piątek, 31 maja 2013

Rozdział 30

Nawet nie zauważyłam kiedy do mieszkania wszedł Łomacz. Chyba było słychać moje ciche popłakiwanie. Wszedł do mojego pokoju położył koło mnie na łóżku i pogłaskał po plecach:
-Nie płacz. Może to nie jest dobre pocieszenie ale jutro już bd w Bełchatowie. Tam gdzie twoi kumple, twoja mama twój dom.- starał się mnie pocieszać.
-Ale ja nie płacze, bo tęsknie. Nie Grzesiek. Mi w Gdańsku jest  dobrze ja płacze, bo ludzie są podli.- powiedziałam wtulając się w niego.
-Nie płacz. Ja nie płacze, a nie mam już w Gdańsku nikogo. –powiedział Grzesiek całując mnie w czółko.
-Masz mnie. –powiedziałam uśmiechając się przez łzy.
-Ty też masz mnie. Więc co ? Może jak następnym razem bd mieć problem to nie płaczmy w poduszkę tylko po prostu sobie o tym mówmy?-zaproponował Łomacz na co ja tylko pokiwałam głową na tak i pocałowałam w policzek. 
-Gregor?- zapytałam wtulając się w jego tors.
-Słucham?
-Czemu jak coś się pierdoli to wszystko?-zapytałam.
-Bo życie jest zjebane. To może teraz mi powiesz czemu płakałaś?-zapytał patrząc na mnie.
-No….. może potem. Na razie nie chcę.- powiedziałam przytulając się.
-Dobrze. Poczekam.-odpowiedział- A teraz może teraz pójdziemy do Mac’a coś zjeść.
-Dobry pomysł. Tylko się przebiorę. Poczekaj.- powiedziałam schodząc z łóżka i idąc w stronę szafy.
Wyciągnęłam z niej bluzkę, a tamtą Juantoreny wrzuciłam na samo dno do kosza na brudne rzeczy. Prawda była taka, że byłam na niego mega wkurzona. Ubrałam się w siwy t-shirt z różowym cekinowym sercem i poszliśmy z Grześkiem do Maca. Dużo gadaliśmy i śmialiśmy się. W między czasie oczywiście pisałam z Nikiem.
-To może mi teraz powiesz czemu  dziś płakałaś?-rozgrywający popatrzył na mnie.
-Sama nie wiem. Może jestem przewrażliwiona.- powiedziałam spuszczając wzrok.
-Pozwól, że ja to ocenie. Mów co się stało.
-Ehhh…Nie wiem od czego zacząć… Wiesz wróciłam z Włoch. Miało być pięknie, bajecznie mieliśmy do siebie dzwonić codziennie. Nawet mi obiecywał, że jak wrócę w czerwcu do Włoch to zamieszkamy razem chociaż ja nie chciałam żadnych obietnic. Potem jak już wróciłam on dzwonił do mnie rzadko. Raczej częściej ja do niego ale to nie było tak, że ja się mu narzucałam. Wiesz wykonywałam jeden telefon dziennie zresztą jak nie chciał mógł nie odbierać. Wczoraj rano on do mnie zadzwonił i gadaliśmy ale musiał wyjść z pokoju, bo niby Osmany jest u niego i nie chciał żeby podsłuchiwał już wtedy wydał się mi dziwny i ogólnie jak wcześniej do niego dzwoniłam albo on do mnie był taki… Obojętny, apatyczny jakbym była dla niego nikim wiem, że mieliśmy układ, że jak wyjadę z Włoch nie będziemy już razem ale wiesz mieliśmy zostać w przyjaciółmi, a nie obcymi sobie ludźmi i nawet bym się nie przejęła gdyby nie fakt, że postanowiłam dziś do niego zadzwonić. Zadzwoniłam i powiedziałam mu „Siemanko” a on do mnie tak sztywno w sumie „Dzień Dobry” no to ja zaczęłam temat co jest taki sztywny itd. No to on mi powiedział tak oschle „życie nie składa się z samych przyjemności” i zapytał się, a wręcz na mnie prawie wydarł „czego od niego chcę” No to mu powiedziałam, że dopóki się nie ogarnie nie mamy o czym rozmawiać. Ja rozumie gorszy dzień czy coś takiego ale on się zaczął po prostu na mnie wtedy wyżywać, a ja jestem cholernie czuła Grzesiek i nic na to nie poradzę.
-Dobrze postąpiłaś. Jestem pewny, że to tylko jakieś durne nieporozumienie i będziesz jeszcze szczęśliwa razem z nim. –powiedział próbując mi dodać otuchy.
-Chciałabym aby tak było- powiedziałam ponownie spuszczając swój wzrok i pijąc swojego shake waniliowego.
-Zbieramy się?-zapytał rozgrywający.- Muszę się jeszcze spakować.
-Jasne- odpowiedziałam z uśmiechem i wyszliśmy  z MacDonald’u po czym Łomacz się spakował ja natomiast popisałam trochę z Miłoszem po czym popełzłam do łazienki umyłam się założyłam swoje pidżamki i poszłam w spać. Rano obudził mnie Grzesiek. Ubrałam się zjedliśmy śniadanko po czym znieśliśmy swoje rzeczy do auta i ruszyliśmy w stronę Bełchatowa. Ok. 1230 byliśmy w moim domu. Mama pokazała Grześkowi pokój gościnny ja natomiast rzuciłam swoją torbę i walizkę na łóżko po czym razem z Grześkiem i mamą na spotkanie w pubie gdzie ma odbyć się moja 18 dogadaliśmy wszystko nawet dogadaliśmy się jeżeli chodzi o menu. Po czym odwieźliśmy moją mamę na lotnisko, bo ona natomiast chciała spędzić sylwestra z tatą w Italii. Ja z Grześkiem pojechaliśmy na zakupy kupiliśmy mięso mielone, sos do spaghetti i makaron po czym robiliśmy je razem w kuchni śmiejąc się i śpiewając jakieś hity, które leciały na esce.  Zjedliśmy nasz wyborny posiłek po czym obejrzeliśmy mecz w telewizji Chelsea grało z Manchesterem City.  Wiecie co ja tam nigdy piłkarzy nie lubiłam itd. ale ten Hart wydawał mi się taki miły i przyjazny i uroczy. Tak wgl przed poznaniem chłopaków zawsze wolałam blondynów. Właśnie od poznania chłopaków zmieniłam się. Ja Anna się zmieniłam już nie jestem tą samą Anką co rok temu. Jestem inna. Tu nie chodzi o to, że wolę teraz brunetów od blondynów tu chodzi o to, że zmienił się mój charakter o 180 stopni. Od  teraz będę taka jak byłam kiedyś już żaden Juantorena, Winiarski, Kurak czy inny burak nie będzie kierować mną i moim życiem.  Ok. 23 położyliśmy się spać. Wstałam o 10.  Grześka nigdzie nie było za to napotkałam się tylko z karteczką „Wrócę koło 12 . Jak coś szukaj mnie na hali Skry.” Wcale nie miałam zamiaru go szukać, a pfff..Wzięłam prysznic ubrałam się w  rurki i miętową koszulę, którą w zakasałam w moje jeansy po czym pograłam do 17 w Maple z Olką i Miłoszem.  Gregor napisał mi tylko esa, że wpadnie o 18 żeby się ogarnąć.
*
Zdaje sobie sprawę, że ten rozdział jest taki byle jaki. Przejściowy i wgl taki bleee... No ale cóż.  Takie rozdziały też muszą być. Komentujcie ;D Następny w piątek i zapraszam do mnie na drugi blog ;D


poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział 29


Nienawidzę niepewności, niespodzianek i tego typu rzeczy. Jeżeli jest to jeszcze miła niespodzianka to mg to znieść ale jeżeli jestem w 80% pewna, że to jest coś nie za wesołego to masakra. Siedziałam tak do 1. Potem odpaliłam mojego kochanego laptopa i zaczęłam grać w Nostale. Nie przespałam całej nocy grałam i grałam. Jak Grzesiek wychodził rano na trening zobaczył mnie siedzącą przy komputerze jęknął tylko coś typu:
-Patologia.
Po czym zamknął drzwi i już go nie widziałam. Ok.10 oderwałam się od komputera. Poszłam do łazienki wzięłam prysznic i przebrałam się w czyste ubrania. Następnie znów zasiadłam przed komputer tym razem zdecydowałam się na Maple. Nie wiem czemu ale chyba polubiłam te całe internetowe życie. Wciągnęło mnie to. Mam tam znajomych, którzy nigdy mnie nie zawiodą i nie oszukają, bo przecież na dobrą sprawę nawet się z nimi nie zobaczę. Poznałam już tam pewnego chłopaka imieniem Miłosz jest z Krk. Tak teoretycznie to bym się z nim mogła spotkać, bo mam rodzinę w Krakowie ale nie chcę. Wolę go jako wirtualnego znajomego.  Drugą moją dobrą wirtualną znajomą była nijaka Ola. Ona zaś była z jakiegoś małego miasteczka w woj. Mazowieckim. Cały czas expiłam z nimi i słuchałam muzyki na słuchawkach gdy ktoś podszedł mnie od tyłu i ściągnął słuchawki:
-Jezu! Grzesiek! Masz przejebane! Nie wolno mnie straszyć jak expie! Ile razy mam ci tu tłumoku powtarzać!?-wydarłam się nie patrząc kto jednak ściągnął mi słuchawki.
-Miła to ty nie jesteś dla gości.-odezwał się chłopak.
-Winiar? A co ty tu robisz? W moim pokoju?-zapytałam się.
-Od pół godziny pijemy w salonie i się z Ciebie śmiejemy. –zaśmiał się.
-Ze mnie? –zapytałam się jak głupia.
-Tak i z tego jak się drzesz „Ja pierdole jaki ty kurwa pojebany jesteś.” albo tego typu rzeczy.
-Bardzo śmieszne. Ja tą grę przeżywam.
-Nie wątpimy w to.
-A kto jeszcze tam pije?-zapytałam dalej bijąc golemy.
-No Kurek, Atanasijević, Ćupković, Zatorski, Kłos, Grzesiek, Kamiński, Rusek i Żaliński.
-Eeee….Nikt ciekawy. Ale pójdę się przywitać.
Napisałam tylko ”sec” do Olki i Miłosza po czym poszłam z Winiarskim do salonu.
-Cześć.-powiedziałam siadając na oparciu fotela w, którym siedział Grzesiek.
-Wyszłaś dziś z pokoju?
-No. O 10 byłam w łazience i teraz.
-To ty masz ciekawe życie.-zaśmiał się Kłos.
-Bardzo. Wirtualne albo jak kto woli internetowe. Ludzie z Internetu są fajowi. Mówię wam. Nie to co tacy, których znam naprawdę.
-Uuuuu….Masz coś do nas?-zapytał się Kamiński.
-Nie. Ja mówię tylko, że są fajniejsi pod tym względem, że ich nigdy nie poznam tak w realu i nie bd mieć możliwości mnie skrzywdzić.
-Czy jest  o czymś nie wiem?-zapytał Grzesiek
-Eeee….Powiedzmy, że nie ma czym się chwalić. Ogólnie to kiedy wy gracie wgl mecz?-zapytałam patrząc na nich, a oni wybuchli głośnym śmiechem.
-Dzisiaj był.-powiedział Grzesiek-Zostawiłem Ci bilet w kuchni ale widzę, że nawet dzisiaj nic nie jadłaś.
-Nie było okazji. Dobra idę expić. Na razie.-powiedziałam wychodząc z pokoju.
Chłopacy chlali i chlali chyba do 2. Dalej nwm, bo jednak postanowiłam iść trochę spać. Obudziłam się po 8 z dwoma nieodebranymi połączeniami od Juantoreny. Pierwsze co zrobiłam to było oddzwonienie do Kubańczyka:
-Cześć. – przywitał się ze mną radośnie.
-Hej.
-Poczekaj wyjdę z pokoju i bd mogli gadać.
-To nie jesteś sam?-zapytałam podejrzliwie.
-Umm…Kazyiski u mnie siedzi.
-Rozumiem.-uśmiechnęłam się do słuchawki.
 -Opowiadaj jak w Polsce.-popędzał mnie Osmany.
-Nudy. Gram tylko na komputerze i śpię, a tak to nic. 
-A gdzie idziesz na sylwestra?-zapytał się mnie.
-No zaprosił mnie kumpel z Bełchatowa. A ty?
-Wiesz tak klubowo. W barze z chłopakami i ich dziewczynami, narzeczonymi etc. – wymieniał przyjmujący. 
-Rozumiem. A co tam we Włoszech?
-Zimno. Śnieg. Zima. – wymieniał siatkarz.
-Czyli tak jak w Polsce zaśmiałam się.
-Dobra muszę kończyć Ania, bo Kazyiski marudzi.
-Nawet mi z tobą pogadać nie da.- zaczęłam marudzić.
Nie martw się następnym razem pogadamy dłużej. To do usłyszenia.-powiedział  brunet rozłączając się.
Wstałam z mego królewskiego łoża i poszłam do kuchni. Grzesiu robił akurat jajecznice z pomidorem więc poprosiłam go, żeby zrobił też dla mnie. Ja natomiast w tym czasie poszłam pod prysznic. Przebrałam się w meczową koszulkę Osmanego do tego czarne rurki i zamierzałam spędzić leniwie dzień w domu przed komputerem.  Zjadłam trochę jajecznicy po czym dalej grałam w Maple. Tym razem tylko z Miłoszem, bo Olka to taki śpioch, że nawet jeszcze nie wstała. Z Miłoszem bardzo miło mi się grało ogółem fajny z niego chłopak. Nawet wymieniliśmy się numerami. Może niektórzy powiedzą, że to nierozsądne i, że zdecydowanie za szybko zaczęłam mu ufać ale raz się żyje. Ok.11 wyszłam do sklepu po coś na obiad. Pisząc cały czas sms’y z Nikosem, bo właśnie taką miał ksywkę w Maple. Kupiłam makaron rurki, jakiś pomysł na pierś z kurczaka w sosie pieczarkowym i 2 piersi z kurczaka. Zaczęłam robić obiad, bo chcę pogadać z Grześkiem  i spędzić z nim trochę czasu, bo wiem, że jest taki samotny i przygnębiony od czasu gdy zerwał z tą Martyną. Prawda, że jej nie lubiłam, że była dziwną, przewrażliwioną, głupią małpą ale Gregor był przy niej szczęśliwy, a chyba o to w tym chodzi. Także ok. 1250 do domu wpadł Grzesiek ale ku mojemu zaskoczeniu nie był sam. Przyszedł z Żalińskim i Ruskiem. Powiedziałam mu tylko :
-Zrobiłam obiad jest w kuchni- po czym wpadłam do swojego pokoju i znów zaczęłam grać, bo przecież przy chłopakach to ja gadać z nim nie będę.
Znów dzień mi minął w sumie na graniu ale to było fajne. To było takie oderwanie od realnego świata pełnego przykrych, niezrozumiałych rzeczy i pełny egoistycznych i niereformowalnych ludzi. Pisałam ciągle jak najęta sms z Nikiem. Takie fajne zdrobnienie sb wymyśliłam. Poszłam spać. Wstałam rano ok. 9 Grzesiek akurat szykował się na trening więc można tak kolokwialnie powiedzieć, iż się z nim minęłam. Zrobiłam sb śniadanie. Pozmywałam naczynia ogarnęłam w pokoju cały czas pisząc z  Nikiem o jakiś durnościach i pakowałam się na sylwestra. Ponieważ był już 29 grudnia, a umówiliśmy się z Grześkiem, że wyjeżdżamy do Bełchatowa rano 30 ponieważ bd tam czekać moja mama z, którą potem udamy się do lokalu w, którym bd wyprawiana moja 18 wybiorę sb tort i menu i ogólnie takie ecie pecie z tym związane. Gdy już się spakowałam postanowiłam zrobić coś na obiad. Gotowanie to jednak moje drugie powołanie. Nie no na serio nie wiem jakim sposobem ale nauczyłam się gotować ale przed zrobieniem obiadu chciałam zadzwonić do Osmanego. Wybrałam więc numer i czekałam aż odbierze:
-Halo?
-Cześć.-przywitałam się.
-Dzień Dobry.
-Co ty taki oficjalny? –zaśmiałam się.
-Samochodem jadę.-odpowiedział Kubańczyk
-Aha i to powód żeby być takim sztywnym?-zapytałam się.
-Życie nie składa się tylko z przyjemności.-odpowiedział szorstko.
-Wiem uczyłam Cię sama tego.- powiedziałam niepewnie, bo w jego głosie najwyraźniej dało się wyczuć iż moje towarzystwo mu teraz nie leży.
- Czego chcesz?-zapytał oschle i tym samym w tym momencie przegiął pałę.
-Dobra. Widzę, że w tej chwili moje towarzystwo Ci nie leży. Zadzwoń do mnie jak się ogarniesz Juantorena bo przez twój podły humor obrywam ja! Wiesz jak ja się czuje?-zapytałam łamiącym głosem.
-Pocz….- nie dałam mu dokończyć tylko się rozłączyłam.
Wiem. Może to źle, że mu nawet nie dałam dokończyć ale prawda jest taka, że ja jestem cholernie czuła i mnie bardzo łatwo zranić, a w dodatku reaguje bardzo żywiołowo na to jak ktoś mnie tak traktuje jak teraz Kubańczyk. No i teraz mi się dziwcie, że szukam schronienia w wirtualnym świecie, bo nawet Juantorena jest w stosunku do mnie podły. Miałam ochotę się rozbeczeć i to zrobiłam. Nie obchodziło mnie to, że właśnie miałam przygotować obiad dla Gregora tylko padłam na łóżko schowałam głowę pod poduszkę i zaczęłam płakać.
*
Proszę! Jak ktoś czyta te opowiadanie to niech przynajmniej wstawi głupią buźkę w komentarz, że mu się podoba, bo nie wiem czy jest sens dalej to ciągnąć. ;/ 

