czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 74

Zanim przejdę do rozdziału pozwólcie mi schejtować pewnego anoniama i zjechać go od góry do dołu wzdłuż i wszerz.
Drogi anonimku, który napisałeś mi pod ostatnim rozdziałem "jesteś najbardziej niesłowną osobą jaką kiedykolwiek widziałam :/" Wiesz drogi anonimku jakoś niespecjalnie przejmuje się tymi słowami. Wręcz tacy ludzie jak ty mnie rozbawiają i sprawiają, że jestem jeszcze bardziej zdeterminowana i mam chęć takim osobom jak ty udowodnić głupotę jaką popełniają pisząc bzdury wyssane z palca.   Nie wiem czy masz znajomych i plany jak normalni ludzie na święta czy czekasz po prostu by zdissować osoby w internecie i wyżyć się emocjonalnie na nich za twoje życiowe niepowodzenia,  bo Cię nie znam i nie mam ochoty tego zrobić  ale ja  mam własne życie, plany, przyjaciół i rodzinę i mogę dodać ten rozdział nawet minute przed północą, a tobie nic do tego. Napisałam, że dodam go dnia 26 grudnia. Otóż dzień ten jeszcze trwa. I do godziny 00:00 nikt absolutnie nikt nie może mi zarzucić, że jestem osobą niesłowną i nie wypełniam terminów. Wejdź sobie chociażby na siatkówką pisane i zobacz jakie tam są obsuwy, a im nikt absolutnie nikt nie napisał,że są niesłowne. Chociaż posty nie pojawiały się przez dwa, trzy miesiące. Dopiero o godzinie 00;01 możesz mi napisać takie coś i wiesz wtedy ja Cię poprę i przeproszę, bo miałabyś rację. Ale w tej sytuacji popełniłaś debilizm, idiotyzm, głupotę etc. Ja nie mam ze sobą jakiś problemów i umiem się przyznać , że czegoś nie zrobiłam i zawiniłam ale dziewczyno jak ty mi o 16 piszesz takie komentarze to powodzenia. Pamiętaj, że mam czas do północy. Jeszcze raz pozwolę Cię tu zacytować i przedyskutować zdanie jakie do mnie napisałaś "jesteś najbardziej niesłowną osobą jaką kiedykolwiek widziałam :/"
Widzisz jak już Ci wcześniej napisałam nie możesz stwierdzić do tej jebanej godziny 00;00 że jestem niesłowna do tego nie możesz mi powiedzieć, że jestem najbardziej niestosowną osobą jaką kiedykolwiek widziałaś, bo raz zapewniam Cię, że są ludzie gorsi ode mnie i ja trzymam się terminów a dwa nie widziałaś mnie drogi anonimku więc nie możesz napisać,że mnie kiedykolwiek widziałaś. no chyba, że masz jakieś super zajebiaszcze moce i widzisz kto siedzi po drugiej stronie monitora. Mogłabym tak pisać i pisać ale widzisz o 18 jadę do przyjaciółki, bo mam własne życie i nie będę marnować czasu na roztrząsanie twojej  świątecznej głupoty. Jak nie chcesz to mnie nie czytaj i po problemie. Zresztą bardzo bym Cię prosiła,żebyś napisała mi co pchnęło Cię do tego by napisać taki komentarz na moim blogu, bo nie ogarniam Cię, serio. Także anonimku jak to mówi Kłos "Ju mejd maj dej. " Pośmiałam się trochę dzięki tobie przeanalizowałam twoją wypowiedź i napisałam co o tobie sądzę chociaż i tak bardzo starałam się ze względu na święta, by Cię nie pojechać, bo uwierz to nawet nie 20% moich możliwości. Także czekam na komentarz od Ciebie i życzę wesołych świąt.
Pozdrawiam twoja ZooZoolka.



MIAŁAM DODAĆ ROZDZIAŁ 5 MINUT PRZED PÓŁNOCĄ ALE NIE WIEM CZY WRÓCĘ O TEJ GODZINIE DO DOMU TAKŻE DODAJE TERAZ. CHOCIAŻ SZKODA, BO CHCIAŁAM, ŻEBY ANONIMEK SOBIE POCZEKAŁ.
A pamiętajcie mordki lubię krytykę ale uzasadnioną.
Wesołych ^^ Wam wszystkim

                                                                             *
-Daj spokój lampka wina dla dobrego nastroju. Zanim stąd wyjedziemy będzie pewnie około 19. Więc taka lampeczka to zdąży z nas dwukrotnie wyparować, a za to będzie milej. Atmosfera od razu będzie inna.
-Człowieku co ty ze mną robisz.-westchnęłam biorąc kieliszek w dłoń.
-To co. Za miłe popołudnie we dwoje?-zapytał się i stuknął w mój kieliszek swoim siadając na krześle. Po skończonym posiłku przenieśliśmy się do salonu. Valerio włączył cicho płytę Bruno Marsa i usiedliśmy na kanapie z kieliszkami w dłoni. Wokół było mnóstwo świec, które tworzyły razem bosko pachnącą woń. Gdy Valerio chciał polać nam już po 3 lampce zakryłam swój kieliszek:
-Ja już nie piję. Wiesz,że mielibyśmy ogromne kłopoty gdyby policja nas złapała pijanych?
-Nic się nie stanie.
-Ja już nie piję.Tobie też bym proponowała. Alekno się wścieknie.
-Nie gadajmy teraz o nim. Przecież mieliśmy spędzić dzień we dwoje nie myśląc o tych irytujących ludziach. Tylko ja i ty.-popatrzył się w moje oczy i musnął moje wargi. Robił to coraz zachłanniej,a ja oddawałam każdy jego pocałunek. Nasze języki toczyły ze sobą niezły bój, a ręce Vermiglio jeździły po moich udach i biodrach. W końcu usiadłam na niego okrakiem,a on zdjął mi koszulkę i rzucił ją gdzieś w kąt. Gdy chciałam uczynić to samo z jego powiedział:
-Nie tak szybko.-po czym przeniósł mnie na rękach po krętych schodach do wielkiej sypialni. Na łóżku leżały płatki róż,a w okół łóżka było mnóstwo świeczek. Valerio delikatnie położył mnie na łóżku po czym powiedział z tym szatańskim błyskiem w oku:
-Teraz zrobię tak,że będziesz chciała tylko więcej.
-Zaskocz mnie.-powiedziałam i wbiłam się w jego usta.
Rozgrywający zabrał się za zdejmowanie moich spodni. Potem zabrał się za obcałowywanie mojego brzucha i wspinał się na górę. Gdy dotarł do szyi zebrał moje włosy na jedną stronę i wpił się w moją szyję. Zasysając i gryząc na nich skórę:
-Valerio będę mieć malinkę.
-Zasłonisz włosami.-powiedział i tym razem zabrał się za rozpinanie mojego stanika. Ja pomogłam mu zdjąć jego bluzkę i spodnie. Gdy byłam już w samych majtkach Valerio znów wrócił w górne partię mojego ciała. Zaczął obcałowywać i gryźć moje ramiona po czym znów wrócił do ust. Które zaczął całować i gryźć. Swoim językiem zaczął schodzić na dół całując moje piersi i brzuch. Gdy dotarł do majtek zdjął mi je i rozchylił lekko moje uda. Zaczął delikatnie pieścić moją łechtaczkę. Po czym znów wrócił do piersi przygryzając moje sutki.
-Valerio.-jęknęłam.
On dalej sobie nic ze mnie nie robił tylko obcałowywał wewnętrzną stronę moich ust.
-Proszę Cię, bo zaraz dojdę.-znów jęknęłam.
Ten zdjął swoje bokserki i wszedł we mnie wolno kołysząc biodrami, po czym robił to coraz szybciej. Ja tylko wbiłam się mocno paznokciami w jego plecy. Po wszystkim opadliśmy na łóżko. Chwilę normowaliśmy swoje oddechy:
-Jak doznania?-zapytał się jeszcze ciężko oddychając.
-Jestem cała pogryziona. bolą mnie usta, jestem wykończona. To co robimy jest niemoralne i gdyby wyszedł Ci pierwszy numerek mógłbyś być moim ojcem ale.......To był najlepszy seks w moim życiu. Tylko nie myśl sobie, że jesteś taki dobry. Po prostu miałam mało łóżkowych doznań.
-Hahhahhaha. Nie ma to jak kobiet która po seksie sprowadza mężczyznę na Ziemię. Nie martw się przy mnie twoje doznania się zmienią.
-W to nie wątpię. Nie wiem tylko jak się w szkolę albo rodzicom pokaże.
-Nie będzie tak źle.-powiedział i położył rękę na moim brzuchu.
Odwróciłam się w jego stronę i zapytałam:
-Która godzina?
-Szczęśliwi czasu nie liczą.
-O 19 muszę być w domu.
-Ja też muszę być o 19.30 na kolacji, bo mnie Alekno zabiję.
-Jak mu wytłumaczyłeś te zniknięcie?
-Powiedziałem mu, że muszę załatwić pewne sprawy rodzinne niecierpiące zwłoki i że wrócę najszybciej jak się da, a on na to. Masz być na kolacji z powrotem.
-Miły gość.
-Miły ale surowy.
-Idę pod prysznic.
-Jest tylko wanna.-szepnął mi do ucha.
-To chodźmy razem.
-Mówiłem już, że lubię tak cholernie twoją bezpośredniość. -powiedział i przygryzł płatek mojego ucha po czym udał się ze mną do łazienki. Po wypoczynku w wielkiej wannie w łazience oświetlonej mnóstwem świeczek. Pełnej całusów i wzajemnych ocierań się o siebie wyszliśmy z wanny. Doprowadziliśmy się do porządku po czym uczesałam włosy i z psiukałam się perfumami.
-Widzę, że dobrze się przygotowałaś.-zaśmiał się widząc jak wylewam na siebie perfumy i związuje włosy w kok, a potem przeglądam się swojej malince i pudruje ją by nie było jej widać.
-Podrzucisz mnie do szpitala?-zapytałam się.
-Do Osmanego?
-A do kogo?-zapytałam się.
-Po co ciągle do niego jeździsz. Przecież mówiłaś, że zrobił Ci krzywdę.
-Nic takiego Ci nie powiedziałam.
-Ale to widać. Po co zaprzątasz sobie nim główkę?-zapytał całując mnie w szyję.
-Bo to mój przyjaciel, rzuciła go dziewczyna, miał wypadek. Martwię się o niego.
-Dramatyzujesz. Obchodzisz się z nim jak z jajkiem.
-Bo w tej chwili to on jest takim jajkiem. Jakby jeszcze coś przykrego na niego spadło mógłby sobie z tym nie poradzić. Martwię się o niego.
-Ty go po prostu kochasz.-powiedział pełen przekonania Valerio.
-Wcale go nie kocham.-powiedziałam zbierając swoje rzeczy i nie odzywając się do niego ani słowem.
-Czyli co? Teraz foch?-ja tylko na niego popatrzyłam nie odzywając się.
Po 10 minutach w, których spędziliśmy na zgaszaniu wszystkich świeczek i ogarnianiu domu.
Nagle moją drogę zatarasował Vermiglio:
-Chcesz zepsuć taki fajny dzień nieodzywaniem się do mnie? Okey. Wiem zrobiłem źle. Bardzo źle. Nie wiem jak to między wami jest ale Ci ufam i jak mówisz, że go nie kochasz to na pewno go nie kochasz.Mój błąd. Nie psujmy sobie tego dnia.-powiedział i uśmiechnął się, a ja tylko się do niego przytuliłam.
Potem wróciłam z Valerio do Trydentu. Stanęliśmy przed szpitalem:
-To co ja idę do Osmanego,a ty?
-Oddaję samochód do wypożyczalni. A potem lecę na kolację.
-No to smacznego.-uśmiechnęłam się.
-Jeszcze nie mam do czego.Ale dzięki tak na zapas.
-No spoczko. To cześć.Dzięki i do zobaczenia-powiedziałam i zamknęłam drzwi.
Po czym odwróciłam się na pięcie i skierowałam w kierunku szpitala.
Weszłam do sali Osmanego gdzie aktualnie nie było nikogo. Szkoda. Nie mam teraz nastroju zostawać z nim sam na sam. Miałam zaraz wrażenie, że wszystko się wyda, a ja go jeszcze bardziej załamie.
-Cześć Osmany.-powiedziałam.
-Hej. Myślałem,że już nie przyjdziesz.
-Skąd taki pomysł?
-No bo już wieczór Ciebie nie ma. Minęłaś się właśnie z moimi rodzicami.
-Szkoda. Przepraszam ale miałam zajęcia dodatkowe.
-Na pewno? Wyglądasz tak inaczej. Nie wiem jak to określić.
-Przesadzasz po prostu przygotowania do matury są męczące. Jeszcze nawet w domu nie byłam.
-Przecież nic by się nie stało jakbyś nie przyszła.
-Oj...Jak już obiecałam to słowa dotrzymuję.
-Ale zrozumiałbym, że masz nawał pracy.
-Wiem. Ale chciałam przyjść.-powiedziałam i się uśmiechnęłam.
-Cieszę się. Wiesz zaraz powinien się tu pojawić twój tata.
-O fajnie. Zabiorę się przynajmniej z nim do domu, bo nie chcę mi się iść.
-Mi też by się nie chciało jakbym od ran harował w szkole.
-Tak...Harowałam.-powiedziałam i się uśmiechnęłam.
Będę smażyć się w piekle. Będę mieć przesrane jak kto się o tym dowie.Co ja najlepszego wyprawiam?! Gdy już tata przyjechał do Osmanego pomógł mu w takich męskich łazienkowych sprawach potem trochę pogadaliśmy we 3 i zebrałam się z ojcem do domu. W samochodzie oczywiście zaczęło się maglowanie. Co tak późno wracam do domu? Jakie miałam powody itd. Oczywiście odpowiadałam dość zawile. I chyba tylko dzięki temu udało mi się jakoś przetrwać. Po powrocie do domu zjadłam kanapki, wypiłam herbatkę i wzięłam się do nauki.
*
Przepraszam was Miśki, że taki krótki ale teraz będą raczej tej długości ale częściej ^^
Liczę na komy ^^

niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 73


-Nie. Raczej nie. Chyba nie po tym wszystkim. Za 5 lat. Skończę studia. Będę cieszyć się życiem. Nie przejmować się ludźmi.Będę szczęśliwa.-powiedziałam ściskając go jeszcze bardziej.
-A ja Ci mówię, że będziesz moją ładną żoną.
-Zobaczymy za 5 lat.-uśmiechnęłam się pokrzepiająco do niego.
Gadaliśmy cały wieczór jak dawniej. Chyba na nowo odnalazłam z przyjmującym wspólny język.
Nawet nie wiadomo kiedy zasnęliśmy. Co prawda nie było nam zbyt wygodnie, bo szpitalne łóżko choć miękkie i wygodne to ciasne jak cholera. Znaczy może gdyby na miejscu Osmanego leżał ktoś słabiej zbudowany można byłoby się wyspać ale, że Osmany jest jaki jest to nie było kolorowo.
Obudziłam się po przez jakieś błyśnięcie. Przetarłam oczy i podniosłam głowę:
-Elena? Co ty robisz tym telefonem?
-Zdjęcie robiłam. Na fejsa wstawię tak ładnie wyglądacie razem jak śpicie.-powiedziała.
-O co chodzi?-zapytał zaspany i półprzytomny przyjmujący.
-Elena wstawi zdjęcie na fejsa.-powiedziałam wstając z łóżka.-Dobra skoro Elena już przyszła to ja pójdę się przebrać i umyć pewnie za chwilę przyjedzie mój ojciec do Ciebie i zrobi Ci jakieś śniadanko. Ja wpadnę z jakimś obiadem,a wieczorem pewnie też wpadnę na chwilę razem z tatą.
Tylko nie proś mnie, żebym została z tobą znów na noc. Dziś nie mogę jutro mam szkołę
-Spokojnie.Chociaż wiesz.....
-Przecież oboje wiemy, że i tobie i mnie było nie wygodnie.
-Ale za to czułem się bezpieczniej.
-Bezpieczniej?-zaśmiałam się.- To raczej ja z tobą powinnam czuć się bezpieczniej. Dobra lecę. Wy sobie pogadajcie.-pocałowałam Osmanego w policzek.
Potem podeszłam do Eleny i też ją cmoknęłam w policzek mówiąc do ucha:
-Pamiętaj, że ta wczorajsza rozmowa ma zostać między nami.
-Dobrze.-powiedziała.
-Jak coś to poproś pielęgniarkę, żeby do mnie zadzwoniła jakbyś czegoś chciał to przyjadę i w miarę możliwości postaram się spełnić twoją zachciankę.
-Dobrze.-powiedział i lekko się uśmiechnął, a ja wyszłam z sali.
Poszłam do domu. Przywitałam się z rodzicami. Wytłumaczyłam im dlaczego nie wróciłam do domu na noc i poszłam pod prysznic. Właściwie to z tatą się minęłam w drzwiach łazienki, bo ten spieszył się do naszego połamańca.  Gdy już byłam w za dużej meczowej koszulce Osmanego, którą kiedyś z okazji meczu z Maceratą od niego dostałam i położyłam się spać, bo byłam zmęczona. O 13 obudziła mnie mama:
-Pojedziesz do Osmanego zawieźć mu obiad i go nakarmić?
-Jasne.-powiedziałam leniwie się podnosząc i przecierając oczy.
-Ania.Tylko rusz się, bo mu wystygnie.
-Dobrze.-odpowiedziałam i szybko się ubrałam.
Po około 30 minutach znów byłam w szpitalu z jedzonkiem. U Osmanego siedziała jakaś starsza pani i pan. Cholernie podobni do niego.
-Dzień Dobry.-powiedziałam i weszłam do sali.
-O teraz się poznacie. Mamo, tato to jest Ania córka naszego fizjoterapeuty i moja przyjaciółka. Aniu to są moi rodzice.
-Miło mi, Ania Kubacka.-podeszłam i się z nimi przywitałam uściśnięciem dłoni.-Przyniosłam Osmanemu obiad.
-Wiesz dziś sama ugotowałam Osmanemu obiad akurat skończyłam go karmić, a zapierał się że nie zje rękoma i nogami, bo zaraz przyjdzie jego Ania i będzie jej przykro.-uśmiechnęła się.
-Wcale tak nie było.-naburmuszył się Osmany.
-Już nie kłam.-powiedziałam uśmiechając się do niego.
-Osmany przedstawiał Cię trochę inaczej.-powiedziała mama przyjmującego.
-Niech zgadnę pewnie powiedział jeden ze swoich błyskotliwych tekstów typu "Jak Ania się rodziła diabeł powiedział. No nie konkurencja."-powiedziałam lekko się śmiejąc.
-Nie tym razem.-zastrzegł  się Osmany,a senior śmiał się z mojego tekstu.
-Tym razem mój syn przedstawił Cię jako jedyną kobietę w całej Italii jaka o niego dba.
-I choćby zrobił Ci niesamowitą krzywdę to ty puszczasz jego słowa koło uszu i chociaż czasem się do siebie nie odzywacie, bo się kłócicie to i tak jak Cię tylko potrzebuję to przy nim jesteś.- teraz odezwał się tata Kubańczyka.
-Miło mi. Kto, by pomyślał, że usłyszę jak Osmany mnie u kogoś chwali.-powiedziałam z uśmiechem na twarzy.-Dobrze ale jak już połamaniec coś zjadł i jestem mu niepotrzebna to nie będę psuć tej rodzinnej atmosfery i już pójdę.
-Wcale nic nie psujesz. Możesz zostać.-powiedziała seniorka.
-Nie widzieli się państwo tak dawno z synem. Nie będę przeszkadzać. Do zobaczenia.-podałam im rękę na pożegnanie i już miałam wychodzić.
Gdy usłyszałam,że Osmany chrząknął i powiedział:
-A ja?
-Dobrze już.-powiedziałam i dałam całusa w policzek.-Do jutra.
-Zapomniałabyś o mnie.
-Wcale nie.
-Dobrze z resztą nie ważne. Do widzenia.
-Jak nie ważne?-usłyszałam pytanie, które padło z ust Kubańczyka ale zostawiłam to bez żadnego odzewu i wyszłam.
Wróciłam do domu i jak to ja od razu komputer. Weszłam na Facebooka i pisałam z Aśką i Wroną.
Oczywiście wyszło na to, że ja jak ta ostatnia niedoinformowana ciota dowiaduję się o wszystkim ostatnia. Ponieważ Paweł i Aśka zerwali. Oczywiście Asia była lekko przybita no i wiadomo ale stwierdziła, że jest jeszcze młoda kogoś sobie znajdzie nie ma się co przejmować. Jezu. Jak ja bym chciała mieć takie wykurwiste podejście do życia jak Aśka. Nic tylko wyjebane na wszystko i jest świetnie. Też tak chcę. U Wrony nie było szału. Niby wszystko ok ale nie miał nikogo. Widać, że był samotny. Rozumiałam go. Po prostu nieraz człowiek chciał mieć takie dni w, których to po prostu poprzytula się z kimś i komuś się wygada. Żal mi go. Czemu taki wspaniały mężczyzna nie ma dziewczyny? A tyle dziewczyn marnuję się z jakimiś typami z pod ciemnej gwiazdy. Nie rozumiem tego.
Potem tylko chwilę zobaczyłam co jutro czeka mnie w szkolę, spakowałam się, poszłam wziąć prysznic i poszłam spać. Przed snem dostałam mnóstwo SMS-ów od rozrywającego
"O której jutro kończysz?"
"A co chcesz?"
"Tak się pytam."
"Po pięciu."
"Dokładną godzinę podaj."
"Ale po co?"
"Nie pytaj się po co. Tylko podaj tą godzinę dowiesz się później."
"12.35."
"Będę czekać na Ciebie pod szkołą."
"Po co??"
"Tak. Po prostu. Chcę spędzić z tobą czas."
"A czasem nasz pseudo związek to nie miał być tylko seks?"
"To jest czysty seks. Ja po prostu chcę spędzić z tobą trochę czasu sam na sam jutro. W pewnym fajnym miejscu."
"A czy ja tego chcesz?"
"Zgodziłaś się na ten układ. Zresztą kochanie. Seks ze mną to jest to czego się nie zapomina."-napisał i miał skubany rację.
"Ale może ja jutro nie chcę z nikim współżyć?"
"Kochanie oboje wiemy, że musimy z siebie korzystać. Potem ja wyjadę do Rosji i co? Będziemy się widzieć tylko na święta. "
"Będę na Ciebie czekać pod szkołą."
"Jasne."
"A ty czasem nie masz jakiś treningów o tej godzinie?"
"Akurat jutro nie ."-odpisał.
"Fuksiarz."
"Wiem, że się cieszysz na spotkanie ze mną."
"Wiesz co...Nie będę Cię wyrywać z tego twojego świata bajek."
Po tym już nie dostałam odpowiedzi i zasnęłam. Miałam mieszane uczucia jeśli chodzi o ten cały niezobowiązujący układ ale... Chyba tego teraz potrzebuję na tę chwilę. Miłości... Chłopaka w jakikolwiek sposób. Chcę żeby tylko komuś na mnie zależało nawet jak to ma być zwykły pretensjonalny seks. Rano poszłam do szkoły. Serio? Czekałam tylko jak lekcję się skończą i usłyszę ostatni dzwonek. Po czym ruszę gdzieś gdzie ma zabrać mnie Valerio. Spodziewam się raczej jakiegoś cichego hoteliku w, którym wynajmiemy pokój i wiadomo co będzie dalej.  Tymczasem dostałam wiadomość "Przyjadę po Ciebie czarną Toyotą Corolla."
 Valerio podjechał pod moją szkołę wcześniej napisanym w wiadomości wozem z przyciemnionymi szybami. Wsiadłam do auta i
Oczywiście wierciłam mu dziurę w brzuchu gdzie jedziemy:
-Niespodzianka.
-Ale czemu nie możesz powiedzieć?
-Bo to niespodzianka.
-Nie lubię niespodzianek.
-A ja Ci mówię że po tym dniu polubisz.
-Niby skąd jesteś taki pewny?-zapytałam.
-Dowiesz się jak dojedziemy.
-Dobrze niech będzie.-powiedziałam i westchnęłam padając na fotel.
-Teraz zrzędzisz,a potem będziesz wniebowzięta.
-Yhym.. Tego nie wiesz.-powiedziałam.
-Oj wiem...-powiedział.
Po godzinie drogi dojechaliśmy jakimiś bocznymi, leśnymi ścieżkami.
Valerio i ja wyszliśmy z samochodu. Stanęliśmy przed maską samochodu i przyglądaliśmy się małemu, pięknemu domkowi w lesie.
-Taki jak go pamiętam.-powiedział Valerio. Zawiesił swój plecak przez ramię i chwycił mnie za rękę.-Chodź.-powiedział i pociągnął mnie w kierunku domku.
Gdy już otworzył drzwi rozstawił w całym domu zapachowe świeczki i zaczął je podpalać,a ja się mu tylko przyglądałam.
-Może najpierw coś zjemy?-zapytał.
-Zależy co proponujesz.
-Mam składniki na spaghetti.-zaczął wyjmować z plecaka.-Kupiłem jeszcze sałatkę. Co prawda gotową ale jest. Do tego mam bagietki. Chyba nie odmówisz?
-No nie.-odpowiedziałam.
Po 20 minutach gotowania spaghetti było gotowe. Usiedliśmy przy dwuosobowym drewnianym stole i zaczęliśmy jeść:
-Poczekaj mam wino-uśmiechnął się i wyszedł z kuchni po kieliszki i butelkę. Gdy już wrócił zaczął otwierać:
-Ja nie będę pić. Chcę dziś wrócić do domu.
-Daj spokój lampka wina dla dobrego nastroju. Zanim stąd wyjedziemy będzie pewnie około 19. Więc taka lampeczka to zdąży z nas dwukrotnie wyparować, a za to będzie milej. Atmosfera od razu będzie inna.
*
Następny rozdział 26 Grudnia. Komentujcie, bo nie wiem czy ktoś mnie jeszcze czyta i czy ktoś mnie kocha J
Pytajcie też na moim asku ask.fm/ZooZoolkaa
Oraz zapraszam na historię Alekno i Julki

