niedziela, 2 marca 2014

Epilog

Wróciłam do Trydentu. Z lotniska odebrał mnie tata z Osmanym, który nadal poruszał się o kulach.
Tata zawiózł mnie do domu. Pogadałam chwile z rodzicami i Osmanym jak tam w Polsce po czym poszłam do swojego pokoju.
Pół godziny później usłyszałam pukanie do pokoju. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Osmanego:
- Mieliśmy pogadać.
- Tak racja. Rodzice są w domu?
- Nie. Twoja mama w pracy, a tata na treningu.
- Ok. To możemy pogadać. Byłeś na rehabilitacji?
- Tak od rana. Potem twój tata mnie odebrał i pojechaliśmy po Ciebie.
- Aha, a która godzina?
- 13. Ania. Zacznijmy od nowa. Bądźmy szczęśliwi razem. Pamiętasz święta rok temu? Było idealnie i może być tak dalej.
- Osmany.. 
- Mieliśmy trochę więcej pecha niż większość. Gdyby pewnie nie ta akcja z tym, że będę mieć dziecko to moglibyśmy być razem do tej pory.
- Wiem.
- Spróbujmy od nowa. Weźmy ślub.
- Osmany my nawet jeszcze nie jesteśmy razem, a ty mi proponujesz ślub?
- No bo Cię kocham. Chcę mieć Cię na wyłączność, być twoim mężem. Jestem gotów grać nawet w najgorszym 3 ligowym zespole byleby blisko ciebie.
- Osmany..
- Ja wiem, że ty powiesz, że na razie możemy być tylko przyjaciółmi, ale ja musiałem Ci powiedzieć, że Cię kocham i jak tylko będziesz gotowa to...
- Długo będziesz jeszcze gadać?
- Skończyłem już.
Usiadłam na jego zdrowym kolanie tak, że siedzieliśmy twarzą w twarz.
- Wczoraj ktoś ważny mi uświadomił, że wszyscy moi dotychczasowo chłopacy byli tylko czymś przelotnym w rodzaju intrygi.
 - Ania. -chciał mi przerwać.
- Milcz. Ja mówię. Każdy mój facet oprócz Ciebie, a to może być ostatnia szansa żebyśmy znowu byli razem i nie chcę jej zaprzepaścić, a twoją żoną mogłabym zostać nawet zaraz.- powiedziałam i wpiłam się w jego usta.
Brakowało mi właśnie tego. Osmanego jako mojego jedynego mężczyzny, powiernika i przyjaciela.
 *
- Osmany ty pieprzony egoisto! Myślisz tylko o sobie!
- nie to ty myślisz o sobie! Ja myślę o nas!
- Takim sposobem, ze chcesz na sile zaciągnąć mnie przed ołtarz!
- A co z twoim tekstem! Mogę wyjść za ciebie choćby jutro...
- No ale tak jest. Tylko ja mam za 2 miesiące maturę, urodzi mi się siostra. Nasi chrześniacy przyjdą na świat.
Moje studia. To nie jest dobry czas.
- To jest dobry czas!
- Może dla Ciebie! Jesteśmy razem trochę ponad miesiąc i co? Ślub mamy planować? 
- Tak! - krzyknął.
- Osmany ale czemu nie możemy jeszcze trochę zaczekać. Na przykład do wiosny albo lata następnego roku.
- Bo chcę mieć pewność!
- Pewność! Czego?! Że Cię kocham.? To jest chyba oczywiste.
- No ależ pewnie! Jasne. Tylko nie wybaczył bym sobie gdyby jakiś stary dziad mi cie sprzątnął.- powiedział patrząc mi w oczy, a we mnie coś pękło. On się o mnie boi.
- Może pomyślimy o tym ślubie.- powiedziałam zagryzając wargę.
- Może w maju.
- Sierpniu.- licytowałam się, a on podniósł mnie za pupę.
- Chyba musimy to przedyskutować... w łóżku. - powiedział i przeniósł mnie na owy mebel.
W końcu stanęło na dacie 22 czerwca.
*
Od początku marca do początku czerwca czas minął nam na narodzinach mojej siostry Majki, napisaniu przeze mnie matury, obrony mistrzostwa Włoch przez Trento, narodzinach naszych chrześniaków oraz przygotowaniach do ślubu. Już 3 czerwca cala rodzina Osmanego zjechała się do Italii.
Ja z dnia na dzień coraz bardziej przezywałam, ale przecież ślub jest raz w życiu. 22 czerwca sakramentalnie powiedzieliśmy sobie tak. Wszystko było idealnie, atmosfera, sukienka, obrączki. Mój strach był wielki, ale mając przy boku takiego mężczyznę jak Osmany niczego się nie bałam.
W połowie lipca gdy wróciliśmy z naszej podroży poślubnej. Na której byliśmy w Argentynie, Brazylii i Paragwaju przeprowadziliśmy się do Polski. Najpierw mieszkaliśmy u moich rodziców w domu. Ja dojeżdżałam na studia, a Osmany grał w Skrze. Miałam najcudowniejszego faceta pod słońcem. To było moje marzenie. Moje siatkarskie marzenie. Moje siatkarskie przez chwilę zapomniane marzenie. Więc chyba mogę nazwać Osmanego moim osobistym siatkarskim zapomnianym marzeniem, które pomimo wszystkich nie przeciwności losu uporu mojego i jego odnalazłam
*
Kochani mamy o to taki epilog. Wiecie co? Tak myślałam, żeby ten epilog rozbudować i ogólnie takie ble ble blu, ale stwierdziłam, że zrobię coś szalonego. Oficjalnie ogłaszam, że ten blog jest zakończony, ale ja kocham po prostu tak tą historię i tak się z nią zżyłam, że postanowiłam zrobić blog, który będzie opowiadał o małżeństwie i wspólnych rozterkach państwa Juantorena. Także niebawem pojawi się coś na tym następnym blogu . Mam nadzieję, że będziecie czytać i następny blog o ich tym razem przygodach małżeńskich. Także ostatni raz na tym blogu dziękuje wam za te wszystkie wejścia za równo rok na tym blogu<3 za każdy komentarz i każde wejście i jeśli dobrnęliście ze mną do końca proszę was o komentarz  :) A na blogu badz-zawsze-przy-mnie.blogspot.com pojawią się dziś bohaterowie drugiej serii i zakładka SPAM ale to dopiero wieczorem gdy wrócę od koleżanki :)