czwartek, 23 maja 2013

Rozdział 28


Przed przeczytaniem mojego rozdziału chciałabym przeprosić wszystkich, których zirytowało lub wkurzyło moje głupie i aroganckie zachowanie. Zdaje sobie sprawę z tego, że mogłam was urazić. Niestety jestem typem człowieka, który najpierw mówi (lub pisze) to co mu do głowy przyjdzie, a potem myśli i pluje sobie w twarz mówiąc "Jaki z Ciebie niedorozwój" "jak mogłaś tak napisać" etc. Jeszcze raz przepraszam wszystkich, których w jakiś sposób dotknęło moje chamskie zachowanie. Przepraszam obiecuję poprawę. Teraz na poprawę może waszego humoru rozdział. Zdaję sobie sprawę, że jest on lipny ale cóż nie mam weny, nic mi się nie chcę i nie mogę nad niczym zapanować w skrócie w moim życiu zapanował chaos. Następny rozdział pojawi się na przełomie soboty/niedzieli. Miłego czytania .
*
Ja wykorzystałam to, że rodzice Gregora pojechali wyciągnęłam z mojej torby moje 3 bransoletki po czym założyłam je z powrotem na swoją rękę i zaczęłam przenosić swoją walizkę i torbę z pokoju Grześka do mojego, a potem rozpakowałam swoje rzeczy i jak to miałam w zwyczaju wepchnęłam je do szafy. Ok. 13 pojechałam z Grześkiem do galerii. Tam spędziliśmy 2 godziny ale nie powiem. Poszalałam sobie, a Grześ to niezły doradca. Kupiłam sb małą czarną na sylwestra, granatowe conversy za kostkę, jeansowe rurki z Tally Weily. Potem pojechaliśmy do Ergo Areny na trening Łomacza. Grzesiek zniknął w szatni, a ja poszłam na główną płytę boiska gdzie rozgrzewali się już Kazimierczak, Rusek i Kamiński i inni. Najbardziej interesował mnie ten ostatni. Podbiegłam do niego i wskoczyłam mu na barana zakrywając oczy:
-Gosia??
-Nie.-szepnęłam mu do ucha.
-Anka! Wróciłaś.! Ja myślałam, że Ci pieprzeni makaroniarze to Cię porwali.-powiedział przerzucając mnie przez ramie jak wielki, ciężki i gruby worek ziemniaków.
-Jestem cała i zdrowa. Michał. –powiedziałam śmiejąc się.
-Nie boisz się tak zwisać 2,10 nad ziemią?-zapytał się mnie.
-Wierzę, że mnie nie upuścisz.
-Serio?!-zapytał chyba nie dowierzając.
-Serio.
-Jezu! Michał postaw ją jej matka to mnie zabije jak jej głos z głowy spadnie.-powiedział Grzesiek wchodząc na boisko- A o ojcu to nie wspomnę.
-Luz. Ja to tak lubię wisieć. Zresztą Kamiński to mój najlepszy z najlepszych ziomów on mnie nie upuści. Prawda?
-Jasne koleżaneczko.-przybił ze mną piąteczkę.
-Dobra Michałku teraz jak byś mógł mnie delikatnie postawić na ziemię, bo mi troszeczkę niedobrze.
-Rozumiem. –powiedział stawiając mnie na ziemie.
-A teraz gadaj co to za Gośka i czemu ja o tym nic nie wiem.?!- wydarłam się na niego.
-No wieeesz… Poznaliśmy się jak byłaś u tych makaroniarzy. Nie było opcji, żeby Ci powiedzieć. –zaczął się wykręcać.
-Mogłeś napisać esa.-powiedziałam patrząc na niego jak na debila.
-Nie chciałaś mi dać numeru. –odpowiedział siadając na boisku w siadzie płotkarskim
-Też racja.-powiedziałam.
-To co. Może jak już jesteśmy najlepszymi ziomkami to mi go dasz?-zapytał się.
- Gosie  masz kochanie. Nie potrzebny Ci mój numer.- posłałam mu całuska w powietrzu.
-No ale wiesz ja nie chcę od Ciebie numeru w celu puszczania bajery.
-No ja Ci tu dam bajerować z Anką!- powiedział Grzesiek rozciągający się.
-No chodzi mi o to, żebyś mi dała ten numer jak kiedyś bd miał Ci coś ważnego do zakomunikowania.
-Yhymmm... Dobra… Masz.-powiedziałam podając swój telefon z moim wyświetlonym numerem.
Kamiński szybko go zapisał i oddał mi telefon.  Ja usiadłam sobie tylko na jednym z wielu krzesełek od ławki szkoleniowej i looknełam co się dzieje na ciacha.net . Szybko się zaśmiałam i  powiedziałam:
-Ej! Chłopacy posłuchajcie tego! – po czym zaczęłam cytować jeden z artykułów zamieszczonych na tej stronie- ?Bartosz Kurek, który spotykał się niedawno z pewną śliczną blondynką chyba wymienił sobie dziewczynę na uwaga! Starszy model! Co się stało?! Ja się pytam! Co się dzieję , z tym Kurkiem, że z ładnej młodej naturalnej blondynki zmienił dziewczynę na starą, tlenioną i malowaną szpachlą kobietę. Tak kobietę, bo dziewczyną 30 latki nazwać nie można. Pod spodem możecie znaleźć kilka ich zdjęć.”-kończąc czytać ten artykuł turlałam się już po podłodze razem z Żalińskim ze śmiechu.
-No co może się charakter liczy…-starał się usprawiedliwić go Kamiński.
-Jeszcze słowo, a nie będziemy już ziomkami.-powiedziałam patrząc na niego z grymasem na twarzy. Siedziałam odwrócona od wejścia na halę i mówiłam do Grzesia-Wgl to Gregor mam nadzieję, że poślecie  mu takie gwoździe, że nie będzie mógł wstać z tego boiska.
-Anka….-starał się mi przerwać swoją wypowiedź.
-Nie no ja tam mu życzę jak najlepiej z tą…. Nawet nie wiem jak ją określić… Chyba nie mam, aż takiej bujnej wyobraźni…- znów zaczęłam razem z Żalińskim śmiać się wniebogłosy i turlać ze śmiechu.
-Anka…
-Cicho! Grzesiu! Tylko, że wiesz chcę żeby poczuł co to znaczy zawiedzenie i rozczarowanie.
-ANKA! DO CHOLERY! ON ZA TOBĄ STOI! –wydarł się Grzesiek.
-Jpdl.-odwróciłam głowę i napotkałam się z łydkami Kurka- Heeej.-przeciągnęłam.
-Cześć Ania….-powiedział niskim głosem
Ja tylko wstałam otrzepałam spodnie i znów usiadłam na ławkę ale długo nie było dane mi siedzieć, bo oczywiście po woli do hali wchodził Winiarski i Atanasijević z, którym musiałam się oczywiście dobrze wyściskać.  Nagle dobiegł mnie dźwięk SMSa. Numer Kurka. Dziwne! Otworzyłam wiadomość i przeczytałam wiadomość ”Musimy pogadać przyjdź do łazienki. Męskiej.”
Spojrzałam się po siatkarzach Skry i stwierdziłam, że Kurka nigdzie nie ma wstałam z krzesła i poszłam do łazienki. Nie zwracając uwagi na pytającego mnie Grzesia i trenera Trefla gdzie idę. Rzuciłam tylko „zaraz przyjdę.” I poszłam do łazienki. Otworzyłam drzwi męskiej łazienki i poczułam się tam dziwnie. Weszłam do łazienki, a tam na mnie czekał przyjmujący:
-Co ode mnie jeszcze chcesz?- zapytałam opierając się o jeden ze zlewów.
-Pogadać. Musimy sobie wyjaśnić parę spraw.
-Ja już nie mam co z tobą wyjaśniać.-powiedziałam patrząc na niego pewnie.
-Masz, Choćby ta sprawa tego artykułu. To nie jest moja dziewczyna.
-Nie. Jasne. To twoja koleżanka. Może taka sama jak ta, która wtedy odebrała połączenie gdy do Ciebie dzwoniłam?-zadrwiłam z niego po czym nerwowo się zaśmiałam.
-To nie tak. Zdradziłem Cię tylko 1 raz, a w dodatku ta dziewczyna w tym artykule to moja siostra cioteczna. –powiedział krzyżując ręce.
-Ale mnie zdradziłeś. Nie ważne czy to raz, czy dwa czy milion. Ważne, że zawiodłeś moje zaufanie.-powiedziałam spokojnie i pewna siebie.
- Może ty mnie nie zdradziłaś?-zadrwił teraz ze mnie.
-Nie. Nie zdradziłam Cię, jak jeszcze nie wiedziałam, że mnie zdradzasz. Jak ta dziewczyna odebrała to Cię zdradziłam.- powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
-Wiesz, że mi na tobie zależy. Wiem, że spaprałem ale może moglibyśmy…?-powiedział zbliżając się do mnie.
-Nie. Bartek nie. Ja zrozumiałam, że to nie ma sensu, że ta odległość nie ma sensu, że to wszystko jest takie zagmatwane. Zresztą rozmawiając ze mną przez telefon powiedziałeś, że zdradziłeś mnie wielokrotnie, a nie raz.
-To było przez nerwy.
-Bartek. Ja już nie widzę dla nas szans. Możemy się przyjaźnić jak dawniej ale nic poza tym. Widocznie ty nie jesteś moim szczęściem, ja nie jestem twoim. Rozumiesz.? Nie jesteśmy sobie po prostu pisani.- powiedziałam otwierając drzwi od męskiej toalety.
-Ania?-zapytał niepewnie Kurek.
-Słucham?-odpowiedziałam.
-Mogłabyś mnie przytulić. Jak przyjaciółka.-popatrzył na mnie tymi swoimi smutnymi oczami.
Ja tylko podeszłam do niego przytuliłam po czym powiedziałam:
-Na trening, a nie się tu lenisz! – krzyknęłam, a sama wyszłam z łazienki i tym razem poszłam do damskiej.
Po 5 minutach wróciłam na hale i patrzyłam jak Luks przeprowadza trening z chłopakami z Trefla, a Nawrocki z chłopakami ze Skry.  Trening minął w miarę szybko tak praktycznie to tylko bawiłam się na telefonie i grałam w Żulionerów. Mówię wam nie ma lepszej zabawy niż grać o 160 000 butelek spirytusu. Potem wychodząc już z Sali zatrzymał mnie Atanasijević:
-Ania!
-Co tam?-zapytałam się.
-Bo wiesz ja z Ćupković’em sylwestra urządzam i chciałem Cię z Konstantinem zaprosić tylko, że wiesz Kostka wezwała potrzeba i tak dalej. Oczywiście Grzesia i Kamińskiego też zaprosiłem.
-Dzięki. Na pewno wpadniemy.  A tak a propos. To kto tam będzie?
-No wiesz Kurek, Wrona, Kłos , Bąku, Kubiak, Zatorski, Ahrem, Winiar, Antiga ogólnie wiesz cała śmietanka siatkarska z partnerkami czy tam koleżankami czy co oni mają.
-Jak bd Zb9 to idę.-zaśmiałam się.
-Przecież ty go nawet….
-Wiem. Beka z niego będzie. To co do zobaczenia na meczu.-powiedziałam przybijając piątkę z Atanasijevićem i idąc na parking przed Ergo Areną.  Wkrótce dołączył do mnie już ogarnięty Gregor i razem pojechaliśmy do domu. Potem zrobiliśmy sobie kolację i cały wieczór praktycznie zalegaliśmy na kanapie.  W końcu zaczęłam:
-Gregor?
-No co?-zapytał jedząc popcorn.
-Bo my dostaliśmy zaproszenie do Bełchatowa na sylwestra. To co pojedziemy?-zapytałam patrząc w ekran telewizora.
-W sumie możemy. Ja miałem zaproszenie do mojego kumpla ale w sumie to chyba wole opcje z Bełchatowem.
-To co jedziemy?-zapytałam
-Spoko.-odpowiedział.
-Dobra idę zadzwonić do Juantoreny i matki, żeby się dowiedzieć kiedy wraca z Włoszech. Dobranoc.-powiedziałam wychodząc z pokoju.
Wpadłam szybko do pokoju i zadzwoniłam do Juantoreny:
-Halo?-odebrał smutny kubańczyk
-Hej. Coś się stało?-zapytałam
-Nic. Gorszy dzień. Jak tam w Polsce?-szybko zmienił temat.
-Nie rozmawiajmy już o mnie. W Polsce jest dobrze. Chcę wiedzieć co się stało.
-Nic. Po prostu zły mecz zagrałem.-powiedział na odczepnego Kubańczyk.
-Przegraliście?-zapytałam go.
-Nie ale trener zdjął mnie z boiska w trakcie meczu.-powiedział smutny.
-Nie łam się. Każdemu może zdarzyć się słabszy mecz.- pocieszałam go.
- Musimy też pogadać ale to nie na telefon.
-To co mam na skype wejść?
-Nie. Jak przyjedziesz do Włoszech to pogadamy.
-Czyli to coś ważnego?-zapytałam.
-Tak.-odpowiedział smutny.
-To trochę na mnie poczekasz jakby nie patrzeć, bo przyjadę dopiero w czerwcu.
-Zobaczymy się szybciej. Jestem tego pewien. Dobra muszę kończyć. Pa.-powiedział Kubańczyk rozłączając się, a ja byłam już pewna, że coś nie jest tak.
Rozłączyłam się, a potem zadzwoniłam do mamy pogadałam z nią na temat mojej 18 i sylwestra. Trochę nurtował mnie temat co chce mi powiedzieć Osmany. Zrobiłam sb gorącą czekoladę, usiadłam na parapecie i jednym słowem zamulałam. 

