niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 37.

Nwm czy dalej pisać tego oto bloga, bo pod poprzednim rozdziałem były tylko 3 wasze komentarze co mnie załamało. Rozumiem, że te opowiadanie nie musi mieć 100 komów pod każdym postem ale liczyłam bym przynajmniej na nędzne 10. Mam do was  prośbę każdy kto przeczyta ten rozdział i mu się spodoba niech napiszę w komentarzu chociaż głupią emotikonkę, bo to motywuje, a Ci którzy chcą niech powiedzą co im się nie podoba co by zmieni i co mogę zrobić, żebym miała więcej komentarzy, bo pod każdym czytanym blogiem przeze mnie zostawiam komentarz co o nim sądzę i zostawiam linka, ale jak komów nie ma tak nie ma.
Dobra teraz was nie zatrzymuje i daje rozdział w wasze rączki ;D
*
Wyczołgałam się z łóżka i założyłam kurtkę oraz buty po czym wyszłam z domu. Niecałą minutę później przyjechał Winiar.
-Cześć.- wsiadłam do auta.
-Witaj.
-Co tam chciałeś?
-Nic. Pogadać jak za starych dobrych czasów. Dawno nie gadaliśmy.
-Też prawda. To może się przejdziemy?-zaproponowałam.
-Jasne. –powiedział.
Gadaliśmy tak krążąc po mieście przez dobrą godzinę. O czym? Właściwie o niczym specjalnym. Takie zwykłe rzeczy. Niby zwykła rozmowa, a czuję się już całkiem inaczej.
-Dostałem od Ciebie zaproszenie na 18 ale nie mogę przyjść, bo razem z Dagmarą jedziemy na 30 rocznicę ślubu jej rodziców więc proszę prezent.
-Przecież wiesz, że mi nie chodzi o prezent.
-Ale jednak. Fajnie dostać miły upominek.
-Dziękuje. Nie musiałeś.
-Dobra nie pierdziel tylko leć do domu, bo Ci nos odpadnie z zimna zaraz.-zaśmiał się, puścił mi oczko i zniknął w swoim samochodzie, a ja skierowałam się do domu. Zdjęłam buty odwiesiłam kurtkę i wchodziłam po cichu do dużego pokoju gdy nagle ktoś włączył lampkę i ujrzałam tam siedzącego w fotelu Gregora.
-No proszę, proszę o 1 w nocy na godzinne spacerki z Winiarskim się wychodzi.
-O! Proszę przypomniało Ci się o mnie! Skończyłeś dymać  Judytkę to pomyślałeś „Sprawdzę teraz co robi Ania! ”
-Mówiłaś mi, że mam nawet nie próbować jej zaliczyć.
-Tak. Dokładnie ale ty miałeś mnie w dupie  i tak robiłeś swoje.-powiedziałam z szklanymi oczami i głosem, który sugerował, że zaraz wybuchnę płaczem.
-No i tego nie zrobiłem! Nawet jej nie dotknąłem. Przyrzekam.
-To co z nią robiłeś przez 3 godziny u siebie w pokoju??-powiedziałam, a po moim policzku spłynęły 3 łzy.
-Wiem, że to może wyglądać bardzo dziwnie ale…… Ja z nią tylko gadałem. Uspokój się i nie płacz. Ostatnio jesteś strasznie rozhisteryzowana.
- Ostatnio jesteś strasznym chujem.- powiedziałam wchodząc po schodach i zamykając się w swoim pokoju.- Nieczułym na ludzki krzywdy i uczucia innych .-dodałam rzucając się na łóżko potem już całkiem się rozpłakałam. Wstałam koło 8. Poszłam do łazienki tam się ogarnęłam i ubrałam. Zeszłam na dół. Byłam sama. Żadnej żywej duszy. Nagle przypomniało mi się o prezencie od Winiara.
Wyjęłam małe pudełeczko i były to kolczyki z małymi kryształkami  po bokach w kształcie gwiazdek. W środku była też karteczka ”Mam nadzieję, że Ci się podoba. Daga wybierała.”
Zamknęłam pudełko i rzuciłam się na kanapę w salonie. Parę chwil później do salonu wparowała mama:
- Hej Słońce.
-Cześć.
-Co tam robisz?
-Telewizję oglądam. Nie wiesz może czy Dawid wstał mieliśmy przejść się do parku.
-Dawid poszedł z Grześkiem gdzieś już po 7 i powiedzieli, że wrócą koło 12 muszą załatwić parę spraw.
-Aha…Smutne własny brat cioteczny wolał Grześka ode mnie…
-Nie marudź-uśmiechnęła się moja mama i poszła do łazienki
Całe południe zleciało mi na leżeniu w siwych pumpach i białym rozciągniętym t-shirtcie  Grześka.
-Co Ci?-zapytała Magda schodząc po schodach i ziewając.
-Nic. Nudzę się i oglądam telewizję.
-Coś się stało?-zapytała.
-Niee…Czekam na Grześka. Musze go chyba przeprosić.-westchnęłam.
-Pokłóciliście się?-zapytała
-Mniej więcej.-powiedziałam patrząc w 48 calowy telewizor.
-Hmmm…A o co poszło?
-O spacer z Winiarem o 1 w nocy.-powiedziałam całkiem obojętna.
-Z…Z…Z tym Winiarem? Z tym siatkarzem? Przyjmującym Skry i reprezentacji polski i wgl.
-Tak.-powiedziałam.
Ok.11 do domu wpadli dziwnie uśmiechnięci chłopacy. Popatrzyłam się na Grześka i powiedziałam:
-Możemy porozmawiać?-zapytałam.
-O nie! Jeżeli masz zamiar na mnie nakrzyczeć i powiedzieć mi znów, że jestem chujem i innym takim to sobie daruj. Wytrzymam bez tego.
-Chce Cię przeprosić i pogadać, ale w 4 oczy.-powiedziałam.
-Dobra. Chodź do mnie do pokoju-powiedział ciągnąc mnie za rękę.
Wpadliśmy do jego pokoju i powiedziałam:
-Przepraszam ja wcale tak o tobie nie myślę to emocje mną tak targały.
-Ja też nie powinienem być taki wścibski. Nie moja sprawa z kim wychodzisz na spacery. Nawet jeżeli jest to mężczyzna który ma żonę i synka i wychodzisz z nim na spacer o 1 w nocy.
-Grzesiek! Przecież wiesz, że to tylko kumpel. Nie mogę tego zrobić Dagmarze.-powiedziałam.
-Wiem. Tylko. Nie kłóćmy się już  o takie rzeczy. –powiedział przytulając mnie.
-Dobra.-powiedziałam.
Leżeliśmy tak z godzinę gadaliśmy i przytulaliśmy się po czym do pokoju Grześka wpadła moja babcia:
-Zenuś! Nie do wiary! Chyba miałeś rację! Oni są razem!- wpadła i wypadła moja babcia z pokoju, a my zaczęliśmy się śmiać.
-Chyba pójdę im to wytłumaczyć nie chcę się pół godziny na obiedzie tłumaczyć.
-Babciu ale to nie tak! Ja go tylko przepraszałam, bo wczoraj się strasznie pokłóciliśmy.-powiedziałam
-No na pewno. Ja wiem swoje. Starszej babci nie okłamiesz.