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 82

Umarłam? Możliwe, bo nic nie czuję. Podniosłam głowę i natychmiast poczułam pulsujący ból głowy. Zmrużyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Dziwne... Znajdowałam się w pokoju Dawida, ale w pomieszczeniu go nie było. Wzięłam wodę ze stolika nocnego i łapczywie się jej napiłam. Poleżałam jeszcze chwilę i zeszłam na dół:
- O nasza Ania wstała! Jak tam! Zmordowana po nocy?!
- Nie krzycz. Nic nie pamiętam..
- Nie pamiętasz?
- Nie pamiętam. Mam kaca jak stąd do Paryża.
- Mogę Ci streścić twoje wybryki. Najpierw pokłóciłaś się z Łomaczem jakim to bezmyślnym... Poczekaj jak ty to określiłaś?
Bezmyślnym niewyrośniętym sukinsynem? Jakoś tak.
- Jezu...
- Ale to nie wszystko. Potem  lizałaś się z Lijewskim.
- Co? Jak? Gdzie? Kiedy? Czemu mnie nie powstrzymałeś?
- Nie, bo ja poszedłem z Grześkiem się pożegnać, a Michał był w kiblu.
- Błagam nie.... 
- Ale to nie było najgorsze.
- Co? Jak?  To co ja odwalałam?
- Po tym już jak się z Krzyśkiem wiesz... Tego to.. Dałaś mu w pysk?
-Ja? CZEMU?!
-Nie wiem. On Ci szepnął coś na ucho, a ty dałaś mu plaskacza. A potem jak już was chlejusów rozdzieliliśmy to śmiałaś się na cały głos, że nie wiedziałaś, że umiesz tak mocno.
-O Boże! Nigdy więcej alkoholu.
- Mogę Cię pocieszyć.-powiedział.
- Dawaj.
- Krzysiek wypił więcej od Ciebie więc pewnie nie pamięta.
- A to mi pocieszenie.
- Jezu święty....- jęknął Krzysiek wchodząc do kuchni w samych bokserkach- Ale mnie piecze policzek. Ktoś mi powie co ja robiłem w nocy?
- Myślę, ze Ania możne Ci to streścić. Ja idę się ogarniać. Nara.- powiedział wychodząc z kuchni.
- Dawid... Nie zostawiaj mnie z nim. Cholera. Chyba narozrabiałam...- powiedziałam.
- To powie mi ktoś co się stało? Ania? Może ty, bo na Dawida raczej nie mam co liczyć.
- Wiesz... niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć.
- Zaryzykuje.
- Nie warto mów Anka.
-  No bo podobno najpierw zwyzywałam Grześka, potem się z tobą lizałam, a na końcu dałam Ci plaskacza i śmiałam się sama do siebie, że nie wiedziałam, że tak mocno umiem. Przepraszam. Byłam pijana.
- Spoko. Poboli i przejdzie.-powiedział wyjmując z zamrażarki jakieś mrożonki cioci.
-Nie chciałam, ale jak wpije to tak czasem i robię dziwne rzeczy.
-Spokojnie. Nic się nie stało.
-Stało.-powiedziałam.
-Myślisz, że mało razy dostałem jakiegoś plaska od dziewczyny ? Jeden w tą drugi w tamtą.
-Eeee....Dobra. Skoro tak stawiasz sprawę to ja idę się ogarnąć.-powiedziałam skołowana i wyszłam z kuchni.
Krzysiek to jest jednak dziwny człowiek. Intrygujący, irytujący, przyjacielski, skomplikowany, zboczony, luzak  i chyba przez to, że ma nieraz dwie twarze nie mogę go rozgryźć.
Poszłam do łazienki umyłam się, przebrałam i nałożyłam tylko mój ulubiony krem BB, bo nie mam się po co malować i prawda była taka, że czymś innym niż kremem mogłabym zrobić sobie krzywdę, bo ręka mi się trzęsła jak cholera.
Potem znowu wróciłam do kuchni. Tym razem to Michał pastwił się nad Krzyśkiem jaki jest nieodpowiedzialny i, że obiecał mu, że mnie nawet nie dotknie.
-Eee.....Cisza.-powiedziałam wchodząc.
-Następna lekkich obyczajów.
-Nazwałeś mnie "NASTĘPNĄ LEKKICH OBYCZAJÓW"?-wydarłam się.
-Ania....-pisnął Krzysiek z bólu.
Chyba miał jeszcze większego kaca niż ja.
-Nie o to mi chodziło. Ale sama przyznaj, że to trochę nienormalne, że moja własna. Najbliższa siostra cioteczna lizała się po pijaku z moim przyjacielem. I co ja teraz zrobię? Jak ja cioci w oczy spojrzę. A pal licho ciotkę! Wujek mnie zabiję!
-Boże lamentujesz jakbym co najmniej w ciąże zaszła!
-A zaszłaś?!-przestraszył się Michał.
-Boże...Pomóż, bo zaraz przypierdolę.-powiedziałam kierując wzrok na sufit.-Tak Michał jestem wiatropylna i zaszłam w ciążę! Czy ty siebie słyszysz?  W tym momencie to ty gadasz jakbyś miał ogromnego kaca,a nie my.
-Nie mam na was siły.
-Oj daj spokój Michał! Ja nic nie pamiętam, Krzysiek też nie, To co działo się wczoraj po pijaku nie ma znaczenia.
-Może dla was nie,ale dla mnie tak.
-A co by było gdyby na przykład dziadek zszedł się napić wody w nocy na dół i by was zobaczył?
-To coś by mu się wkręciło! No daj już spokój! Zjedzmy śniadanie, spakujmy się i wsiądźmy do twojego przeklętego samochodu gdzie najpierw podwieziecie mnie do Bełchatowa,a  potem tego... No pojedziecie na to wasze zgrupowanie.
-A ty po co do tego Bełchatowa?
-No pogadać muszę z Aśką i jutro mam samolot z Łodzi.
-Tylko mi niczego tam nie pij i nie odwal.-powiedział Michał i wziął gryz kanapki.
-Już nigdy nie napiję się alkoholu. Mogę Ci to przyrzec.
-Ta zobaczymy. Do waszego następnego spotkania.
-A będą następne?-zapytałam zdziwiona.
-Oj będą. Nie raz nie dwa. Ja Ci mogę to poświadczyć.-popatrzył wymownie na Lijesia.
-Dobra. Nie ważne. To wy mordki jedzcie śniadanko ja już idę się pakować.
 Gdy już się spakowałam z chłopakami zaczęliśmy się ze wszystkimi żegnać,a potem wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w stronę Bełchatowa. Gdy siedziałam na tylnym siedzeniu słuchając na słuchawkach tej piosenki zaczęłam myśleć o wczorajszej rozmowie z Osmanym. Też za nim tęsknie. Tęsknie za nim jak  za mężczyzną, jak za przyjacielem, jak za ukochaną osobą. Brakuje mi go bardzo. Więc co ja odpierdzielam w Polsce po pijaku z Lijewskim?  Byłam trochę rozbita. Nie potrzebnie go wczoraj tak potraktowałam. Przecież starał się. Zadzwonił i powiedział o swoich uczuciach przez telefon. To musiało być dla niego cholernie trudne,a ja go po prostu zbyłam. Idiotka. Dziwie się, że on ma chęć walczyć o mnie po takim czasie. Zdecydowałam się napisać do niego wiadomość. Postawić na jedną kartę. Zaryzykować. Możliwe, że znów będę cierpieć, ale będę wiedziała, że spróbowałam,a nie do końca życia zastanawiać się co by było gdyby.
"Kłamałam."-napisałam wiadomość do Kubańczyka.
Niemal natychmiast dostałam wiadomość :
"W jakiej sprawie ? "\
Odpisałam:
"Że to co nas teraz łączy to tylko wspomnienia i kilka miłych chwil, ale to już przeszłość. To nie prawda. "
"Nie??"
"Nie. Zawsze będzie nas łączyć coś więcej i teraz to tylko od nas zależy co to będzie. "
"Chyba musimy pogadać. Nie sądzisz?"-napisał mi Osmany.
"Musimy.  Jutro będę już w Trento. Pogadamy. "
"Będę czekać. Przez Ciebie nie będę mógł dzisiaj zasnąć."
"Postaraj się :) Nie chcę jutro rozmawiać z bladym jak ściana chłopakiem, który zaraz mi zasłabnie. "
"Dla Ciebie wszystko."
-Młoda. Twój przystanek.-powiedział Michał parkując przed domem Aśki.
-Dziękuję za podwózkę. To do zobaczenia Misiu.-pocałowałam go w policzek. -Pa Krzysiek.-przybiłam z nim piątkę i zabrałam swoje walizki po czym poszłam w kierunku drzwi.
Tam czekała na mnie już Aśka.
-Małpoo!-rzuciła się na mnie i wyściskała mnie.
-Hej!-odpowiedziałam będąc już przez nią duszona.
Po ogarnięciu się już po powitaniu. Przywitałam się z rodzicami Asi i zniknęłam z nią u niej w pokoju. Piłyśmy herbatkę z cytrynką i zaczęłyśmy rozmowę:
-Masz jakiś kontakt z Zatorem?
-Daj spokój. To wszystko jest już skończone.
-Srsly?
-Tak nie ma odwrotu. Nikt nie będzie bawił się moimi uczuciami, ale nie gadajmy o mnie. Co u Ciebie?
-No. Sama nie wiem. Chyba się trochę pogubiłam.
-To znaczy jak?
-No uczuciowo. Ta cała miłość to chyba nie dla mnie.
-Farmazony pierdzielisz za przeproszeniem. Miłość jest dla każdego.
-Wiesz. Dziś postanowiłam działać pod wpływem impulsu i emocji. Znaczy może zacznę od początku.
-Najlepiej by było.-zaczęła śmiać się blondynka.
-Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie Osmany. Wiesz zaczął gadać mi, że robił wspominki, oglądał nasze stare zdjęcia. Zapytał się dlaczego nie jesteśmy już szczęśliwi itd. Natomiast ja jak ostatnia suka odpowiedziałam mu, że   to co nas łączy to tylko wspomnienia i przeszłość.  Pf....To jeszcze nie jest najgorsze. Potem po dość dużej dawce alkoholu lizałam się z Lijewskim. Tak Krzyśkiem Lijewskim i wiesz co ? Ten człowiek mnie intryguje. Cholernie nie wiem jeszcze jaki on jest. Rozumiesz intryguje mnie, ale jadąc dziś samochodem razem z Michałem i Krzyśkiem uzmysłowiłam sobie, że to Osmany jest dla mnie wszystkim i korzystając z chwili odwagi napisałam do niego. Uzgodniliśmy, że jak wrócę do Trydentu to pogadamy,ale wiesz co jest najgorsze ? Że ja nie jestem niczego pewna. Aśka.....Co ja mam zrobić? Pomóż mi.....
-Ania.....My mamy tendencje do utrudniania sobie życia. Olej Lijewskiego. Nie przejmuj się nim. Nie zgłębiaj znajomości z nim. Teraz myśl tylko o Osmanym, bo to jego kochasz,a Krzysiek to może być dla Ciebie chwilowa intryga z dużymi konsekwencjami. Rozumiesz?
-Tak masz rację.
-Dla Ciebie zawsze liczył się tylko Osmany. Pamiętaj, że to może być wasza ostatnia szansa i raczej nie warto jej zepsuć.
-Masz rację.
-To co zrobisz?
-Jutro wracam do Trydentu i gadam szczerze z Osmanym. Zapominam o tym czymś z Krzyśkiem chociaż to nie będzie trudne, bo nawet tego nie pamiętam.
-Mądra dziewczynka.-przytuliła mnie Asia i zaśmiała się.-Będę Ci kibicować.
-Właśnie...Miałaś dla mnie propozycję na ferie.
-No ale teraz myślę, że lepiej jednak nie jechać.
-Ale o co chodzi?
-No, bo mój tata jako komentator jedzie do Hiszpanii na MŚ w piłce ręcznej i mnie zabiera i zaproponował mi, żebym kogoś zabrała więc pomyślałam o tobie, ale to chyba nie będzie dobry pomysł. No ale cholera chciałabym, żebyś pojechała. To jak?
-Kurde...Pojechałabym do Hiszpanii.
-No ja bym też chciała z tobą jechać.
-Jeszcze nic na 100 nie wiem. Muszę się zastanowić i zobaczymy co wyniknie z tej rozmowy. Potem dam Ci odpowiedz. Ok?
-Jasne bez problemu. -uśmiechnęła się i zaczęłyśmy dalej gadać.
*
Sorry za ten rozdział miał on się pojawić już dawno ale miałam problemy techniczne i ogólnie uczuciowe i sercowe i trochę nie myślałam o tym blogu, ale wczoraj powrócił mi internet na komputerze (bo od niedzieli niestety miałam go tylko na komórce i tablecie) i stwierdziłam dość tej Depresji. Trzeba coś dodać brać się do roboty. Przepraszam, że rozdział nie jest zbyt długi. Następny będzie dłuższy.
:)

