
- Dobra.-odpowiedziałam i wpadłam do mieszkania.
Tam tylko ubrałam kurtkę i powiedziałam mamie, że idę na miasto z kolegą i wróce późnym wieczorem, a Osmanemu obiecałam, że jutro zjemy kolacje, pogadamy i spędze cały dzień tylko z nim. Po tych czynnościach wróciłam z powrotem do samochodu rozgrywającego:
- Wreszcie jesteś z powrotem.- powiedział i wbił się w twoje usta gdy ledwo zamknęłam drzwi.
-Valerio. Miałeś mnie gdzieś zabrać, a nie ślinić się ze mną w twoim samochodzie.
- Już jedziemy chciałem się z tobą przywitać, ale widzę, że nawet nie mogę.
- Możesz. Jasne, że możesz, ale ledwo weszłam, a ty mnie przyciskasz do szyby i ślinisz.
- Przepraszam, że stęskniłem się za twoją bliskością i pocałunkami.-spojrzał na mnie.- Już jedziemy jeśli Cię to bardziej uspokoi.
- Przepraszam. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Też za tobą tęskniłam jak byłeś w Rosji.- powiedziałam.
- Teraz jadę więc zachowaj te info na później.
-Nie bądź taki...
-Jaki?-zapytał nie odrywając wzroku od drogi.
-Kurewsko nieczuły.
-Ja jestem nieczuły?? To ty przed chwilą powiedziałaś, że mam powstrzymać moją ślinę.- powiedział rozgrywający z głosem pełnym pretensji
-Przepraszam to źle zabrzmiało. Wcale tak nie myślałam.
- Spoko. Wiem, że tego nie przemyślałaś.
- Gdzie jedziemy?-zapytałam się jego.
-Na zakupy?
-Zakupy?-upewniłam się.
-Tak. Przyjechałem dziś z Rosji nie mam prezentu dla synka, rodziców. Dla Ciebie już mam wypatrzony tylko muszę kupić.
-Nie chcę prezentu żadnego. Najfajniejszym prezentem jest to, że przyjechałeś.
-Mów mi jeszcze.-powiedział wjeżdżając na podziemny parking,a radio w, której leciały wiadomości zaczęło trzeszczeć.
- Ja też jeszcze nie mam prezentu w sumie dla jednej osoby.-powiedziałam.
-Jakiej?
-Dla Ciebie.
-Nie chcę od Ciebie żadnego prezentu.-powiedział.
-To tak jak ja od Ciebie. Tylko, że ty mnie i tak nie słuchasz i tak mi go dasz więc ja też Ci jakiś dam i się ze mną nie kłóć.
-Dobrze.-odpowiedział i udaliśmy się w kierunku wejścia.
Byliśmy w sklepie z zabawkami gdy nagle odwróciłam się razem z Valerio, bo usłyszeliśmy, że woła go jakaś kobieta. Zobaczyłam moją wychowawczyni:
-Cześć Valerio. Przyjechałeś już na święta ?? To dobrze, bo mały się za tobą stęsknił. A co ty tu robisz z Anią??
- Przyjechałem z nią na zakupy.... A wy skąd się znacie?
-Jestem wychowawczynią Ani, a wy skąd się znacie?-zapytała go.
-Ania jest dziewczyną Osmanego i przyjechaliśmy razem na zakupy, bo ja nie miałem prezentu dla małego i poprosiłem ją o pomoc. A Osmany był taki miły i mi ją odstąpił na jeden wieczór.-powiedział Valerio, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia i patrzyłam jakie głupstwa mówi.
-O to miło. Nie wiedziałam, że z kimś jesteś Aniu. Dobrze ja już lecę, bo Pablo na mnie czeka. Pamiętaj Valerio, że nasz syn na ciebie niecierpliwie oczekuje.
-Pamiętam wpadnę dziś wieczorem.-powiedział, a moja wychowawczyni odeszła.
Ja nadal patrzyłam się na niego jak na idiotę.
-To moja była żona. Nie mogłem chyba jej powiedzieć, że czasem spotykamy się w łóżku.
-Jasne. Lepiej było na ściemniać, że jestem z Juantoreną.
-To co miałem powiedzieć. Może mnie olśnisz?
-Że jestem twoją koleżanką, że nie wiem jestem córką twojego kolegi. Cokolwiek ale nie to?!
-Czemu?!
-Bo ja nie lubię być z nim łączona.
-O jezu. On i tak nie dowie się o tym incydencie.
-Obyś miał rację, bo wykręcę Ci jaja.
-Ania........Widać, że go kochasz.
-Co ty możesz wiedzieć.
-Wiem, bo Cię znam i jesteś dla mnie jak siostra.
-Siostra z, którą chodzisz do wyra. Kazirodztwo ??
-Masz rację. Kazirodztwo i nie chciałbym tego dłużej ciągnąć. Zrozumiałem coś. Jesteś wspaniałą dziewczyną nie możesz się tak marnować. Ze mną.
-Nie ma...