gdy-zycie-pisze-scenariusze.blogspot.com 

środa, 18 grudnia 2013

Rozdział 72

Czy mam wyrzuty sumienia?
Cholerne ale było warto.
-To zostanie między nami?-zapytałam.
-Tak. Mam jeszcze jedno pytanie. Pytam trochę za późno ale....Zabezpieczasz się prawda?
-Jestem młoda Valerio ale nie głupia.-powiedziałam ubierając się.
Gdy już się ubraliśmy Valerio zaczął:
-Czuję się dziwnie, ale było warto. Jakbyś kiedyś była w Rosji i wiesz.......To możesz dzwonić.
-Gdybyś był kiedyś w Trydencie, Bełchatowie albo Gdańsku to też możesz dzwonić.-powiedziałam.
-Czyli co to będzie nasz taki układ?
-Niezobowiązujący seks?-zapytałam.
-Czemu nie.-powiedział.-Zadzwonię do Ciebie w okolicach świąt. Chyba, że masz już jakieś plany.
-Nie mam planów.-uśmiechnęłam się.
-Chętnie zaproszę Cię do Rosji.-mrugnął do mnie.
-Chętnie przyjadę.-odpowiedziałam.
Potem odwiozłam o do hotelu,a sama wróciłam do domu. Rzuciłam torbę w, której były rzeczy Osmanego i poszłam do łazienki. Umyłam się i przebrałam po czym wyszłam z łazienki. W salonie siedzieli moi rodzice żwawo o czymś dyskutując:
-Co jest?-zapytałam.
-Nic zastanawiamy się.
-Nad?
-Widzisz. Myślimy nad tym czy Osmany po wyjściu ze szpitala nie mógłby z nami zamieszkać. Popatrz on mieszka sam na drugim piętrze w dodatku będzie potrzebował rehabilitacji przynajmniej dwa razy dziennie sam sobie nie poradzi. Tym bardziej, po tym rozstaniu,
-Przecież i tak mamy teraz wolny pokój.-wspierała pomysł ojca, mama.
-A moje zdanie się tu coś liczy?-zapytałam.
-Kochanie jasne, że tak.
-Bo widzisz mi nie jest na rękę mieszkanie razem z nim w jednym mieszkaniu.
-Przecież się lubicie.-powiedział zakłopotany tata.
-Widzisz. Chyba raczej już nie. On wybrał Zadik ja wybrałam swoje życie i postanowiliśmy się nie mieszać już w swoje życie. To, że wybrał źle to już nie moja wina.
-Ale on myślał, że ona jest inna.
-A to peszek....-zaśmiałam się.-Ja też myślałam, że on jest inny.
-Ania....Wiesz przecież, że on jest w trudnej sytuacji.
-Wiem i uwierz nie życzyłabym najgorszemu wrogowi, żeby się w takiej znalazł ale to nie powód żeby znów niszczyć mi życie. Ja muszę się uczuć. Niedługo mam maturę.
-Jakie niszczenie życia? O czym ty gadasz Anka?-dopytywał ojciec.
-Ania myślę, że czas powiedzieć tacie o wszystkim.
-Byłam z Osmanym tato. Krótko ale byłam w tamte święta. Po czym okazało się, że jego była jest w nim w ciąży, a jeszcze później okazało się, że to jednak nie jest jego dziecko.
-Tak nieraz w dorosłym życiu bywa. Zrozum....-powiedział ojciec.
-A ty go ciągle bronisz! Ciągle! Nie rozumiesz, że ja cierpiałam?? W takim razie. Święta spędzicie sobie z Osmanym.-powiedziałam i weszłam do swojego pokoju trzaskając drzwiami.
 Położyłam się na łóżko i zaczęłam sms'ować z Eleną. Poprosiłam ją o pomoc i o wyjście. Bo chciałam się komuś wygadać czułam, że w tym momencie mogłam tylko jej zaufać.
Oczywiście odpisała mi, że za 10 minut możemy się spotkać w parku koło hali. Ja tylko burknęłam do starych, że wychodzę  i pobiegłam w stronę parku.  Tam czekała już na mnie Elena:
-Cześć-przytuliłam się do niej.
-Siemka. Co się stało?
-Problem mam. Nie wiem co zrobić ale zanim ci to powiem przysięgnij, że nie powiesz tego nikomu. Nawet Matejowi.
-No dobrze. Gadaj już.
-Przespałam się z Valerio. W salonie u Osmanego,a dokładnie na tym jego białym miękkim puchatym dywanie. I wiesz co zaproponował mi Valerio?
-Nie ale się chyba domyślam.
-Seks bez zobowiązań. Zgodziłam się. Wiesz, że nie chcę w sumie być w żadnym związku takim na poważnie dlatego się zgodziłam. To dobry układ.
-Wiesz ja to nie wiem czy to dobry pomysł.
-Chcę się uwolnić od Osmanego. Nie chcę już o nim myśleć. On wybrał Zadik,a że ona okazała się dla niego złym wyborem to przykro mi ale ja nie chcę grać w tym momencie jakiejś damusi do pocieszenia. Ja nie chcę oglądać się na niego. Chcę iść dalej. Chociaż takim sposobem. Nie chcę już walczyć już nie mam ochoty. Kocham go ale nie pozwolę bym poszła razem z tą miłością na dno.
-Ania wszystko się ułoży.
-Nie nic się nie ułoży. Nie wiesz jak ja się codziennie czuję, że się modlę żebym go nie spotkała z jakąś jego dziunią, żebym znów nie została z nim sam na sam,żebym nie dała mu się znowu omotać. Ja codziennie ze sobą walczę. Jak rano dowiedziałam się, że miał ten pieprzony wypadek chciałam w pidżamach polecieć do tego szpitala ale potem wzięłam sobie na wstrzymanie. Stwierdziłam po co ja tam.No bo po co? Żeby Osmany po kolejnej klęsce życiowej mógł się wypłakać w mój rękaw i powiedzieć, że to ja jednak byłam tą jego miłością po czym bym mu znów ślepo zaufała i bym do niego wróciła ale po tym pojawi się jakaś, Zadik, Poradik czy inna Badik i Osmany stwierdzi,że to jednak nie to ja znów będę cierpieć, a on będzie wielce zakochany. Ja już się tak nie bawię ja chcę zbudować coś sama chociażby na głupim seksie. Zawsze coś.
-Zależy ale ja już nie mogę o wszystko sama walczyć.
-Nie będziesz. Przecież wiesz, że on Cię kocha.
-Właśnie kurwa chyba raczej nie. Ja nie wiem czy on mnie kocha czy nie kocha. Nie wiem tego. Ja chcę zbudować coś na jasnych zasadach.
-Pieprząc się za przeproszeniem z kolesiem, który mógłby być twoim ojcem jakby mu pierwszy numerek wyszedł?
-Ja się po prostu pogubiłam. Ja nie mam siły walczyć. Mam wszystkiego dość.-powiedziałam i się rozpłakałam.
-Kochanie....Przecież Osmanemu na tobie zależy. Wiesz przecież, że on jest pokręcony ale on Cię kocha. To widać.
-Ja nie mam siły, Elena.-powiedziałam.- Ja chcę się po prostu od niego odciąć. Nie mogę już żyć przeszłością i zrozumiałam to parę dni temu. Najgorsze jest to, że rodzice chcą mu pomóc jak wyjdzie ze szpitala. Chcą, żeby z nami zamieszkał. Wiesz jakie to dla mnie trudne?
-Wiem.Nie przejmuj się wszystko się ułoży.
-Szkoda, że ja mam wrażenie, że raczej nic się nie ułoży. W dodatku powiedziałam ojcu, że byłam z nim, bo miałam nadzieję, że on zmieni jakieś nastawienie do tego, że on będzie z nami mieszkał i....Wiesz co? On zaczął go jeszcze bronić.-powiedziałam.
-Nie martw się. Daj się tej sprawie wyciszyć. Zanim Osmany wyjdzie ze szpitala minął około dwa tygodnie. Ty się wycisz i nie przeżywaj tego. Najlepiej też zakończ to z Valerio.
- Masz rację powinnam się wyciszyć i tego nie przeżywać. A to z Valerio...Nie mogę Ci nic obiecać.
-Proszę Cię zakończ to, żebyś nie cierpiała. Przecież on ma żonę.
-Byłą.-powiedziałam.
-Tak byłą ale nie zapominaj, że ma też syna. To facet, który nigdy nie będzie mógł poświęcić czasu tylko tobie i twoim dzieciom. Jakbyś się nie daj Boże w nim zakochała. Zresztą skąd wiesz, że on będzie chciał potem z tobą być. Skąd będziesz wiedzieć, że może potem nie będzie chciał założyć rodziny, a ty się w to zaangażujesz i będziesz cierpieć.
- Ja nie zamierzam z nim cokolwiek tworzyć.To ma być coś niezobowiązującego. On nie chcę się w nic angażować ja też nie. To tylko...
- Wiem co chcesz powiedzieć. A co by się stało gdyby jednak, któreś z was się zakochało?
- To nie wiem...Powiedzielibyśmy to sobie,a potem pomyśleli czy lepiej to zakończyć.
- Ania...
-Wiem co robię Elena. Dziękuję Ci za wszystkie rady dotyczące tej sytuacji z Osmanym, bo myślę, że są trafne ale co do Vaelrio to poradzę sobie sama.
-Dobrze-westchnęła.-Wiedz, ze mówię to z ciężkim sumieniem, bo nie chcę się godzić, że ty i on...Zrób coś tylko dla mnie.
-Jeżeli to będzie wykonalne to postaram się.
-Przemyśl to wszystko jeszcze raz.-powiedziała wzdychając.
-Dobrze. Postaram się.-powiedziałam i ją przytuliłam.-Teraz chodź na jakieś kaloryczne ciacho.-wzięłam ją za rękę i udałam się w kierunku kawiarni.
Po naszym ciachu Elena poszła do domu do Mateja, a ja ruszyłam w kierunku szpitala. Wiem, byłam jeszcze przed godziną zdenerwowana ale to bardziej na ojca, a nie na niego. Osmanemu współczuję. Rzuciła go dziewczyna, którą wybrał przekreślając życie ze mną i chyba to mnie boli. Teraz pewnie będzie starał się mnie znów przekonać, że chcę się ze mną przyjaźnić. Ja mu tylko współczuję, że Zadik go tak potraktowała, że leży w szpitalu i,że nie będzie grać do końca sezonu albo jeszcze dłużej. Po 15 minutach drogi wchodziłam do sali Osmanego:
-Witaj.-powiedziałam.
-Cześć.Dzięki za ubrania. Twój tata pomógł mi we wszystkim. Powiedział, że nie przyjechałaś z nim, bo się posprzeczaliście i wybyłaś nie wiadomo gdzie i nie ma już na Ciebie sił.
-To on jest nie do wytrzymania.
-O co wam poszło?-zapytał słaby.
-O nic.-powiedziałam opadając na krzesło.
-O....Daj spokój.
-O Ciebie.-powiedziałam.
-Co?-ożywił się Kubańczyk.
-No wkurwiłam się na rodziców i tak z nerwów powiedziałam, że byliśmy kiedyś razem. Mój ojciec zaczął Cię bronić, matka się nie odzywała, bo wiedziała o wszystkim i się wkurzyłam trzasnęłam drzwiami i wyszłam z domu. To tyle.
-Po co to mówiłaś?!
-Ja już nie wytrzymuję, Nie mam z kim pogadać. Ciągle się z kimś kłócę. Nie mam się komu wygadać.
-Elena.
-Wiem, że Elena jest szczera ze mną  ale jak mówię jej coś czego nie powinna mówić ani Matejowi ani tobie to i tak potem się o tym dowiadujecie a ja nie umiem tłamsić w sobie uczuć.
-Zawsze możesz mówić mi.
-Raczej nie skorzystam, bo to ty jesteś moim problemem. W sumie.
-Ja? Przecież ja jestem bezproblemowym człowiekiem. Tak ty nie masz problemów ale ludzie, którzy Cię znają już tak. Chcesz coś do picia? Do jedzenia?
-Mogłabyś mnie napoić. Jakimś soczkiem od Kazyiskiego.-powiedział.
Ja przelałam tylko sok do szklanki po czym włożyłam do niej słomkę, którą wepchnęłam też do ust Osmanemu mówiąc:
-Pij.
W tym samym momencie do sali wpadł Raphael, Valerio, Matt i  Matej.
- O jesteś tu dzwoniłem do Ciebie.-powiedział Valerio.
-W jakiej sprawie?-zapytałam dalej trzymając szklankę z, której powoli pił napój Kubańczyk.
-Chciałem tak zapytać się co robisz. Wiesz nic konkretnego.-powiedział Valerio- Ale nie odbierałaś więc stwierdziłem, że wybiorę się do naszego połamańca.-uśmiechnął się do Osmanego.
-Siadajcie. Obok szafki nocnej powinien być jeszcze jeden taboret.-powiedziałam podchodząc bliżej Vermiglio.
-A ty nie siadasz?-zapytał Matt.
-Taborety są cztery. Zresztą ja już się nasiedziałam. Muszę postać nogi rozprostować, bo już mnie kolanka bolą.
-To chodź do mnie na kolana-powiedział Valerio.
-Postać chcę.-powiedziałam i zmierzyłam go wzrokiem.
Po jakiś 15 minut rozmowy i mojego stania kolana bolały mnie jeszcze bardziej. Zrobiłam słodką minkę do Valerio:
-Jednak?-zapytał się mnie.
-Tak.-powiedziałam wtryniając się na jego kolana.
-A zapytałaś czy jest aktualne?
-Takie propozycję są zawsze aktualne.-powiedziałam.
-Zapamiętam to sobie. Tylko pamiętaj, że mogę to użyć przeciwko tobie.-szepnął mi na ucho, a ja się tylko cicho roześmiałam.
-Jak chcesz Ania możesz usiąść na moim łóżku. Będzie tobie i Valerio wygodniej.
-Mi jest wygodnie. Wiesz taki słodki ciężar.
-A ja Cię w sumie nie chcę bardziej uszkodzić, bo mogłabym Ci znów znając moje szczęście usiąść na twojej nodze czy coś-powiedziałam.
-Tak to rzeczywiście z tym siadaniem na łóżko nie jest dobry pomysł.-powiedział Raphael.
-Widzisz. Musisz na siebie uważać.-powiedziałam razem z Mattem.
Pogadaliśmy jeszcze 45 minut po czym chłopacy się zebrali.
-Ja też zaraz będę lecieć. Chcesz coś?
-Możesz zostać? Nie chcę zostać sam.-powiedział i popatrzył tymi swoimi wielkimi oczami.
-Nie patrz tak na mnie. Nie mogę. Jak ty to sobie wyobrażasz?
-No to przynajmniej zostań dopóki nie zasnę.-powiedział.-Tyle dla mnie możesz zrobić?
-Dobrze. To co chcesz pogadać?
-Nie.
-To co mam zrobić?
-Weź mnie po prostu przytul.- I to mówi dwu metrowy wielkolud. Brawo.
To jak ja mam się czuć? Mała zagubiona i potargana emocjami ja.
Położyłam się delikatnie na dość wąskim szpitalnym łóżku z Osmanym i go objęłam.
-Dziękuję, że jesteś. Bez Ciebie nie dałbym rady. Co ja mam teraz zrobić? Moje życie nie ma sensu.
-Teraz Ci się tak wydaję. Zobaczysz za 5 lat będziemy mieć kogoś z kim będziemy szczęśliwi.
Ty będziesz grać w jakimś klubie, miał ładną żonę, dziecko. Dom na przedmieściach i dużego białego psa. A ja? Hmm......Ja będę.
-Moją ładną żoną?-zaśmiał się Osmany.
-Nie. Raczej nie. Chyba nie po tym wszystkim. Za 5 lat. Skończę studia. Będę cieszyć się życiem. Nie przejmować się ludźmi.Będę szczęśliwa.-powiedziałam ściskając go jeszcze bardziej.
*
Lubię krytykę ale konstruktywną, która ma jakieś swoje uzasadnienie.
Zapraszam na Aska
ask.fm/ZooZoolkaa
oraz na historię o młodym Alekno i Julce
gdy-zycie-pisze-scenariusze.blogspot.com