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 81

-Miałam być w Polsce, ale przyjaciółka zadzwoniła do mnie z jakimś newsem i powiedziała, że jak przyjadę do Bełchatowa to się wszystkiego dowiem o tym wyjeździe i, że na pewno z nią jadę.
-A to kiedy z nią jedziesz? -
 Na ferie.
- Ferie... Jak ja dawno ferii nie miałam.
-Hahaha. Życie bywa niesprawiedliwe. Za to grasz z orzełkiem na piersi.
-No... Nie narzekam. Chociaż ferie też fajna rzecz. A u Ciebie ile trwają ferie?
-Wiesz. Przeważnie miesiąc jest wolnego i cały styczeń nie chodzimy ale, klasy maturalne mają jeszcze inaczej i mają tylko dwa tygodnie w styczniu wolnego i naszej szkole wypadło od 11 do 27. Znaczy tak naprawdę to ferie zaczynają się 13 ale 11 idziemy już ostatni dzień.
 -Kumam.-uśmiechnął się
-No a MŚ od kiedy do kiedy są?
 - Od 12 do 29 bodajże.
 - Fajnie. Medalu życzę.
 - Będziemy się bić o najwyższe cele
. - A spróbujcie tylko nie to wam nakopie i znajdę was w tej Hiszpanii.
- Ja się nawet nie będę zbytnio ukrywać.-powiedział.
 - To dobrze.-odpowiedziałam.
 - Przed takimi kobietami jak ty się nie ukrywam nigdy.- puścił mi oczko, a ja zaczęłam się śmiać.
- Oj Krzysiu, Krzysiu. Lubię Cię. Zabawny jesteś.
-Prawdę mowie.
 - Wiesz mam takie dziwne uczucie nieufności co do Ciebie. Może to trochę przez tą twoją ksywę albo przez tą twoją pewność siebie. Lubię Cię ale nurtuje mnie, że nie mogę Cię rozgryźć.
 -No bo ja jestem skomplikowaną osobą.
- Zauważyłam. Wracajmy.- powiedziałam.
 - Wiesz może jestem dla Ciebie skomplikowany, bo dopiero co mnie poznałaś, ale wiesz co.? Kręci mnie to, że jestem dla Ciebie intrygujący.
- Nie powiedziałam, że jesteś intrygujący.
- Ale widzę, że Cię intryguję.
 - Bardziej niż ty intryguje mnie twoja ksywa. Nie wyglądasz na takiego chłopaka, który...
- Pozory podobno mylą.- znów puścił mi oczko i otworzył bramę.
 - Podobno istnieją wyjątki.-powiedziałam.
-Uważasz, że jestem wyjątkiem?
 - Tego nie powiedziałam.-uśmiechnęłam się i weszłam do domu.
Rozebraliśmy się z Krzyśkiem i poszliśmy do pokoju Michała:
- A was gdzie wywiało? Ty miałeś iść tylko po Ankę, a z pół godziny was nie było.
 - Anka wyciągnęła mnie na spacer.
- Tak. Od razu wszystko co najgorsze ja. Powiedziałam tylko, że idę się przejść. To ty się wepchałeś i poszedłeś, ze mną.
 - Dobra nie ważne. Zaczynajmy.
 - Nie mam szczęścia w kartach. Zawsze przegrywam.
- Za to Krzysiu wszystkich ogrywa.- powiedział Dawid wyraźnie niezadowolony.
 Po godzinie grania gdzie ja z Krzyśkiem równo przegrywaliśmy i dawaliśmy się ogrywać Dawidowi i Michałowi na przemian poszliśmy na obiad. siedziałam przy stole między Dawidem, a dziadkiem. Przede mną siedziała babcia, po jej prawej stronie Michał, po lewej Lijeś, wujek i ciocia.
Gdy jadłam sobie pierożka z wigilii, bo nie miałam ochoty na nic mięsnego babcia zaczęła:
-Ania skarbie, a kiedy ten twój Grzesiu przyjedzie?
Dawid śmiał się jak opętany, a ja krztusiłam się kawałkiem pieroga, który utknął mi w przełyku i nie mogłam wydusić przez chwilę słowa. Gdy sytuacja się opanowała rozejrzałam się wokół siebie poszukując ratunku,ale nigdzie go nie dostrzegłam więc zaczęłam:
-Babciu,ale my....Z Grześkiem już nie jesteśmy razem.
-Nie,a to co się stało?
-A wiesz babcia... Wyjechał do Jastrzębia,bo podpisał tam kontrakt. Spotkał swoją byłą i mnie zdradził.-powiedziałam bez żadnych emocji bawiąc się i wbijając w pieroga widelec.
-Ojej...Kochanieńka,a dawno to było?
-W październiku albo listopadzie jakoś. Nie wiem...Nie ważne. Nie chcę gadać o nim... Są święta. Nie będę sobie zaprzątać głowy jego osobą.-udałam, że nie wiem kiedy to dokładnie się stało, ale tak naprawdę dokładnie pamiętałam tą datę.
-Ale córuś...-jęknęła babcia-Są święta trzeba się jednoczyć.
-Z niektórymi osobami to nawet niewskazane się jednoczyć więc odpuszczę babcia.
-Ale...
-Skończmy ten temat babciu.
-Wiecie co, a mi to ten Grzesiek nigdy nie pasował.-zaczął dziadek.
-Nieee........-jęknęłam cicho.
-Masz rację coś w tym chłopaku było nie tak.-powiedziała babcia.
-On cały jest nie tak. Erotoman za.....-chciałam dokończyć wiązankę słów na temat Łomacza ale Dawid wszedł mi w paradę.
-A ja go lubię i zaprosiłem go dziś na wieczór.
-Co!?!?!-wydarłam się na niego.
-No nie wiedziałem, że Cię zdradził jasne.
-Ale wiedziałeś, że już nie jesteśmy razem.
-Ale myślałem, że to jakaś drobnostka i do siebie wrócicie.
-Błagam Cię....Nie myśl już więcej.-powiedziałam chowając twarz w dłoniach.
-Ej a co to za Grzesiek w ogóle?-zapytał się Michał.
-Jej były. Wiesz. No ten rozgrywający.... Emm...Łuman, Łomak nie chwilę to nie tak... O już wiem ! Łomacz!
-Czeka Cię powolna śmierć ty mała blond gnido.-powiedziałam.
-Wiesz raczej nie będziesz mnie miała czasu zabić.
-Bo?
-Będzie tu o 6.
Spojrzałam machinalnie na zegarek, żeby odczytać godzinę.
-Zabije was oboje w trakcie jego wizyty.-uśmiechnęłam się sztucznie do Dawida wiedząc, że za 40 minut zobaczę Grześka.- Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu.
-Dobra nie czas na takie rozmowy pogadajmy o czymś przyjemniejszym- ucięła temat ciocia, a każdy powrócił do spożywania posiłku.
20 minut później siedziałam z chłopakami w salonie. Michał i Dawid napierdalali w Fifę 13,a ja siedziałam oparta o ramię Krzyśka i słuchaliśmy Depeche Mode na moich słuchawkach. Usłyszeliśmy dźwięk dzwonka do drzwi:
-Aniu otworzysz to do Ciebie?-zaśmiał się Dawid,a ja rzuciłam w niego poduszką.
-Zabiję Cię.... Ciekawe czy dostałabym za takiego jak ty 25 czy dożywocie? Zdecydowanie 25.-zapytałam sama siebie i odpowiedziałam na to pytanie podnosząc się i idąc do drzwi.
Otworzyłam nie patrząc przez wizjer:
-Cześć.-zaczęłam.
-Cześć,Ania. Miło Cię widzieć.
-Ta...Ciebie...Skłamałabym mówiąc, że cieszę się z twojej wizyty.  Jesteśmy w salonie. Rozbierz się i chodź.
-Okey.- powiedział brunet zdejmując kurtkę i idąc za mną do salonu. Przywitał się z Dawidem jak ze swoim najlepszym przyjacielem, potem zapoznał się z Michałem, a ja w tym czasie znów usiadłam koło Krzyśka wzięłam jedną słuchawkę i z powrotem zaczęłam słuchać z Krzysiem Depeche Mode leżąc i opierając się tyłem głowy o ramie Lijesia. Gdy Grzesiek skończył rozmowę z Michałem spojrzał w stronę kanapy i podszedł do nas podając rękę Lijewskiemu:
- Cześć Grzesiek.- powiedział Łomacz.
- Krzysiek.- odpowiedział wyjmując słuchawkę z ucha i wstając z czego nie byłam zadowolona, bo straciłam swoją poduszkę. Chłopacy siedzieli i wyjęli alkohole gadając o innych dziwnych rzeczach. Ja szukałam tylko jakiegoś zajęcia dla siebie i pytałam każdego kto przechodził czy mu w czymś pomóc:
- Dziadziuś?
- Co Anulka?-odpowiedział wchodząc na pierwszy schodek.
- Zagramy razem może w szachy?
- Teraz to nie kochanie, bo zaraz mi się czerwony orzeł zaczyna.-powiedział i szybko wszedł po schodach.
-Paranoja...Mój własny dziadek wystawił mnie dla czerwonego orła.
- Czerwony Orzeł nie jest zły. Ostatnio oglądałem z dziadkiem jeden odcinek. Wciągający serial.