-Nie przerywaj mi. Widzę, że go kochasz. Nie jestem ślepy. To, że jesteś głupia, bo nie chcesz mu wybaczyć i to, że się boisz jest całkiem do zrozumienia. Ale nie popełniaj największego błędu w swoim życiu. Ja nie mogę zaproponować Ci nic prócz przyjaźni, bo nic więcej nie mogę Ci zaoferować sobą. Ja nic do Ciebie nie czuję. Ty do mnie też nie. A Osmany Cię kocha zresztą ty jego też.
-To nie jest takie łatwe.
-Jest. Tylko musisz chcieć.
-Nie wiem co mam Ci powiedzieć.
-Że obiecasz, że z nim pogadasz,a my będziemy przyjaciółmi
-Przyjaciółmi? Raczej teraz nie. Kto wie. Później może tak. Na razie może kumple co?-zapytałam się,
-Jasne ale pogadasz z nim.
-Dobrze.-powiedziałam.
Po całych zakupach Valerio odwiózł mnie pod blok i zapytał :
-Pogadasz z nim dzisiaj.?
-Dziś?? Chyba jestem trochę niegotowa.
-Nigdy nie będziesz na to gotowa.
-Jutro.
-Słowo?
-Tak jutro z nim pogadam na poważnie.
-To powodzenia mała.
-Dzięki.-pocałowałam go w policzek i wyszłam z jego samochodu po czym pomachałam mu i wpadłam do mieszkania.
*
BORZE! JAKIE TO GUNWO. Przepraszam za to powyżej ale nie mam weny i ewidentnie życie mi się pierdoli. Pozdrawiam.
poniedziałek, 6 stycznia 2014
Rozdział 76
Obudziłam się rano
przed wszystkimi. Poszłam do łazienki i umyłam się po czym zrobiłam sobie
kanapki z szynką i pomidorem, zaparzyłam herbaty. Siedziałam przy stole gdy do
kuchni weszła moja mama. Pogłaskała mnie po jeszcze trochę wilgotnych włosach i
zaczęła mówić:
- Fajnie, że Ci przeszło. Nie chcę stracić córki ojciec
przesadził ale my wcale nie znamy tego kolegi.
- Ja go znam ...
Zastępuje mi was gdy nie macie czasu ze mną na głupią rozmowę albo gdy
jesteście zaaferowani swoją pracą ale nie martw się przecież będziesz miała
drugą córkę. Może ją wychowasz lepiej i nie będzie taka rozkapryszona jak ja?-
pogłaskałam jej brzuch i zapytałam się ze łzami w oczach odchodząc i nie
reagując na jej wołania. Znów zamknęłam się w pokoju. Znów poleciały mi łzy. Kto
by przypuszczał, że przez tą całą sytuację stracę tyle łez i dowiem się prawdy
o sobie od ojca. Wyjęłam z pod poduszki telefon zadzwoniłam do Valerio. Nie
odbierał szybko przeliczyłam różnice czasu między z Italią a Rosją i właśnie
teraz ma trening. Nagrałam się tylko na pocztę i poprosiłam, żeby oddzwonił do
mnie jak da tylko rade. Dom powoli budził się do życia. Słychać było
kuśtykającego Osmanego. Ojca, który właśnie przyszedł na trening. Ten cały
odgłos kuśtykania był coraz głośniejszy. W końcu było słychać pukanie do drzwi:
- Aniu...Otwórz pogadajmy.
- Odpierdolcie się wy wszyscy ode mnie.
- Przepraszam ale chyba nie zasłużyłem na te słowa. Co ja Ci
takiego zrobiłem?
- Nie zasłużyłeś? Zasłużyłeś na wiele gorsze słowa z moich
ust. Powinnam się do Ciebie nie odzywać. Zawsze pojawiasz się gdy zaczynam
wychodzić na prosto i znikasz gdy Cię tak cholernie potrzebuje... Tak było
wczoraj, wtedy kiedy wybrałeś Zadik, kiedy zabawiałeś się ze mną na boku gdy
miałeś narzeczoną, gdy oświadczyłeś mi że z nami koniec, bo będziesz mieć
dziecko ze swoją byłą.... Zawsze gdy miałeś problem wykorzystywałeś mnie.
Głupią, zakochaną, małą dziewczynkę, która była w tobie zakochana i zrobi dla
Ciebie wszystko. Tylko, że teraz tej dziewczyny nie ma, nie ma już tej miłości,
którą do Ciebie czułam ... Nie ma nic, bo wszystko między nami zabiłeś w dniu
w, którym wybrałeś ją. Nawet tą jebaną przyjaźń zabiłeś.- powiedziałam płacząc
coraz głośniej- I co Osmany? Nie zasłużyłeś? Dam Ci tylko jedną radę. Następnym
razem nie dawaj dziewczynie żadnych nadziei. Mów jak jest, bo jak trafisz na
taką dziewczynę jak ja to możesz zabić w niej wszystkie uczucia i zdolność
empatii.
- Wpuścisz mnie?
- Nie mam ochoty.
- Wyjaśnijmy to sobie.
- Ja już wszystko rozumiem.
-Raczej nie… Wpuść.
Już dawno powinniśmy porozmawiać.
Wstałam z łóżka i otworzyłam mu drzwi i z powrotem wróciłam
na łóżko. On usiadł na krześle opierając swoje kule o moje wielkie biurko.