-Ale ja Cię nie chcę okłamać.
-To po co się z nim przytulałaś?-zapytała się.
-Bo….-chciałam powiedzieć ale przerwał mi Grzesiek wpijając się namiętnie w moje usta.
-Tak ma pani rację jesteśmy razem ale nie chcemy, żeby ktoś wiedział. Zachowa pani to dla siebie. Rozumie pani. Nasza słodka mała tajemnica.-powiedział Grzesiek śmiejąc się.
-Tajemnica…Hmmm…Tajemnica. Lubię tajemnice drogi młodzieńcu. Dobrze niech będzie, że nikomu nie powiem.
-Panu Zenkowi też?-upewniał się Grzesiek.
-No wiesz…Zenek to inna sprawa.
-Proszę przyrzec.-powiedział Grzesiek.
-Przyrzekam. –powiedziała-Teraz możecie już iść i być spokojni. To zostanie między naszą trójką. –powiedziała moja babcia.
Grzesiek wziął mnie za rękę i znów poszliśmy do jego pokoju:
-Co to było?-zapytałam.
-No oszczędziłem Ci godzinnego tłumaczenia i tak pewnie twoja babcia by Ci nie uwierzyła i by każdemu powiedziała, że jesteśmy razem co jest nie prawdą, a tak to…
-Musiałeś mnie całować?-zapytałam.
-Wieeesz. Żeby było wiarygodniej.
-Grzesiek…Musze Ci coś powiedzieć
-Co tam?-zapytał.
-Bo widzisz Grzesiek ja Ci muszę powiedzieć, że od tego sylwestra nie traktu….-chciałam już powiedzieć cała prawdę gdy mama krzyknęła:
-Obiaad!
-Dokończymy po obiedzie-powiedziałam smutna i wstałam z łóżka
Weszliśmy do kuchni gdzie każdy już siedział. O dziwo Grzesiek nie siedział już koło Judyty, a koło mnie.
-To powiedz Grzesiek Ania jest bardzo zła?
-Ja nie narzekam. Mogło być gorzej. Anka i tak jest aniołem prawie. Nie licząc tego tygodnia.
-Taa…Mieliśmy trochę spięć…
-Trochę? Ty się chciałaś przeprowadzić do internatu nawet z środy na czwartek w nocy nie odbierała moich telefonów i spała u swojej koleżanki w internacie.
-Bo… Trzeba było nie zaczynać.
-Tak, a potem nawet jak się pogodziliśmy to były przez 3 dni non stop awantury. Ja już w sumie tak sobie po cichu po tych naszych awanturach siedziałem w fotelu i czekałem kiedy wpadną do nas funkcjonariusze policji.
-Taka zadyma była?-zapytała Magda.
- Prawie talerze szły. –powiedział Gregor.
-Coś czuje, że musimy wam w najbliższym czasie niezapowiedziany nalot z tatą zrobić. –stwierdziła moja mama.
-Nieee! Gregor! Po co ty to mówiłeś!
-Bo….  Sam nie wiem. Miałem taką zachciankę.
-To ty będziesz przyjmował moich rodziców. – zaśmiałam się.
- No dobra. Skończmy ten temat. No to Grześ co tam u twojej dziewczyny? Tej…- mój tata zapomniał imienia.
-Martyny… O właśnie! Mogę wam powiedzieć rymowankę o tym imieniu!
-Nie proszę Cię…-zawył Grzesiek.
-Dawaj.-powiedział wujek.
-Ale tam jest niecenzuralne słowo.
-Jedno?- upewnił się dziadek
-Tak.
-To jedziesz. – powiedział tata.
-Wszystkie Marty i Martyny to skurwysyny! – zarymowałam.
-Aniaaa! Grześkowi teraz jest smutno! - Powiedziała moja mama.
-Nie prawda. Grzesiek znał tą rymowankę Martyna zresztą już też.
-Nie żartuj sobie, że powiedziałaś tą rymowankę prosto w oczy tej biednej dziewczynie.
-Tam. Prosto w oczy od razu. Nie tam… Żadne prosto w oczy.
-Nie to raczej było tak ”Cześć. Jestem Martyna”, a Anka „Hej Ania.” Anka się odwraca idzie do pokoju i w drodze po cichu mówi wszystkie Marty i Martyny to skurwysyny.
-No i tu  przyznać musisz rację!- zaśmiałam się.
-Nie powiem przy wszystkich, że moja dziewczyna jest… dziwna. Fakt ma swoje zagrania ale jest miła i fajna i ładna…
-Ma też donośny głos nie zapomnij też o tym- zaczęłam się śmiać ale na szczęście moja rodzinka nie załapała tematu. –Zresztą ona nie ma dziwnych zagrań ona ma idiotyczne zagrania. Któregoś wieczora tak o 8 wracam z treningu i zostawiam torby w pokoju i idę do kuchni. Robię sobie herbatę i kanapki, a ta „Grzesiek jest mój odpierdol się od niego. ”
-A ty jak na to zareagowałaś?-zapytała się Judyta.
-Najpierw zaczęłam się śmiać z jej głupoty wniebogłosy ale potem… Krzyknęłam do Grześka „Weź to coś ode mnie! ” To było coś takiego! No ale! Ona zachowała się nienormalnie. Bo po pierwsze ja wtedy byłam z Bartkiem, a po drugie ja nawet nie siedziałam wtedy z Grześkiem, bo to był taki okres, że się tylko mijaliśmy, bo albo Rusek i Kamiński do Ciebie przychodzili albo jacyś tam inni.
-No zrozum dziewczynę! Taki Grzesiek zjawia się raz na milion ja to bym o niego walczyła. –powiedziała moja mama.
-To skąd ta pewność, że między nami nic nie ma?-zapytałam się.
-No bo jesteś za głupia i doceniasz wszystko dopiero jak to stracisz. Zobaczysz Grzesiek weźmie ślub, a ty będziesz mówić ”Jaka ja byłam niedorozwinięta, że z nim nie kręciłam.” –powiedziała moja mama, a ja byłam w szoku, że ona zna takie słownictwo.
-Mamo! 18 lat mam! Nie swataj mnie! Przyjdzie czas poznam kogoś nowego albo rozwinę w innym kierunku jakąś znajomość i wiesz. Teraz muszę się wyszaleć na pewno nie będę brać ślubu przed 24 rokiem życia. Zresztą Grzesiek jest dla mnie za stary. 7 lat różnicy. Trochę dużo. – powiedziałam.
-Taka różnica to nie żadna patrz ty będziesz miała 31 on 38. Nie widać. Ty masz 18 on 25. Taka różnica jest do przeżycia.
-Okey ale może serio ja nie chcę na razie nikogo mieć. Nie swataj mnie z nikim. Proszę…
-Dobra. Dzieciaki już po 15. Zacznijcie się ogarniać, bo nie zdążycie. - Zarządził mój tata.
My się zebraliśmy. Ja poszłam do mojej łazienki przy sypialni, a Grzesiu biedaczek został bez łazienki. Magda zajęła wraz z Judytą jedną łazienkę, a Dawid drugą.
-Chodź. Przygarnę Cię.