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 71

Gdy już byłam w moim pokoju zdjęłam tylko ciuchy założyłam jakąś luźną koszulkę do spania i położyłam się do łóżka wcześniej zganiając z niego Pizdusia.
O 6 rano obudził mnie dźwięk telefonu. Odebrałam nie patrząc kto dzwoni:
-Halo?
-Ania. Dzięki Bogu, że odebrałaś, że żyjesz.
-Co??Grzesiek? O czym ty gadasz?
-Śnił mi się bardzo dziwny sen. Dobrze się czujesz nic Ci nie dolega?
-Grzesiek stało się coś?-zapytałam siadając na łóżku.
-Nic. W sumie to miałem dziwny sen ale to nawet dobrze, że go miałem, bo ja coś zrozumiałem.
-Grzesiek mów jaśniej o tej godzinie mój mózg nie pracuje.
-Chciałem się zapytać czy się nadal na mnie gniewasz i czy wszystko dobrze.
-Grzesiek......Posłuchaj jest ze mną źle ale zagwarantuję Ci, że z tego świata to szybko nie zejdę i nie planuję, żadnej próby samobójczej czy coś w tym guście.
-To dobrze.-odpowiedział.
-To wytłumaczysz o co chodzi?
-Tak. Widzisz śniło mi się, że rzuciłaś się pod pociąg.
-Aha-powiedziałam lekko przerażona.
-Ale dzięki niemu zrozumiałem, że tylko na tobie mi zależy.
-Grzesiek.....
-Ja wiem, że zrobiłem Ci dużą krzywdę. Wiem, że Cię skrzywdziłem ale przecież możemy spróbować na nowo. Od nowego roku. Ty pójdziesz na studia do Gdańska ja wrócę do Lotosa. Ania..
-Grzesiek...Kocham Cię ale nie wiem czy ja kocham ale chyba jak brata. Zresztą nie wybaczę Ci tego, że przeleciałeś dwa razy swoją byłą, że poinformowałeś mnie, że przeprowadzasz się na drugi koniec polski. Nie mogę wybacz, moje rany po tym zdarzeniu jeszcze się nie zagoiły. Możemy rozmawiać ze sobą ale nie wiem czy coś jeszcze uratujemy z tej przyjaźni. Słyszysz?
-Tak.
-Odezwę się do Ciebie później gdzieś na Fejsie czy coś.
-Jasne. Śpij jeszcze. Nara.-powiedział i się rozłączył.

Ten dzień zaczyna się bardzo dziwnie.
3 godziny później wstałam i poszłam do kuchni:
-Hej  Ania.-powiedziała mama.
-Cześć. Gdzie tata?? Trening zaczyna się przecież  dopiero o 12.
- W szpitalu jest.-powiedziała mama.
-Po co??-zapytałam zaskoczona i zdenerwowana.
-Tylko się nie denerwuj...Jasne?
-No tak.
-Juantorena miał wypadek.-powiedziała.
-Co? Jak? Kiedy? Gdzie? Nic mu nie jest?
- Rano miał wypadek samochodowy.
-A gdzie on jechał rano w niedziele? Dobra zresztą nieważne. Wiadomo co z nim?
-Złamana prawa ręka i nadpęknięta kość udowa. Do tego jakieś starcia,obtarcia no i miał parę szyć.
-Jezuuu....
-Chcesz jechać do niego do szpitala? Mogę dać Ci swój samochód albo lepiej. Ja Cię zawiozę, żeby nic Ci się czasem nie stało.
-Mamo...Nie chcę tam jechać.
-Jak to?
-No przecież jest już u niego na pewno Kazyiski, tata, Sienit. Moja obecność nie jest tam nikomu potrzebna.-powiedziałam.
-Nie mam na Ciebie sił.-powiedziała moja rodzicielka, a ja poszłam do swojego pokoju.
Około. 13 gdy leżałam już przebrana i umyta na łóżku. Bawiłam się telefonem gdy moja mama wparowała do pokoju
-Zawieziesz obiad Juanotrenie.
-Co?
-No wiesz jak karmią w tych szpitalach. To co pojedziesz?
-A Sienit nie może mu czegoś ugotować i mu zawieźć.
-Jak pojedziesz do szpitala to się dowiesz dlaczego nie mogła. Proszę. Jedź.
-Zrobię to tylko dlatego, że jesteś w ciąży.
-Dobre i to.-wręczyła mi reklamówkę z jedzeniem,a ja założyłam buty, kurtkę złapałam dokumenty i klucze od auta mamy po czym pojechałam w stronę szpitala.
Odszukałam sale Juantoreny i weszłam do niej:
-Cześć, nieszczęśniku.
-Hej.-powiedział ledwo Juantorena.-Myślałem, że zostawisz mnie jak inni i nie przyjdziesz.
-Jacy inni?
-No Sienit, Elena, Raphael.
-Osmany. Przesadzasz. Elena jest w ciąży. Może po prostu gorzej się czuję i wpadnie jutro. Raphael jak cała reszta Trento jest na treningu,  a Sienit może coś wypadło.
-Nie.Była tu na chwilę. Powiedziała przy twoim ojcu tylko, że z kaleką nie chcę się spotykać i, że z nami koniec. Wychodzi na to, że się mną zabawiła.
-To znaczy, że nie była Ciebie po prostu warta. Znajdziesz sobie kogoś innego. Teraz mam dla Ciebie jedzonko od mojej mamy, bo się przejęła tym twoim wypadkiem jak chyba nikt inny.
-Przecież ona mnie chyba nie lubiła.
-Chyba przez tą ciąże coś jej się poprzestawiało.
-Super, że przywiozłaś mi jedzenie ale chyba musisz mnie jeszcze nakarmić, bo mam stłuczony bark, złamaną rękę i w ogóle nie mam siły w palcach.
-I tak przez 6 tygodni?
-Nie lekarz mówi, że 5-7 dni dopóki z barku nie zejdzie opuchlizna wtedy będę mógł już normalnie ruszać ręką. Oczywiście będę miał też gips. No i muszę odpuścić sobie grę do końca sezonu. Jak dobrze pójdzie to pierwszy mecz zagram w listopadzie.
-Przykro mi.-odpowiedziałam otwierając pojemnik z kremem z brokułów.-Powiedz  "am".-powiedziałam i wzięłam łyżkę z zupą po czym nakarmiłam nią Kubańczyka.-Wiesz wiedziałam, że to będzie dziwny dzień od samego rana.
-Dlaczego?-zapytał przełykając się krem Osmany.
-Mój były zadzwonił do mnie o 6 twierdząc, że dzięki dziwnemu snu gdzie rzuciłam się pod pociąg zrozumiał, że kocha tylko mnie i popełnił ogromny błąd.-powiedziałam i znów nakarmiłam zupą Kubańczyka. - W sumie to teraz jestem panią twojego życia. Karmie Cię...Twoje życie w dużej mierze zależy ode mnie.
-Jak nie chcesz to mnie nie karm. Na tym oddziale są ładne pielęgniarki. A w sumie pomoc mi w jedzeniu to jakieś tam ich obowiązek.
-Widzę, że niby chory, nigdy porzucony, niby obolały, niby to niby tamto,a już pielęgniarki oblukać zdarzył.
-Ma się ten Kubański dar.-powiedział nikle się uśmiechając,a ja nakarmiłam go kolejną porcją zupy.
Gdy już nakarmiłam go zupą zapytałam się:
-To co teraz masz ochotę może na twoje ukochane Cannelloni.
-Twoja mama mnie rozpieszcza.
-Nie tylko ona. Odbierasz mi rodzinę. Ojciec od rana był u Ciebie w szpitalu, mama gotuje dla Ciebie zdrowe obiadki.
-A ty mnie nimi karmisz.-powiedział, a ja przewróciłam tylko oczami.
-Zdecydowanie Ci za dobrze- powiedziałam po czym wepchnęłam mu jedzenie do ust.
-Wiesz co....-powiedział przełykając jedzenie Kubańczyk- Na pielęgniarkę to ty się nie nadajesz. Zbyt delikatna to ty nie jesteś.
-Uważaj na słowa, Osmany, uważaj.-powiedziałam i znów go nakarmiłam.
Gdy już Osmany stwierdził, że więcej nie zmieści zapytałam się go:
-Chcesz coś ze sklepu? Masz na coś ochotę?
-Nie Kazyiski przyniósł pół swojej kuchni.
-No dobra,a chcesz coś?
-Mam do Ciebie dwie prośby.
-Dawaj.
-Pierwsza to byś mi przywiozła jakieś dresy, bokserki i pidżamy z mojego mieszkania.
-Dobrze,a ta druga?
-Jak już będziesz u mnie w mieszkaniu wywal moje wszystkie ramki ze zdjęciami i albumy z Zadik. Weź wywal też te wszystkie kolorowe wazoniki i zapachowe  świeczki, które mi przytargała.
-Osmany ale po co? Może wy się jeszcze pogodzicie.
-Po tym co mi powiedziała nigdy.
-Może źle ją zrozumiałeś.
-Chyba nie ma innego znaczenia zdanie "Gdy byłeś siatkarzem mogłam Cię znieść ale teraz po tym jak masz cały sezon stracony i nawet sam jeść nie możesz musimy sobie darować. "
-Może powiedziała to w....
-Nie broń jej....Przecież jej nawet nie lubisz.
-W sumie racja. Dobra zadzwonię po Valerio i pojadę z nim zaraz do twojego mieszkania. Wezmę jakieś twoje rzeczy i posprzątam z nim twoje mieszkanie z tych niechcianych rzeczy.
-Dziękuję.-powiedział i się uśmiechnął- Nie ufam Valerio.
-Zawsze opowiadałeś, że go lubisz.
-No ale to mężczyzna. Dojrzały po rozwodzie może Ci zrobić krzywdę.
-Oj Osmany. Nie martw się...Prędzej ja go wykorzystam niż on mnie. Odpoczywaj będę wieczorem, psie ogrodnika.-powiedziałam pocałowałam go w czoło i wyszłam z sali.
Przed szpitalem zadzwoniłam do Valerio:
-Hej misiaczku-usłyszałam głos rozgrywającego który od rana przysłał mi multum sms'ów.
-Cześć.
-Nie gniewaj się za ten kubek.
-Nie będę się gniewać jak pomożesz mi w jednej sprawie. Masz teraz czas?
 -Jasne.
-Za 10 minut będę pod twoim hotelem. Czekaj tam na mnie.-powiedziałam rozłączając się
Po 8 minutach byłam już na miejscu:
-Cześć.-powiedział Valerio wsiadając do samochodu z małym pakunkiem.
-No cześć.
-To gdzie jedziemy?
-Wiesz Juantorena jest w szpitalu bo miał wypadek i poprosił mnie, żebym ogarnęła jego mieszkanie z rzeczy po Zadik i przywiozła mu jakieś ubrania.A nie czułabym się sama komfortowo w tym mieszkaniu więc pomyślałam o tobie.
-Jak miło.-uśmiechnął się-Mam coś dla Ciebie.
-Co?-zapytałam się.
-Zobaczysz w mieszkaniu Juantoreny.
-No dobra.-powiedziałam i przyspieszyłam.
Po paru chwilach byliśmy w mieszkaniu Kubańczyka. Valerio ściągał jakieś babskie rzeczy i kolorowe zapachowe świeczki pakując je do kartonu:
-Kto by pomyślał, że nasz Osmany da się tak jakiejś babie omotać.
-W sumie racja-powiedziałam szukając w szafie jakiś podkoszulków do jego pidżamy.
-Ania? W zdjęciach też mam zrobić porządek?
-Sam się nie zrobi.-zaśmiałam się.
Po 10 minutach gdy spakowałam już ubrania dla przyjmującego poszłam do Valerio.
Gdy zobaczyłam, że przegląda moje zdjęcia z Osmanym krzyknęłam:
-Ej! A co ty.....
-Czemu mi nie powiedziałaś, że byłaś o Osmanym.-pokazał zdjęcie na, którym oboje siedzimy w czapce mikołaja i robimy sobie samojebke.
-Bo o tym wie tylko on, ja, Kazyiski, Elena i moja mama. To było dawno nie prawda zamknięty rozdział. Zresztą byliśmy ze sobą krótko. Ja to traktuje w kategorii co się stało to się nie odstanie ale to już przeszłość po co gadać o przeszłości.
-Wyglądaliście na szczęśliwych.
-Naszemu szczęściu przeszkodziła jego była-powiedziałam,a moje oczy się zaszkliły.- Gdy przyjechałam tydzień po sylwestrze do Trydentu okazało się, że jego była jest w ciąży. A potem....Stwierdziliśmy, że to wszystko nie ma sensu. W czerwcu okazało się, że jego była narzeczona go zdradziła i to nie jest jego dziecko.No ale my i tak do siebie nie wróciliśmy.-powiedziałam i się rozpłakałam.-Dlatego związki są beznadziejne.
-Poczekaj mam coś co powinno Cię ucieszyć-powiedział i zniknął w korytarzu po czym wrócił z małym pakunkiem który miał mi dać jak tylko dojedziemy do mieszkania Juantoreny.
-Wiem, że to nie to samo co twój kubek z dzieciństwa ale mam nadzieję, że z nim też będziesz mieć z nim miłe wspomnienia.-powiedział i wręczył mi paczkę, którą ja natychmiast rozpakowałam i moim oczom ukazał się śliczny kubek.
-Dzięki Valerio.-powiedziałam otarłam łzy i się do niego przytuliłam.- Jest świetny. Dużo lepszy niż tamten. Dziękuje nie musiałeś.-powiedziałam i spojrzałam mu w oczy.
-Ale chciałem. A tą całą historią się nie przejmuj.-powiedział,a ja go pocałowałam w usta.
Na początku delikatnie, bo bałam się, że mnie odtrąci,że weźmie mnie tylko za głupią małolatę ale było całkiem odwrotnie. Nim się obejrzałam Włoch wepchnął mi swój język do ust i zaczął nim pieścić mój. Ja też nie byłam mu dłużna choć wiedziałam do czego to dąży to chciałam tego. Cholernie tego chciałam. Zaczęłam odpinać guziki od jego koszuli w kratę Valerio, a on  zaczął ściągać moją bluzkę.
-Na pewno tego chcesz?-zapytał.
-Jeszcze nigdy nie byłam niczego bardziej pewna.-powiedziałam zagryzając dolną wargę, a rozgrywający natychmiast wpił się ponownie w moje usta.
-Musisz coś wiedzieć.-powiedział znów Valerio.-Ja nie wierzę w żadną miłość, nie chcę być w żadnym związku jedynie od czasu do czasu mogę zaproponować Ci przygodny seks.-powiedział-Chcę być wobec Ciebie fair.
-Nie oczekuję od Ciebie nic więcej.-powiedziałam i wpiłam się mocno w jego usta, żeby go uciszyć.
Powoli pozbywaliśmy się kolejnych ubrań. Gdy zostaliśmy już tylko w bieliźnie  Valerio drażnił moją szyję, potem obojczyki i schodził coraz niżej. Gdy już był w okolicach mojego podbrzusza znów wrócił bardziej na górę i rozerwał zębami mój stanik po czym zaczął muskać moje piersi,a na koniec ugryzł mnie w sutek  powoli zsuwał na dół moją dolną część bielizny i całował wewnętrzną stronę moich ud.
Nagle mruknęłam:
-Valerio. Ja już dłużej nie wytrzymam.
A on pocałował moje uda po raz ostatni po czym wszedł we mnie . Najpierw kołysał biodrami powoli, by następnie ruchy stawały się coraz szybsze doprowadzając nas do wspólnej przyjemności, która przyszła w tym samym czasie.
Kochałam się na puszystym dywanie w salonie Osmanego z dojrzałym facetem, który mógłby być moim ojcem.
Czy mam wyrzuty sumienia?
*
Dno. Powiedziałam, że rozdział może być ale nie musi w środę, że było mało komów to nie dodałam nie miejcie o to do mnie pretensji bo powiedziałam, że może. . Nie wiem kiedy następny... Nie chcę nic obiecywać żeby potem pretensje na Asku były. Jak wam coś nie pasuję to piszcie pod spodem. Krytykę przyjmuje na cycki
Jak coś jestem tu http://ask.fm/ZooZoolkaa