-Zaczęliśmy źle. Znaczy zaczęliśmy to w złym czasie. Nie
powinienem wtedy w ogóle Cię wtedy dotykać. Nie powinniśmy być razem, źle się
stało, że potem zaczęliśmy ze sobą spać, że Cię zwodziłem i nie myślałem o
innych, a o sobie. Tylko i wyłącznie o sobie. Pozwoliłem Ci wyjechać do Polski
na rok i to był błąd. Nie powinienem
pozwolić, żebyś wyjechała.
-Wtedy się tym nie przejąłeś.
-Przejąłem, ale pozwoliłem Ci wyjechać, bo wiedziałem, że
masz swoje życie, że sprawa z tobą mnie przerasta. Miałem narzeczoną ty wydawałaś
mi się wtedy tylko czymś w rodzaju…
-Przygody. –powiedziałam cicho.
-Nie, bardziej dziewczyny z którą i tak mi nie wyjdzie, bo
jest dla mnie za młoda. Dzieli nas w końcu prawie osiem lat. Dopiero jak wyjechałaś zrozumiałem pewne
rzeczy, że nie warto być w związku z kimś kogo się nie kocha, że to właśnie do
Ciebie coś czuję i, że to z tobą chcę być. Jak przyjechałaś wszystko zaczęło
się układać.
-Gdyby nie…
-Wiem gdyby nie moja była nie wjechała do mnie z tekstem „Osmany
wiem, że między nami nic nie ma i mnie nie kochasz, ale ja jestem w ciąży. Z
tobą. Chciałabym zbudować temu dziecku normalny dom. Spróbujmy ze względu na
nie.”-udawał jej piskliwy głos, a ja się uśmiechnęłam na samo wspomnienie tego
jak ona mówiła.-Teraz wiem, że dobrze się stało, że ona wtedy się pojawiła w
naszym życiu. Teraz jesteśmy bogatsi o jakieś doświadczenia.
-Darujmy sobie ją. Przejdźmy do części z Zadik, bo ta
interesuje mnie najbardziej.
-Tu byłem po prostu głupim, niedojrzałym, egoistą. Nie mam
wytłumaczenia na to co się zdarzyło. Po prostu wtedy zachowałem się jak
imbecyl. Nie mam żadnego wytłumaczenia, bo dałem się omotać pustej dziewczynie,
która była tylko chwilowym zafascynowaniem. Gdy ty dojrzałaś ja chociaż jestem
dużo starszy nadal zachowywałem się jak rozkapryszony dzieciak. Dopiero po
wypadku gdy każdy oprócz naszych przyjaciół twoich rodziców i mojej rodziny
mnie opuścili. Dopiero wtedy zrozumiałem, że to ty jesteś dla mnie najważniejsza
i tylko Ciebie kocham…
-Teraz Ci się tak zdaję, a za dwa lata powiesz mi, że coś Ci
się ubzdurało i wtedy byłeś po prostu wdzięczny za to, że pomagałam Ci po
wypadku.
-Nie masz już do mnie zaufania?
-W pewnej sferze? Nie. Widzisz ufam Ci na tyle, że dałabym
Ci się przeprowadzić przez pustynie, ale nie ufam Ci na tyle, że nie wiem kiedy
mówisz prawdę o swoich uczuciach i co czujesz.
-Rozumiem. Nic z tego nie będzie??
-Na razie. Nie…Nie wiem czy w ogóle coś z tego będzie. Nie
chcę cierpieć. Po raz……Kolejny. Mam teraz maturę, a nie chcę się rozpraszać
muszę ją dobrze napisać i wrócić do Polski na studia.
-Dobra. Powiedziałaś mi, że nie mam na co liczyć z twojej
strony. Może chociaż będziemy przyjaciółmi?-spojrzał w moje oczy, a ja wbiłam
wzrok w ziemię.
-Nie.-powiedziałam cicho i pokręciłam głową.
- Co?
-Przyjaźń jest chyba nie możliwa po tym jak ludzie ze sobą
byli. Wiemy o sobie za dużo. Możemy się skrzywdzić i znów pójdzie coś nie tak,
a stracenie kontaktu z robą przez jakąś głupotę byłaby jeszcze chyba jeszcze
gorszą tragedią niż nasza kolejna nieudana próba.
-To nie chcesz mnie już znać?
-Chcę. Jasne, że chcę. Chcę żebyś zawsze był koło mnie ale nie wiem czy jako przyjaciel po
tym wszystkim. Może na razie spróbujmy jako znajomi? Zwyczajni koledzy.
Kumple?-zapytałam.
-Jeśli Ci to pasuję to jasne.-powiedział podnosząc Pizdusia,
który ocierał się o jego nogę i kładąc na swoim kolanie. –Bardzo chcesz
wyjechać do tej Rosji?
- Chciałabym znowu spotkać się z Valerio.
-Ania…Czy ty czasem się nie zakochałaś?
-Nie…Takie oziębłe kłody jak ja się nie zakochują.
-A dlaczego ty sądzisz, że jesteś oziębłą kłodą i niby czemu
ty się nie zakochujesz?
-Teraz Ci nie mogę tego powiedzieć.