-Jak miło. Tylko, że ja muszę wziąć prysznic.
-Przez te szyby nie widać kto się kąpie ale widzisz co robią inni w łazience. Sorry wyszła bym ale nie mogę muszę włosy wysuszyć i zrobić sobie tapetę i takie tam.
-Spoko. Tylko muszę się gdzieś rozebrać. Weź sobie ręcznik rozbierz się u mnie w pokoju i przyjdź tu obwinięty ręcznikiem. Potem jak wejdziesz to się odwiniesz i położysz ręcznik na tej ściance. Proste?-zapytałam się go.
-Jesteś najlepsza i najwspanialsza. Kocham Cię. – pocałował mnie w policzek.
-Tak wiem. Jak siostrzyczkę. Wolałabym żebyś pokochał mnie jako kobietę.-powiedziałam sama do siebie pod nosem. Suszyłam włosy i nawet nie zwracałam uwagi na Grześka.
Ok. 17 30 byłam gotowa. Położyłam się do siebie na łóżko, a obok mnie zaraz pojawił się Gregor. .
-Właśnie zapomniałem Ci się pochwalić.
-Co się stało?-zapytałam.
-No wiesz. Nie jestem już z Martyną.
-Od??
-2 godzin, bo trochę Cię okłamałem, że pozwoliła mi tu jechać. Nie pozwoliła i powiedziała, że czeka do mnie do soboty do 16 jak się nie zjawie w Gdańsku to jest definitywny koniec.
-Czyli możesz dzisiaj rwać tyle ile chcesz.
-Nie raczej dziś, będę sobie siedział z tobą spokojnie siostro.
-Ej, a twoi rodzice nadal myślą, że jestem  twoją dziewczyną.
-Tak i co najgorsze namawiają mnie na zaręczyny. Masakra.
-Ja nie będę brać z tobą ślubu! Wybacz! Mogę zrobić dla Ciebie wiele wytrzeć Ci spodnie w kroku jak ubrudzisz je sosem musztardowo-miodowym albo nawet zrobić z siebie pajaca i frajera ale ślubu nie będzie.-zaśmiałam się.
-To może chociaż poudajemy , że się zaręczyliśmy, a potem ja coś sknocę i o.
-Pogadamy jutro. Teraz czas na balety i fajne dupy.- zaśmiałam się,
-Masz jakieś ładne koleżanki?
-Ja mam tylko takie.-zaśmiałam się.  
-Ej! Już czas się zbierać.- wparował do pokoju Dawid.
-Idziemy.-powiedziałam podnosząc się z łóżka- Grzesiek?
-Słucham?
-Weź mnie pilnuj żebym czegoś nie odwaliła. Znaczy odwalać mogę tylko, żebym nie zabalowała zbytni o z jakimś chłopakiem.
-Spoko.-powiedział wychodząc z pokoju.

Ja i Grzesiek pojechaliśmy z moimi rodzicami, którzy jak mówią będą pilnować nas młodzież.
A Judyta, Magda i Dawid wzięli samochód taty Magdy i Judyty i pojechali za nami.
Ok.19 byliśmy na miejscu.
-Nieźle to wygląda.- powiedział Łomacz  wchodząc.
-To dobrze.
 -Zaraz powinni się pojawiać pierwsi ludzie. Więc tu poczekajcie, a my pójdziemy zobaczyć czy wszystko gra do kuchni.
-Ok.-powiedziałam.
Usiedliśmy sobie na scenie na, której rozstawiony był sprzęt muzyczny. Potem pojawili się Dawid, Magda i Judyta, a 2 minuty po nich Marcin, Krzysiek, Olka i Kaśka.
-Sto lat! –zapiszczała Olka rzucając się na mnie.
-Dzięki.
-Hej.-uśmiechnął się Marcin.
-Czeeść! Jak ja Cię dawno nie widziałam!
-Bo dawno Cię w Bełchatowie nie było.
-Tak. Też prawda.- zaśmiałam się.
-Proszę. Od naszej czwórki.- powiedział Krzysiek wręczając mi małą torebkę na prezent.
-Dzięki. –uśmiechnęłam się.
-To co czekamy na resztę?
-Owszem. -Zaśmiałam się.
-To może w między czasie przedstawisz mi tego ów chłopaka, który za tobą stoi.
-A! Zapomniałam. Moi drodzy to jest Grzesiek. Mój przyjaciel z, którym mieszkam w Gdańsku.
-A ten o, którego Kurek był zazdrosny!- zaśmiała się Olka.
-On był zazdrosny o Grześka?! Kiedy!-zdziwiłam się.
-Mój ukochany braciszek cały czas utrzymuje kontakt z panem. K nawet się przyjaźnią i co więcej on mu powiedział po tym meczu w Gdańsku 2 tygodnie temu, że teraz to na pewno do niego nie wrócisz, bo widać, że kochasz Grześka i siedział u nas w mieszkaniu pół nocy załamany.
-Błagaaam! To takie…-zaczęłam
-Chore.-dokończył za mnie Grzesiek.
-Właśnie. – powiedziałam.
-Dobra my spadamy zająć miejsca potem się zgadamy.
-Spoko. Zajmij też dla mnie Ola. –uśmiechnęłam się.

-I dla mnie. Ale wiesz tak koło Ciebie.-puścił oczko do brunetki.

czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 36

-Jak ty możesz tak oceniać ludzi?-oburzył się Łomacz
-Normalnie. Chyba się za bardzo zmieniłam. To co zrobimy coś dobrego na kolacjo-śniadanie?-zapytałam.
-Właśnie uświadomiłaś mi też, że nie jedliśmy kolacji.
-Widzisz. Jaka ja mądra.
-Dobra to co robimy??-zapytałam.
-Mam ochotę na… spaghetti. – powiedział po czym idąc za mną do kuchni pocałował mnie w policzek.
-Co Ci się stało?- wypaliłam nagle.
-Ale o co chodzi?
 -Jesteś taki miły, przymilasz się… Tak jak nie ty ostatnimi czasy.
-Ja zawsze taki byłem ale może nie zwracałaś na to uwagi, bo traktowałaś mnie jak brata-podszedł do mnie bliżej- Może coś się zmieniło-wyszeptał mi do ucha po czym powiedział „Idę się w coś przebrać nie będę przed tobą paradować w samych bokserkach.”
-Jpdl! Grzesiek! Znów zaczynasz! Wiesz, że nie lubię tematu tamtej nocy. Stało się. Trudno, nie odstanie się ale nie przypominaj mi l tym na każdym kroku, bo i tak czuję się jak dziwka, bo przespałam się z najlepszym przyjacielem! Co nie powinno mieć miejsca! Zresztą sam sb rób te spaghetti. Nie jestem głodna.- powiedziałam trzaskając drzwiami od pokoju.
Współczuję naszym sąsiadom. Teraz kłócimy się non stop nawet o 5 nad ranem. Niedługo się chyba wyprowadzą albo jakąś rozprawę w sądzie nam założą za zakłócanie ciszy nocnej i innego tego typu rzeczy. W najlepszym przypadku ktoś kiedyś naśle na nas policję.