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 70

 Gdy zjadłam już obiad i odstawiłam talerz do zmywarki rozdzwonił się mój telefon:
-Cześć Ania.-powiedział Matt.
-Hej. Co tam?
-Chciałem się Ciebie zapytać czy ok. 18 wyjdziesz ze mną Valerio, Eleną, Juantoreną i Zadik na jakiś dobry włoski makaron.
-Okey. To gdzie się spotykamy?
-Przyjdziemy po Ciebie.Z Valerio, Juantoreną i Sienit, a potem zgarniemy Kazyikich.
-Okey. To do zobaczenia.
-No narka.-powiedział i się rozłączył.
Włączyłam kompa popisałam trochę z Aśką, Kaśką i Wroną na fejsie. Po czym 0 16 30 poszłam wziąć prysznic, potem wysuszyłam włoski, nabalsamowałam ciało moim ulubionym waniliowym balsamem, umyłam zęby, nałożyłam na twarz trochę pudru  i rozświetlacz, po czym zrobiłam sobie kreskę na oczach czarną kredką i wytuszowałam rzęsy. Spryskałam się perfumami, których akurat teraz używam i ubrałam się. Ok. 17 20 byłam gotowa. Usiadłam sobie w fotelu i zaczęłam czytać książkę pijąc  herbatkę w moim ukochanym kubku z dzieciństwa. Rodzice po paru minutach poinformowali mnie o tym, że wychodzą na imprezę do znajomych i wrócą pewnie o 3 może 4 nad ranem. Pożegnałam ich i dalej siedziałam w fotelu popijając moją herbatkę. Gdy akurat skończyłam pić rozdzwonił się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć oczywiście tam stali: Zadik, Matt, Juantorena i Valerio.
-Hej kocie.-odezwał się ten ostatni przytulając mnie-Gotowa?
-Moment. To może pójdźcie do salonu, a ja wezmę narzuce na siebie coś wezmę torbę i ten.
-Leć-powiedzieli na raz i poszli do salonu.
-Ty Anka! Ale ty masz fajny kubek. Taki z Hello Kitty. - powiedział Valerio.
-Zostaw go to kubek mojego dzieciństwa! Kocham go bardziej niż...swojego laptopa,a uwierz laptop to coś bez czego nie mogłabym żyć.
-Spoko już odstawiam.-powiedział i nagle słychać było huk i odgłos naczynia po kontaktu z podłogą.
-Kurwa Vergilio!Zabiję Cię!-powiedziałam wchodząc do pokoju i patrząc na siatkarza.
-Przepraszam ja go naprawdę odstawiałem. Serio...No Ania no...
-Nie odzywam się do ciebie.-powiedziałam naburmuszona zakładając kurtkę.-Możemy wychodzić. Teraz ból mojego serca załagodzi tylko porządny talerz jakiegoś makaronu albo...
-Albo?-zapytali wszyscy na raz.
-Nie ważne.-powiedziałam.
No co nie przyznam się im przecież, że ból serca po moim kubeczku jest w stanie załagodzić tylko  talerz  makaronu albo dobry seks, bo znając życie Valerio to by był ten pierwszy co by chciał mnie zaspokoić.  Zresztą w sumie to ja się nie gniewam. W końcu to tylko kubek ale podenerwować go było można. Niby taki stary, a taki głupi. Jakaś małolata (czyli ja) robi go w konia i udaję, że gniewa się na niego za kubek z hello kitty.
W sumie to zaczynał mnie już denerwować, bo całą drogę do mieszkania Kazyiskich jęczał mi do ucha i nie dawał żyć. Gdy już wyszliśmy wszyscy z mieszkania Eleny i Mateja zaczęło się:
-Aniu wybacz mi...Kochana wiem, że zależało Ci na tym kubku i miałaś z nim jakieś wspomnienia...Ale nie gniewaj się.
-Nie gniewam się.
-Serio?
-Tak.
-Ale czemu udajesz.
-Nie udaję.
-Udajesz. Nakrzycz na mnie, że jestem ciołkiem czy coś.
-Kuźwa ale ja wcale nie mam ochoty na Ciebie krzyczeć.- denerwowałam się.
-No wiem, że masz. Wyduś to z siebie.
-Kuźwa! Nie gniewam się na Ciebie za ten jebany kubek jasne! Nie znam bardziej namolnego mężczyzny niż ty. Mam Cię już dość, a idziemy dopiero 9 minut! Jak ja mam wytrzymać z tobą całą kolacje!-wydarłam się do niego po włosku.
Chyba każdy oprócz Matta zrozumiał.
-Więc nie każ mi na siebie krzyczeć jeżeli nie mam na to ochoty. Jasne? Bo mnie wkurzasz.-powiedziałam i poszłam dalej.
-Ale Aniu....Ja wiem, że to taki pancerz. Ty po prostu nie chcesz publicznie okazywać swoich uczuć.
-Trzymajcie mnie...-powiedziałam i odeszłam do Eleny po czym szepnęłam jej do ucha- Albo go zabiję albo się z nim prześpię.-po czym szłam koło niej i Mateja.
-Serio?!-zapytała,a wręcz wydarła się.
-Serio, serio.
-Ale co serio?-zainteresował się Matej i Matt na raz.
-Nie ważne.-odpowiedziałyśmy i głupkowato zaczęłyśmy się do siebie uśmiechać.
-Tylko nie kombinuj Anka. Proszę Cię.
-Ja po prostu muszę coś zrobić z tym nadmiarem emocji.-powiedziałam.
-Rozumiem ale, że tak??
-Każdy sposób jest dobry.-powiedziałam i weszłam do restauracji za Zadik i Juantoreną.
Usiedliśmy przy stole i złożyliśmy zamówienie, a ten znów mi burczał nad uchem:
-Nie gniewaj się na mnie.
-Zaraz się pogniewam jak nie skończysz pieprzyć.
-Kochanie...pieprzyć to ja mogę Ciebie ,a nie....
-Zaczynasz mnie naprawdę denerwować.-zaczęłam się śmiać.
-Frustracje  okazujesz przez śmiech??
-Przeszkadza Ci to?
-Ale skąd kochanie.-zaczął bawić się moimi włosami.
-Zostaw mnie.-powiedziałam.
-Ale co Ci przeszkadza?
-Ty mi przeszkadzasz.-powiedziałam patrząc na niego z wyrzutem.
-Widzę królewna nie ma humorku.
-Widzę, że królewicz jest dzisiaj wyjątkowo upierdliwy.
Naszą krótką wymianę zdań przerwała kelnerka przynosząca posiłek.
Zjedliśmy i pogadaliśmy sobie na jakieś różne tematy od ulubionego smaku lodów do tego kto, by chciał być teraz w jakimś miejscu na Ziemi.
-Ja to bym chciał być w Kalifornii.- rozmarzył się Matt.
-Ja bym chciał być na Kubie.-powiedział Osmany.
-Ja w sumie teraz to bym sobie poleżała na jakiejś plaży w Turcji-powiedziała Sienit.
-Ja bym chciała być tu gdzie jestem-powiedziała Elena.
-Ja też-powiedział Matej.
-Pantoflarz.-stwierdził Valerio.
-Oj daj spokój....
-No to ty gdzie byś chciała być?
-Ja? Hmmm....W sumie mam dwa miejsca gdzie bym chciała być. Pierwsze to dach jakiegoś wieżowca w Buenos Aires. Wiecie siedziałabym sobie i patrzyła na panoramę Buenos Aires nocą. A drugie miejsce w, którym chciałabym być to...Moje mieszkanie znaczy w sumie to mieszkanie, które wynajmowałam razem z moim.... trudno sklasyfikować teraz  nasze relacje.-zaśmiałam się.
-No a ty Valerio?-zapytał się Osmany.
-Ja bym chciał być tam gdzie Ania-zaśmiał się.
-Popapraniec.-stwierdziłam
-Zakochany popapraniec.-uśmiechnął się i poruszył dziwnie brwiami.
-Ty mógłbyś być moim ojcem.
-Dobrze, że nie jestem, bo gdybyś była moją córką mógłbym zrobić Ci krzywdę. Z miłości.- znów się do mnie uśmiechnął.
-Nieee......Nie wytrzymam.-powiedziałam kładąc głowę na stole i lekko pukając nią od stół.-Dłużej nie wytrzymam w jego towarzystwie.
Posiedzieliśmy jeszcze tak z godzinę przy normalnej rozmowie gdy powiedziałam:
-Dobra ja będę się zbierać. Jutro muszę być używalna.
-Po co?
-Muszę zrobić porządki w szafie.
-Zrobisz w poniedziałek.
-Nie.....Bo mam inne plany
-Jakie?-wydarł się Valerio.
- Nie ważne.-powiedziałam zakładając kurtkę.
-Odprowadzę Cię.-powiedział Valerio.
-Nie! Zostań! Nalegam!-powiedziałam.
-Ale tak będziesz sama wracać??-zapytała Elena-Samą to Cię nie puszczę.
-My z Osmanym w sumie też zaraz mieliśmy się zbierać. To możemy wrócić w 3.
-Właśnie.-przytakiwał jej Kubańczyk.
Po 5 minutach już w trójkę wyszliśmy z knajpki. Założyłam na głowę kaptur i wlokłam się za nimi.
Po jakiś 4 minutach drogi Osmany pożegnał się z Zadik pod jej domem i ruszyliśmy w dalszą drogę. Szliśmy tak w ciszy gdy nagle Kubańczyk się odezwał:
-Wszystko dobrze?
-Tak.
-Nic się nie odzywasz. Chyba powinniśmy porozmawiać. Przecież nie możemy się tak unikać. Będziemy mieli wspólnych chrześniaków.
-Ja Cię nie unikam. Ja po prostu przestałam bywać w miejscach w,których ty się pojawiasz.
-Z Eleną i Matejem też przestałaś się spotykać, bo boisz się mnie spotkać?
-Posłuchaj mnie 21 kwietnia mam maturę więc muszę się skupić na nauce... Chcę iść na dwa kierunki.
-Co? Przecież chciałaś być fizjoterapeutką?
-No i w sumie był czas, że mi się odwidziało. Dziś jednak stwierdziłam, że chcę to robić ale chciałabym być też psychologiem. No i tak wyszło.-powiedziałam.- Ale mam w sumie jeszcze przez 5 miesięcy  może się dużo zmienić.
-To fajnie. Ania?
-Tak?-zapytałam patrząc na ekran mojego telefonu gdzie pojawił się sms
"Misiaczku, nie gniewaj się za ten kubeczek."
Odpisałam tylko z uśmiechem na twarzy: "Nie wiem czy dając Ci mój nr nie popełniłam najgorszego błędu w życiu. "
-Odpowiesz mi na to pytanie w końcu?-zapytał zniecierpliwiony Kubańczyk.
-Sorry. Skupiłam się na Sms'ie. Możesz powtórzyć.
-Czemu nie może być między nami tak jak kiedyś? Czemu nie możemy się znów przyjaźnić?
-Bo ja się nie chcę z tobą przyjaźnić. Nie umiem, nie mogę po prostu nie.-odpowiedziałam.
-Czemu?
-Po prostu z doświadczenia wiem, że jak prześpisz się już z facetem to będzie chuj nie przyjaźń. Więc etap naszej przyjaźni skończył się z dniem,a właściwie nocą w, której się ze sobą przespaliśmy.
-Kochasz mnie jeszcze?
-Nie Osmany. Ten rozdział już zamknęłam. On już jest za mną.Nie kocham Cię.-skłamałam mu prosto w oczy- Masz swoją Sienit trzymaj się mnie, a ode mnie się odczep, bo co sobie poskładam jakiś element w życiu to ty przychodzisz i znów go burzysz.Dobranoc.-odwróciłam się na piecie i weszłam do odpowiedniej klatki. 