-Dobra… Jak chcesz to pogadam z twoim ojcem. Wytłumaczę mu
wszystko i powiem, żeby przemyślał propozycję byś pojechała do Rosji.
-Nie…Wiesz. Nie chcę się z nim kłócić. Mam już dość. Dopóki
on mnie nie przeprosi nie ma szans, żebyśmy nawet normalnie porozmawiali, a w sumie
pogadam z mamą na spokojnie to sama mi pozwoli.
-Ania błagam Cię tylko uważaj. On jest starszy. Może Cię
wykorzystać nie daj się wplątać w żaden głupi układ.
- Uwierz mi, że to nie on mnie wykorzystuje, a ja jego.
-On jest starszy, Anka.
-Ty też.
-No właśnie i patrz. Ja Cię wykorzystałem żałuje, że w taki sposób przekonałem się, że
Cię kocham, ale jednak.
-Dobrze Osmany. Będę ostrożna ale uwierz. To ja jego
wykorzystuje.
-Niby w jakich sprawach?-zapytał dziwnie na mnie patrząc.
-To już moja i Valerio tajemnica.-powiedziałam i puściłam mu
oczko.
Nagle usłyszałam jak drzwi od mieszkania się otwierają . Co
oznaczało, że z zakupów wróciła moja mama.
-Wiesz została mi jeszcze jedna rzecz. Muszę przeprosić mamę
za to w kuchni.
-Jasne. Leć. Ja tu poczekam. Potem jeszcze
pogadamy.-powiedział, a ja poszłam do kuchni.
Mama rozpakowywała zakupy, a ja stanęłam koło lodówki i
zaczęłam:
-Głupio się zachowałam. Nie powinnam tak wobec Ciebie
postąpić i powiedzieć. Przepraszam.
-Musisz bardziej zważać na słowa. To nie przelewki . Nie
umiem się na Ciebie gniewać, bo jestem twoją córką i Cię kocham. Fakt z ojcem
za dużo czasu nie poświęcamy Ci i temu co czujesz, ale przecież wiele razy Ci
powtarzaliśmy, że możesz nam powiedzieć wszystko.
-Tak wiem. Przepraszam. Nie będę.-powiedziałam, a potem przytuliłam ją.
-Wybaczone. Teraz możesz wrócić rozmawiać z Osmanym.
Gdy już wchodziłam do pokoju zaczął dzwonić mój telefon.
Usiadłam na łóżko i odebrałam:
-Halo.
-Cześć, młoda. W domu jesteś?
-Jestem. A co?
-To wyjdź na dwór.
-Po co mam wychodzić na dwór? Żeby zmarznąć?
-No wyjdź. Niespodziankę mam.-powiedział Włoch, a ty się rozłączyłaś.
Powiedziałaś Osmanemu, że Valerio coś bredzi i musisz na
chwilę wyjść na dwór po czym zakładasz tylko buty i wychodzisz w samej bluzie i
jeansach.
*
Chora i cierpiąca
.. Poprosiłyście o kilka rozdziałów więc was wysłucham i przedłuże to opowiadanie. Nie wiem kiedy kolejny, bo ten rok zaczął się dla mnie pechowo i teraz najważniejsze jest moje zdrowie.
środa, 1 stycznia 2014
Rozdział 75
Dni mijały, a każdy z nich wyglądał tak samo. Ja byłam coraz bardziej zakłamana. Nawet Elena była przeze mnie okłamywana. Zapytała mnie pewnego dnia czy skończyłam to co nie powinno się zacząć. Odpowiedziałam twierdząco choć prawda była inna. Dziś był dzień w, którym Osmany wychodzi ze szpitala. Niestety jego rodzice dostali wizę na 7 dniowy pobyt i byli już na Kubie.Osmany miał zamieszkać z nami Boje się tego wszystkiego. Boję się z nim mieszkać. Jakby nie patrzeć czuje coś do niego. Wiem, że on może wykorzystać moją chwile słabości i muszę udawać, że wszystko dobrze. Do świąt bożego narodzenia zostało 5 dni. Każdy był zaaferowany ubieraniem choinki, pieczeniem ciast, sprzątaniem a ja kompletnie nie czułam tego klimatu. Od chwili w, której dowiedziałam się że mama jest w ciąży nie mogę się z nią dogadać. Niby się nie kłocimy ale z rozmową jest problem. Nic się nie klei nie mogę mieć już tego zaufania co wcześniej, że nie wyda swojej kochanej córeczki. Może i byłam przewrażliwiona ale... Coś ze mną było nie tak. Czasami miałam wrażenie, że ktoś wypalił w środku moje serce i od tej pory jestem oziębłą suką. Jedyną osobą, która mnie rozumie to teraz Valerio. Hahaha. Ironia z własnym ojcem się nie dogaduje a sypiam z kolesiem, który mógłby nim być jakby miał pecha w życiu i wyszedłby mu pierwszy numerek. Siedziałam w swoim pokoju słuchałam mam na imię Aleksander-Dom. Do pokoju wszedł Osmany podbierający się na kulach. W końcu oparł swoje kule o łóżko i usiadł. -Wiem, że ta sytuacja Ci nie leży.