-Przepraszam…-powiedział Grzesiek otwierając drzwi-Nie myślałem. O 5 rano nie myślę. Mam tak w naturze. Przepraszam… To się nie powtórzy.. Znaczy postaram się, żeby to się nie powtórzyło.
-Dobra…Nie ważne. Przynajmniej nie nazwałeś mnie suką.
-Jest mi głupio za to co się stało.
-Czasu nie cofniesz. Możesz jedynie zmienić przyszłość.- powiedziałam poklepując miejsce na łóżku obok mnie.
Chłopak szybko się tam ułożył i przytulił mnie. Kolokwialnie rzecz ujmując z naszego rannego spaghetti nici ale za to poleżeliśmy sobie nic nie gadając do 640. Wydawać  by się mogło, że rozumiemy się bez słów albo po prostu Grzesiek bał się odezwać, bo znów za coś co powiem strzelę focha i tyle z tego będzie. Potem zebrałam się do szkoły. Lekcje minęły znośnie. Wyszłam ze szkoły i zobaczyłam Gregora podpierającego się o swoje  czarne BMW. Przeszłam na drugą stronę ulicy i wiecie co?! Widziałam wzroki wszystkich dziewczyn na naszej dwójce.
-Hej.-powiedziałam podchodząc.
-Cześć.-pocałował mnie i mocno przytulił.
Niczym jakiś… Kurde… Nie mam takiej bujnej wyobraźni, żeby wymyślić tak na poczekaniu jakiegoś porównania.
-Grzesiek?! Co ty odpierdalasz?!- zapytałam szepcząc.
-Potem Ci opowiem teraz udawaj szczęśliwą i zakochaną. Rozumiesz?- zapytał.
Ja tylko pokiwałam głową na tak. Grzesiek otworzył mi drzwi od samochodu od strony pasażera po czym sam wsiadł do samochodu i odjechaliśmy z piskiem opon.
Gdy Grzesiek chciał otworzyć już usta rozdzwonił się mój telefon. Odebrałam połączenie:
-Stara. Co to za akcja z Łomaczem pod tą szkołą?- zapytała mnie Kaśka.
-Jeszcze sama tego nie wiem ale zaraz się dowiem i gwarantuje, że menda nie dożyje drogi do Bełchatowa. Jak coś to Ci potem napiszę. Muszę kończyć. Wiesz. Tortury na Grześku nie będę się same wykonywać.-spojrzałam na niego złowrogo, a on przełknął tylko ślinę i poluzował palcem swój zimowy szalik zaciśnięty na gardle.
-Spowiadaj się Grzegorzu Łomaczu co to było?! Do kurwy nędzy! Nudzi Ci się! Nie masz co robić! Tylko odstawiasz jakiś pieprzony teatrzyk przed moją szkołą! Pierwszy i ostatni raz po mnie przyjechałeś! Zrozumiano!
-Spokojnie. Daj mi to wytłumaczyć.
-Już za dużo rzeczy Ci dałam. – powiedziałam po czym skarciłam się natychmiast w myślach: ”kurwa jak to dwuznacznie zabrzmiało.”
-No daj spokój. Tam była po prostu dziewczyna z, którą spędziłem noc. Wiesz miałem się odezwać ale…. No ona nie jest w moim typie i adekwatnie nic do niej nie czuję więc…
-To była laska na jedną noc. – dokończyłam za niego – Mnie też traktowałeś w tej kategorii? To smutne. Własną przyjaciółkę.
-Nie traktowałem Cię tak! Dobrze o tym wiesz! Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę i gdyby nie ten pieprzony Kubańczyk to zapewne wtedy…… Zresztą nieważne.
-Ja pierdziele. Nie ważne. Trudno. Powiedz mi chociaż jak ta dziewczyna się nazywała
-Bo ja wiem. Nazwiska to ja jej nie znam… Wiesz w klubie się poznali…
-Nie chcę tego słuchać. Po prostu mi ją opisz i powiedz jak ma na imię.
-No taka tleniona blond. Klaudia.
-Ja pierdziele. Komedia. Z kim ty sypiasz? Zresztą nie odpowiadaj mi na to. Nie chcę słyszeć o twoim rozwiązłym trybie życia.
-Teraz jestem z Martyną więc on nie jest rozwiązły. Był ale jestem już z Martyną. Teraz liczy się tylko ona i ty ale Ciebie traktuje w zupełnie innym przedziale.- powiedział przełączając biegi .
-Grześ.. ja nawet nie chcę wiedzieć w jakim ja przedziale się u Ciebie mieszczę, bo bym była pewnie zdruzgotana.
-Jak tam chcesz.-uśmiechnął się.
Ja już miałam dość. Chciałam się wyłączyć. Założyłam słuchawki na uszy i słuchałam Borixona i jego najnowszego albumu Rap not dead.  W końcu usnęłam. Obudził mnie Grzesiek wjeżdżający na Parking MacDonald’s.
-Kupujemy w McDrive?
-Jak chcesz.
-A co będziesz chciała?
-Nwm. Hmm… Big Mac’a.
-Zestaw? –zapytał się mnie wjeżdżając w kolejkę do okienka z zamówieniami.
-Owszem.
-Proszę – podałam mu dwie dychy za moje zamówienie.
-Nie ma mowy. Ja kupuję… -powiedział podjeżdżając coraz bliżej okienka.
-Dobra ale ja stawiam w drodze powrotnej.- powiedziałam poddając się i wrzucając banknot gdzieś do torby.
W końcu udało się nam dotrzeć do okienka Grzesiek zaczął rozmawiać z panią z przez głośniczek.
-Ja poproszę. MacWrap’a w zestawie.
-Musztardowo-miodowego?
-Tak.-odpowiedział Grzesiek.
-A co do picia?
-Fanta.
-Dobrze, a co dla dziewczyny?-palnęła dziewczyna przyglądająca się nam z okna.
-Big Mac’a w zestawie.
-Dobrze, a do picia co będzie?
-Co chcesz tygrysku do picia?-zaczął się wygłupiać Gregor.
-Palant. Coca-Cole prosiaczku- teraz to ja miałam z niego bekę i ledwo wytrzymywałam ze śmiechu. Normalnie rzucałam się po tych fotelach jak dzika.
Potem pojechaliśmy do drugiego okienka odebrać nasze jedzonko i zapłacić po czym pojechaliśmy dalej. Znaczy. Trudno to nazwać jechaniem ,bo Grześ jadł i prowadził na raz. Znaczy. Ja karmiłam go frytkami i dawałam po kęsie MacWrap’a. Nagle skapnęło mu trochę sosu na jeansy i powiedział:
-No weź mnie wytrzyj.
-Chciałbyś. Wiesz gdzie to Ci skapnęło?
-Gdzie?! Na spodnie, a gdzie!
-Na krocze tumanie, a ja Cię tam dotykać nie będę.
-No to co mam sam się wytrzeć i spowodować wypadek drogowy! Mamy spędzić twoje urodziny w szpitalu! Tego chcesz?!-zapytał się mnie.
-Ale ja nie chcę.
-Ale to są nowe jeansy! Ja za nie 2 stówy dałem! No zlituj się Anka!
-Niech ci będzie.- powiedziałam biorąc chusteczkę w dłoń.
Szybko wytarłam to miejsce gdy Grzesiek powiedział:
-Było można!?