Ten rozdział jest dziwny. Mega dziwny. Pisałam go już wcześniej gdy nie miałam wgl weny i wygląda tak jak wygląda. Teraz mam 6 rozdziałów napisanych na przód i czuję, że moja wena wraca. Kto wie… Może dodam coś w środku tygodnia. W każdym razie zajrzyjcie w okolice środy czy nie pojawiło się coś nowego i komentujcie mordki J

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 69


                             -Ała Matt złaź!-powiedziałam śmiejąc się ze słów, które powiedział przed chwilą Włoch.
Wstaliśmy już i chciałam się otrzepać z lodu na bluzie i pupie lecz rozgrywający podjechał do mnie mówiąc:
-Poczekaj kochanie. Pomogę Ci.-powiedział i już chciał mi otrzepać lód z tyłka.
-Poradzę sobie kochanie.-powiedziałam odjeżdżając kawałek.
Potem jeździłam tak z Mattem 15 minut i o dziwo szło mi coraz lepiej.
-Jak ty mogłaś mnie tak porzucić?-zapytał się Valerio.
-Oj....Nie obraź się ale Matt jest hmmm....Bardzo dobrym nauczycielem.-uśmiechnęłam się.
-Jak chcesz ale odbijemy sobie to potem.
-Jasne-zaczęłam się śmiać.
A rozgrywający odjechał przed nas.
-Ty tak na serio z nim kręcisz?
-No co ty. Przecież on mógłby być moim ojcem. Tak się z nim tylko droczę? Nie wiem. Chyba brak mi rozrywek w swoim życiu.-uśmiechnęłam się
-Myślałem, że ty z nim na serio tak świrujesz.
-Lubie starszych ale bez przesady.-zaczęłam się śmiać. Tak naprawdę to ja się nie nadaję do życia w związku i trochę mnie przerażają mężczyźni-powiedziałam.
-Dlaczego??
-Sama nie wiem ale mam jakąś skazę tylko nie wiem skąd ona się we mnie wzięła ale wszystko mnie w związku przeraża  od zauroczenia  do życia w małżeństwie. Według mnie to straszne.-powiedziałam jeżdżąc za rękę z Mattem.
-Nie rozumiem Cię.-powiedział Matt,a z głośników na lodowisku zaczęła lecieć moja ulubiona piosenka.
-Ja siebie czasem też nie ogarniam.
-Nie o to chodzi. Jesteś ładna, inteligentna, zabawna, a boisz się związków??
-Boję się mężczyzn.-powiedziałam-Boję się ich w sytuacji sam na sam, boję się przed nimi rozebrać, boję się praktycznie wszystkiego.
-Dziwne.
-Wiesz znam osoby z jeszcze dziwniejszymi poglądami na świat.
-Na przykład?
-Miłość jest piękna, seks jest cudowny, małżeństwo jest wspaniałe ale dzieci nie będzie.
-Ty masz chyba jednak dziwniejsze. Bo ty masz przekonania typu: Miłość nie istnieje, faceci to najgorsze zło świata, małżeństwo to katusze, rozczarowania i debilizm, a dzieci to małe piszczące bachory, które zatruwają tylko życie.
-Ta masz rację moje są jeszcze gorsze. Po prostu czasem mi się Matt wydaję, że jestem taką egoistką, że nie stać mnie na normalne życie z normalnym związkiem i za kilka lat dziećmi u boku. To po prostu nie mój styl.
-Widzisz ale ja na przykład też nie jestem gotowy na związek ale to nie dlatego, że wydaję mi się, że kobiety to skończone zło. Ja po prostu chcę się bawić i uważam, że mam czas na związek,a dzieci? Na  razie ciężko mi idzie przekonać się do jakiegokolwiek dziecka ale po prostu chcę wierzyć, że jak spotkam tą jedyną to po kilku latach związku będę chciał dać jej dziecko. Jeżeli będzie tego chciała.-zaśmiał się-bo przecież mogę trafić na taką wariatkę jak ty-zaśmiał się.
-Ścigamy się?-zaproponowałam i zmieniłam nagle temat
-Kto pierwszy będzie przy bramce do wyjścia z lodowiska..
-Może być.-uśmiechnęłam się i ruszyłam szybko przed siebie.
-Ej! Ale czekaj na mnie!-zaczął gonić mnie Matt.
Gdy byłam już przy bramce Amerykanin wpadł na mnie i znów zaliczyliśmy glebę. Śmiejąc się i nie wstając z lodowiska.
-Wiesz jesteś najbardziej nierozgarniętą, śmieszną, miłą, sympatyczną i wyjątkową w swoim rodzaju wariatką jaką znam.-powiedział śmiejąc się.
-Dzięki.-powiedziałam,a do nas podjechał Valerio z Osmanym.
-Już mi kobietę bajerujesz gdy odjadę! Musisz na niego uważać. On to największy playboy jakiego znam i w dodatku nie będzie Ci z nim tak dobrze jak ze mną.-powiedział Włoch podając mi rękę.
-Zapamiętam-uśmiechnęłam się otrzepałam z lodu i pojechałam przed siebie.
Sienit trzymała się kurczowo barierki od lodowiska,a Elena z Kazyiskim kręcili kółeczka na środku lodowiska. Nagle zaczął gonić mnie Valerio i Matt. Zaczęłam przed nimi uciekać jak najszybciej umiem. Nagle Valerio złapał mnie za bluzę ja straciłam równowagę i znów wpadłam na Matta, który wyrósł przede mną jak grzyb, po deszczu czy coś takiego. Zaliczyliśmy już 3 glebę w niedługim czasie. Tylko, że tym razem ja leżałam na nim. Zeszłam z siatkarza, podałam rękę i pomagałam mu się podnieść po czym razem z Valerio i  Mattem jeździliśmy w 3 powoli po lodowisku. Oczywiście w pewnym momencie rozgrywający się potknął i pociągnął mnie za rękę za sobą. Oboje wylądowaliśmy na lodzie. Wyglądało to tak spektakularnie, że pozostali ludzie jeżdżący na lodowisku zaczęli się z nas śmiać. Chociaż to było nic w porównaniu z glebą Juantoreny i Kazyiskiego, którą uwieczniłam, krótkim filmikiem nagranym na komórkę. Ponieważ Matej rozpędził się i zrobił przysłowiowego "pingwina", a Juantorena, który jechał za nim przeskoczył go po czym też padł jak długi na lód robiąc"pingwina." Po ponad godzinie jazdy zeszliśmy z lodu, oddaliśmy łyżwy i wyszliśmy
Pod lodowiskiem wymieniłam się z Mattem i Valerio numerami, bo musieli być zaraz w hotelu, ponieważ o 14 mają obiad, a o 15 30 zajęcia na siłowni ale omówiliśmy się, że zgadamy się gdzieś na wieczór.
-Dobra to ja lecę do domu. -powiedziałam w stronę Juantoreny, Eleny, Mateja i Zadik.
-Ale mieliśmy właśnie razem w piątkę iść do mnie i Mateja pokazać wam coś.
-To coś ważnego?-zapytałam się.
-Tak.-powiedzieli na raz Kazyiscy.
-Dobra niech będzie. Mogę iść.-powiedziałam i poszliśmy w piątkę do mieszkania Kazyiskich.
Gdy już zdjęliśmy wierzchnie ubrania i rozsiedliśmy się w salonie przy szklance soku.
-Chcieliśmy wam przekazać, że....Ja....Znaczy ja i Matej....Znaczy w sumie to ja ale dobra....Ja i Matej spodziewamy się dziecka.-powiedziała szybko na jednym oddechu.
-Nawet dwóch.-powiedział  Matej i się uśmiechnął.
-Gratuluję.-uśmiechnęłam się wstałam i najpierw przytuliłam Elene, a potem Mateja.
-Nie spodziewałam się, że w najbliższym czasie będziecie mieć dziecko, a co dopiero bliźniaki. Nie mówiliście, że się staracie.
-Wiesz jak to jest...-uśmiechnął się Kazyiski poruszając brwiami.
-Ja też wam gratuluję-powiedziała Zadik i nawet nie ruszyła dupy z fotela.
-Właśnie. Mamy do Ciebie Aniu i Ciebie Osmany jeszcze jedną prośbę.
-Walcie śmiało.-powiedział Kubańczyk.
-Chcielibyśmy choć wiemy, że to szybko bo to dopiero 2 miesiąc, żebyście zostali rodzicami chrzestnymi naszych dzieci. To co zgodzicie się?
-Kochani jasne, że się zgodzę.-powiedziałam i przytuliłam się znowu do tej dwójki.
-Ej....Ja też się zgadzam.-powiedział Osmany i wcisnął się między nami.
-Wiecie wiemy, że to tak dziwnie, że każdy z was będzie rodzicem chrzestnym dwójki dzieci ale chcemy, żeby dzieciaki miały takich samych chrzestnych, żeby nie było:"A ty masz fajniejszych chrzestnych, bo masz Ankę i Osmanego,a ja mam ciotkę Penkę i wujka Nikołaja. "
-Spoko rozumiemy.-uśmiechnęliśmy się.
-Ja mam tylko nadzieję, że nie odziedziczą waszego temperamentu, bo się pozabijają.-powiedziała Elena.
 Potem zaczęliśmy rozmawiać na jakieś błahe tematy i tak dalej. Trochę wkurzała mnie ta Zadik ale jak Osmanemu jest z nią dobrze to mi jeszcze lepiej.
Około. 15 wróciłam do domu. Wzięłam prysznic, przebrałam się w normalne, suche ubrania i usiadłam przed komputerem. Potem rodzice zawołali mnie na obiad. Mama była już w 4 miesiącu ciąży, bo jak się okazało czekała żeby mi powiedzieć do 3 miesiąca. Trochę zaczynało jej widać brzuch ale z tatą była szczęśliwa więc pozostało mi cieszyć się tylko tym szczęściem i czekać na narodziny jak się okazało wczoraj po USG mojej siostrzyczki. Gdy zjadłam już obiad i odstawiłam talerz do zmywarki rozdzwonił się mój telefon
*
Przepraszam za błędy ale prawdą jest, że nie mam ochoty na nic. Jeszcze ok 15-20 rozdziałów i bd kończyć nasze siatkarskie. Nawet mam koncepcje jak to zakończyć ale czy jeszcze tak zrobię czy coś mi się w tej łepetynie nie poprzewraca to nie wiem.
z Aska nie korzystacie i nie chcecie mnie pytać szkoda. Ale jak nie to nie. Chciałam po prostu ułatwić wam kontakt ze mną. Dobra kończę Przepraszam za błędy ale......Moja leniwa dupa i ja nie mamy ochoty tego sprawdzić. Wyczekujcie następnego.
KOMENTARZE MILE WIDZIANE.