-Jest mi to obojętne Osmany.
-Anka ja chcę żeby między nami nie było żadnych spięć
-Ale między nami jest normalnie. Przecież rozmawiam z tobą. Przychodzę do szpitala. Dwa razy przecież nawet tam z tobą nocowałam.
- Ale w tobie jest coś dziwnego. Nieodzywasz ani nie śmiejesz się do mnie tak jak dawniej. Nie wiem jeszcze co to jest ale się dowiem.-powiedział wziął kule i wolno wykuśtykał z mojego pokoju.
- To po prostu żal i zabita miłość, Osmany.- powiedziałam sama do siebie pod nosem. Miły początek wspólnego mieszkania. Nie ma co. Na moim ekranie pojawiło się połączenie od Valerio. Odebrałam, a moim oczom ukazał się rozmemłany Valerio leżący w łóżku bez koszulki.
- A ty co?? Nie za gorąco w tej Rosji??
- Właśnie zimno. Potrzebuje tu kogoś do rozgrzania.
-Nie martw się w Rosji jest pełno dziewczyn, które chętnie cie zaspokoją.
-Eh.... Ale ja potrzebuje pewnej temperamentnej polki.
- Z tym może być problem. Bo w Rosji za dużo polek nie ma.
-Nie drocz się ze mną. Oboje wiemy ze chodzi o Ciebie.
- Ja tam nic nie wiedziałam.
- yhym... Powiedz mi lepiej ze przyjedziesz na sylwestra.
- Nie mogę. Nie mam po pierwsze wizy, a po drugie co powiem rodzicom??
- Że chcesz do mnie przyjechać.
- Oni kazaliby mi to uzasadnić. Czemu do Ciebie chcę jechać. A ja co bym powiedziała? Jadę tam bo chcę się spotkać z gościem z, którym się pieprze, a mógłby być moim ojcem.
- Co ty masz z tym ojcem? Skończ tak mówić. Różnica wieku to nie wszystko.
- Wiem przepraszam ale ja bym to musiała uzasadnić, a nie umiem.
- Powiedz po prostu, że dostałaś ode mnie zaproszenie. Chcesz zwiedzić trochę Rosji i miło spędzić czas.
- I tak trochę się spóźniliśmy bo na wydanie wizy czeka się 2 tygodnie co najmniej.
- To może chociaż jutro pójdziesz w odpowiednie miejsce i złożysz wniosek o wizę? Żebyś przyjechała na ferie.
- Wieczorem pogadam z rodzicami.
- Dobrze. Cieszę się. Chcę żebyś przyjechała.
- Czemu? zapytałam się.
- Bo się dawno nie widzieliśmy no i jestem samotny w Rosji.
- Widzę, że potrzebujesz kobiety.
- Bez kobiet nie wyobrażam sobie życia. Ale związki to nie dla mnie.
- W sumie.... Mam trochę podobnie więc Cie rozumiem.
- Ale ty jesteś młoda tobie wszystko może się jeszcze zmienić, a ja już jestem stary zgorzkniały i z dzieckiem. - Kto tu porusza kwestie wieku??
- To przez Ciebie. Za dużo z tobą rozmawiam.
-Robisz to z własnej woli.
- I nie żałuje. Lubię z tobą spędzać czas. Chociaż nas dzieli 4 tyś kilometrów.
- Słoooodkie. Lubię Cię Valerio. Kochany jesteś.
- Tylko się we mnie nie zakochuj. Nie żebym nie chciał żeby taka dziewczyna mnie kochała ale.... Ja nie jestem dla Ciebie. Tylko bym Cię skrzywdził a tego bym nie zniósł.
- Valerio. Wałkowaliśmy ten temat. Jest nam dobrze tak jak jest. Gdyby któreś z nas poczuło coś więcej to kończymy zabawę i rozwiązujemy ten cały nasz układ. Możemy się przyjaźnić, rozmawiać ale nie zakochiwać. Ja na prawdę nie mam teraz ochoty na nowe love. Zresztą wiesz, że związek traktuje jak założenie stryczka na szyję, a małżeństwo jak samobójstwo dwóch osób.
-To dobrze. Znaczy nie zrozum mnie źle ale wiesz jak to jest. Ja się do związku nie nadaję i nie chce żebyś cierpiała.
-Wiem. Wiesz w sumie dlatego Cię tak lubię i tak szanuje, bo mówisz to co myślisz i nie chcesz żebym cierpiała. Grasz ze mną w otwarte karty a ja to u mężczyzn bardzo szanuje.
- A jeśli chodzi o twoich byłych. Ten cały Grzesiek? Tak Grzesiek dał Ci już spokój??
- Dzwoni do mnie. Rozmawia i chyba myśli, że jak wrócę do Polski to będzie z tego coś więcej ale ja wiesz no comprendo.
- Rozumiem. A może on żałuje.
- W dupie to mam. Ja nic do niego nie czuję. W ogóle chyba nic już nie czuje oprócz obrzydzenia i żalu do innych ludzi.