-Było.-powiedziałam.
-To po co te marudzenie?! Nie bój się mnie nie jestem aż takim pedofilem, żeby gwałcić przyjaciółki w samochodzie.
-Ja myślę. Już serio nie wiem do czego jesteś zdolny. –zaśmiałam się.
-Nie oceniaj mnie tak nisko- powiedział naburmuszony.
-Dobrze Grzegorzu.
-To teraz daj gryzka  MacWrap’a.
-Tylko się nie upierdol- powiedziałam przystawiając mu  tortille do buzi.
Reszta drogi minęła nam w porządku na normalnej rozmowie o ile pomiędzy naszą dwójką kiedyś taka normalna rozmowa wyniknie. W końcu dojechaliśmy pod mój dom. Od razu zobaczyłam 7 osobowy samochód mojej ciotki na podjeździe.
-Szykuj się na Teksas-powiedziałam wychodząc z samochodu i biorąc swoją torbę z bagażnika.
Stanęliśmy przed drzwiami mojego domu. Wzięliśmy głęboki wdech i wpadliśmy do środka wołając:
-Jesteeeśmy!
- O wnusiu!-szybko(o ile w tym wieku można być szybkim) doskoczyła do mnie babcia.
-Ania jak ja Cię dawno nie widziałam! Co to za chłopiec! Jaki miły! – zaczęła przyglądać się mu moja ciocia
-Cześć babciu- przytuliłam ją i pocałowałam w policzek po czym stanęłam i przedstawiłam każdemu:-To jest Grzesiek. Przyjechał ze mną.
-Zawsze wiedziałem, że masz gust do chłopaków ale, że aż taki. Wychylił się z salonu Dawid.
-Dawid!!!- zapiszczałam i od razu pobiegłam się do niego przytulić.
Właściwie to rzuciłam się mu na szyję.
-No to ile już jesteście razem??- zapytał się mój wujek.
-A, że ja i Grzesiek?? Nie… My nie jesteśmy razem. To tylko mój PRZYJACIEL- podkreśliłam ostatnie słowo.
-Czyli tak się na to teraz mówi.- zaśmiał się dziadek.
-Nie dziadku. Chłopak to chłopak, przyjaciel to przyjaciel.- uśmiechnęłam się.
Przytuliłam się z każdym i usiedliśmy sobie na kanapie w salonie. Oczywiście siedziałam sobie na kolanach u Grześka.
-Ufam, że mi nic nie zrobisz.-powiedziałam poprawiając się na jego kolanach.
-Zobaczymy czy jednak jestem taki zły jak mnie określasz. – powiedział Grzesiek.
-Ja Cię wcale źle nie określam…- powiedziałam.
-Określasz.-przerwał mi.
-Ach Ci młodzi zakochani…- podsumował naszą kłótnie dziadek.
-Przecież każdy po raz enty powtarza Ci, że oni są przyjaciółmi!-wtrąciła się moja babcia.
-Każdy tak chrzani, a potem nagle w ciąże ze sobą zachodzą.- podsumował nas dziadek, a cały dom ryknął śmiechem.
-Nie tato. Zapewniam Cię, że pomiędzy  tą dwójką nie ma nic oprócz przyjaźni.  To jest niemożliwe, żeby oni byli razem.
-To dlaczego?-zapytałam się z zaciekawieniem.
-No bo Grzesiek traktuję Cię jak siostrę, a ty jego jak brata.
-Tak też prawda.-odpowiedzieliśmy równocześnie, a teraz każdy z nas się śmiał.
-Wiecie jak to się nazywa??- zapytał się nas Dawid
-Nie. –odpowiedziałam.
-Bliźniaczy instynkt.-po czym cały dom znów zaniósł się śmiechem.
-Serio? Co w tym śmiesznego?? Właściwie to czemu jeszcze nie jemy??-zapytałam się.
-Bo oczekujemy jeszcze na wujka i…
-Oni mieli być w sobotę ale będą dziś. Zrobimy taki miły zjazd rodzinny przy okazji.
-Ta miły. –powiedziałam sama do siebie.
Siedzieliśmy tam rozmawiając Grzesiek opowiadał różne ciekawe historie z życia wzięte i świetnie dogadywał się z Dawidem. Zresztą cała rodzina  go polubiła. Tylko tak ten dziadek nam się dziwnie przyglądał. Zresztą nieważne. Na szczęście koło 20 rozległo się dzwonienie domofonu. Szybko otworzyłam im bramkę, a potem drzwi.  Przywitałam się z każdym po kolei i gdy wpadliśmy razem do pokoju Grześkowi oczy zaświeciły ja tylko szepnęłam mu na ucho:
-Nawet o tym nie myśl. To moja rodzina…
-Aniaa….
-Cicho.. Masz Martynę…
-Skok w bok nikomu nie zaszkodzi.
-Babiarz z Ciebie straszny. – dodałam odchodząc i udając się w stronę kuchni. Tam już sprawnie uwijała się moja mama z tatą.
-Pomóc?
-Nie.  Idź. Zaproś ich do stołu już wszystko gotowe.- powiedział tata.
-Dobrze.- odpowiedziałam
Wpadłam do salonu, a tam co!? Grzesiek który zawzięcie dyskutował z Dawidem i Judytą. Zwłaszcza Judytą.  Powiedziałam tylko:
-Chodźcie  wszyscy na kolację.
 Usiedliśmy razem przy wielkim stole w jadalni i oczywiście co?! Grzesiu już zapomniał całkowicie, że przyjechał tu bo są moje urodziny i chciał poznać sam z własnej nieprzymuszonej woli moją rodzinę.
On woli zająć się Judytką.
-Co siostra nie w humorze jesteś?-zapytał Dawid nakładając sobie jedzenie.
-Grzesiek kręci z Judytą. – powiedziałam szeptem.
-O ile się orientuję to nie jest twój chłopak.- odpowiedział szepcząc Dawid.
-Ale kręci z moją siostrą! To bardziej złożona historia. Nie mam chęci o tym teraz gadać. – powiedziałam.
-Kto chcę winka?-nagle zapytał mój tata.
-Ja poproszę. –powiedziałam unosząc kieliszek do wina.- Jestem już prawie pełnoletnia.
-Dobra. Niech Ci będzie. –powiedział nalewając mi wino.
-To kto jeszcze? – powiedział nagle cały tabun  ludzi podstawił kieliszki ale, że mój tata jest zapalonym wino maniakiem to miał jeszcze przynajmniej 15 butelek przygotowanych na ten wieczór.
-Powąchaj i delektuj się zapachem, bo pić będziesz mógł dopiero w marcu Dawidku.-zaśmiałam się.
-Jak w Marcu?! Tu się puknij! –wskazał na czoło mój tata-Mojemu chrześniakowi to zaraz naleję. Dawaj Dawid kieliszek.-powiedział tata.
-Czuje się oszukana! Ja musiałam czekać do 18!- powiedziałam z udawanym fochem na co wszyscy parsknęli.
-Przecież ty w tym Gdańsku możesz robić co chcesz.- skwitowała mama.
-Ale ja jestem grzeczna! Prawda Grzesiu?-zapytałam się.