-Idę do babci. Może ona mnie przygarnie. - powiedziałam wychodząc z pokoju.
Poszłam do kuchni gdzie babcia włączała laptopa i zapytałam się:
- Pomóc Ci?-zapytałam się.
- Nie córuś. Tylko mi się nie kręć teraz po kuchni, bo będę z ciocią Halinką rozmawiać na tym... No... Skipeju.
- Skype, babciu.
- Tak tak. Teraz już idź, bo będziesz zakłócać połączenie.
- Babciu.
- A negatywne wibracje wysyłane od Ciebie będą źle działać na naszą konwersacje.
- A wy się dziwicie, że tak rzadko przyjeżdżam do Krakowa.- powiedziałam wychodząc z kuchni.
- Psiakrew negatywna energia, fale, zły wpływ na konwersacje. No drama normalnie. Jakaś paranoja.
- Co negatywna energia? Jakie fale?-zaczął dopytywać się Lijewski. 
- Moja kochana babcia. Stwierdziła, że będzie gadać z ciotką Haliną ja to ona określiła na "skipeju" i mam wyjść z kuchni, bo będę zakłócać połączenie i negatywne fale, które wysyłam będą źle wpływać na połączenie.-powiedziałam siadając koło Krzyśka, a oni zaczęli się śmiać jak opętani.
- Babcia jaka hipsterka teraz fale, przekazy, energia.
- W ogóle kto ją nauczył posługiwać się laptopem i zrobił konto na Skype?
- Ja.-odezwał się Dawid.- Ale umie tylko go włączyć, wyłączyć i zadzwonić do Haliny.
Zaprzestałam dalej szukaniu zajęcia i po prostu poszłam do pokoju, który zajmowałam na spółę z Krzyśkiem. Wzięłam książkę pod tytułem "Balsam dla duszy romantycznej ", którą teraz czytam i zeszłam na dół. Usiadłam jak zwykle w ostatnim czasie obok Krzyśka. Miałam dwa powody:
1. Krzysiek siedział najdalej Grześka.
2. Miał kurewsko wygodne ramie.
Chłopacy sobie gadali, a ja w spokoju czytałam. Przez pewien czas, bo potem te podstępne szatany podstępem skusiły mnie do picia alkoholu. A ja i alkohol w dużych ilościach to nigdy dobre połączenie. Chłopacy najpierw wyśmiali mnie, że czytam coś tam coś dla romantyków i, że ja jestem bardzo romantyczna i wgl ja i Krzysiek będziemy czekać on na tą "wymarzoną'', a ja na księcia z bajki. Wszystko skończyło się na tym, że chciałam jak najszybciej skończyć ten wieczór i po prostu położyć się spać w łóżku pod oknem. Chłopacy pili. Ja troszkę oszukiwałam i piłam potem pół zawartości kieliszka. Leżałam tak na ramieniu Krzyśka. Oczy mi się kleiły. Lijewski bawił się moimi włosami, jednocześnie rozmawiając z Michałem, Dawidem i Grześkiem. Co do Łomacza wieczór minął lepiej niż się spodziewałam. Pewnie to sprawa tego, że zamieniłam w nim 4 zdania i w sumie trochę specjalnie siedziałam, a potem przysypiałam na ramieniu Krzyśka. Niestety nadszedł czas gdy zachciało mi się jeść.
-  Głodna jestem.
-Wiesz, która godzina?
- Po 23?-zapytałam- Mam ochotę na frytki.
-Wiesz gdzie jest zamrażarka. Frytki są w drugiej szufladzie od góry, frytkownica pod ladą. Zrób więcej to i my zjemy.- powiedział Dawid.
- No jasne samą mnie zostawcie w tej kuchni... Nie przejmujcie się mym losem.
- Ja z tobą pójdę jak tak bardzo chcesz.-powiedział Grzesiek.
Dorobiłam się...
Poszłam z nim do kuchni i wyjęłam frytki, po czym podłączyłam frytkownice.
- Co u Ciebie? Jak Osmany?
- Nie wiem co u Osmanego. Ostatnio gadaliśmy przed świętami. Jak tak bardzo chcesz usłyszeć co u niego dam Ci jego numer. Zadzwonisz i sam się dowiesz.
- Nie oto chodzi. Myślałem, że...
- Zdradziłeś mnie to od razu poleciałam do Juantoreny. Otóż nie. Zresztą teraz to nie twoja sprawa z kim jestem i co robię, nie uważasz?-zapytałam.
- Nie chcę żebyśmy stali się obcymi ludźmi.
- Trochę późno o tym myślisz. Nie uważasz?
- Oj Anka. I co teraz nawet jak mnie kiedyś gdzieś spotkasz to nie powiesz nawet cześć?
- Cześć jak najbardziej powiem. Nie będę po prostu wchodzić z tobą w dalszą dyskusje.
- Nie zabiliście się?-krzyknął Dawid z salonu.- Cicho coś u was.
- Nie.-odpowiedziałam.- Odpuść Grzesiek. Dobra?
- Ta. To ja wrócę do chłopaków.
- Tak będzie najlepiej.-powiedziałam i wrzuciłam frytki do frytkownicy.
Po paru minutach były już gotowe. Z tacą pełną frytek i ketchupem
Który trzymałam pod pachą wróciłam do salonu i zjedliśmy frytki. Potem gdy już zjadłam zadzwonił Osmany:
- Halo?
- Cześć.
- No cześć. Coś się stało, że dzwonisz tak późno?
- Jesteś sama? W pokoju?
- Nie ale i tak nas nikt nie rozumie i nie słyszy.
- Ale ja wolałbym żebyś i tak była sama.
- Dobra już wychodzę.- powiedziałam idąc do pokoju w, którym mieszkam teraz z Krzyśkiem. - Mogę już?
- Tak.-powiedziałam siadając na łóżku.
- Patrzyłem dziś rano na zdjęcia. Wiesz takie wspominki.
- Rozumiem.
- I zastanawiam się dlaczego nie jesteśmy do cholery szczęśliwi razem?
- Złożyło się na to wiele czynników.
- Są święta.
- Racja.
- Rok temu w święta byliśmy razem szczęśliwi.
- Tak. Tylko, że to było rok temu.
- I co się z nami stało?
- Nie wiem. Ty spodziewałeś się dziecka. Ja z rozpaczy znalazłam się w związku z przyjacielem. Potem przyjechałam do Włoch. Ty byłeś z Mileną, ja z Grześkiem. Potem ty zerwałeś z Mileną ja jakoś w tym samym czasie z Gregorem i ... Potem to ty poznałeś Sienit, a ja.
- A ty?
- A ja wplątałam się w dziwne gówno z Valerio po twoim wypadku. Ale to już skończone.
- Co musi się stać, żebyśmy zmądrzali?
- Nie wiem.
- Tęsknie za tobą Ania.Jak za kobietą.
- Utrudniasz.
- Ania...
- Łączą nas wspomnienia i piękne chwile. To prawda, ale niestety to tylko wspomnienia, przeszłość coś co było magiczne ale się nie powtórzy.
-Ania wszystko się może powtórzyć, odbudować. Wszystko trzeba tylko chcieć.
- Osmany tu nie chodzi o moje chcenie. Nie.... Tu bardziej chodzi o zaufanie, o bezpieczeństwo i tego typu rzeczy.
- Przecież byłaś ze mną bezpieczna.
-Byłam owszem, ale jak byłeś przy mnie. Jak szedłeś na trening zastanawiałam się czy po treningu nie poinformujesz mnie, że to nie to. My nie potrafimy stworzyć czegoś stałego, a ja w tej chwili potrzebuje mężczyzny, który w każdej sytuacji ze mną będzie.
- Ja z tobą...
- Osmany. Nie potrafię Ci zaufać. Lepiej jest żeby zostały nam piękne wspomnienia niż byśmy wszystko zniszczyli i męczyli się kolejny raz. Jesteś typem człowieka, który męczy się w stałym związku. Będzie lepiej jak będziemy kumplami.
- Może masz rację.
- Mam.
- Może... Porwałem się z motyką na słońce?
- Nie.-Uśmiechnęłam się do samej siebie.
- Niech zostanie tak jak jest skoro tak chcesz.
- Pogadamy na poważnie jak będziemy we Włoszech dobrze?
-Jasne.-odpowiedział.
- Wracaj szybko z tej Polski.
-Postaram się. - uśmiechnęłam się i rozłączyłam.
Poleżałam chwile na łóżku po czym wróciłam do chłopaków gdzie jak już wcześniej wspominałam piłam. Tylko trochę Lijeś sprawdzał moją głowę i tak ją sprawdził, że rano obudziłam się leżąc koło niego na łóżku z okropnym bólem głowy i urwanym filmem od momentu w, którym skończyłam rozmowę z Osmanym. Dobrze, że przynajmniej pamiętałam tą rozmowę z Kubańczykiem...
*
Badabum. Rozpisałabym się jak zawsze ale zaczęła się druga połowa meczu Vive z Fc Porto. Uprzedzę wasze pytania. Nie nie zmieniam tematyki bloga. Nadal to będzie zmyślone psycho opowiadanie o siatkarzach :)
Następny przy dobrych wiatrach w poniedziałek :)


piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 80

Rok temu nie przejęłabym się tym ale...teraz nauczona przez los nie mogę przełamać się jeśli chodzi o mężczyzn.  Usnęłam dopiero około 5. O 8 do pokoju wleciał Michał z Dawidem i zaczęli krzyczeć:
-A co tu się dzieje?-zaczął krzyczeć Michał
- Co tu było?-zawtórował mu Dawid.
-Pęto czy ty...- chciał się wydrzeć na niego Michał.
- Zamknijcie się.-jęknęłam. - To była najgorsza noc w moim życiu.
- O czyżby Pęto się nie spisał?
-Zamknijcie się...-powiedział Krzysiek przecierając oczy.
-To wytłumaczysz mi co robisz z moją siostrą w jednym łóżku?
- Śpię.- powiedział wstając.
- W samych bokserkach?
- Stary przecież wiesz, że zawsze tak śpię.
- To jak znaleźliście się w jednym łóżku?-dopytywał się Dawid.
-Bo najpierw przepaliła się żarówka.
- Najpierw zająłeś moje łóżko koło okna.
- Potem burza.-kontynuował- Jeszcze ta zaczęła skiełczeć, że boi się duchów.
- No to się zlitowałem i poszedłem do niej, żeby się nie bała.
- O nic Cię nie prosiłam. Sam wepchałeś się do mojego łóżka.- fuknęłam.
-Ale między wami...
- Ja rozumiem. Jego możesz oskarżać o takie rzeczy, bo w końcu ma taką ksywę jaką ma, ale... mnie?
- Ej...- jęknął Lijewski.
Po całej dyskusji poszłam ogarnąć się do łazienki.
Zjadłam z chłopakami jajecznice usmażoną przez babcie, a potem dalej się ogarnęłam i poszłam do salonu. Włączyłam swojego laptopa i założyłam słuchawki na uszy. Popisałam na fejsie z Aśką i poskarżyłam się na chłopaków potem pisałam z Wroną, a gdy już skończyłam zadzwoniłam do rodziców.  Pogadałam z nimi, a potem zadzwoniłam do Osmanego. Okazało się, że u nas są jeszcze Elena, Matej i Wiktorija (siostra Mateja.), i że ten świetnie się bawi w jej towarzystwie.
Zabolało. Znowu...Nawet nie wiem czemu. Jesteśmy przyjaciółmi i miałam wrażenie, że mu na mnie zależy, a z kolejną jego nową miłością czuję się coraz gorzej. Puściłam sobie moją ulubioną piosenkę U2 i leżałam na kanapie zwinięta w kłębuszek, a w uszach miałam słuchawki. Do pokoju nagle wpadł Dawid z Krzyśkiem.
 -Grasz w karty?
 - Nie. Zmęczona jestem doła mam. Chyba idę się przejść.
 - Idę z tobą. Samej Cię nie puszcze i muszę trochę Krakowa zwiedzić i poprzypominać sobie co gdzie jest. - Jak tam chcesz.-powiedziałam i wstałam z kanapy.
 Poszliśmy się ubrać, potem ciocia jeszcze krzyknęła przez okno żebyśmy wrócili na 13, bo obiad i ruszyliśmy w stronę rynku. Panowała cisza, która mnie krępowała:
 - To długo znasz się z Michasiem?-zapytałam, żeby rozbudzić jakąkolwiek konwersacje.
 - Od 4 klasy podstawówki.
 - Długo.-uśmiechnęłam się.
 - No, a ty często przyjeżdżasz do Krakowa?
 - Znaczy jak byłam mniejsza to wiesz byłam tu na okrągło i grałam z Michałem i Dawidem w ręczną, a potem moje życie się skomplikowało i jestem tu rzadziej.
 - Rozumiem. A tam w tej odległej Italii? Masz kogoś?
 - Nie... Wiesz może i jestem młoda, ale życie w tych miłosnych sprawach mnie nie oszczędza. Wiesz niby potem wszystko każdemu wybaczam, bo taka jestem, ale potem taka rysa potężna na sercu pozostaje.-odpowiedziałam
.- A ty?
 - No ja już mówiłem. Szukam tej jedynej tylko czasem mam wrażenie, że przez własną głupotę jej jeszcze nie znalazłem, bo czasem lubię wykorzystać trochę kobiety.
 - Nie powinnam tego popierać, ale kobiety często robią to samo. A wracając do tej wymarzonej. Ja wierze, że gdzieś tam kiedyś ktoś nasz los zaplanował i jak mamy z kimś być to niestety, a czasami stety nie ominie nas to za żadne skarby świata.
 - Trochę w tym racji jest. Lubie Cie.
 - Ja Ciebie też, ale dzisiaj ja śpię pod oknem.
 -O nie. Miejsca Ci nie oddam.  -Ale dzisiaj i tak spałeś na tym pod ścianą.
 -No to własnie teraz chce na tym pod oknem.
- Znów będę się bała...
 - Dobra oddam Ci ¼ mojego łóżka.
 - Ale ja chce sama spać.
 - O całym łóżku możesz tylko pomarzyć.
-Dobra zadowolę się tym co mi dasz.
-Dziwnie to zabrzmiało.-zaczęliśmy się śmiać.
-Tak to prawda.-uśmiechnęłam się.
-Magiczne miejsce.
-Potwierdzam info. Ogólnie to chyba będę studiować tutaj.
-W Krakowie?
-No. Wynajmę sobie małe mieszkanko. Zacznę jakiś fajny kierunek i zobaczymy. Nie wybiegam w przyszłość.
-A w ferie co robisz?

*
Rozdział jest. Wymęczony i krótki... Wiem sorry. Postaram się w najbliższym czasie poprawić i dodać coś długiego. 
Piszcie w komentarzach, bo lubię jak to robicie i jest mi cholernie miło :)

piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 79


O 19 wychodziłam już z lotniska z Dawidem. Cieszyłam się, że święta spędzę w Krakowie. Dojechaliśmy do domu. Przywitałam się z ciotką, wujkiem i dziadkami po czym podzieliliśmy się opłatkiem i usiedliśmy do kolacji.
Dużo gadaliśmy o Michale. Starszym bracie Dawida, który nie pojawił się na mojej osiemnastce, bo grał wtedy mecz w Kielcach razem ze swoim zespołem Vive. Nie widziałam go już z 3 lata ale byłam z niego dumna. Czasem nawet oglądałam jakieś jego mecze ale głównie to w reprezentacji.
-Michaś przyjedzie jutro. Jak fajnie, że rodzina w komplecie prawie będzie. Trochę szkoda, że Waldek i Gosia nie mogli przyjechać ale przynajmniej Michałek i Ania będą.-powiedział dziadek.
- Nie zapominaj, że Michałek przyjedzie z kolegą.
- To Michałek nie lubi już dziewczyn?-zapytał dziadek, a ja zaczęłam się krztusić kawałkiem pieroga.
- Lubi... Lubi dziadek tylko tego kolegi rodzice pojechali do jego brata do Hamburga, a on zaraz musiałby wracać i po prostu by mu się nie opłacało.
-Tak wgl to kto to jest?-zapytałam się.
- Krzysiek Lijewski.
-Co?!- zaczęłam krztusić się wodą.
- No Lijeś. Ten Lijewski co powiedziałaś, że kiedyś łysieje.
- Wiem, który to.
- No bo powiedziałaś, że to najprzystojniejszy polski szczypiornista pomimo tego, że ma zakola.- podśmiewywał się Dawid.
- No, bo jest przystojny.
-Widzisz i teraz możesz mu to powiedzieć osobiście.
- No na pewno... Piśniesz tylko słowo, a na facebooku napiszę co zrobiłeś z miśkiem Doroty w przedszkolu i czemu stał się mokry.- na samo wspomnienie każdy zaczął się śmiać.
- Dobra póki co pokój- powiedział, a my usłyszeliśmy jak drzwi od domu się otwierają.
- Oho... Mamy niezapowiedzianych gości.- powiedziała ciocia i wstała od stołu.
Wujek i babcia poszli za nią, a my siedzieliśmy z dziadkiem i Dawidem i naśmiewaliśmy się z jego przedszkolnych przygód, które przechodziły po woli do historii naszego rodu.
Nagle usłyszałam głos Michała:
- Gdzie jest ta mała...
- Michaś!- poszłam w stronę korytarza i się do niego przytuliłam.
- 3 i pół roku mendo nie mogłaś się wybrać do Krk. Tylko pod ścianą trzeba Cię postawić.
- A ty ile w Bełchatowie nie byłeś.? Co?
- Potem się rozliczymy.- powiedział i wypuścił mnie z objęć, a sam udał się do dziadka.
Ja za to podeszłam do jego kolegi i przywitałam się:
-Hej Ania jestem.
- Cześć, Krzysiek. - powiedział brunet podając mi rękę.
- Witamy w Krakowie.-uśmiechnęłam się.
- Chyba tobie też bym mógł to powiedzieć, bo z tego co słyszałem dawno nie wpadałaś w rodzinne strony.
- Zgadza się, ale teraz będę tu tyle, że przez  następne 5 lat będą mieli mnie dość.- zaśmiałam się.
- Chodźcie chłopcy do stołu. Dopóki wszystko gorące.
Ja się tylko odwróciłam i z powrotem poszłam do jadalni i zajęłam swoje miejsce. Obok mnie siedział dziadek, a z prawej strony Krzysiek.
Kolacja minęła nam spokojnie. Było mnóstwo śmiechu. Chłopacy z dziadkiem i wujkiem wypili parę kieliszków. Dziadek mnie nawet nakłaniał, żebym też z nimi wypiła ale ja nie miałam najmniejszej ochoty, bo od jakiegoś czasu wcale do alkoholu mnie nie ciągnęło i stałam się abstynentką. Po kolacji zwinęłam się z chłopakami do salonu i tam gadaliśmy:
-Jak tam w twojej Italii?
-  Żadnej mojej. Moja to Polska jest
. W Italii chyba dobrze... Chociaż czekam tyko, żeby napisać maturę i przenieść się do Polski. A tobie jak w Kielcach, Michałku??
- Dobrze. Fajne miasto. Godzina drogi od domu. Miło się gra. Chłopacy są świetni. Dziewczyny mogą być.
- E... Nic nadzwyczajnego z tymi dziewczynami- powiedział Lijewski.
- Bo ty oczekujesz nie wiadomo czego.- westchnął Michał.
- Ja po prostu czekam na tą wymarzoną.- westchnął Krzysiek.
-  To dobie poczekasz.-jęknęli na raz Dawid i Michał.
- Ale wy jesteście podli w stosunku do niego! Biedaczek. Że ty też wytrzymujesz z moim kochanym braciszkiem ciotecznym.
- Oj cicho, Anka.
- Nie ty bądź cicho. To, że ty nie wierzysz w to, że prędzej czy później spotykamy dla siebie drugą idealną połówkę to twoja sprawa Michał. Ja na przykład w to wierzę i, że Krzysiek też woli poszukać tej swojej wymarzonej i poczekać dłużej niż być w nieszczęśliwym związku. To jego sprawa, a ty nie naśmiewaj się z jego punktu widzenia, bo każdy ma prawo do własnego zdania.
- Wyrobiłaś się w tej Italii.
- Życie mnie wyrobiło.- powiedziałam.
- A wiecie co... Czekajcie sobie razem na te drugie wymarzone połówki. Powodzenia.
- A właśnie będziemy sobie czekać.
- Pamiętajcie, że czekanie wam nie służy. Tobie już Krzysiu tym bardziej, bo Anka to młoda jeszcze.
- Prawda Krzysiu... Czas działa na nie twoją korzyść. Łysiec zaczynasz.- zaśmiał się Dawid.
- Zamknij się.- warknął Krzysiek.
- Ale patrz. Na przykład taka Ania zauważyła już rok temu, że łysiejesz ale i tak jesteś najprzystojniejszym polskim szczypiornistą.
- Eeej! To chwyt poniżej pasa. Ja to dawno już powiedziałam...
- No teraz to się usprawiedliwiaj.-powiedział Dawid.
- Teraz przygotuj się, że wszyscy twoi znajomi dowiedzą się co się stało z pluszakiem Doroty.-powiedziałam pisząc o tym post na facebooku.
- O nie!- rzucili się na mnie moi kuzyni, a Lijek próbował ich odciągnąć.
Dawid wyrwał mi telefon. Lijek go przechwycił i mi go podał, a ja ledwo wystukałam 3 słowa, a Michał wyrwał mi mojego BlackBerry. Usunął post i zaczął przeglądać moje sms'y.
- Rozumiesz coś?- zakpiłam z niego.
- Nie.-odpowiedział zamyślony.- Ale widzę z kim piszesz. Strasznie dużo piszesz z jakimś Osmanym. Nowa miłość?
- Z nim. A w życiu.- wygięłam usta w dziwnym grymasie.
- To po co z nim piszesz?
- Byłam jego opiekunką jak leżał w szpitalu po wypadku.
- O... A tu mam coś po polsku. O mam smsy jak pisałaś z Aśką. Zacytuje was. Bo ciekawa ta rozmowa.
-Nie Michał. To moja prywatna rozmowa. Zostaw... to między mną, a nią. Ta rozmowa nie może ujrzeć światła dziennego. Nie możecie...-próbowałam mu wyrwać telefon.
- Asia: Mnie i tamtego dzieli tylko 11 lat i 43 cm wzrostu. Rzeczywiście mało.
Ty: No to mnie i tego drugiego dzieli tylko 16 lat i 28 cm wzrostu. Kuźwa.... Drama. Jakby mu pierwszy numerek wyszedł to mogłabym być jego córką. Rozpacz. Za to mnie i mojej największą platoniczna miłość dzieli tylko 7 lat i 14 cm! Taak!
- Dobra starczy już.- powiedział Krzysiek wyrywając mój telefon z rąk szczypiornisty i oddając go mi.
- Dziękuje. Niestety Ci dwaj nie wiedzą co to prywatna rozmowa.
Nagle do pokoju wpadła ciocia:
- My idziemy na Pastorałkę. Wrócimy po. Aniu zaopiekuj się nimi bo oni w tym stanie nie pójdą, a ty pewnie też jesteś zmęczona po podróży.
- Ciociu... To są dwaj dorośli mężczyźni i... Dawid. Oni nie potrzebują opieki.- powiedziałam.
- Eeej.- wydarł się Dawid.
- Nie spalcie domu. Pa- powiedziała ciocia i juz jej nie było.
Tak jak wujka i dziadków.
-Dobra chłopcy. Idę się ogarnąć i spać.
- Jest po 22.
- Ale jestem zmęczona lotem.-powiedziałam i wzięłam swoją bluzę.- Narka- rzuciłam wychodząc.
Poszłam do gościnnego, podłączyłam telefon do ładowania i zdecydowałam się zająć łóżko koło okna, bo była możliwość zajęcia łóżka przy ścianie.
Potem poszłam do łazienki i jak to ja ciapa zapomniałam pidżam. Owinięta w ręcznik, który umówmy się dużo nie zasłaniał poszłam do swojego pokoju. Tam na moim łóżku leżał Lijewski, który bawił się moim telefonem. Nagle oderwał wzrok od ekranu telefonu i powiedział szczerząc się:
-Cześć współlokatorko.
-Em...Cześć. Co ty tu robisz?
- Będę spać.
-Ale jak...
-No normalnie. To jest pokój gościnny. Są dwa łóżka. Więc chyba normalnie, bo ja też jestem gościem w tym domu jak ty.
-A....Sorry. Lekko rozjebałam się w akcji. Faktów nie skojarzyłam i ogółem...Ten...To moje łóżko...
-Nie jest podpisane.-wzruszył ramionami.
-Ale tu była moja torba i telefon i przygotowane pidżamy.
-Mówisz o rzeczach, które leżą na łóżku pod ścianą?-zapytał się pokazując na nie palcem.
-Ale....Przestawiłeś je.
-Ja skądże.-powiedział śmiejąc się, a ja zbluzgałam go w myślach. Chwyciłam swoje pidżamy i ruszyłam z powrotem do łazienki, bo przecież nie będę stała nadal przed nim jak debilka w samym ręczniku.
Gdy już się przebrałam wróciłam do pokoju. Tam już Lijewski leżał w samych bokserkach:
-Skończyłaś?
-Ta.
-To dobrze. Teraz moja kolej.-powiedział i wszedł do łazienki.
Nie miałabym nic do niego i o jacie. Przecież w normalnych okolicznościach to ja bym skakała z radości, że rozmawiam z takim Lijewskim ale zabrał mi łóżko na, którym zawsze śpię. Nie wiem czemu ale w tym domu jeżeli nie mam łóżka od okna nie potrafię zasnąć. Po jakimś czasie z łazienki w samym ręczniku opasanym przewieszonym wokół bioder wyszedł Lijewski. Wziął ze swojej walizki jakąś rzecz zgaduję, że bokserki i z powrotem wrócił do łazienki.
-Śpisz?-zapytał się.
-Nie.-odpowiedziałam, a ten położył się do łóżka i zgasił światło.
Ja, że miałam drugi włącznik światła koło łóżka od razu je zapaliłam.
On je zgasił, ja zapaliłam, on je zgasił, a ja znów włączyłam i tak jeszcze 6 razy.
-Dobrze ty się czujesz?-zapytał ziewając Krzysiek.
-Bardzo.
-To czemu ty to ciągle zapalasz?
-Bo śpię zawsze przy zapalonej lampce.
-A ja śpię zawsze przy zgaszonym świetle.-powiedział gasząc je.
-No to masz problem.-zapaliłam je.
-Nie ty masz problem, bo ono będzie zgaszone.-powiedział.
-Nie byłabym tego taka pewna.-zapaliłam je.
-Dziewczyno...Na czym polega twój problem? -wstał z łóżka.
-Na tym, że zająłeś moje łóżko i teraz gasisz mi światło.-powiedziałam przekręcając się na plecy i patrząc na niego.
-Czy przeszkadza Ci to aż tak bardzo, że utrudniasz tym tak bardzo moje życie i nie pozwalasz mojemu organizmowi się zregenerować?
-Hmmm...Pomyślmy.. Tak.-odpowiedziałam.
-Wyjaśnisz mi dlaczego?-zapytał się.
-Nie.-odpowiedziałam i przekręciłam się do ściany.
-Ee...Czemu?-zapytał się już całkiem zbity z tropu.
-Bo nie mam ochoty rozkładać komuś takiemu jak ty co i jak to się stało, że bez tej cholernej lampki i łóżka przy oknie nie zasnę.
-Dobra....W takim razie będzie zgaszone.-położył się i zgasił lampkę.
Ja ją zapaliłam, on zgasił i tak dopóki lampka się nie przepaliła.
-Mówiłem, że będziemy spać przy zgaszonej?
-Kurwa...Teraz to nie dziwię się, że jeszcze nikogo nie masz.-powiedziałam sama do siebie coś pod nosem.
-Mówiłaś coś?-zapytał się.
-Nieee...Nic. No coś ty.