-Przestań tak mówić. Jesteś jedną z niewielu dziewczyn z, którymi normalnie się gada. A to, że trochę w życiu zabłądziła to nie umniejsza temu jaką jesteś wspaniałą dziewczyną i kiedyś będę musiał oddać Cię innemu mężczyźnie.
-Pierdziele. . . Ja nikogo innego nie chcę
. - Chyba, że Osmanego...- powiedział zamyślony z dziwną miną.
- Nie... Jego tym bardziej.
- Mówisz tak bo jesteś na niego zła
. - Mówię tak bo to ktoś kto mnie skrzywdził, wybrał inną dziewczynę i nie mogłabym mu wybaczyć... Niektórych rzeczy się nie wybacza.
- Rozumiem Cię. Dobra to pogadaj zaraz z rodzicami a jak się zgodzą to jutro idź załatwiaj sobie wizę, a ja idę spać, bo u nas już 23, a jutro o 7 mam trening.
- Dobrze. To jutro Ci napisze czy się zgodzili i czy byłam w tym biurze.
- Dobrze. - Miłych snów Valerio.
- Słodkich snów Aniu. Niech Ci się przyśnie.
-Nawzajem.- odpowiedziałam.
Odeszłam od biurka i poszłam do salonu. Stanęłam w progu i przyglądałam się rozbawionym rodzicom i Osmanemu.
- O Ania! Miałam po Ciebie iść ale usłyszałam, że z kimś rozmawiasz.
- Taaaa.....Elena dzwoniła. - jedno kłamstwo w to jedno we wto. Nie robi zbytniej różnicy przy moim wskaźniku zakłamania.
- Po co dzwoniła?
-Tak bezinteresownie.Pogadać. - Chodź usiądź pogadaj z nami, a nie stoisz w tym progu. - Właściwie sprawę mam.- powiedziałam siadając.
- Mów śmiało nie krępuj się.- poganiał mnie uśmiechnięty ojciec.
-Ale.... -spojrzałam na Osmanego.- Zresztą.... Dostałam propozycję od kolegi bym przyjechała do niego do Rosji na ferie. A widzicie Rosja to taki ciekawy kraj i mający taką odmienną przeszłość którą warto zobaczyć. Chcę jechać dlatego pytam się was czy mogę.
- Znamy osobiście tego twojego kolegę?- zapytała zaciekawiona obecnością w moim życiu jakiegoś "kolegi" mama. - Nie osobiście.... Ale przy najbliższej okazji poznacie.
- A czemu ty masz jechać do tego kolegi? Ten twój kolega nie może przyjechać tu?? Zresztą co to za pomysł, żebyś się po Rosji szwendała jeszcze.. Zresztą żaden Ruski nie będzie się z tobą spotykać. Mało masz nauki?
- Po pierwsze. Nikt nie mówił, że mój kolega podkreślam słowo kolega jest Rosjaninem. Po drugie nie może wyjechać, bo ma kontrakt i do końca sezonu nie może opuścić Rosji a po trzecie uczę się od początku roku jak wół...Chyba mogę wyjechać na tydzień? -
Godność i wiek tego kolegi.
- Wiecie co ... Jeżeli mam być tak przesłuchiwana to mi się chyba odechciewa jechać. Szkoda tylko, że nie macie zaufania do własnej córki, a zresztą nawet gdyby on był Rosjaninem to co wam do tego? Mogę się spotykać z kim chcę choćby Rosjaninem, Albańczykiem, Gibraltarczykiem czy Murzynem.Nic wam do tego.- powiedziałam popatrzyłam się na ojca ze łzami w oczach i wstałam kierując się do wyjścia.
- Dobrze, że Ci się odechciało jechać bo nigdzie nie jedziesz. Zostajesz w domu i całe ferie i nie wyjeżdżasz z Trydentu. Za te twoje urojone pomysły. Ja tylko zamknęłam się w pokoju położyłam na łóżku i cicho płakałam. Po niedługim czasie usłyszałam melodyjny głos Kubańczyka;
- Ania chodź porozmawiamy wszyscy razem. Wyjaśnijmy ten problem- milczałam.- To skoro nie chcesz byśmy porozmawiali wszyscy razem to chociaż wpuścisz mnie??- wstałam z łóżka i nie marzyłam o niczym innym jak porwać Kubańczyka do mojego pokoju, przytulić się w jego silne choć całe posiniaczone i słabe po różnych rodzai bandażach i gipsie ramionach. Zbliżałam się cicho do drzwi i już chciałam otworzyć gdy dobiegł mnie głos ojca; - Osmany zostaw ją to wariatka. Do jutra jej przejdzie, a za miesiąc nie będzie pamiętać imienia tego jej przyjaciela. Potem usłyszałam jak Osmany odchodzi od drzwi kuśtykając gdzieś na kulach. Rzuciłam się na łóżko z jeszcze większym płaczem i tym razem nie przejmowałam się czy ktoś mój płacz usłyszy czy nie. Mama próbowała się do mnie jeszcze dobić ale po 3 minutach stania nad drzwiami chyba uświadomiła sobie, że i tak nic z tego nie będzie. Po dwóch godzinach płaczu i słuchania Mam Na Imię Aleksander- Dom usnęłam
*
Wiecie co? Jeszcze jeden i epilog :(
-Jest mi to obojętne Osmany.