On tylko się na mnie popatrzył i powiedział:
-No wieeesz…….
-Widzisz nawet Łomacz Cię wsypał!-zaśmiała się Madzia.
-Tak. Chyba bardzo chcę dzisiaj nocować na dworze.-powiedziałam patrząc na niego wzrokiem mordercy.
Ok.22 zrobiło mi się najzwyczajniej w świecie słabo, a fakt, że Grzesiek i Judyta prawie wymieniają się śliną przy tym stole i nikt nie zwraca na to uwagi nie dodawało mi zbytniego wigoru.
Założyłam tylko uprzednio założony sweter na krzesło i powiedziałam:
-Idę na chwilę na dwór. Duszno mi.
Po czym wyparowałam z jadalni. Każdy się świetnie bawił oprócz mnie. Masakra. Siedziałam sobie na tarasie chociaż było -2 stopnie C na dworze i popalałam czerwone Marlboro. Nie pytajcie skąd wzięłam. No dobra. Powiem wam. Mój ojciec kiedyś palił. Potem rzucił ten nałóg, a w szafce na przedpokoju stoi jeszcze kilkanaście opakowań tych fajek i jak mam kryzysową sytuacje to je zapalam.  Nagle ktoś wyszedł na taras.
-Co tam?-zapytał Dawid.
-Grzesiek się chyba trochę zapomniał. Wkurwił mnie.  Masakra.
-Zależy Ci na nim.
-Nie chodzi o to czy mi zależy czy nie. To chodzi o to, że on kręci z Judytą! Judytą! Która jest moją siostrą cioteczną! Przecież on ma dziewczynę on jest w Gdańsku ona w Warszawie. Zresztą w sumie. Już mnie to nie odchodzi co ten kutas robi. Mam go  dupie.
-Ale to chyba dobrze, że chce sobie ułożyć z kimś życie!
-Ty tego nie rozumiesz! Opowiem Ci coś tylko nie tu i nie teraz. Rano wyjdziemy do parku to Ci to wszystko dokładnie opowiem.
-Jesteś o niego zazdrosna.
-Owszem jestem ale mam powody. –powiedziałam gasząc fajkę i wchodząc do domu.
Tam ujrzałam prawie pusty stół. Znaczy uprzątnięty.
-Gdzie są wszyscy? –zapytałam mamy krzątającej się po kuchni.
-U siebie.
-A Łomacz?
-Też u siebie.
-A  w, którym pokoju on śpi?
-W tym naprzeciwko Ciebie.
-Spoko.  Niech sobie śpi czy tam całuje się z Judytą czy tam co on teraz robi.-rzuciłam obojętnie wchodząc po schodach na górę. Był moment, że chciałam wejść do jego pokoju ale stwierdziłam, że nie. Może sam sobie o mnie przypomni. Leżałam tak w łóżku ok.1 z laptopem w ręku nagle Winiar napisał mi:
„Słyszałem, że jesteś w Bełchatowie.”
„Dobrze słyszałeś”
„Masz czas się przejść?”
„Dla Ciebie zawsze”
„Będę za 15 minut pod twoim domem.”
„Lajt”

„Czekaj już na mnie.”
*
Mamy rozdział. Sorry, że nie dodałam wczoraj ale tak jakoś wyszło. Co do rozdziału przepraszam, że taki badziewny, dupny ale nie mam weny. Przepraszam też za błędy ale nie mam czasu tego sprawdzić. No to czekam na wasze opinie i komentarze piszcie co wam się podoba w moim blogu co mam zmienić itd. Zapomniałam jeszcze czy jest ktoś chętny żebym napisała nowe opowiadanie o Felipie Fontelesie, bo mam je w planach ale nie wiem czy wam ten pomysł przypadnie do gustu ;D Do następnego ;D 

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 35

Potem zaczęłyśmy gadać na inne tematy i tak dalej. Umówiłyśmy się, że jutro załatwię wszystkie papiery żebym mogła zamieszkać w internacie z Kaśką, a od poniedziałku będę mieszkać tu na stałe.
Ok.6 poszłam po ubrania do mieszkania Grześka. Chciałam wejść niezauważalna. Trochę się mi nie udało, bo obudziłam Grześka śpiącego na kanapie.
-Ania…Czekałem. Czemu nie odbierałaś ? Telefon Ci się rozładował?
Ja go po prostu olałam. Poszłam do łazienki. Przebrałam się, spakowałam  trochę ciuchów i najpotrzebniejsze rzeczy jak ładowarka itd. Już miałam wychodzić z pokoju gdy wpadł do niego Grzesiek.
-Ania. Przepraszam.
-Daruj sobie. Powiedziałeś to co chciałeś ja zresztą też. Od poniedziałku nie będę tu mieszkać. Nie będę Ci nie przeszkadzać i nie będę z twojego mieszkania robić burdelu. Zrozumiałam w końcu, że w tym mieszkaniu nie ma miejsca na taką dziwkę jak ja. –powiedziałam ze łzami w oczach.
-To nie tak.- wydusił Grzesiek.
-Dobrze wiemy, że tak jest. Ja też wiem, że jestem zwykłą dziwką. Zrozumiałam, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Dlatego się wyprowadzam.
-Daj spokój. To tylko słowa.
-Dla Ciebie to tylko słowa! A dla mnie! Ty wiesz jak ja się czułam! Wiesz, że za insynuowałeś mi , że nie znasz  gorszej dziwki niż ja!
-Ty mi powiedziałeś, że spotykam się z dziwką!
-To była obrona ty zacząłeś .
-Nie prawda! To ty zaczęłaś się na mnie drzeć, że skąd wiem jak ty myślisz i tak dalej.
-Bo próbowałeś ze mnie zrobić debilkę! Wystarczy powiedzieć” Sorry. Zapomniałem. ”- powiedziałam
-Nie prawda! Nie chciałem z Ciebie zrobić debilki! Wmawiaj sobie dalej daleko zajdziesz!- krzyczał.
-Widzisz. Znów zaczynasz. Wychodzę. Wrócę potem po resztę rzeczy.-powiedziałam spokojnie.
Wróciłam do pokoju Kaśki i rzuciłam torbę na łóżko. Potem poszliśmy do szkoły. Na dużej przerwie udałam się po wniosek, żebym mogła zamieszkać na stałe w internacie. Niestety. Na razie nie mogłam tam zamieszkać. Przynajmniej do weekendu, bo potrzebny był mi podpis, któregoś z rodzica. Dobrze, że jadę na weekend do domu, bo mam urodziny. Wróciłam z Kaśką po szkole do internatu. Leżałam sobie tak na łóżku słuchając muzyki w słuchawkach gdy nagle do pokoju wpadła Kaśka:
-Ania…Ktoś do Ciebie…-powiedziała otwierając szerzej drzwi.
Ujrzałam w nich stojącego Grześka.
-To ja was może was zostawię.- powiedziała Kaśka ulatniając się z pokoju.
Grzesiek chwile stał w drzwiach po czym je zamknął i usiadł na moim łóżku.
-U Ciebie w pokoju jest wygodniejsze.-stwierdził po chwili.
-To jest mój pokój.
-Nie. Twój pokój jest u NAS w mieszkaniu.