sobota, 18 maja 2013

Rozdział 27

 Przepraszam, że nie dodałam wczoraj rozdziału ale mam mnóstwo spraw do załatwienia. 
Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone ;P 
Piszcie co o tym sądzicie co byście zmieniły i komentujcie, bo naprawdę mnie to zachęca do dalszego działania. A jak będzie dużo komów postaram dodać się coś w środku tygodnia:> 
*
Szybko wzięłam swoje walizki pożegnałam się z rodzicami i musiałam im trochę powkręcać, że zamówiłam taksówkę, bo nie chciałam ich fatygować. Zbiegłam po schodach. Wrzuciłam na tył klubowego samochodu Juantoreny torby   po czym wsiadłam na miejsce przedniego pasażera przywitałam się całusem z Kubańczykiem i pojechaliśmy na lotnisko. Potem wzięłam swoją torbę treningową do, której zawszę pakuję rzeczy jak gdzieś wyjeżdżam. Osmany uparł się, że weźmie moją wielką walizkę. Gdy już  byliśmy na miejscu powiedziałam patrząc na niego:
-To co chyba czas się pożegnać.
-Nie jestem w tym dobry. –powiedział przytulając mnie.
- Ja się chyba zaraz rozpłacze.-wtuliłam się w niego jeszcze mocniej.
-Nie możesz płakać. Niedługo się spotkamy. –powiedział całując mnie w głowę.
-To co??Teraz??
-Ja będę czekać tu na Ciebie do czerwca. Ty będziesz grała w klubie nie daleko Trentino, a ja zostanę tu i potem zamieszkamy razem i  będziemy żyć długo i szczęśliwie tylko musimy przejść przez tą najcięższą próbę czasu i odległości.
-Kocham Cię-powiedziałam i pocałowałam go w usta.
-Ja Ciebie też mała.
Nagle dobiegł mnie głos wzywający pasażerów lotu 119 do odprawy.
-To na razie.- powiedziałam jeszcze raz się do niego przytulając.
-Pa.-odpowiedział.
Poszłam w kierunku odprawy odwracając się 3-krotnie. Za każdym razem Kubańczyk stał tam w bezruchu, a ja czułam jak zostawiam tam spory kawałek siebie.
Po odprawie wygodnie usiadłam w swoim miejscu i czekałam aż wreszcie ruszymy. W sumie z trudem powstrzymywałam łzy. Lot minął dobrze. Gdy  wyszłam już z lotniska zobaczyłam samochód Grześka machającego mi. Poczułam ulgę, bo wiedziałam, że chociaż przy mnie nie ma Juantoreny to jest mój kochany przyjaciel Gregor. Podeszłam do jego samochodu wpakowałam walizki na tylne siedzenie i sama usiadłam na przodzie po czym przytuliłam go najmocniej jak umiałam:
-Tęskniłam.
-Ja za tobą też. Nudziło mi się strasznie. Siedziałem sam w domu, bo zerwałem z Martyną i już bym się załamał ale przyjechali do mnie rodzice.-powiedział uśmiechając się i poprawiając moją grzywkę.
-Cieszę się, że nie siedziałeś sam.- uśmiechnęłam się.
-Tak tylko, że jest mały problem.- powiedział patrząc mi w oczy.
-Co się stało?-zapytałam.
-Widzisz. Ostatnio jak zadzwoniła do mnie mamusia to się jej pochwaliłem, że mam dziewczynę i, że nam się świetnie układa, a potem oni przyjechali do mnie na święta no i wiesz na krześle w kuchni wisiała ta twoja niebieska bluza ta rozpinana z adidasa i oni pomyśleli, że ty jesteś moją dziewczyną i, że razem mieszkamy itd. No i oni chcą Cię poznać. Mogłabyś tak może poudawać?
-Ja?-zapytałam patrząc na niego.
-No proszę Cię. Jutro już ich tu nie będzie.
-Dobrze. Pomogę Ci. –powiedziałam zapinając pasy.
-Mam do Ciebie jeszcze jedną prośbę.
-No co tam?-zapytałam.
-No wiesz….Mogłabyś zdjąć te bransoletki, bo wyszłoby, że mnie zdradzasz.-uśmiechnął się.
-Dobra…- powiedziałam zdejmując je i chowając do torby.
-A no i jeszcze moi rodzice zajęli twój pokój więc będziesz musiała spać ze mną.-uśmiechnął się nerwowo.
-Kpisz czy o drogę pytasz? Chłopczyku.
-No nie bądź taka. Ja bym Ci pomógł gdyby twój tata albo mama przyjechali do naszego mieszkania.
-Dla mojego ojca to ty jesteś gejem.-powiedziałam patrząc za okno od samochodu.
-CO?!
-No mówię Ci, że moja matka powiedziała mojemu ojcu, że jesteś gejem.
-Czy ja wyglądam na geja?!-zapytał patrząc na mnie.
-No wiesz.  Moja mama wcale nie sądzi i nie uważa, że jesteś gejem. Powiedziała tak dla świętego spokoju, bo ojciec zaraz by powiedział, że nigdy dopóki nie skończę 30 lat nie zamieszkam z chłopakiem. –powiedziałam uspokajając go.
-No to trzeba tak od razu. Pamiętaj masz być miła i od czasu do czasu możesz mnie pocałować, żeby było wiarygodnie.
-Ja zawsze jestem miła. Pocałować w policzek, tak ?
-No wiesz….Czasem mogłabyś w usta.
-Nie przeginaj. ;
-Dobra. –powiedział śmiejąc się.
Po parunastu minutach dojechaliśmy do jego mieszkania.  Grzesiek wziął moje walizy i je zaniósł, a otworzyła nam mama Grześka:
-O dzieci! Chodźcie! Pewnie zmarzliście. Dziś to tak zimno.
-Dzień dobry. Ania Kubacka.-przedstawiłam się.
-Witam. Krysia* Łomacz. Mama Grzesia, a to jest Lucjan mój mąż i tata Grześka. –powiedziała niska kobietka, a ja podałam rękę państwu Łomacz. (* Krysia wymyślone imię pani Łomacz.)
-To co może chodźmy razem pogadać do salonu w 4.-zaproponował Grzesiek.
Usiedliśmy w salonie i zaczęliśmy rozmawiać. Oczywiście Grzesiek był do mnie ciągle przytulony. Ja na to nie zwracałam uwagi. Traktowałam to jako przytulanie z najlepszym przyjacielem.  Potem poszliśmy razem z jego rodzicami do restauracji na obiad.  Tam czas minął szybko. Wróciliśmy do domu ok.20. Oczywiście nie obyło się bez tego jak mama Grzesia opowiadała mi o jego dzieciństwie. Serio? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi i wiemy o sobie prawie wszystko, a tu czego się dowiaduje? Grzesiu to był taki ewenement, że skoczył raz z dachu swojego domu i złamał lewą nogę i prawą rękę albo raz przyszył sobie majtki do spodni, bo twierdził, że to oszczędniej. W sumie tak się zastanawiam czy Grześ czasem to nie jest niezniszczalny, bo tak sami pomyślcie skoczyć z 4 metrów i się nie zabić? Albo to musi być kot w skórze człowieka wiecie 7 żyć.  Potem jego rodzice poszli już do ich tymczasowej siedziby (czyt. Mojego pokoju). My usiedliśmy tylko w salonie i zaczęliśmy gadać:
- Mówisz, że jutro wyjeżdżają?-zapytałam go.
-Tak jutro już będziesz się mogła przenieść wszystko z mojej sypialni.
- To git. Zastanawiam się tylko czy oni czasem nie podejrzewają, że my…-nagle Grzesiek przystawił rękę do moich ust, a następnie się w nie wbił.
Spojrzałam na niego nie pewnie jak na kosmitę, a nagle w drzwiach salonu pojawiła się jego matka powiedziała tylko:
-Oj….To ja wam nie przeszkadzam. – i wybyła z salonu do kuchni.
-Ty jaki ty masz dobry słuch. – zaśmiałam się.
-Przepraszam.-powiedział patrząc na mnie.
-Nic się nie stało Grzesiu. Zrobiłeś to dla naszego wspólnego dobra. Wiesz im szybciej zobaczą, że u nas wszystko w porządku tym szybciej wyjadą. A tym czasem idę wyparzyć mordkę i się wykąpać. Nie bierz tego do siebie po prostu dziwnie się czuje, bo Juanto……-nie dał mi dokończyć.
-Nie musisz się mi tłumaczyć.- uśmiechnął się, a potem cisnął we mnie poduszką i pokazał język- No idź już do tej łazienki. Małpo.
Umyłam się ,wysuszyłam włosy, rozczesałam je, umyłam zęby i zrobiłam jeszcze parę upiększająco-pielęgnacyjnych czynności o, których nie chcę mi się pisać.  Potem poszłam do sypialni Grzesia. Położyłam się i napisałam sms’a do Juantoreny, że doleciałam cała i zdrowa i Gregor się mną opiekuję. Po czym w sypialni pojawił się Grześ w samych bokserkach.
-Ubierz się. Przynajmniej na czas gdy muszę tu spać. –ziewnęłam.
-Nie podoba Ci się moje boskie ciało niczym u Adonisa? –zapytał śmiejąc się.
-Proszę Cię, żebyś się ubrał.-powiedziałam.
-Nie marudź.-położył się koło mnie – No to opowiadaj jak tam we Włoszech.
-W Italii. Fajnie. Było zajebiście. Szczerze to ja nie chciałam za specjalnie wracać do Polski ale wróciłam ze względu na Cb i Sms. –powiedziałam.
-No, a jak z Juantoareną?-pytał dalej.
-Wiesz… Na czas mojego wyjazdu postanowiliśmy się rozstać. Wiesz niby Osmany obiecał, że na mnie poczeka do tego czerwca ale wiesz z nim może być różnie.-powiedziałam wtulając się z Grześka- Nie wiem co będzie dalej. Żyje chwilą. Czas pokaże. Chociaż chciałabym od razu po zakończeniu roku szkolnego wyjechać do Włoszech i być szczęśliwa z Osmanym. Kocham go. –powiedziałam.
-Jaka ty kochliwa ostatnimi czasy. Najpierw Kurek teraz Juantorena. Ciekawe kto będzie następny.-zaśmiał się.
-Może Kamiński.-wybuchliśmy na raz śmiechem.
-A właśnie. Wiesz, że On ma dziewczynę?-zapytał się mnie.
-Serio? Jak? Gdzie? Kiedy?-zapytałam się zaciekawiona.
-No nawet taka ładna. Gośka się nazywa. Nie wiem jak i gdzie się poznali.-powiedział.
-To nieźle zaszalał. No to może wreszcie mi powiesz dla czego zerwałeś z Martyną?
-Miałaś rację, że to suka. Leciała tylko na mnie, bo jestem sławny i w dodatku gram w siatkówkę. Czemu mnie wcześniej nie ostrzegłaś?-zapytał z wyrzutami.
-Nieeee…W ogóle nie mówiłam Ci, że to odr i jest pojebana.-powiedziałam przekręcając się na drugi bok.
-Oj tam… No… Mówiłaś głupi byłem. Młody niedoświadczony.
-Taaa…Młody…Tsss….To co ja mam powiedzieć? Czyli w twoim przekonaniu to ja jestem może noworodkiem?
 -Oj nie przesadzaj.-zaśmiał się.
-26 lat. Nie masz dziewczyny. Jesteś wyrzutkiem społecznym.-powiedziałam przytulając się do niego.
-No wiesz…Ja to teraz mam najlepszą dziewczynę pod słońcem.-powiedział obejmując mnie w pasie i przysuwając do siebie.
-Awwww….How sweet. –powiedziałam dając mu całusa w policzek po czym przytuliłam się do niego jeszcze bardziej -  Dobranoc Grzesiu.
-Dobranoc. Mała.-powiedział i zamknął oczy.
Obudziła nas mama Grześka stojąca nad naszym łóżkiem:
-Dzieciaczki….
-Hmmm…Mamo?-zapytał Gregor podnosząc swoją głowę z poduszki.
-Będziecie jeść jajecznice?
-Na razie śpimy mamusiu.-powiedział znów kładąc głowę na poduszkę.
-Ale jest już po 9- powiedziała zmartwiona Krysia.
-Jezu! Po 9! Za 30 minut mam trening!-zerwał się na równe nogi i pobiegł do łazienki.
-A ty Aniu zjesz jajecznicę?-zapytała patrząc na mnie.
-Z chęcią.-odpowiedziałam przeciągając się i wstając z łóżka.
Mama Grześka wyszła z pokoju, a ja postanowiłam pomóc Grześkowi i spakować jego torbę treningową podczas gdy on się pakuje. Ok. 5 minut później podałam mu torbę, a Gregor powiedział tylko:
-Dzięki. Jesteś niezastąpiona. – po czym dał mi całusa w usta i wyszedł z mieszkania.
Ja poszłam do łazienki. Szybko się ubrałam w rurki z River Island, biały T-shirt z nadrukami i niebieską rozpinaną bluzę z adidasa. Ogarnęłam się w łazience i poszłam pomóc p. Krysi przy śniadaniu. Zjedliśmy we 3 śniadanie po czym pan Lucjan poprosił mnie, żebym mu nastawiła GPS, żeby dojechać z Gdańska do Ostrołęki, bo on gdzieś zapodział okulary, a wzrok w tym wieku nie ten sam czy coś takiego. Wpisałam podany adres do nawigacji i ogólnie pomogłam im się zebrać. Nagle pan Lucek zaczął:
-No to chyba czas się zbierać.-powiedział podnosząc się z kanapy.
-Ale już? To nie poczekacie państwo na Grześka. On zaraz powinien wrócić. Dosłownie za 10 minut.
-Skoro tak to możemy jeszcze trochę poczekać. –powiedział i znów usiadł na kanapie.
Po paru minutach w drzwiach pojawił się Grzesiek. Od razu witając mnie całusem:
-Rodzice czekają, żeby się z tobą pożegnać w salonie.- pokazałam w stronę owego pokoju.
-Już do nich idę.-powiedział zdejmując buty i wchodząc do salonu.
Grzesiek i ja pożegnaliśmy się z jego rodzicami. Gdy już wyszli z mieszkania powiedziałam:
-Fajni Ci tworzy rodzice. Tylko trochę mnie rozwaliło to, że jest 1120, a oni się śpieszą, żeby nie jechać po nocy do Ostrołęki. Chyba, by musieli z 10 na godzinę jechać.
-Ty nie wiesz jaki mój ojciec to driver. Pójdziesz, a właściwie to pojedziesz ze mną na popołudniowy?
-W sumie to chętnie i tak nie będę miała co tu robić ale pójdziesz ze mną przed treningiem do Galerii Bałtyckiej?-zapytałam go.
-Spoko.-uśmiechnął się i poszedł do salonu.
*
Mam nadzieję, że nie ma żadnych błędów, a jak są to strasznie przepraszam ale nie miałam nawet czasu ich dobrze sprawdzić :> 