Około 1 ja i Krzysiek przewracaliśmy się w łóżkach było kompletnie ciemno, a ja się jeszcze bałam.  Ten zapytał się mnie tylko:
-Śpisz?
-Nie.
-Czemu?
-Bo nie zasnę.
-Dlaczego?-dopytywał się.
-No bo nie zasnę w tym łóżku za żadne skarby.
-Czemu?
-No bo się boję...-powiedziałam.
-Czego?-zapytał się.
-No...Nie powiem Ci.
-No powiedz.
-Nie, bo będziesz się śmiał.-powiedziałam.
-Obiecuję, że nie będę.
-Ale będziesz.
-No nie będę. Dawaj.-powiedział.
-Będziesz.
-Nie będę.-uśmiechnął się.
-Duchów się boję.-powiedziałam cicho, a ten ryknął śmiechem i spadł z łóżka.-Wiedziałam, że tak będzie.
-Nie no poczekaj. Czego się boisz?
-Duchów.
-Boisz się duchów?
-Tak...-przełknęłam głośno ślinę, a ten znów rzucił się na podłogę i zaczął się śmiać nawet nie przejmując się tym, że wszyscy śpią.
-Idę spać do, Miśka.-powiedziałam owijając się kołdrą i gdy otwierałam drzwi usłyszałam:
-Uważaj, bo jakiś duch Cię porwie.-przełknęłam głośno ślinę, zamknęłam drzwi i z powrotem usiadłam na łóżku.
-Dziękuję...Teraz to na 100% zasnę.-jęknęłam, a ten znów się śmiał.
-Powiedz mi...-powiedział po jakiś 3 minutach gdy znów leżał na swoim łóżku i trochę się uspokoił.-Jak można bać się duchów?
-Normalnie. Jestem tylko kobietą. Boję się też ciemności, burzy i przybywać z nieznajomym mężczyzną w zamkniętym pomieszczeniu, bez drogi ucieczki.
-Mogę Ci jakoś ulżyć?-zapytał się.
-Ty mi?? Nie sorry. Wiem jaką masz ksywę wśród kolegów z zespołu...
-Eee....Oceniasz mnie przez pryzmat tego co o mnie mówią. To bardzo nie miło z twojej strony. Zresztą mówiąc ulżyć nie miałem na myśli tego, a ty od razu..
-Możliwe, ale życie mnie nauczyło, żeby nie ufać kolesiom, którzy mają ksywę męski narząd rozrodczy.
-No ale przecież ty mnie nie znasz i nie wiesz jaki jestem.
-No właśnie.
-No to czemu jesteś taka...
-Jestem taka oziębła w stosunku do Ciebie??
-Tak. Mniej więcej.
-Wiesz ja nic do Ciebie nie mam. W zasadzie to ja lubię patrzeć jak grasz...Ale po tym jak zająłeś moje łózko i naśmiewałeś się z mojego lęku. Potem te wkurwiające pytanie o ulżenie i od razu chciałbyś wiedzieć co się stało, że jestem oziębła, i jak bardzo krzywdzili mnie chłopacy od...... Kurwa.-powiedziałam,
On znowu zaczął się śmiać.
-Nie śmiej się.-powiedziałam poważnie. -Wkurzasz mnie jak się śmiejesz.
-Przepraszam ale....Jesteś śmieszna.-powiedział, a  ja odwróciłam się tylko do ściany i powiedziałam cicho pod nosem "Buc."
Ten coś gadał pod nosem, ale go nie słuchałam.
Nagle zobaczyłam, że za oknem coś się błysnęło.
- Ej... Czy ja mam takie wrażenie czy się błysnęło?
- Błysnęło się. Potwierdzam info.
- Ale...ale jak. Przecież jest grudzień, zima. Przecież w zimę do cholery nie ma burzy.
- Jest. Czasem.
- Ale...- zawyłam i schowałam się cała pod kołdrę.- To najgorsza noc w moim życiu.
- Chodź. -Wstał z łóżka.
- Co? Gdzie?-zapytałam.
-No wymienimy się... łóżkami.
- Teraz to sobie leż w tym cholernym łóżku, ze zgaszonym światłem i się pierdol.-powiedziałam wyraźnie zła, a gdy usłyszałam grzmot, aż podskoczyłam ze strachu.
- Tylko z tobą.-powiedział i położył się w moim łóżku obejmując mnie.
- Ale co ty...- zaczęłam się z nim szarpać.
- Leż spokojnie. Wyluzuj. Nie bój się ze mną nic Ci się nie stanie.
- Ale...
-Cicho. Spróbuj spać.-powiedział i objął mnie jeszcze mocniej w pasie po czym usnął.
Tak jak gdyby nigdy nic. Ja jeszcze przeczekałam całą burze, potem odsunęłam się jak to możliwie najdalej na łóżku od Krzyśka, bo czułam się niezręcznie i od tego zerwania z Grześkiem miałam ze sobą jakiś problem i jedynym mężczyzną, którego do siebie dopuszczałam był Valerio, ale jego nie traktowałam jak mężczyznę, który może mnie skrzywdzić u nas zasady były określone prosto. A czego ja mogę się spodziewać, po

Krzyśku. Ja go nie znam, a teraz sobie razem leżymy w moim łóżku i śpi naruszając moją przestrzeń osobistą.
*
No to wiecie już kto się. Pojawił. Krzysiek. Jak myślicie? Namiesza w życiu bohaterki? Będzie grał jakąś ważniejszą rolę i jak obstawiacie, że to opowiadanie się skończy? 

środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 78

 Wpadłam do kuchni. Tam nikogo nie było, potem poszłam do salonu. Tam też pustka. Udałam się do pokoju gościnnego i zapytałam się Osmanego:
-Gdzie są rodzice??
-Nie wiem.-powiedział dziwnie się uśmiechając.
-Kłamiesz. Znam Cię za dobrze i wiem, że kłamiesz. Perfidny oszuście.-przymrużyłam oczy- Powiesz mi gdzie są?
-Pojechali Ci kupić prezent, a potem na kolację .
-Wiesz kiedy wrócą?
-Za jakąś godzinę.-odpowiedział patrząc na mnie.
-To co zrobię jakąś kolację, a potem obejrzymy jakiś film?
-Jasne. Pomogę Ci.
-Nie..Ja zrobię szybko sama. Ty wybierz film.-rozebrałam się i ruszyłam do kuchni.
Zrobiłam już sos pomidorowy do Penee i czekałam aż makaron będzie dobry. Gdy siedziałam w kuchni i wpatrywałam się w obraz za oknem rozdzwonił się mój telefon. Odebrałam nie patrząc kto dzwoni:
-Halo?-odebrałam.
-Cześć Aniu!
-Dawid! Cześć!
-Mama kazała mi zadzwonić i zacytować "Wiem, że Waldek i Gosia mają jakieś obowiązki w pracy i, że dodatkowo moja siostrzyczka jest w ciąży ale przynajmniej Anka ma się do nas bujnąć i przyjechać." Także zostałaś oficjalnie zaproszona do nas na święta i dziadek powiedział jeszcze "Jeżeli moja własna wnuczka nie przyjedzie spotkać się z dziadkami na święta, to sam pofatyguję się w wigilię do tej jej całej Italii i sprowadzę ją na stałe do Krakowa. Kto to słyszał tak błądzić po świecie z rodzicami." Widzisz odmowy nie przyjmujemy. Pakuj się kochana i przyjeżdżaj.
-Aleeeeee..........
-Nie ma ale. W pierwszy dzień świąt chcę Cię odebrać z lotniska...Albo w wigilię wieczorem. Zobaczysz będzie fajnie. Michał przyjeżdża ze swoim kumplem do nas po południu w pierwszy dzień świąt.
-Ale muszę pogadać z rodzicami.
-Mama dzwoniła do nich. Powiedzieli, że możesz jechać i załatwią Ci bilet.
-Czyli mam się pakować?
-Tak. ILE RAZY MAM CI POWTARZAĆ, ŻE MASZ RUSZYĆ TĄ TŁUSTĄ DUPĘ I PRZYJECHAĆ DO KRK?
-No dobra. Upewniałam się. Dziwny jesteś, ale Cię kocham mordo. Narcia.-powiedziałam.
-Cieszę się, że się zrozumieliśmy. Czekamy na Ciebie.-powiedział i się rozłączył.
-Okey. To było dziwne.-powiedziałam sama do siebie i dolałam makaron.
Po czym nałożyłam go na talerz, polałam sosem i wróciłam do pokoju Osmanego. Tam zjedliśmy makaron. Powiedziałam mu jak to niespodziewanie dostałam zaproszenie na święta do Polski. W końcu uświadomiłam sobie, że w sumie spędzi święta z Kazyiskim, Eleną i moimi rodzicami. W końcu przyjechali rodzice. Mama powiedziała, że zabukowała mi lot w wigilie wieczorem. Czyli już jutro lekko się przeraziłam, bo jestem w proszku, a będę musiała jechać do Polski na święta i nie mam w ogóle żadnego prezentu dla nich. Oczywiście mama mnie uspokoiła, że pojadę szybciej na lotnisko i coś im tam kupię .Potem zapytałam się co planują w święta i okazało się, że zaprosili Kazyiskiego i Elenę każdego dnia na obiad, żeby nie siedzieli z samym Juantoreną i żeby im się nie nudziło.
Potem pogadałam jeszcze trochę z Osmanym i postanowiłam pójść spać:
-Idę spać Osmany.-ziewnęłam.
-Dobrze. Dobranoc.-cmoknął mnie w policzek, a ja udałam się do łazienki i po wszystkich zabiegach pielęgnacyjnych wróciłam do pokoju i zasnęłam.
Śniło mi się, że jestem na plaży. Siedzę sobie z jakimś wysokim mężczyzną, którego twarzy nie widzę i patrzę się na wodę. Jego ręka jest położona na moją. Jest wieczór. W okół nas jest pustka. Tylko my, woda i pies, który biega i ślini mi nogę. Nagle chłopak bierze swoją rękę z mojej i odchodzi. Jak gdyby nigdy nic. A ja zostaję sama. Patrzę na swoją dłoń, która była jeszcze parę chwil temu w uścisku mężczyzny i widzę obrączkę.
Budzę się i jest już ranek. Za oknem pada śnieg. Dziś wigilia.
-Dziwny sen.-mamroczę pod nosem.
Wszystko wydaję się takie dziwne. Ten sen...Jestem psychiczna.
Wychodzę z mojego pokoju zaspana, zakładam ciepłe kapcie . Napotykam tatę na korytarzu i się na niego rzucam życząc wesołych świąt oraz całuję go w policzek. Potem wchodzę do kuchni i rzucam się na Osmanego tuląc go do siebie i też życząc mu wesołych. Na koniec szukam mamy i odnajduję ją jak wychodzi umalowana z łazienki. Rzucam się na nią ściskam i mówię:
-Wszystkiego najlepszego z okazji świąt.