-Raczej u Ciebie. Ja już tam nie mieszkam. Mama wpłaci Ci kasę za ten miesiąc spokojnie.
-Mi nie chodzi o kasę.
-Ja wiem, że Ci nie chodzi o kasę. Ty chcesz mieć święty spokój. Wreszcie to zrozumiałam i się dlatego wyprowadziłam. No może też dla tego, że wczoraj mnie zwyzywałeś od najgorszych. Tak. To też się przyczyniło.
 -Ania. To nie tak. Zadziałały po prostu nerwy. Ja nie chcę, żebyś się wyprowadzała i wcale nie myślę o tobie w ten sposób. Znaczy, że jesteś suką. Byłem po prostu wkurzony. Żałuje. Wybacz i wróć do domu, bo sobie nie poradzę.
-Masz Martynę.
-Ania…
-Poradzisz sobie. Nawet lepiej niż ze mną. Uwierz.
-Anka… Co mam zrobić, żebyś ze mną wróciła do domu.
-Nie wiem. Znaczy wiem ale Ci nie powiem. Domyśl się.
-No nie wiem…-myślał-Proszę wróć ze mną do domu.
-Nie.
-Przepraszam za to, że nazwałem Cię suką. Już nigdy tego nie zrobię. Obiecuję.- powiedział Grzesiek.
-Bingo.-powiedziałam przytulając go.-Teraz chodźmy do domu. Musze się porządnie wyspać. Te łóżka są strasznie nie wygodne.-powiedziałam łapiąc się za plecy, a Grzesiek zaczął się tylko śmiać.-Dziwie się, że Kaśka potrafi tak dobrze grać jak śpi na takim łóżku.-zaśmiałam się.
Pożegnałam się z Kaśką podziękowałam za nocleg i za uratowanie dupy po czym wróciłam z Grześkiem do mieszkania. To nie tak, że ja mu wybaczyłam. Po prostu. Nie chcę zaprzepaścić tej przyjaźni. Tylko poszłam do mojego pokoju. Rozpakowałam rzeczy i walnęłam się na łóżko z laptopem i przeglądałam Facebook i inne tego typu gnioty. Leżałam sobie tak spokojnie olewając  cały świat gdy do pokoju wpadł Grzesiek z dwoma kubkami herbaty.
-Mogę?-zapytał uśmiechnięty od ucha do ucha.
-Jak musisz.- powiedziałam robiąc mu miejsce na łóżku obok mnie.
-Musze- powiedział.
Usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy gadać:
-Jak we Włoszech?
-Długo by opowiadać. Zrozumiałam przez ten wyjazd parę ważnych rzeczy.-spojrzałam znacząco na rozgrywającego- No to jak tam z Martyną?
-Hmmm… Trudno określić. Sam już nie wiem.
-W niedzielę wyglądało na to, że doskonale wiesz czego chcesz.-palnęłam- Przepraszam. Nie powinnam.
-Spoko. Nic się nie stało.-objął mnie ramieniem. –To o której jutro wyjeżdżamy??
-Nie wiem. Kończę lekcje 13.50, a ty o której kończysz trening?
-Coś koło 13. To może przygotuj sobie już wszystko co masz zabrać, a ja jutro wezmę swoje i twoje rzeczy i przyjadę pod twoją szkołę, a potem pojedziemy prosto do Bełchatowa? Czy Kaśka z nami jedzie?
-Nie. Ona nie jedzie. Powiedziała, że będzie dopiero w sobotę. Przyjedzie autobusem, bo musi jeszcze coś w piątek załatwić.
-To spoko. – powiedział rozgrywający.
- A co zrobiłeś, że możesz jechać na moje urodziny? Martyna Ci nie zabroniła?-zaśmiałam się.
-Nie prawda. Ona nie może mi zabronić.
-Uuuu…Co się z tobą  dzieje?
-Nic. Znaczy zmieniam się na lepsze mam nadzieję.
-Nie zmieniaj się ja Cię kocham takiego jakim jesteś. – powiedziałam.
-Ja Ciebie też jak sis.- powiedział przytulając mnie i całując w czółko
Serio?! Teraz to kocha mnie jak siostrę!  W sylwestra było co innego! Dobra nie wracając do tematu. Po prostu się w niego wtuliłam i nawet nie wiedząc kiedy zasnęłam. Fart, że Grzesiek odstawił wcześniej te kubki z gorącą herbatą, bo było nie miło. Obudziłam się rano. Wtulona do Gregora, który nie spał tylko się mi przyglądał.
-Wyobrażam sobie teraz jak wyglądam. Nie musisz nic mówić.-zaśmiałam się.
-Ładnie jak zwykle.- powiedział przytulając mnie.
-Nie podlizuj się tak po tej kłótni! Zostaw sobie siły na popołudnie, bo poznasz moją calutką rodzinkę.- zaśmiałam się.
-Nie będzie tak źle. Tak właściwie to kto tam będzie?
-Dziś na pewno przyjedzie moja chrzestna z Krakowa z moimi dziadkami, mężem i moim kuzynem Dawidem.
-A ile ten Dawid ma lat?-zapytał zaciekawiony rozgrywający.
-Mój rocznik.
-Fajnie. A to już wszyscy?
 -Nie. W sobotę po południu przyjedzie mój chrzestny z Warszawy plus jego małżonka i dwójka dzieci.
-Wiek proszę.- powiedział Grzesiek.
-No to mój chrzestny to ma jakie…
-Dzieci… Debilu.- powiedział Grzesiek.
-Eeeej! Miałeś mnie tak nie nazywać.
-Przepraszam niechcący nie chciałem Cię urazić. – powiedział mocno się do mnie przytulając.
-Lajt. Wiem. No to moja kochana kuzynka Magda ma lat 17,a Judyta…
-No??
-Nie wiem ile ona ma lat…- zaczęłam się śmiać.
-Patologia…
-No to powiedz ile twoi wszyscy kuzyni mają lat??
-No w sumie też racja.- powiedział.
-Dobra Gregor, która godzina?
- Już sprawdzam… 4.57?!
-4.57?!-zapiszczałam.
-Tak. Dokładnie. – powiedział odgarniając moją grzywkę za ucho- Mamy czas, żeby przynajmniej pogadać. –uśmiechnął się.
-To o czym chcesz ze mną pogadać?
- Ile tak na oko ma ta Judyta? –zapytał.
-Grzesiek!!! Za młoda dla Ciebie. Ok.20.
-Wcale nie za młoda! Znaczy wiesz ja referuje od 17 w górę wiek.
-Nastoletni zboczeniec! No normalnie…pedofil! – powiedziałam rzucając w niego poduszką.
-Żartuje…Chociaż jak jest taka ładna jak ty to… Czemu nie ??
-Debil!-zaśmiałam się rzucając w niego drugą poduszką.
-Ej!! Nie pozwalaj sobie! Jak tak można!- zapytał przetrzymując mi ręce, a ja specjalnie zsunęłam się z łóżka i wylądowałam na podłodze.
Razem ze mną Grzesiek. Przygniótł mnie tym swoim cielskiem pisnęłam tylko:
-Złaź.! Oddychać nie mogę pacanie!