piątek, 10 maja 2013

Rozdział 26


Najpierw zanim przeczytacie poniższy rozdział zdaję sobie sprawę, że jest on cholernie dupny ale nie przejmujcie się tym ponieważ mam pewne problemy z moją zrytą psychiką serio 3 dni pod rząd śni mi się CR7! Ja się pytam co to ma znaczyć? Jakby te sny były normalne to mi to lotto ale jak wiecie dzisiaj śniło mi się, że utknęłam z nim w widzie w hotelu i wyznawał mi, że jest gejem chociaż ma dziecko to już jest chore. Dobra zostawmy moje problemy  psychiczne. Jeszcze raz przepraszam was za ten rozdział i za błędy ale jestem tak zamulona, że nie mam po prostu siły ich sprawdzać i dziękuję za ponad 13 TYŚ wejść. Miłego Czytania ;D  
*
Potem jak zwykle posiedziałam i jadłam z rodzicami różnorodne ciasta przed telewizorem popijając je gorącą czekoladą. Koło 23. Położyłam się do łóżka i momentalnie zasnęłam. Obudziłam się rano, bo nie mogłam spać. Wszystko mnie przytłaczało. Ja nie chcę stąd wyjeżdżać! Chcę tu zostać.! Ja chcę być tu przy Osmanym! Wiem, że to może wydać się dziwne ale ja nie chcę wracać do Grzesia. Znaczy chcę ale wolałabym być tu z Juantoreną no, bo Grześka kocham jak kumpla. Lubię z nim mieszkać ale chciałabym mieszkać teraz we Włoszech by być bliżej Osmanego i się z nim częściej widywać. Zaczęłam już pakować swoje rzeczy gdy rozdzwonił się mój telefon:
-To co, o której się zbieramy na te zdjęcia? -zapytał Juantorena.
-Nwm. Może ty już idź bo Mateja i Elena, a ja się w tym czasie ogarnę i spotkamy się u mnie pod blokiem. Ok? -zaproponowałam.
-Jasne. - odpowiedział Osmany.
Szybko wzięłam prysznic, ubrałam się  zgarnęłam jeszcze lustrzankę i zbiegłam po schodach. Czekali już tam na mnie chłopacy i Elena. Przywitałam się z nimi i poszliśmy przed siebie. Zrobiliśmy chyba z 1200 zdjęć. Jak miło, że mam kartę pamięci ogromnej pojemności. Jak będę robić tak dużo zdjęć to niedługo cały pokój nimi obkleję.
-To co? Teraz może pójdziemy do jakiejś kawiarni?-zaoferował Matej.
-Nie chodźcie do mnie. Rodzice pojechali do jakiś znajomych.- powiedziałam.
-No to idziemy- powiedział Juantorena.
Szliśmy sobie uliczkami Trydentu w 4 i śmieliśmy się z byle czego. Doszliśmy do domu i tylko zamknęłam drzwi od mojego pokoju, żeby nie zobaczyli jaki mam syf w pokoju. Wszędzie leżały moje porozrzucane rzeczy ale widocznie tak to jest jak ktoś się pakować nie umie.
Gadaliśmy i śmialiśmy się gdy nagle Osmany powiedział:
-Gdzie masz laptopa, bo muszę coś sprawdzić.
-W pokoju. Na biurku.- powiedziałam i krzyknęłam nagle :-Nieeee!
Ale było już za późno, bo Juantorena wpełzł do pokoju zrobił minkę typu "wtf?!" i stwierdził krótko:
-Armagedon.
-No co! Pakuje się przecież!
-Nigdy nie widziałem tak dziwnego pakowania jak twoje. Ono polega na tym, żeby wyrzucić wszystko z szafy i wpierdolić byle jak do torby.- powiedział patrząc na mnie tymi oczami.
Normalnie mi się nogi uginają jak on tak na mnie patrzy. Serio. Podałam mu laptopa i powiedziałam:
-Czepiasz się- po czym wytchnęłam język i wyrzuciłam go z pokoju, a sama zamknęłam od niego drzwi.
Usiedliśmy w pokoju na wielkiej kanapie i zaczęliśmy oglądać zdjęcia. Przeglądając tak nasze zdjęcia, które zrobiliśmy na dzisiejszym spacerze. Zaczęłam myśleć, że to nie sen. Jutro wyjeżdżam do Polski. Wrócę do Gdańska i do mojego kochanego Gregora. Ale czy to będzie w stanie zapełnić mi moją pustkę po Osmanym? Popatrzyłam chwile na śmiejącego się z naszych zdjęć przyjmującego i chciałam się rozbeczeć ale wiedziałam, że nie mogę, bo po pierwsze jest tu Matej i Elena, a po drugie nie chcę stać się taka jak przed moim wyjazdem. Prawda jest taka, że Osmany ma coś w sobie uzależniającego. Co działa na mnie tak jak bym nie miała już żadnych kumpli i życia poza Kubańczykiem. Po jeszcze jakiś 15 minutach gadania i naśmiewania się z naszych wspólnych zdjęć Elena stwierdziła tylko:
-No! Kazyiski! Rusz dupę! Zbieramy się!-powiedziała poklepując go w tyłek.
Serio Elena mnie całkiem zaskoczyła. No bo przecież ona była taka cicha, a tu mówi rusz dupę i jeszcze klepie Kazyiskiego w tyłek. Chyba Kazyiski zauważył, że dziwnie patrzę się na Elenę i powiedział:
-Tak też na początku myślałem, że ona jest spokojna, niewinna, naiwna i bezbronna, a tu kobieta demon.-powiedział patrząc na Elene z, której teraz żartował.
-Jeszcze coś?-zapytała go podrażniona brunetka.
Musiałam jakoś szybko zakończyć ich wymianę zdań, bo mogłoby to doprowadzić do kłótni poważnych rozmiarów. Stanęłam między nimi i powiedziałam:
-Chodźcie się przytulić, bo nie zobaczymy się pewnie przez długi okres. -powiedziałam przytulając się do nich.
-To mówisz, że kiedy wpadasz do nas następnym razem?-zapytał się mnie Kazyiski,
-No pewnie tak w czerwcu.-odpowiedziałam.
-Dopiero?-zapytał ze zdziwieniem.
-Nooo....-odpowiedziałam uśmiechając się.
Kazyiski i Elena już wyszli, a ja zostałam sama z Juantoreną. Podpełzłam do mojego kochanego Juantoreny i powiedziałam cicho:
-Przytul mnie. - chłopak uczynił to niemalże natychmiastowo, a z moich oczu popłynęły łzy.
-Kocham Cię- powiedział do mnie.
-Wiem to ale ja nie chcę wyjeżdżać. -powiedziałam przytulając się mocniej do niego.
-Wiem o tym ale już niedługo znowu się spotkamy. -powiedział odgarniając kosmyk włosów i całując mnie w czółko.
-Kiedy?! W czerwcu?!-zapytałam i wybuchłam niepohamowanym płaczem.-Zresztą od jutra nas nie będzie. Będziemy tylko ty i ja. Dwa oddzielne światy. Polska i Włochy. Ja tak Osmany nie chcę!
-Cichoooo...-uciszył mnie Kubańczyk - Mogę Cię zapewnić, że nic z mojej strony się nie zmieni i obiecuję Ci, że będę na Ciebie czekał i nawet na inną w życiu nie spojrzę, a jak wrócisz w  czerwcu z Polski zamieszkamy razem i będziemy szczęśliwi.
-Nie obiecuj, nie zapewniaj. Nie czekaj...-wydusiłam z siebie.
-Słucham?-zapytał zdziwiony Kubańczyk.
-Nie zapewniaj i nie obiecuj, bo po prostu niektóre rzeczy nie zależą od nas tylko od głupiego losu, pecha albo farta. Nie czekaj, bo .... to chyba nie ma sensu.
-Anka! Nie wkurzaj mnie! Co ty gadasz! Wszystko ma sens jeżeli mocno w to wierzysz i mocno czegoś chcesz. - powiedział obejmując swoimi dłońmi moją twarz. -Ja w to wierze i ty w to uwierz, a przy najbliższej okazji odwiedzę Cię w Polsce. Ty zresztą też byś zawsze mogła przyjechać jak masz kilka dni wolnego. -powiedział i pocałował mnie w usta, a ja zaczęłam wierzyć, że ta odległość i  to, że będziemy bardzo rzadko się widywać nic nie zmieni i, że będziemy już szczęśliwi razem do końca.?
Długo razem rozmawialiśmy i śmialiśmy się z siebie. W końcu Osmany wbił się zachłannie w moje usta i pewnie nie zgodziłabym się na taką zabawę ale, że już jutro wyjeżdżam to dam zabawić się Kubańczykowi. A co mi tam.
Po wszystkim leżeliśmy i gadaliśmy w łóżku. Przerwał nam tylko jego telefon. Wstał i zaczął szukać swojego telefonu. Wtedy zażartowałam, że pewnie mamusia się o niego martwi. On w tym momencie akurat znalazł swój telefon, a na wyświetlaczu pojawił się napis „Jedno nieodebrane połączenie od mama. ” Osmany przeklął pod nosem i szybko oddzwonił :
-Cześć Mamo.
-….
-U kumpla się zasiedziałem.
-….
- Za 20 minut gdzieś tak będę
-…..
-No dobra to ja już wychodzę. Na razie.
On zakończył połączenie, a ja zaczęłam się śmiać jak niereformowalne dziecko Somalii. On mnie tylko uciszył i zaczął rozmowę:
-To o, której jutro po Ciebie przyjechać? –zapytał mnie.
-Ale o co chodzi?-zapytałam.
-O to, że jutro chcę Cię odwieźć na lotnisko.-odpowiedział.
- Nie rób sobie problemu. Rodzice  mnie odwiozą. Zajmij się rodziną, która do Ciebie przyjechała- pocałowałam go.
-Nieee….Oni będą tu siedzieć jeszcze ponad tydzień, a ty? Wyjeżdżasz już jutro i przez parę miesięcy nie bd się widzieć. – powiedział całując mnie. –To o , której mam być?-uśmiechnął się do mnie.
 -Jak zawsze. Jak coś sobie wbijesz do łba to za nic nie można tego z niego wybić. O 8.20 – odpowiedziałam mu i pocałowałam.
Osmany odwzajemnił mój pocałunek po czym sobie poszedł do swojej rodzinki. Ja  tylko wzięłam szybki gorący prysznic przebrałam się w pidżamę i zaczęłam po woli porządkować swój pokój , pakując przy tym bagaż.  2  razy musiałam posprawdzać  czy wszystko mam, żeby znów nie zapomnieć paszportu albo ładowarki.  Po skończonym pakowaniu usiadłam na łóżko i ujrzałam tam papierek od prezerwatywy. Wkurwiłam się. Mógł ją przecież chociaż wyrzucić. Co by było jakby teraz przyszli moi rodzice? Mama nie była, by zadowolona, że już to robię, a ojciec? Za pewne, by mnie wydziedziczył i do 30 trzymał w zamknięciu i izolacji przed chłopakami. Postanowiłam wyrzucić owy papierek przez okno. Śmietnik nie był bezpiecznym rozwiązaniem, bo jak moja mama albo co gorsza mój tata wynosząc śmieci zobaczyli, by ten kawalątek papieru było by ze mną tragicznie. Tak też zrobiłam. Wiem, że to nie mądre, bo zaśmiecam świat i tak dalej ale tu chodzi o resztę mojego życia. Robię to w słusznej sprawie.
Ok. 1 przyszli moi rodzice. Oczywiście tatuś zaczął mówić jak t było fajnie u jego przyjaciela:
-Wiesz Aniu. Żałuj, że nie poszłaś. Było naprawdę fajnie. Do tego Chris ma jeszcze syna w twoim wieku. Wysoki blondyn. W twoim typie. Spodobał by Ci się.
-Oj. Raczej nie. Nasza córeczka od pewnego czasu woli  brunetów.
-Wcale nie.  Ja zwracam uwagę na charakter i inteligencję.- powiedziałam odrywając się od mojej lektury.
-Naprawdę?-zapytała mnie mama.
-Tak.-odpowiedziałam.
-To może powiesz tacie z kim się teraz spotykasz?-zaśmiała się.
-Z nikim. Nie wiem o czym ty do mnie mówisz? –powiedziałam udając, że czytam dalej moją książkę.
-Z kim ona się spotyka?-zapytał się tata patrząc na mnie.
-Z nikim-odpowiedziałam patrząc na mamę błagalnym wzrokiem.
-Niech Ci będzie i tak się dowiem-powiedział tata wychodząc z mojego pokoju do łazienki.
-Masz szczęście.-powiedziała mama.
-Proszę nie mów mu. Wiesz przecież jakie on miał by nieprzyjemności w klubie.
-Niech Ci będzie ale nie myśl, że nie wiem, że on tu był. –powiedziała siadając na krzesło.
-Przecież był też tu Kazyiski i Elena.-powiedziałam patrząc na nią.
-Wiesz, że to się kiedyś wyda? Nie możesz go okłamywać w nieskończoność?-powiedziała moja matka.
Co się ona tak uczepiła tego, żeby ojcu o tym powiedzieć. Może niedługo powie mu, że mieszkam z Grześkiem. Uuu… Nie chciałabym być w skórze Grzesia.
-Ja wiem, że to się wyda i ja go wcale nie okłamuje. Ja po prostu nie chcę burzyć jego idealnego świata z super córką, która trzyma się od chłopaków daleko.
-Dobra. Niech Ci będzie.-powiedziała wychodząc z mojego pokoju.
-Tylko nic nie mów. Proszę.
-Ja trzymam język za zębami. Prędzej czy później ty będziesz mu musiała powiedzieć, o tym, że mieszkasz z Grześkiem  albo się spotykasz z Juantoreną. Znaczy już wie, że mieszkasz z Grześkiem tylko, że żyje w przekonaniu, że Grzesiek to gej.
-Co!? Zrobiłaś z Grześka geja?!
-Tak będzie lepiej. Inaczej musiałabyś mieszkać w internacie.-powiedziała mama.
-Kochana mamusia.-powiedziałam pod nosem i poszłam spać.
Wcześniej rano obudził mnie budzik. Wstałam popełzłam wolnym krokiem szurając stopami do łazienki. Tam wzięłam prysznic i się ogarnęłam. Ubrałam się i na moim wyświetlaczu pojawiła się wiadomość
„Czekam na Ciebie pod blokiem. ”
*
Mam do was jeszcze malutkie pytanko. Co wam się podoba w tym opowiadaniu co nie? Macie jakieś ciekawe pomysły? Jak tak to piszcie co wam na serduchu leży ;D 

niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 25


-Kiedy odbierzesz swoje bilety na Bruno Marsa ode mnie? - zapytał się mnie.
-Nie wiem. Możesz je dać tej swojej nowej dziewczynie  czy komukolwiek ja już ich nie chcę.
-Kiedy wracasz?!- zapytał się mnie.
-Przed nowym rokiem. Jeszcze coś?-zapytałam.
-Musimy pogadać.-powiedział pewny siebie.
-Nic nie musimy Bartek. Ja ewentualnie mogę z tobą porozmawiać ale na razie nie mam ochoty tego z tobą uczynić zresztą ja uważam, że nie mam o czym z tobą gadać. Na razie Bartuś- powiedziałam wściekła i rozłączyłam się.
Następnie wpełzłam do kuchni i  zrobiłam sobie płatki Lion. Pół przytomna siedziałam przy stole  gdy nagle mój kochany ojciec wpadł z Kazyiskim i Juantoreną po czym rzucili się na mnie, a ja byłam tak zmęczona, że nie mogłam utrzymać łyżki w ręku gdy Ci tubylcy się do mnie tulili. Na szczęście uratowała mnie moja matka, która powiedziała do mnie :
-Anka masz 15 minut, żeby się ogarnąć, bo jedziemy do galerii.
Ja tylko wstałam z krzesła, oderwałam się od siatkarzy i poszłam do łazienki. Umyłam zęby, uczesałam włosy itd. Po czym razem z mamą pojechałyśmy do galerii. 6 godzin spędziłam pełznąć po galerii w dodatku do mieszkania wróciłam cała obładowana jak Rumun. Musiałam zrobić dwie rundki żeby zgarnąć wszystkie swoje rzeczy z samochodu.  Potem jeszcze oczywiście byłam głodna. Mama zrobiła spaghetti. Dobra z niej dziewoja jednak. Tak  się o mnie troszczy. Więc z całą michą spaghetti poszłam do siebie i odpaliłam mojego cudownego laptopa po czym zaczęłam grać w .... tak zaczęłam grać w simsy. Jestem boska <3
Nagle doszedł do mnie sms "Idziesz ze mną, Eleną i Kazyiskim do klubu? "
Odpisałam tylko Kubańczykowi "Zależy czy na serio mamy iść do tego klubu czy znów mnie okłamiesz i porwiesz do siebie."
"Zawsze będziesz mi to przypominać "
"Nieeee....To było słodkie ;3"
"To co się mnie czepiasz? Będziemy po Ciebie za 10 minut. Ogarnij się. "
"Ale ja muszę jeszcze simsy wyłączyć. "
"Grasz w Simsy?! Boże! Z kim ja jestem?!"
"Nie marudź."
Wyłączyłam mojego kochanego laptopa i wygrzebałam w mojej szafie jakieś rzeczy do ubrania. Po paru minutach chłopacy i Elena byli pod moimi drzwiami. Ja jeszcze poszłam nałożyć nieco pudru na  mordkę po czym nałożyłam błyszczyk na usta, a iż mam ciemną oprawę  oczu nie musiałam nic robić z rzęsami i brwiami.
Po jakiś kolejnych 10 minutach mojego biegania po mieszkaniu i lokalizowaniu mojej komórki wyszliśmy do klubu. Przetańczyłam z Matejem i Juantoreną całą noc. Znaczy znaczną część, bo potem to mi się chyba film urwał. Obudziły mnie promienie słońca.
-Kurna!!!! Jest grudzień do jasnej cholery! Słońce spierdalaj ja chce śnieg.- rzuciłam poduszką w okno, a potem podniosłam głowę. To był wielki błąd. Myślałam, że nie wytrzymam. Gdy już ból minął rozejrzałam się po pokoju. Nie było to mieszkanie mojego ojca ani Juantoreny. Więc gdzie ja do cholery byłam? Na odpowiedź nie musiałam czekać długo. Na niebieskiej ścianie było zdjęcie Mateja i Eleny. Czyli znajdujemy się w mieszkaniu Kazyiskiego. Dopiero po chwili dostrzegłam śpiącego obok mnie Osmanego. Poszłam do kuchni i okradłam Mateja z jednej tabletki aspiryny po czym ogarnęłam się obudziłam Juantorene i wróciłam do domu. Cały dzień zleciał na tym, że pomagałam mamie sprzątać i gotować na święta. Byłam styrana jak dziki wół. Wieczorem wzięłam tylko relaksacyjną kąpiel, posłuchałam muzyki i zadzwoniłam na Skype do Gregora:
-Sieeeemano- powiedział odbierając połączenie na Skype Grześ.
-Witaj.-odpowiedziałam.
-Co u Ciebie? - zapytał mnie.
-Lajt. Wczoraj byłam na takiej imprezie, że dzisiaj rano jak się obudziłam to rozkminiałam gdzie jestem.
-To nieźle się ty bawisz w tych Włoszech. Tak wgl to Ciebie mi tam zdemoralizują.- zaczął panikować Gregor.
-Moja mama powiada, iż zdemoralizowanego zdemoralizować nie można, a to mądra kobieta więc się jej słuchaj - zaśmiałam się.
-No jak tam Ci się układa z Osmanym?
-W porządeczku. A ty jak z Martyną żyjesz?
-Nooo.... Nijak. Zerwaliśmy. Nie zauważyłaś, że to była jędza?
-Nieeee....Wcale- powiedziałam zła w stronę Grześka.
-Wiem, że powinienem Cię posłuchać, że to debilka i suka i ona spotyka się ze mną tylko dla tego, że jestem rozpoznawalny itd. Ale ja ją kochałem.-powiedział  Gregor.
-Oj....Nie martw się. Damy sobie razem radę, za 3 dni będę już w Gdańsku.- powiedziałam uśmiechając się.
-To git. -odpowiedział
Nagle dobiegło mnie wołanie z kuchni:
-Aniaaa! Jedziesz ze mną na trening? Będziesz mi dzisiaj potrzebna.!- krzyknął ojciec ze swojego gabinetu.
-Widzisz. Jak każdy ma problem to do Ani, a tak to każdy ma mnie w dupie.-powiedziałam.
-Nie prawda ja Cię nie mam w dupie.-powiedział Grześ.
-Jesteś jednym z nielicznych-odpowiedziałam-Dobra ja kończę. Zadzwonię dziś na komórkę do Ciebie wieczorem.Ok?-zapytałam się go.
-Spoko.-odpowiedział Gregor i się rozłączył.
Wyszłam z kuchni. Mama gotowała z racji tego, że już jutro wigilia.Ja tylko się ogarnęłam i razem z tatą pojechałam na halę. Jak się okazało dzisiaj mój tata robił badania siatkarzom.
Pierwszy  był Kazyiski. Siedziałam przy biurku i robiłam jakieś wykresy, kreski i jakieś ptaszki  itd.
Nagle ojciec powiedział :
-93 kg.
-Ale z Ciebie grubas Matej.- parsknęłam
-To same mięśnie.
-Taaa...Mięśnie, mięśnie. Piwne chyba.- znów zaczęłam się śmiać
Następni było kilka  osób, a potem Juantoarena :
-73 kg.- podał wagę Osmanego mój ojciec.
- Zabiję się.-powiedziałam patrząc na Osmanego.
- Co Ci?-zainteresował się tata.
-Jaki on wychudzony!!! No!!! Też tak chce.
-Chcesz mieć ponad dwa metry i ważyć 73 kg?- zapytał Juantorena.
-Nieee... Chcę mieć taki przelicznik BMI jak ty.
-Co chcesz mieć takie jak ja?- zapytał mnie.
- Żyje wśród debili!- zawyłam.
Następny był Łukasz Żygadło.
-Dzień Dobry.-powiedział po włosku w moją stronę -Masz nową asystentkę?-powiedział już po polsku do mojego ojca.
-Nieee... To moja córka. Przecież nie raz przychodziła po klucze do mnie do domu, a że dziś potrzebowałem asystentki to ją zgarnąłem. - uśmiechnął się mój ojciec.
-Miło mi, Łukasz.-powiedział.
-Cześć. Ania-powiedziałam spoglądając mu w oczy.
-O kurde! Anka! Nie poznałem Cię! Ale ty się zmieniłaś od wakacji!-powiedział rozgrywający.
-A ja Cię poznałam. - powiedziałam bawiąc się długopisem po czym przewróciłam oczami i odwróciłam się w stronę biurka. 