-Dzięki córeczko. Tobie również. Chodź pomogę Ci się spakować, bo masz mało czasu.
*
Wiem, że krótki i długo nie dodawałam ale miałam artroskopię i wczoraj wróciłam do niej ze szpitala. Zależało mi żeby dodać dziś więc dodałam taki jaki jest. Następny dodam w piątek obiecuję poprawę bo wiem, że ten nie powala. Wręcz jest zły ale w piątek dodam rozdział w, którym pojawi się nowy bohater :) Zgadujcie kto :) 

niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 77

Miałam ochotę zamordować rozgrywającego za ten durny pomysł mojego wyjścia na dwór. Dla mnie to był po prostu debilizm wychodzenie na zewnątrz. Po co? Valerio jest w Rosji, a ja we Włoszech. Wyszłam przed blok i od razu zasunęłam bluzę, bo było mi bardzo zimno bez kurtki.
Potem podniosłam głowę i zobaczyłam stojącego przy swoim aucie Vermiglio :
- Cześć, mała.
- Valerio? A co ty tu robisz?
- Stoję, oddycham, patrzę na Ciebie.
- Ale...ale....Ale jak? Ty w Rosji miałeś być. Miałem ale plany mi się pozmieniały. Dostaliśmy wolne od klubu na święta, aż całe 5 dni więc zawinąłem się tu porannym samolotem.
- Czemu nic mi nie mówiłeś?
- Niespodzianka? Taadam.- powiedział i mnie przytulił, a potem pocałował w usta.
-Nie tu...
- To chodź do samochodu. Zabiorę Cię gdzieś.
- Powiedziałam, że wychodzę na chwilę i jestem w samej bluzie.
- To leć się przebrać i poinformować, że wrócisz późnym wieczorem.
- Dobra.-odpowiedziałam i wpadłam do mieszkania.
Tam tylko ubrałam kurtkę i powiedziałam mamie, że idę na miasto z kolegą i wróce późnym wieczorem, a Osmanemu obiecałam, że jutro zjemy kolacje, pogadamy i spędze cały dzień tylko z nim. Po tych czynnościach wróciłam z powrotem do samochodu rozgrywającego:
- Wreszcie jesteś z powrotem.- powiedział i wbił się w twoje usta gdy ledwo zamknęłam drzwi.
-Valerio. Miałeś mnie gdzieś zabrać, a nie ślinić się ze mną w twoim samochodzie.
- Już jedziemy chciałem się z tobą przywitać, ale widzę, że nawet nie mogę.
- Możesz. Jasne, że możesz, ale ledwo weszłam, a ty mnie przyciskasz do szyby i ślinisz.
- Przepraszam, że stęskniłem się za twoją bliskością i pocałunkami.-spojrzał na mnie.- Już jedziemy jeśli Cię to bardziej uspokoi.
- Przepraszam. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Też za tobą tęskniłam jak byłeś w Rosji.- powiedziałam.
- Teraz jadę więc zachowaj te info na później.
-Nie bądź taki...
-Jaki?-zapytał nie odrywając wzroku od drogi.
-Kurewsko nieczuły.
-Ja jestem nieczuły?? To ty przed chwilą powiedziałaś, że mam powstrzymać moją ślinę.- powiedział rozgrywający z głosem pełnym pretensji
-Przepraszam to źle zabrzmiało. Wcale tak nie myślałam.
- Spoko. Wiem, że tego nie przemyślałaś.
- Gdzie jedziemy?-zapytałam się jego.
-Na zakupy?
-Zakupy?-upewniłam się.
-Tak. Przyjechałem dziś z Rosji nie mam prezentu dla synka, rodziców. Dla Ciebie już mam wypatrzony tylko muszę kupić.
-Nie chcę prezentu żadnego. Najfajniejszym prezentem jest to, że przyjechałeś.
-Mów mi jeszcze.-powiedział wjeżdżając na podziemny parking,a radio w, której leciały wiadomości zaczęło trzeszczeć.
- Ja też jeszcze nie mam prezentu w sumie dla jednej osoby.-powiedziałam.
-Jakiej?
-Dla Ciebie.
-Nie chcę od Ciebie żadnego prezentu.-powiedział.
-To tak jak ja od Ciebie. Tylko, że ty mnie i tak nie słuchasz i tak mi go dasz więc ja też Ci jakiś dam i się ze mną nie kłóć.
-Dobrze.-odpowiedział i udaliśmy się w kierunku wejścia.
Byliśmy w sklepie z zabawkami gdy nagle odwróciłam się razem z Valerio, bo usłyszeliśmy, że woła go jakaś kobieta. Zobaczyłam moją wychowawczyni:
-Cześć Valerio. Przyjechałeś już na święta ?? To dobrze, bo mały się za tobą stęsknił. A co ty tu robisz z Anią??
- Przyjechałem z nią na zakupy.... A wy skąd się znacie?
-Jestem wychowawczynią Ani, a wy skąd się znacie?-zapytała go.
-Ania jest dziewczyną Osmanego i przyjechaliśmy razem na zakupy, bo ja nie miałem prezentu dla małego i poprosiłem ją o pomoc. A Osmany był taki miły i mi ją odstąpił na jeden wieczór.-powiedział Valerio, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia i patrzyłam jakie głupstwa mówi.
-O to miło. Nie wiedziałam, że z kimś jesteś Aniu. Dobrze ja już lecę, bo Pablo na mnie czeka. Pamiętaj Valerio, że nasz syn na ciebie niecierpliwie oczekuje.
-Pamiętam wpadnę dziś wieczorem.-powiedział, a moja wychowawczyni odeszła.
Ja nadal patrzyłam się na niego jak na idiotę.
-To moja była żona. Nie mogłem chyba jej powiedzieć, że czasem spotykamy się w łóżku.
-Jasne. Lepiej było na ściemniać, że jestem z Juantoreną.
-To co miałem powiedzieć. Może mnie olśnisz?
-Że jestem twoją koleżanką, że nie wiem jestem córką twojego kolegi. Cokolwiek ale nie to?!
-Czemu?!
-Bo ja nie lubię być z nim łączona.
-O jezu. On i tak nie dowie się o tym incydencie.
-Obyś miał rację, bo wykręcę Ci jaja.
-Ania........Widać, że go kochasz.
-Co ty możesz wiedzieć.
-Wiem, bo Cię znam i jesteś dla mnie jak siostra.
-Siostra z, którą chodzisz do wyra. Kazirodztwo ??
-Masz rację. Kazirodztwo i nie chciałbym tego dłużej ciągnąć. Zrozumiałem coś. Jesteś wspaniałą dziewczyną nie możesz się tak marnować. Ze mną.
-Nie ma...
-Nie przerywaj mi. Widzę, że go kochasz. Nie jestem ślepy. To, że jesteś głupia, bo nie chcesz mu wybaczyć i to, że się boisz jest całkiem do zrozumienia. Ale nie popełniaj największego błędu w swoim życiu. Ja nie mogę zaproponować Ci nic prócz przyjaźni, bo nic więcej nie mogę Ci zaoferować sobą. Ja nic do Ciebie nie czuję. Ty do mnie też nie. A Osmany Cię kocha zresztą ty jego też.
-To nie jest takie łatwe.
-Jest. Tylko musisz chcieć.
-Nie wiem co mam Ci powiedzieć.
-Że obiecasz, że z nim pogadasz,a my będziemy przyjaciółmi
-Przyjaciółmi? Raczej teraz nie. Kto wie. Później może tak. Na razie może kumple co?-zapytałam się,
-Jasne ale pogadasz z nim.
-Dobrze.-powiedziałam.
Po całych zakupach Valerio odwiózł mnie pod blok i zapytał :
-Pogadasz z nim dzisiaj.?
-Dziś?? Chyba jestem trochę niegotowa.
-Nigdy nie będziesz na to gotowa.
-Jutro.
-Słowo?
-Tak jutro z nim pogadam na poważnie.
-To powodzenia mała.
-Dzięki.-pocałowałam go w policzek i wyszłam z jego samochodu po czym pomachałam mu i wpadłam do mieszkania.
*
BORZE! JAKIE TO GUNWO. Przepraszam za to powyżej ale nie mam weny i ewidentnie życie mi się pierdoli. Pozdrawiam.