-Anka ja chcę żeby między nami nie było żadnych spięć
-Ale między nami jest normalnie. Przecież rozmawiam z tobą. Przychodzę do szpitala. Dwa razy przecież nawet tam z tobą nocowałam.
- Ale w tobie jest coś dziwnego. Nieodzywasz ani nie śmiejesz się do mnie tak jak dawniej. Nie wiem jeszcze co to jest ale się dowiem.-powiedział wziął kule i wolno wykuśtykał z mojego pokoju.
- To po prostu żal i zabita miłość, Osmany.- powiedziałam sama do siebie pod nosem. Miły początek wspólnego mieszkania. Nie ma co. Na moim ekranie pojawiło się połączenie od Valerio. Odebrałam, a moim oczom ukazał się rozmemłany Valerio leżący w łóżku bez koszulki.
- A ty co?? Nie za gorąco w tej Rosji??
- Właśnie zimno. Potrzebuje tu kogoś do rozgrzania.
-Nie martw się w Rosji jest pełno dziewczyn, które chętnie cie zaspokoją.
-Eh.... Ale ja potrzebuje pewnej temperamentnej polki.
- Z tym może być problem. Bo w Rosji za dużo polek nie ma.
-Nie drocz się ze mną. Oboje wiemy ze chodzi o Ciebie.
- Ja tam nic nie wiedziałam.
- yhym... Powiedz mi lepiej ze przyjedziesz na sylwestra.
- Nie mogę. Nie mam po pierwsze wizy, a po drugie co powiem rodzicom??
- Że chcesz do mnie przyjechać.
- Oni kazaliby mi to uzasadnić. Czemu do Ciebie chcę jechać. A ja co bym powiedziała? Jadę tam bo chcę się spotkać z gościem z, którym się pieprze, a mógłby być moim ojcem.
- Co ty masz z tym ojcem? Skończ tak mówić. Różnica wieku to nie wszystko.
- Wiem przepraszam ale ja bym to musiała uzasadnić, a nie umiem.
- Powiedz po prostu, że dostałaś ode mnie zaproszenie. Chcesz zwiedzić trochę Rosji i miło spędzić czas.
- I tak trochę się spóźniliśmy bo na wydanie wizy czeka się 2 tygodnie co najmniej.
- To może chociaż jutro pójdziesz w odpowiednie miejsce i złożysz wniosek o wizę? Żebyś przyjechała na ferie.
- Wieczorem pogadam z rodzicami.
- Dobrze. Cieszę się. Chcę żebyś przyjechała.
- Czemu? zapytałam się.
- Bo się dawno nie widzieliśmy no i jestem samotny w Rosji.
- Widzę, że potrzebujesz kobiety.
- Bez kobiet nie wyobrażam sobie życia. Ale związki to nie dla mnie.
- W sumie.... Mam trochę podobnie więc Cie rozumiem.
- Ale ty jesteś młoda tobie wszystko może się jeszcze zmienić, a ja już jestem stary zgorzkniały i z dzieckiem. - Kto tu porusza kwestie wieku??
- To przez Ciebie. Za dużo z tobą rozmawiam.
-Robisz to z własnej woli.
- I nie żałuje. Lubię z tobą spędzać czas. Chociaż nas dzieli 4 tyś kilometrów.
- Słoooodkie. Lubię Cię Valerio. Kochany jesteś.
- Tylko się we mnie nie zakochuj. Nie żebym nie chciał żeby taka dziewczyna mnie kochała ale.... Ja nie jestem dla Ciebie. Tylko bym Cię skrzywdził a tego bym nie zniósł.
- Valerio. Wałkowaliśmy ten temat. Jest nam dobrze tak jak jest. Gdyby któreś z nas poczuło coś więcej to kończymy zabawę i rozwiązujemy ten cały nasz układ. Możemy się przyjaźnić, rozmawiać ale nie zakochiwać. Ja na prawdę nie mam teraz ochoty na nowe love. Zresztą wiesz, że związek traktuje jak założenie stryczka na szyję, a małżeństwo jak samobójstwo dwóch osób.
-To dobrze. Znaczy nie zrozum mnie źle ale wiesz jak to jest. Ja się do związku nie nadaję i nie chce żebyś cierpiała.
-Wiem. Wiesz w sumie dlatego Cię tak lubię i tak szanuje, bo mówisz to co myślisz i nie chcesz żebym cierpiała. Grasz ze mną w otwarte karty a ja to u mężczyzn bardzo szanuje.
- A jeśli chodzi o twoich byłych. Ten cały Grzesiek? Tak Grzesiek dał Ci już spokój??
- Dzwoni do mnie. Rozmawia i chyba myśli, że jak wrócę do Polski to będzie z tego coś więcej ale ja wiesz no comprendo.
- Rozumiem. A może on żałuje.
- W dupie to mam. Ja nic do niego nie czuję. W ogóle chyba nic już nie czuje oprócz obrzydzenia i żalu do innych ludzi.
-Przestań tak mówić. Jesteś jedną z niewielu dziewczyn z, którymi normalnie się gada. A to, że trochę w życiu zabłądziła to nie umniejsza temu jaką jesteś wspaniałą dziewczyną i kiedyś będę musiał oddać Cię innemu mężczyźnie.