Ojciec zrobił kontrolne badania Łukaszowi, a ja tylko powiedziałam pod nosem "Kolejny wychudzony." Te badania były okropne! Serio robiłam jakieś wykresy koło 12 wypełzłam z hali i udałam się do domu po czym sprzątałam całe mieszkanie i gotowałam z mamą.  Potem koło 10 poszłam do łóżka spać. Wstałam rano, prysznic mama wysłała mnie jeszcze po brakujące składniki, bo dzisiaj wigilia. Wracając z sklepu rozdzwonił się mój telefon.
-Halo?-zapytałam.
-Siema. Bejbs. O której się dziś zobaczymy?- zapytał mnie siatkarz.
-Nie wiem. Matce muszę pomóc wiesz rodzinna kolacyjka i tak dalej. Potem mogę się spotkać z tb.-odpowiedziałam.
-Okeeey. Ale gdzie, bo wiesz do mnie się zjechała rodzina. Matka, ojciec, siostra, wujek, ciotka.
-Dużo was.- zaśmiałam się.
-To nie o to chodzi dobrze wiesz.
-Wieeem. Wstydzisz się mnie- powiedziałam z udawanym smutkiem w głosie.
-Nie prawda po prostu. Nie chcę rodzinie znów robić nadziei, że wezmę niedługo ślub. W sumie to są jeszcze trochę za ten mój niedoszły ślub....-powiedział Juantorena, a ja mu przerwałam:
-Rozumiem. Nie musisz się tłumaczyć. To gdzie się spotkamy?
-Pamiętasz tą dobrą kawiarnie obok hali?
-No. Pamiętam, To o której?
-18?-zapytał się mnie Osmany.
-Spoko. To do zobaczenia.-rozłączyłam się.
Potem już bez żadnych przeszkód ruszyłam do domu. Dałam mamie resztę zakupów.Moje rozmyślania przerwał telefon. Dzwoniła siostra mojej matki. Czyli w skrócie moja chrzestna trochę potem pogadałam z dziadkiem. Następnie miałam pół godziny przerwy i zadzwonił mój kuzyn Dawid:
-Joł.-powiedział chłopak.
-Siemasz.
-Słyszałem, że w tym roku spędzasz święta we Włoszech. Co Cię tam ciągnie? Wybrałabyś się w końcu może do nas do Krakowa?
-Może.-zaśmiałam się.
-Nie no nie rób sobie jaj. Nie widziałem Cię w Krakowie z 2 lata. Przyjedź.
-Spoko. Tylko czas muszę sobie rozplanować. Może wpadnę w ferie ale nic nie obiecuje, bo to może różnie może  być.
-Ok. Jak coś to sam po Ciebie przyjadę i postawie Cię przed faktem dokonanym. No dobra tak miło nam się tu gawędzi. Wgl słyszałem, że jesteś byłą dupą Kurka.-powiedział Dawid.
-Zawiła historia.-odpowiedziałam wymijająco.
-No to o czym to ja ? A właśnie, właśnie! Miałem Ci życzenia złożyć.  Talentu, miłości, zdrowia, zajebistych chłopaków, fajnych prezentów, przystojnego mikołaja i co ty jeszcze chcesz?
-Nic mordko. Tyle mi wystarczy.
-No to by było na tyle. -zaśmiał się Dawid.
-To teraz ja Ci złoże życzenia. Fajnych dup z akademika, zajebistych prezentów wiesz, żeby laski się do Ciebie kleiły, a miłości to Ci nie życzę, bo tyle ładnych dup na świecie jest, że nie pozwolę Ci się z jedną marnować.- zaśmiałam się.
-Awwww....Kochana jesteś. Dobra jak to się mówi u was we Włoszech "Ciao Bella"
-Ciao Bejbe- zarechotałam po czym się rozłączyłam.
Następnie pomogłam mamie przyszykować stół, ułożyłam talerze i sztućce po czym podzieliliśmy się opłatkiem i  usiedliśmy jedząc "Wigilijną Kolacje."  Koło 17.30 spakowałam do ozdobnej torebki prezent dla Osmanego, a do swojej torby włożyłam 2 czerwone czapki mikołaja i jeszcze lustrzankę (Wiecie muszę czymś zastąpić zdjęcia Kurka nad moim łóżkiem) Po czym wypełzłam z domu w kierunku ulubionej kawiarni Osmanego. Wpadłam do środka, bo na dworze było okropnie zimno.
Od razu zobaczyłam siatkarza czekającego na mnie przy stoliku. Podpełzłam wolnym krokiem i powiedziałam zmarznięta:
-Cześć.-nachyliłam się nad Juantoreną i dałam mu całusa w usta.
-Hej. Zamówiłem dla Ciebie gorącą czekoladę może być?-zapytał mnie.
-Jasne. Dzięki-odpowiedziałam i znów dałam Kubańczykowi całusa w usta po czym zdjęłam kurtkę, szalik i dosiadłam się do stolika Kubańczyka.
-Zróbmy sobie zdjęcia.-powiedziałam patrząc na Kubańczyka.
-Co?- zapytał mnie siatkarz patrząc na mnie z minką "wtf?!".
-No zdjęcia. Patrz. Mam czapki mikołaja. Dla siebie i ciebie i zrobimy sobie sweet focie z rąsi. -powiedziałam zakładając na jego głowę czapkę mikołaja.
-Jesteś niemożliwa - uśmiechnął się.
-Awww. Dobrze, poczekaj, wytrzymaj w takiej pozie-powiedziałam cykając mu lustrzanką zdjęcie.
Potem się rozkręciliśmy. Robiliśmy sobie nawzajem zdjęcia albo Osmany robił nam razem sweet focie z rąsi. Popijając nie raz gorącą czekoladą. Śmialiśmy się i gadaliśmy w końcu zeszliśmy na temat mojego wyjazdu:
-Wiesz, że już pojutrze wyjeżdżam?- zapytałam się siatkarza.
- Nie przypominaj, proszę.-powiedział patrząc na mnie błagalnie przyjmujący.
-Taka prawda. Przykro mi. -powiedziałam patrząc w jego oczy.
-Tak mi też.- odpowiedział odgarniając moją grzywkę z twarzy. -Kocham Cię - pocałował mnie.
-Ja Ciebie też.-odpowiedziałam.
-Wiem-odpowiedział pewnie.- To co czas na prezenty? -zapytał mnie na co ja tylko pokiwałam głową na "tak" i wyjęłam z mojej torby prezent Osmanego, który potem położyłam na stół, a Osmany podał moją torbę mi do rąk.
Otworzyłam swoją torbę, a tam złota bransoletka z Apart'u z czterema złotymi charmsami w kształcie: podkowy, czterolistnej koniczyny, literki "A" przyozdobionej z jednej strony diamencikami oraz złote serduszko.
-Dziękuje. - pocałowałam go w usta.
-Nie ma za co.-powiedział i otworzył swój prezent, a na jego twarzy zaczął pojawiać się wielki uśmiech.
Kubańczyk dostał ode mnie złoty breloczek z grawerem, butelkę swojego ulubionego rumu, perfumy i 3 bilety na koncert jego ulubionego zespołu.
-Dziękuje również. Jak zdobyłaś te bilety? - zapytał mnie.
-Ma się te sposoby- powiedziałam dałam mu całusa i zaczęłam się śmiać.
Juantorena zapiął mi bransoletkę na dłoni. W sumie to prezentowała się zajebiście z pozostałymi dwiema.
Umówiłyśmy się, że jutro wyciągniemy Kazyjskiego i Elene na spacer. Wiecie chce mieć też zdjęcie z nimi i nie będziemy przecież ciągle z Osmanym robić sobie "Sweet focie z rąsi."Więc będą też naszymi fotografami no i chyba też to będzie moje pożegnanie z nimi,bo nie zobaczymy się przez dłuższy czas. Po czym Osmany musiał wracać do domu, bo mama się do niego dobijała. Oczywiście uparł się, żeby mnie podwieźć, bo dzisiaj było wyjątkowo zimno i w sumie to chwała mu za to, bo bym zamarzła w drodze powrotnej gdyby nie on.
*
Po pierwsze dziękuje za tak liczne komentarze i ponad 12 tyś wejść. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Przepraszam, że mogą pojawić się w nim błędy ale strasznie się śpieszę i nie mam nawet czasu porządnie ich sprawdzić. Obiecuje, że po moim powrocie do domu zrobię z tym porządek.;D Mam nadzieję, że będzie tyle komentarzy pod tym rozdziałem co i pod poprzednim. Wasza Zoo Zoolka ;D 