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 68

Ja usiadłam na samym przodzie i włączyłam muzykę na słuchawkach.
Ignorując wszystkich wokół.
Około.17 byłam już z ojcem w naszym mieszkaniu.
Rozpakowałam obiad, zjadłam obiad z rodzicami i postanowiłam przejść się na spacer.
Założyłam słuchawki i puściłam sobie moją jedną z ulubionych piosenek Eldo. Szłam przed siebie i myślałam o życiu.
Co się we mnie zmieniło ? Na co tak naprawdę liczę? Co ja chcę od życia? Przed wyjazdem do Italii moje życie było mniej skomplikowane. Zawsze wiedziałam, że chcę być dla kimś tlenem. Tym moim osobistym narkotykiem. Tym czasem poznałam kilku facetów i ja się do nich przywiązałam, a oni? Oni traktują mnie jak zabawki.
Jak miałam 15 lat poznałam Juantorene. Za przyjaźniliśmy się. Gdy miałam prawie 17 lat przespaliśmy się ze sobą i chyba to zapoczątkowało ten chujowy okres w moim życiu. Gdzie po raz pierwszy zostałam omotana i owinięta wokół palca przez faceta. Dlatego postanowiłam wyjechać do Polski. Tam nad jeziorem poznałam chłopaków. Gdy dowiedziałam się, że są siatkarzami chciałam spieprzać stamtąd jak najszybciej. Lecz nie patrzyłam na nich jak na Juantorene. Dla mnie po pewnym czasie stali się kolegami. Jedni bardziej, drudzy mniej ale polubiłam ich.
Potem ten cholerny epizod z Winiarskim, który będę żałować chyba do końca życia. Żeby zapomnieć o Osmanym zaczęłam być zauroczona w kolesiu który ma żonę i syna. Na szczęście
skończyło się to szybciej niż zaczęło ale chyba Winiarskiemu muszę podziękować za jedną rzecz. Za to, że zrozumiałam, że siatkówka to nie tylko jakaś siatka, 6 przepoconych gości, którzy muszą przebić piłkę na drugą stronę przy trzech odbiciach piłki. Przez niego też zaczęłam przyjaźnić się bardziej z Grześkiem i zamieszkałam z nim w Gdańsku gdy dostałam się tam do szkoły. O Grześku myślałam jak o kumplu. Jak o bracie, jak o kimś kto zawsze będzie mnie wspierać, a ja jego i do końca życia będziemy mówić sobie wszystko co leży nam na sercu. Szkoda tylko, że wszystko popsuło się przez jedną noc. Jedną pieprzoną noc w sylwestra, której tak żałuje. Po 6 miesiącach, kłócenia się o byle bzdety zaczęliśmy być razem. Na poważnie.
Szkoda, że skończyło się to jak się skończyło.
Byłam gotowa na dłuższy związek, myślałam, że nam się uda, że to wszystko wreszcie ta prawdziwa miłość. Szkoda , że tylko ja tak myślałam i dowiedziałam się o tym, że mnie zdradzasz gdy przyjechałam do Polski odwiedzić Cię, bo się za tobą stęskniłam.
Potem znów Juantorena. On jest chyba punktem wyjściowym w moim życiu. Gdy coś mi nie wyjdzie w życiu, gdy coś nie idzie po mojej myśli. Pojawia się znowu on, a ja znowu zaczynam mu wierzyć chociaż i tak kłamie. Może nie specjalnie ale po dłuższym albo krótszym czasie znów wychodzi na to, że niestety oboje się pomyliliśmy.
Wszyscy chłopacy są tacy sami. Tak samo badziewni. Najpierw obiecują, a potem?? Potem wychodzi, że niestety starali się ale nie udało im się. Czasami mówią, że nigdy więcej Cię nie zdradzą. 12 lat po ślubie dowiadujesz się, że przespał się ze swoją była albo,  uchlał się do stanu nieprzytomności chociaż obiecywał Ci, że nigdy więcej już tego nie zrobi. Po 20 latach małżeństwa zgarniasz go z jakiejś ciemnej uliczki schlanego w 3 dupy. Takie są kobiety. Wierzą mężczyznom, a oni to wykorzystują. I choć nie dotrzymali tej jebanej obietnicy to my im wybaczamy, a oni? Oni to wykorzystują i robią to dalej. A my? My głupie dziewczyny tkwimy przy ich boku i wierzymy w każde ich głupie słowo.
Ale dość tego. Dość tej starej Anki ja nie chcę być jak każda kobieta. Nie chcę być tak samo wykorzystywana przez mężczyzn jak one. Nie chcę rodzić im dzieci i być jakimś głupim robotem, a oni będą mi się odwdzięczać kolejnymi rozczarowaniami. Cholernie boję się mężczyzn. Cholernie boję się znów komuś zaufać. Po tym całym zamieszaniu z Juantoreną po prostu nie umiem zaufać komukolwiek. Chcę zacząć sama się spełniać, nie czekać na żadnego faceta. Nie chcę być znów kogoś marionetką. Ja po prostu chcę się spełniać sobą i nie chcę już nigdy przez nikogo cierpieć w życiu. Wylałam już za dużo łez.
Po tych moich wielkich życiowych przemyśleniach wróciłam do domu. Wzięłam tam szybki prysznic i pouczyłam się, bo jutro piątek. Więc trzeba iść do szkoły po tylu dniach nieobecności...

Dni leciały jak szalone. Wszystko było, by dobrze gdybym wiedziała co chcę robić. Od gimnazjum chciałam zostać fizjoterapeutką. A teraz? Gdy już zostało parę miesięcy do matury ja nie wiem co chcę w życiu robić. Nie miałam kompletnie planu na życie. Chodziłam jak szalona na korki z angielskiego, chemii, matematyki. Tylko po co?? Jeżeli nie mam planu na swoje życie. W ciągu całego miesiąca od powrotu z Polski. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Rzadko wychodziłam z domu. Praktycznie tylko do szkoły, żeby spotkać się z Eleną, Kazyiskim i Raphaelem  czasem też wychodziłam sama na spacer w słuchawkach na uszach przemyśleć parę spraw. Zawsze mam nadzieję, że wpadnę na jakiś genialny pomysł na życie ale każdy taki spacer sprawiał, że miałam jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi i ani jednej odpowiedzi na nie. Właśnie wróciłam z mojego porannego sobotniego spaceru i ległam na łóżku słuchając muzyki.
Nagle rozległ się dźwięk mojego dzwonka od telefonu. Odebrałam mówiąc:
-Halo?
-Cześć co robisz?-zapytała się Elena.
-Leże i słucham muzyki.
-Mam dla Ciebie propozycje.
-Jaką??
-Wyjdziesz na miasto ze mną, Matejem i kolegą Kazyiskiego.
-A kim jest ten kolega Kazyiskiego?-zapytałam się.
-Tajemnica.
-Jeżeli tym kolegą nie jest Juantorena to idę.-powiedziałam.
-Ty nadal się do niego nie odzywasz?-zapytała się.
-Tak i nie mam zamiaru się do niego odzywać. Mam go gdzieś.-powiedziałam.
-Ale minął już miesiąc.
-Może minąć i 100 lat ja nie zamienię z nim ani słowa.-powiedziałam.
-To teraz będziesz udawała, że go nie znasz?
-Może....Ne ważne. To wpadniecie po mnie?
-Jesteś sama.
-Taaa...Starsi w mieście.
-To będziemy za 20 minut.
Przebrałam się w czarne rurki i t-shirt z kotem. Ogarnęłam trochę mordę i zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam mówiąc:
-Cześć. Poczekajcie moment w salonie. Wezmę tylko jakąś bluzę. Pobiegłam do pokoju założyłam czarną rozpinaną bluzę
i poszłam do salonu gdzie siedzieli Valerio Vermiglio oraz Matt Anderson.
-Kazań przyjechał do Trydentu.-powiedziała rozweselona Elena.
-Widzę. Cześć.-powiedziałam podając chłopakom rękę do uściśnięcia i przedstawiając się.
Gdy już chwilę posiedzieliśmy w salonie i zaczęliśmy rozmowę zaczęłam:
-Okey. Wszystko dobrze pięknie, fajnie ale po co ja wam jestem do szczęścia potrzebna?-zapytałam się.
-Widzisz. Iż gdybym przebywała w gronie 3 siatkarzy sama to bym zwariowała i została  uśmiercona na tym lodowisku. Więc pomyślałam, że dotrzymasz mi towarzystwa i w miarę możliwości będziesz mi pomagać w pilnowaniu, żeby któryś się na mnie nie wywalił.
-Ale ja ostatnio jeździłam jak miałam 15 lat. Nie wiem czy te łyżwy to dobra....
-Nie marudź.-powiedziała.-To co idziesz z nami?
-W sumie...I tak nie mam co robić.-powiedziałam.
-Świetnie.  To się ubieraj.
-Okey.-powiedziałam idąc do pokoju po buty i kurtkę.
Gdy już się ubrałam powiedziałam.
-Możemy iść.-powiedziałam zapinając kurtkę.
-Znowu schudłaś.-powiedziała Elena i zmierzyła mnie wzrokiem.
-Chyba w piętach.-powiedziałam.
-Jak kupowałaś ze mną tą kurtkę to leżała na tobie jak ulał, a teraz jest już za luźna. Niedługo to ty będziesz nosić rozmiar 34.
-To istnieje taki rozdział?-zainteresował się Valerio.
-Myślałem, że takie mają tylko dzieci.
-Shhh....-zasyczałam-Ale ja naprawdę dużo jem. Matka czasem mówi, że mam tasiemca.
-No to zaskocz mnie. Co dzisiaj zjadłaś?-zapytała się Elena idąc w stronę lodowiska.
-Dzisiaj jeszcze nic ale dzień młody. Dopiero 10.30 a ja przed 11 nic nie jem. Po prostu nie mam ochoty.
-Tak, a zaraz mi wkręcisz, że chudniesz dlatego, że dużo się uczysz i spacerujesz.
-Ale tak jest.
-Kłamczucha.-stwierdził Valerio-Lubię takie.-powiedział, a ja zaczęłam się śmiać
-Zgaduję. Nie żebyś wyglądał na starego czy coś, bo dałabym Ci maks 24 lata ale, że wiem z Wikipedii ile naprawdę masz lat to powiem Ci, że jakby Ci wyszedł pierwszy numerek to ja bym mogłabym być twoją córką.
-Nie wspominajmy o moim pierwszym numerze.-powiedział załamany Valerio.
-Tak źle? Przykro mi.-zaczęłam go pocieszać.
-Eee.....A twój?
-No co mój?-zaczęłam udawać głupią.
-No twój pierwszy...
-Pierwszy?-zapytałam się.
-Pierwszy raz.
-Aaaa....Dobra trochę wkręcałam domyśliłam się już o co Ci chodzi na pytaniu "A twój?". Odpowiem więc. Szału nie ma dupy nie urywa. -powiedziałam.
-Przekaże odpowiednim osobom.-zaśmiał się Kazyiski.
-Ty to tam się nie odzywaj. Całe życie z Eleną.
-Pieprzony farciarz.-powiedział Matt.
-Ja bym tego fartem nie nazwała.-powiedziałam.
-Ja też.-odezwał się Valerio.
-No pomyśl męczyć się z jedną osobą przez całe życie...
-Obiecywać jej, że będziesz świętym i nigdy jej nie skrzywdzisz....
-A potem po kilku latach małżeństwa w 90% kończy się na rozczarowaniu i rozwodzie.-dokończyłam za Valerio.
-Jezu jacy wy jesteście straszni. Ani krzty romantyzmu w was.-powiedziała Elena.
-Romantyzm..eeee....-westchnęliśmy oboje.
-Jesteście tacy dziwni, że aż kurde słodcy.-powiedział Anderson.
-Prawda pasują do siebie.-powiedziała Elena.
 -Dajcie wy mi spokój. Coś takiego jak miłość nie istnieje. Związki są głupie i człowiek się w nich tylko męczy.
-A seks?-zapytał Anderson.
-Właśnie i tu dochodzimy do wiedzy, którą nabyłam ostatnio na kółku biologicznym, że kobiecie nie potrzebny jest mężczyzna, żeby miała orgazm. I tu nasuwa się jeszcze jeden wniosek, że mężczyzna nie jest potrzebny kobiecie do niczego.-powiedziałam.
-Ale seks z mężczyzną jest chyba bardziej no.....Nie wiem...Przyjemny?!-powiedział zdziwiony moimi poglądami Anderson.
-Zależy jeszcze od zdolności tego mężczyzny.-powiedziałam.
-Chcesz ja Cię mogę przekonać. -powiedział Valerio.
-Nie...
-A może?
-Nie.
-Juantorena z Sienit na czwartej.-powiedziała Elena.
-Kurwa!-powiedziałam cicho i schowałam się za Valerio.
-To co teraz bawimy się kochanie w kotka i myszkę?-zapytał Vermiglio.
-Idź przed siebie nie odwracaj się.-powiedziałam.
-A co dostanę w nagrodę?
-Co chcesz.-powiedziałam zanim pomyślałam.-Znaczy stój! Całusa.
-Powiedziałaś, że dostanę to co chcę. Ty dobrze wiesz co ja chcę. Zresztą liczy się pierwsza oferta.-powiedział, a przed Eleną, Kazyiskim i Matem pojawił się Kubańczyk i Zadik.
-Hej wam. A kto tam ukrywa się za Valerio?-zapytał się Osmany.
-Możesz zapomnieć o jakiejkolwiek nagrodzie.-powiedziałam wychodząc zza rozgrywającego.
-Ale misiu...Jak to??-zapytał się-Przecież wiesz, że robiłem co mogłem.-powiedział, a Matej i Elena lali się ze śmiechu.
-Daj spokój.-powiedziałam.
-Ale nagroda będzie.
-Jasne misiu, że będzie.-powiedziałam robiąc sobie żarty i opierając się o jego ramie.
-To wy jesteście razem?-zapytał się zdezorientowany już całą sytuacją Juantorena.
-Jasne. Przecież zawsze wiedziałeś, że lubię starszych i bardziej doświadczonych.-powiedziałam, a Matt, Matej i Elena podpierali się już słupa.
-A tym co?-zapytała się Sienit.
-Nie wiem. Chyba Matt opowiedział im historię jak chłopacy wyrzucili jego bokserki przez okno w hotelu i spadły akurat na twarz Alekno.-powiedział Valerio.
-To nie jest śmieszne.-powiedziała Zadik.
-Jest.-powiedzieliśmy na raz z Valerio,a Matej,Matt i Elena uspokoili się i dołączyli już do nas.
-To gdzie idziecie?-zapytał się Juantorena.
-Na lodowisko.-powiedział Matt.
-O też chcę iść na łyżwy. Znalazłoby się miejsce też dla nas??
-Nie.-powiedziałam cicho pod nosem sama do siebie.
-Co, bo nie dosłyszałam?-powiedziała Zadik.
-Jasne, że możecie się do nas przyłączyć-powiedział Matej i poszliśmy tym razem w siódemkę na lodowisko.
-Ej, myślicie, że będzie nasz rozmiar?-zapytał się Matt.
-Będzie-odpowiedziałam.
-Skąd wiesz?-zapytał się Matej.
-Bo ostatnio byliśmy z klasy na łyżwach i mój kolega, który gra w kosza i ma nr. 48 buta dostał łyżwy także z wami też nie będzie problemu.-powiedziałam.
 Gdy doszliśmy na lodowisko przy tym jak brałam łyżwy podszedł do mnie Osmany i powiedział:
-Wiem, ze i tak nie jesteś razem z Valerio.
-Masz rację. Nie jestem.-powiedziałam.
-To po co ta cała szopka?
-Żeby głupi miał zagadkę.-powiedziałam i z uśmiechem odeszłam do szatni.
Gdy już zapięłam łyżwy i razem z Matem udałam się na lodowisko powiedziałam:
-Kurde...Boję się...Nie jeździłam chyba odkąd skończyłam 15 lat.
-Nie martw się. Mogę być twoim instruktorem.-poruszył dziwnie brwiami.
-Hahhahaha.
Spoko.-powiedziałam i zaczęłam jeździć przy barierce gdy Matt, kręcił już kółka na środku lodowiska.
-Może jednak pomóc.-zaśmiał się.
-Dobra.-powiedziałam podając mu rękę.
-Nie tak szybko! Bo się przewrócę.-powiedziałam śmiejąc się.
-Nie pękaj. Ze mną się nie przewrócisz.-odpowiedział, a ja poczułam, że tracę równowagę i leżę na lodzie razem z Mattem, a raczej Matt na mnie.
-Ała złaź ze mnie!-powiedziałam i usłyszeliśmy śmiechy Kazyiskiego, Eleny, Sienit, Valerio i Osmanego wchodzącego na lodowisko.
-Patrz! Zostawiam Cię na chwilę z moją Anią, a ty już na niej leżysz!-powiedział "niby"
oburzony Vermiglio.
-Ała Matt złaź!-powiedziałam śmiejąc się ze słów, które powiedział przed chwilą Włoch.
Wstaliśmy już i chciałam się otrzepać z lodu na bluzie i pupie lecz rozgrywający podjechał do mnie mówiąc:
-Poczekaj kochanie. Pomogę Ci.-powiedział i już chciał mi otrzepać lód z tyłka.
-Poradzę sobie kochanie.-powiedziałam odjeżdżając kawałek.
Potem jeździłam tak z Mattem 15 minut i o dziwo szło mi coraz lepiej.
-Jak ty mogłaś mnie tak porzucić?-zapytał się Valerio.
-Oj....Nie obraź się ale Matt jest hmmm....Bardzo dobrym nauczycielem.-uśmiechnęłam się.
-Jak chcesz ale odbijemy sobie to potem.