-Pierdziele. . . Ja nikogo innego nie chcę
. - Chyba, że Osmanego...- powiedział zamyślony z dziwną miną.
- Nie... Jego tym bardziej.
- Mówisz tak bo jesteś na niego zła
. - Mówię tak bo to ktoś kto mnie skrzywdził, wybrał inną dziewczynę i nie mogłabym mu wybaczyć... Niektórych rzeczy się nie wybacza.
- Rozumiem Cię. Dobra to pogadaj zaraz z rodzicami a jak się zgodzą to jutro idź załatwiaj sobie wizę, a ja idę spać, bo u nas już 23, a jutro o 7 mam trening.
- Dobrze. To jutro Ci napisze czy się zgodzili i czy byłam w tym biurze.
- Dobrze. - Miłych snów Valerio.
- Słodkich snów Aniu. Niech Ci się przyśnie.
-Nawzajem.- odpowiedziałam.
Odeszłam od biurka i poszłam do salonu. Stanęłam w progu i przyglądałam się rozbawionym rodzicom i Osmanemu.
- O Ania! Miałam po Ciebie iść ale usłyszałam, że z kimś rozmawiasz.
- Taaaa.....Elena dzwoniła. - jedno kłamstwo w to jedno we wto. Nie robi zbytniej różnicy przy moim wskaźniku zakłamania.
- Po co dzwoniła?
-Tak bezinteresownie.Pogadać. - Chodź usiądź pogadaj z nami, a nie stoisz w tym progu. - Właściwie sprawę mam.- powiedziałam siadając.
- Mów śmiało nie krępuj się.- poganiał mnie uśmiechnięty ojciec.
-Ale.... -spojrzałam na Osmanego.- Zresztą.... Dostałam propozycję od kolegi bym przyjechała do niego do Rosji na ferie. A widzicie Rosja to taki ciekawy kraj i mający taką odmienną przeszłość którą warto zobaczyć. Chcę jechać dlatego pytam się was czy mogę.
- Znamy osobiście tego twojego kolegę?- zapytała zaciekawiona obecnością w moim życiu jakiegoś "kolegi" mama. - Nie osobiście.... Ale przy najbliższej okazji poznacie.
- A czemu ty masz jechać do tego kolegi? Ten twój kolega nie może przyjechać tu?? Zresztą co to za pomysł, żebyś się po Rosji szwendała jeszcze.. Zresztą żaden Ruski nie będzie się z tobą spotykać. Mało masz nauki?
- Po pierwsze. Nikt nie mówił, że mój kolega podkreślam słowo kolega jest Rosjaninem. Po drugie nie może wyjechać, bo ma kontrakt i do końca sezonu nie może opuścić Rosji a po trzecie uczę się od początku roku jak wół...Chyba mogę wyjechać na tydzień? -
Godność i wiek tego kolegi.
- Wiecie co ... Jeżeli mam być tak przesłuchiwana to mi się chyba odechciewa jechać. Szkoda tylko, że nie macie zaufania do własnej córki, a zresztą nawet gdyby on był Rosjaninem to co wam do tego? Mogę się spotykać z kim chcę choćby Rosjaninem, Albańczykiem, Gibraltarczykiem czy Murzynem.Nic wam do tego.- powiedziałam popatrzyłam się na ojca ze łzami w oczach i wstałam kierując się do wyjścia.
- Dobrze, że Ci się odechciało jechać bo nigdzie nie jedziesz. Zostajesz w domu i całe ferie i nie wyjeżdżasz z Trydentu. Za te twoje urojone pomysły. Ja tylko zamknęłam się w pokoju położyłam na łóżku i cicho płakałam. Po niedługim czasie usłyszałam melodyjny głos Kubańczyka;
- Ania chodź porozmawiamy wszyscy razem. Wyjaśnijmy ten problem- milczałam.- To skoro nie chcesz byśmy porozmawiali wszyscy razem to chociaż wpuścisz mnie??- wstałam z łóżka i nie marzyłam o niczym innym jak porwać Kubańczyka do mojego pokoju, przytulić się w jego silne choć całe posiniaczone i słabe po różnych rodzai bandażach i gipsie ramionach. Zbliżałam się cicho do drzwi i już chciałam otworzyć gdy dobiegł mnie głos ojca; - Osmany zostaw ją to wariatka. Do jutra jej przejdzie, a za miesiąc nie będzie pamiętać imienia tego jej przyjaciela. Potem usłyszałam jak Osmany odchodzi od drzwi kuśtykając gdzieś na kulach. Rzuciłam się na łóżko z jeszcze większym płaczem i tym razem nie przejmowałam się czy ktoś mój płacz usłyszy czy nie. Mama próbowała się do mnie jeszcze dobić ale po 3 minutach stania nad drzwiami chyba uświadomiła sobie, że i tak nic z tego nie będzie. Po dwóch godzinach płaczu i słuchania Mam Na Imię Aleksander- Dom usnęłam
*
Wiecie co? Jeszcze jeden i epilog :(
Subskrybuj:
Posty (Atom)