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 24


-Tak, tak, tak pogadamy później. To ja lecę kocham Cię - powiedział lekceważąco
 Dał mi  całusa w policzek i wyszedł z mieszkania.
Ja tylko zamknęłam za nim drzwi i poszłam pod prysznic potem założyłam rurki i bluzę po czym moim twórczym zajęciem było oglądanie hiszpańskiej , argentyńskiej czy tam portugalskiej telenoweli pod tytułem "Otchłań namiętności." Tak mnie ten serial wciągnął, że nie zwracałam uwagi na dzwoniący telefon tylko oglądałam dalej. W końcu ktoś dobijał się do drzwi. Ruszyłam się sprzed telewizora i ujrzałam za wizjerem Osmanego. Otworzyłam drzwi mówiąc :
-Zabije Cię.
-Za co?
-Za chęć do życia.-powiedziałam- Jak ty śmiesz przerywać moją telenowele. CO? JA SIĘ CIEBIE PYTAM JAKIM PRAWEM NIE POZWALASZ MI SIĘ DOWIEDZIEĆ CZY DON PEDRO ZERWIE Z ELISĄ I ZACZNIE BYĆ Z VIOLETTĄ A POTEM BĘDĄ RAZEM SZCZĘŚLIWI NA ZAWSZE ?-zapytałam się go, a praktycznie to wydarłam się w drzwiach.
-Przyzwyczaj się w życiu happy endów nie ma bambino.
-A my? My też nie będziemy mieli happy endu?- zapytałam go z żalem i zawiedzeniem w głosie patrząc na niego z nutką nadziei.
-My to co innego. My jesteśmy wyjęci poza nawias i nie z tego świata. -powiedział patrząc na mnie i uśmiechając się, a ja nie mogłam się powstrzymać i się do niego przytuliłam mówiąc:
-Chyba Cię jeszcze nie zabije. Nie teraz.- powiedziałam i musnęłam jego usta.
-Zbieraj się.
-Ale ja muszę dokończyć popatrzyłam w stronę plazmy wiszącej na ścianie.
-Przecież doskonale wiesz jak to się skończy główny bohater zerwie z wiedźmą z, którą obecnie chodzi i będzie z tą dobrą główną bohaterką szczęśliwy.
-Jesteś podły-powiedziałam zakładając kurtkę i wychodząc z nim z mieszkania.
Poszliśmy do samochodu Juantoreny po czym pojechaliśmy w stronę jego mieszkania.
-Przygotowałem coś.
-Jesteś kochany ale mnie wkurwiasz. Chcę spędzić z tobą czas na zwykłych rzeczach. Masz się uspokoić ok? Czasem po prostu chciałabym z tobą posiedzieć przed TV pogadać i tak dalej.-powiedziałam patrząc się na niego.
-Dobrzeeee......... ale zaczniemy od jutra. Przykro mi.-uśmiechnął się do mnie i pocałował.
-Jesteś niereformowalny. Osmany.-powiedziałam.
-Yhym...Yhym. -powiedział łapiąc mnie za rękę i idąc w stronę swojego mieszkania.
Kubańczyk zdjął moją kurtkę i ją odwiesił potem zajął się moją i wskazał mi na drzwi od salonu. Weszłam i ujrzałam popcorn , dużo poduszek i płyty na, których znajdowały się filmy.
-Wiesz. Jak tak leżeliśmy w łóżku i myślałaś, że mam Cię w dupie i Cię nie słucham to jednak słuchałem Cię i powiedziałaś, że chciałabyś bym był normalny, ogarnięty i robił z tobą w miarę normalne rzeczy tak jak każda para, a nie ciągle pytał co byś chciała dostać i Cię uszczęśliwiać, bo zrozumiałem, że nie tędy droga i masz racje ale widzisz. Problem jest taki iż ja już wcześniej Ci coś kupiłem u teraz muszę Ci to dać.- usiadł obok mnie na kanapie.
-Kontynuuj. Dzisiaj wyjątkowo dobrze bredzisz.-powiedziałam.
On tylko pokazał mi złotą bransoletkę z napisem "Osmany" ;
-Wiesz, że ja Cię kocham i jak już wyjedziesz do tej Polski to nie chcę, żebyś o mnie zapomniała. Obiecaj mi, że jak wyjedziesz do Polski to będziesz w niej codziennie chodzić.- powiedział z powagą Osmany
-Obiecuje.-powiedziałam i przytuliłam się do niego.
-Mogę Ci ją zapiąć?-zapytał mnie.
-Tak - odpowiedziałam.
Po chwili już bransoletka była przypięta na mojej dłoni.
Potem przytuliliśmy się do siebie i z miską popcornu. Wieczór mijał nam na gadaniu i śmianiu się.
Wstałam rano. Juantoreny nigdzie nie było. Poszłam do kuchni i ujrzałam tam karteczkę "Piccolo. Jestem na treningu. Od tej pory masz pełen dostęp do mojego mieszkania. Ten pakiet kluczy jest specjalnie dla Ciebie. Ti amo. Osmany"

Awww.... Jak miło dał mi klucze. Ej! On mi daje wszystko, a ja mu nie daje tak naprawdę nic. Wzięłam prysznic i zebrałam się do mieszkania cały czas o tym myśląc. Przebrałam się w  dłuższy sweter w paski, rurki oraz moje ulubione conversy za kostkę koloru granatowego. Po czym od razu ruszyłam w stronę Jubilera. Kupiłam dwie bransoletki. Na jednej z nich był czarny rzemyk ze złotą  kłódką, a na drugiej ze złotym  kluczem.  Gdy wychodziłam od jubilera wpadłam na drugi genialny pomysł. Wybrałam się do marketu w, którym kupiłam produkty potrzebne do przygotowania ulubionego dania Osmany'ego canoletti. Po czym udałam się z moim magicznym pękiem kluczy i otworzyłam sobie drzwi. Zajęłam się potem gotowaniem.
Akurat przed wejściem Osmanego do mieszkania skończyłam:
-Widzę, że już ktoś ze swoich kluczy korzysta.
-Nooo...Mam dla Ciebie niespodziankę.-powiedziałam dając mu całusa na przywitanie.
-Pachnie mi to canoletti.
-A i owszem. Mam coś jeszcze dla Ciebie ale to później. Teraz siadaj do stołu. -wskazałam ręką na nakryty stół a sama poszłam do kuchni po canoletti. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy i jedliśmy. W końcu postanowiłam przerwać Juantorenie:
- Że ciągle mnie czymś obdarowywałeś czułam się niezręcznie i, że miałam genialny plan to postanowiłam kupić nam... Znaczy jak nie chcesz to nie będziesz musiał tego nosić ale wieeesz....
-Aniu...Kontynuuj.
-Kupiłam nam bransoletki. Ja będę nosić kłódeczkę, a ty kluczyk.
-Słodkie -powiedział Osmany. - A czemu ja nie dostane kłódki tylko klucz?
-Bo ty jesteś kluczem do mojego serca, a ta kłódeczka to moje serducho.-wytłumaczyłam mu.
-Mądrze. Kocham Cię i oczywiście, że będą to nosić. Rozumiem, że to mój prezent na święta?
-Nie....Prezent na święta dostaje się z reguły no...mmm....no....nie wiem. W święta? -zapytałam śmiejąc się.
-Wiesz, że nie musiałaś?
-Ty też nie musiałeś. -powiedziałam całując go  usta.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też.- odpowiedziałam.
Chciałam jeszcze pozmywać ale no Osmany nie chciał, a że dzisiaj wieczorem miałam z rodzicami jechać na te całe zakupy świąteczne .To byłam zmuszona już od niego wyjść. Doszłam do domu ledwo co zdjęłam buty,  a znów byłam zmuszona wracać. Nie żeby coś ale ledwo zdjęłam buty , a już musiałam je wkładać. Pojechaliśmy do galerii. Oczywiście szlajałam się za rodzicami. Pisałam z Gregorem i przytakiwałam im:
-Z kim piszesz?-zapytała mnie moja mama.
-Z Grzesiem.-odpowiedziałam.
-Fajny z niego chłopak. A jak tam żyje Bartuś?- zapytała moja mama, a ja tylko parsknęłam śmiechem.
-W tej chwili nie wiem ale na 90% się puszcza z jakąś szmatą.-powiedziałam całkiem obojętnie.
-Nie jesteście już razem?-zapytała mama.
-Nie.-odpowiedziałam i cały czas byłam zaabsorbowana pisaniem sms'ów
-To dobrze, bo już myślałam, że zdradzasz Bartka z Osmanym - powiedziała moja matka, a ja zdębiałam.
-Skąd to wiesz....?-zapytałam się.
-Mogłam się domyśleć po tych waszych ciągłych spotkaniach, twoich nocowaniach poza domem, a dowodem ostatecznym były te dwie bransoletki.-pokazała na moją rękę na, której spoczywała jedna złota bransoletka z napisem Osmany oraz druga na czarnym rzemyku ze złotymi dodatkami i złotą kłódeczką. - zaśmiała się mama.
- Tata wie? - zapytałam jej.
Jeszcze nie ale jak nie będziecie dyskretniejsi to i on wkrótce się skapnie, a potem w zespole były by jakieś niepotrzebne spięcia.
-Spoko. Pogadam z Osmany'm. - powiedziałam.
Potem jeszcze każdy wybrał sobie prezent. W tym roku wybór padł na IPad'a. Oczywiście białego. Mama chciała coś od Jubilera wybrała sobie chyba bransoletkę Pandory, a tata perfumy Chanel Egoiste Platinum po czym wróciliśmy do domu. Ja tylko wzięłam prysznic i poszłam spać. Obudził mnie rano tata:
-Chcesz iść ze mną na trening Ania?
-Nie.....Daj mi spać. Nie ma opcji.-powiedziałam i włożyłam głowę pod poduszkę po czym ponownie usnęłam.  Obudziłam się ok. 11. Właściwie to zostałam obudzona przez dzwoniący telefon:
-Halo?-zapytałam zachrypnięta.
-Ania? Nic Ci nie jest? Co masz taki dziwny głos?- nagle przejął się Kurek.
-Śpię. Zadzwoń za 3 godziny.-powiedziałam.
-Poczekaj! To coś ważnego!
-Śpię! Zadzwoń za 3 godziny ! Buraku! -wykrzyczałam po czym pierdolnęłam telefon pod łóżko ale nie mogłam już zasnąć więc wzięłam zimny prysznic i się ubrałam. Usiadłam na fotelu w salonie i wybrałam numer Kurka:
-Co ode mnie chciałeś? - zapytałam się go oschle
*
Rozdział krótki ale jest. Specjalnie na życzenie Annie! Teraz mam do was dwie prośby. 1 to każdy kto czyta mojego bloga niech zostawi po sobie chociaż malutki komentarz, bo mam wrażenie, że już nikt mnie nie czyta i coraz poważniej zastanawiam się nad zawieszeniem bloga. 2 razem z moją kochaną Annie robimy wspólny projekt i bardzo bym was prosiła abyście tu zajrzały KLIK. Czekam na wasze komentarze następny rozdział przewiduję w niedziele.  Wasza Zoo Zoolka ;D