-Jasne-zaczęłam się śmiać.
*
Czemu coraz bardziej mam ochotę zawiesić tego bloga? 

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 67

-Czyli co gadałaś z Juantoreną?
-Nie. Nie zamierzam. Mam już wszystko gdzieś z kim on jest i gdzie się spotyka. On to dla mnie skończony rozdział. Wiesz niby chce być moim  "przyjacielem" tylko wiesz ja nie mam ochoty być jego przyjaciółką.
-Rozumiem. Pomógł bym Ci ale nie umiem.
-Wiesz. Ja nawet nie oczekuję pomocy ja muszę sama sobie z tym poradzić to wszystko strawić itp itd. Zresztą sama wiem, że ty też masz problemy.
-Nie ja raczej nie mam problemów. Moje życie to luz. Tylko ta kontuzja mi trochę ciąży.
-A ta cała dziewczyna z jeziora?
-To historia. A o tego typy historiach zapominam dość szybko.
-To chciałabym umieć tak jak ty. Niestety jak ja się do kogoś przywiążę to nie ma zmiłuj. Choćby mi robił wielką krzywdę to ja i tak mu ufam i tak chcę z nim być czy się przyjaźnić. Chodzi o kontakt. Chcę mieć z nim kontakt. Np. Grzesiek albo Juantorena. Oni przecież zrobili mi krzywdę tak. Juantorena zrobił ich już znaczną ilość tych swoich małych grzeszków i kilka większych ,a Grzesiek zrobił coś co chyba najbardziej boli kobietę. I w sumie to chociaż zerwaliśmy z Grześkiem w sobotę codziennie, bo nie ma dnia chcę z nim porozmawiać, przytulić go itd. A do Juantoreny w tej chwili czuję taki chwilowy wstręt tą całą sytuacją ale chyba nawet jakby codziennie obracał inną laskę to ja bym mu wybaczała, bo ja nie wyobrażam sobie życia bez niego jako choćby zwykłego znajomego, bo ja nie umiem bez niego normalnie funkcjonować. Nawet bez głupiej kłótni. W sumie to ja lubię się z nim kłócić, bo przynajmniej wiem, że mu trochę zależy i nie traktuje mnie jak powietrze. Więc to jest coś dziwnego.-powiedziałam a Wrona uśmiechał się do swojego telefonu i zaciekle z kimś pisał.
-Rozumiem Cię
-Wiesz co jest najgorsze Wrona? Że ja Cię kocham.-powiedziałam sprawdzając czy w ogóle mnie słucha.
-Aha. -powiedział nie odrywając wzroku od komórki
-Wzięłabym Cię na stole.-kontynuowałam
-Rozumiem.
-I rżnęła jak szalona.
-Aha.
-Zawsze podobała mi się ta bródka. Jest taka seksowna.
-Rozumiem.
-Śni mi się po nocach. Normalnie tylko marze by jej dotknąć i pocałować Cię w nią.-mówiłam coraz bardziej zła.
-Noo....-mówił dalej nie odrywając wzroku od komórki.
Ja tylko zabrałam torebkę i wyszłam z lokalu. Ciekawe kiedy Wrona się skapnie. Otwierałam samochód przyciskając odpowiedni guzik na pilocie gdy usłyszałam głos:
-Ej! A ty gdzie? Spierdolić ode mnie chciałaś?
-Daj spokój Wrona. W ogóle mnie nie słuchałeś. Tylko gapiłeś się w ten swój telefon zresztą mam ważniejsze sprawy niż siedzenie z tobą i użalanie się jak to nie mogę sobie poradzić z dużą ilością dupków w moim życiu. Muszę już jechać.
-Ja udawałem. Jasne, że Cię słuchałem. Serio myślisz, że ta broda jest seksowna? Żadna dziewczyna mi jeszcze tego nie powiedziała i na serio chciałaś mnie wziąć na stole? Ania! Ja nie wiedziałem, że ty masz takie myśli.-zaczął się śmiać.
-Hahahaha. Bardzo śmieszne. Ja tu wylewałam swoje żale, a  ty...
-Cicho.....Serio uważasz, że mam seksowną brodę?
-A ty tylko o tej brodzie!-zaczęłam się śmiać.
-No ale no muszę wiedzieć.
-Po co Ci to do szczęścia?
-No we, we, we. Powiedz.
-Tak twoja broda jest cholernie seksowna.-powiedziałam z uśmiechem.
-Żartujesz?
-Nie skąd.- powiedziałam uśmiechając się.
-No ale serio mówisz prawdę?-mówię prawdę
-Naprawdę?
-Ile razy mam Ci to powtarzać?!-westchnęłam.
-Dziękuję.-pocałował mnie w policzek.
*Następnego dnia*
Obudziło mnie pukanie do mojego pokoju. Wstałam zaspana i spojrzałam na zegarek 3.50. Otworzyłam drzwi w, których stał Kubańczyk.
-Hej. Nie widziałaś mojego telefonu.
-A co miałby robić u mnie w pokoju twój telefon?
-Wiesz wczoraj tak jakby...
-Tak jakby co?-zapytałam się zła.
-No byłem w twoim pokoju.
-Po?-zapytałam się.
-No wiesz tak jakby przeglądałem wiesz twoje rzeczy.
-Jakie rzeczy?
-No wiesz laptop, tablet, pamiętnik sprawdziłem twój kalendarz. Nie zapomnij o ginekologu w środę.
-Co zrobiłeś?-zapytałam wściekła.
-No mówię, że przeglądałem twoje rzeczy. Przepraszam byłem podpity w dodatku uroiłem sobie, że....Nie ważne. Przepraszam. To jest ten mój telefon?-zapytał się.
-Jesteś pojebany. Nie mam już na Ciebie słów. Wejdź poszukaj. Nie wiem.
-Okey.-powiedział i skierował się do łazienki.
-Czemu idziesz do łazienki?-zapytałam rozkojarzona.
-No bo tam też szukałem dowodów.
-Jakich dowodów? Ciebie pojebało?? Do reszty?
-No nieważne Ania nie roztrząsajmy tego.
-Jakich dowodów?-zapytałam.
-Żadnych. Nie ważne.
-Choć raz bądź ze mną szczery.
-Wiesz co możesz mi mówić, że jestem chujem, że mam wybujałe ego, że nie jestem odpowiedzialny ale nie zarzucaj mi, że jestem wobec ciebie nieszczery! Jasne!-powiedział zły.
-Dobrze!! Więc zadam Ci jeszcze raz pytanie! I oczekuję na nie odpowiedzi. Posłuchaj mnie. Co sprawdzałeś w moim pokoju i łazience i co to za pojebana teza?
-Od razu pojebana!-burknął-Po prostu ostatnio dziwnie się zachowywałaś, nie chciałaś ze mną gadać, stajesz się coraz chudsza. Jesteś blada masz podkrążone oczy i w dodatku ostatnio widziałem jak jadłaś chyba z 3 dni temu.
-To czego szukałeś w mojej łazience?
-Tabletek, lewatyw wiesz jakieś dziwne herbatki, ziółka, narkotyki. W pokoju szukałem jakiś zapisków w twoim dzienniku. Martwię się o Ciebie. W dodatku ciągle jesteś smutna wychodzisz ciągle z tym całym Wroną mam dziwne przeczucia odnośnie tego całego Andrzeja.
-Daj mi spokój. Jesteś ostatnią osobą, która powinna interesować się mną i moimi chorobami. Zresztą nie jestem chora!
-Tak mówi 100% anorektyczka albo bulimiczka.
-Owszem schudłam ale przecież to normalne. Raz kobieta tyje raz chudnie. Takie ciało. Zresztą moje ciało jest jeszcze w fazie dojrzewania i zmienia się. Zresztą co ja będę Ci tłumaczyć. To cię nie powinno interesować.
-To, że jestem z inną kobietą to nie znaczy, że mi na tobie nie zależy!
-Ale.....Wrona powiedział, że.......
-Ciągle tylko Wrona, Wrona, Wrona i Wrona.
-Bo Wrona jest ze mną szczery, lubi mnie, broni przy innych nawet jak uważa, że przesadzam, a potem daje opieprz gdy jesteśmy sami. To jest prawdziwy przyjaciel, a nie......A nie...
-A nie ja?? Dobra masz rację. Nigdy nie będę jak Wrona, bo jestem sobą i wiesz, że nie chcę nim być, bo to mnie kochasz, a nie jego.-powiedział zbliżając się do mnie.
-Won!-wrzasnęłam chyba na pół hotelu.
-Ania..
-Jesteś popaprańcem! Doprowadzasz mnie i siebie do rozchwiania emocjonalnego. Ty masz swoje życie ja mam swoje ty masz Sienit ja mam siebie. Tak jest najlepiej.
Może trudno w to uwierzyć ale jesteś w moich oczach spalony. Teraz wyjdź!
-Ale mój telefon!
-W dupie mam twój telefon! Wynocha!-powiedziałam próbując go wypchnąć w pokoju.
Po kilku  sekundach udało mi się zamknąć drzwi i zaczęłam się pakować, bo o 12 mamy wylot do Trydentu.
Ok. 7 byłam spakowana. O 8. Mieliśmy śniadanie.
Zeszłam z łózka i udałam się na stołówkę.
Był szwedzki stół ale ja jakoś od rana nie jestem głodna. Wzięłam tylko herbatkę i usiadłam przy tacie i jego kolegach.
-Co nie siedzisz z Kazyiskim, Raphaelem i Osmanym?-zapytał tata.
-Bo nie mam ochoty widzieć ich do końca życia.-odburknęłam.
-Coś się stało?
-Zapytaj się Juantorenę jak się biedaczek martwi o moje zdrowie! Wiesz, że on wczoraj grzebał w moich prywatnych rzeczach, bo chciał sprawdzić czy jestem anorektyczką. Czy ja wyglądam na anorektyczkę? Nie wiem czy wyglądam już tak źle czy to on jest takim debilem.
-Skłaniał bym się do tego, że Juantorena jest takim debilem..-powiedział młody statystyk.
-O wreszcie mnie ktoś rozumie!-zaśmiałam się.
Po śniadaniu każdy latał między pokojami i szukał swoich rzeczy.
-Znalazłaś mój telefon?-zapytał się Kubańczyk.
-Sam go sobie szukaj-odburknęłam i nadal nie odrywałam się od laptopa.
-Dobra.-powiedział i zaczął przekopywać mój pokój.
Po chwili znalazł się w szufladzie od mojej szafki nocnej. Zgromiłam go wzrokiem on się tylko uśmiechnął i wyszedł.
-Debil.-burknęłam już sama do siebie i zamknęłam laptopa po czym spakowałam go to torby i właściwie to byłam już gotowa na wyjazd z Polski.
Nurtowało mnie jedno pytanie. Skąd Juantorena skombinował klucz do mojego pokoju. Bez pukania wpadłam do ich pokoju i zapytałam:
-Jedno pytanie. Skąd wziąłeś klucz do mojego pokoju?
-Nie ważne.
-Mów.-powiedzieliśmy razem z Kazyiskim.
-Powiedziałem recepcjonistce, że chcę zostawić Ci w pokoju romantyczny list, bo obchodzimy rocznice ślubu.
-Serio uwierzyła?-zapytałam się.
-Tak.
-Hahahahahahaahahahaha.-zaczęłam śmiać się razem z Bułgarem.
-Jesteś pojebany.-stwierdził Matej i wrócił do pakowania swojej walizki, a ja wyszłam z ich pokoju.

 30 później wszyscy staliśmy przed hotelem i siadaliśmy do autobusu
Mam dla was mega ważne OGŁOSZENIE! Od tej pory rozdziały na tym blogu będą pojawiać się co tydzień, bo nie mam czasu i zajmuję mi to za dużo czasu w tygodniu. Przykro mi ale no naprawdę choćbym chciała to nie mogę. 
Oczywiście zapraszam na 10 rozdział TU i na mojego Aska