-Serio. Jak by ta cała Judyta była tak ładna jak ty to nie mam nic przeciwko- spojrzał mi w oczy.
-Tak. Uroda jest u nas rodzinna.- zaśmiałam się patrząc dalej w oczy Grześka.
-Wiem. To widać po twojej mamie. W sumie to jak bym spotkał taką sztukę to też bym nie odmówił!
-Grzesiek! Ja się ciebie zaczynam bać! Złaź ze mnie ty przebrzydły erotomanie.
-Gdybym był erotomanem to nie leżałbym tak spokojnie na tobie. Nie uważasz?
-Uważam, że nadal robił byś to samo co teraz ponieważ robisz to tak często z Martyną, że nie dał byś ze mną teraz rady.
-A chcesz się przekonać?-zapytał się śmiało.
-Nie. Wolałabym nie.
-No właśnie. Ty nie wiesz co mój kolega potrafi.
-Jednak chyba trochę wiem.- zaśmiałam się – Dobra nie ważne.
-Oj Anka! Żyć mi kobiety nie dają mówię Ci.
-Tobie?? Niby które?
-Wszystkie. Pełznął do mnie jak muchy do czegoś tam…
-Pełznął do Ciebie jak muchy o czegoś tam?! Bardzo…. Interesujące.
-Nie wierzysz mi?!
-Zauważyłeś Grzegorzu, że o 5 nad ranem pieprzymy jak potłuczeni??
-Jestem w stanie to zauważyć Anno.
-To co z tym robimy??- zapytałam.
-Nie wiem . Porobiłbym coś ciekawego. – powiedział schodząc ze mnie i podając mi dłoń.
-Dzięki. Co byś interesującego porobił o 4 nad ranem?- zapytałam.
- No nie wiem… Szkoda, że….- objął mnie od tyłu i zaczął gładzić moje ramie.
-Nie ma tu przy tobie Martyny.- zaczęłam śmiać się jak dzika.
-No co ty…. Chciałem powiedzieć, że nie ma nic dobrego do jedzenia, bo jestem głodny..
-Hahahaha….

-Jesteś perfidna. Jak ty możesz tak ludzi oceniać?- oburzył się środkowy.
Mamy 35!   Dziękuję za wszystkie komentarze i tyle wejść ;D Jak czujecie się po dzisiejszym i piątkowym meczu polaków, bo ja średnio ostro. Tak poza tematem wybieracie się może na jakiś mecz kadry w tym roku, bo ja wybieram się 8 września na memoriał Wagnera w Płocku na mecz Polaków z Rosjanami i Niemców z Holendrami.

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 34


 -Zostałem MVP dla Ciebie.-powiedział Grzesiek.
-Tak wiem. Kocham Cię Grzesiu. Tęskniłam za tobą. –powiedziała jakaś dziewczyna, potem dochodziły już do mnie odgłosy pocałunków.
Doskonale znałam ten głos. Doskonale wiedziałam do kogo należy. Byłam wściekła.  Postanowiłam przerwać im tą niezręczną chwilę i krzyknęłam:
-Gregor! Już jestem!
-Yhym…- powiedział nie przerywając pocałunku.
-To ja idę do siebie- powiedziałam wściekła.
Szybko wpadłam do swojego pokoju. Rzuciłam torbę w kąt i rzuciłam na łóżko. Chwilę byłam na siebie wściekła ale potem?? Przeszło mi. Skoro chce z nią być niech będzie. Kurde! Nie! On z nią nie może być! Nie z nią! Z każdą inną tylko nie z nią! Przecież to suka, która leci tylko na kasę. Nie musi być ze mną. Nie musi wcale na mnie czekać. Może być z każdą tylko nie z Martyną. Przecież to logiczne, że chcę jego szczęścia, a jestem pewna, że Martyna mu go nie da. Nie będzie z nią szczęśliwy.  Znaczy może będzie ale przecież ona będzie go robić  bambuko. Będzie spotykać się z innymi gdy on będzie harować na jej tapetę. Wyciągnęłam tylko mój telefon napisałam do Nika, a potem zadzwoniłam do Kaśki nie zwracając uwagi na godzinę:
-Halo?-zapytała brunetka.
-Witaj. Nie obudziłam Cię. –zapytałam smutna.
-Nie. Co tam?-zapytała się mnie.
-Wiesz mam malutką sprawę. Poszłabyś ze mną po treningu jutro na zakupy?- zapytałam.
-Jasne. A co chcesz kupić?-zapytała mnie.
-Trochę ciemnych ciuchów. Wiesz dół mam.
-Rozumiem. Nagła poprawa humoru. Czyli zakupy?-zapytała się roześmiana brunetka.
-Coś w tym stylu. Jutro Ci wszystko opowiem. To co? Do zobaczenia w szkole?- zapytałam.
-Jasne. Śpij dobrze.- powiedziała rozłączając się.
Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, ogarnęłam się założyłam cieplutkie pidżamki i szybko przemknęłam z łazienki do swojego pokoju. Zapobiegawczo włączyłam IPod’a i wsunęłam się pod kołdrę po czym próbowałam usnąć. Noc była męcząca. Ne mogłam zasnąć, a w dodatku humoru nie poprawiała mi myśl, że Grzesiek i Martyna są w jednym łóżku za ścianą i Bóg wie co tam robią. Wstałam i udałam się do łazienki. Wyglądałam tragicznie. Podpuchnięte oczy i te koszmarne cienie. Ubrałam się jak zwykle na czarno po czym ruszyłam w kierunku Sms-u. Lekcje minęły jak to lekcje. Oprócz tego, że zostałam brutalnie odpytana z biologii i dostałam 3- to wszystko dobrze. Każdy pytał się mnie co mi się stało? Ja nie wiedziałam co odpowiedzieć i mówiłam tylko „Nic. Zdaję Ci się. ” Trening minął w miarę szybko. Potem tylko się ogarnęłyśmy i poszłyśmy razem z Kaśką na zakupy. Serio. Mam jakieś schizy. Kupiłam sobie mnóstwo czarnych rzeczy. Gdy podeszłam kładąc na ladę masę czarnych rzeczy w Reserved kasjerki się na mnie dziwnie spojrzały ja specjalnie i kąśliwie powiedziałam:
-Emo też musi się gdzieś ubierać.
Kaśka tylko się ze mnie śmiała ja zapłaciłam i poszłyśmy do kawiarni. Dziewczyna szybko podjęła ze mną  próbę rozmowę:
-Co zamierzasz zrobić z tymi rzeczami? Na pogrzeb idziesz czy jak?
-Coś w tym guście. –odburknęłam.
-Zamierzasz teraz chodzić na czarno po co?
-Czarny ładny kolor. Podobno dodaje seksapilu.-chciałam ją zbyć.
-Aha. I jeszcze coś? Mam uwierzyć, że nosisz czarny kolor żeby powiększyć cycki i dodać trochę kształtów swojemu zadkowi?
-Mniej więcej.
-To Cię Anno Kubacka pragnę poinformować, że nie jestem aż tak naiwna.
-Sh….
-Chcę trochę zmienić image.
-Spoko. W to bym Ci była wstanie uwierzyć tylko dla czego chcesz ubierać się wyłącznie na czarno.
-Taki tajemniczy kolor.-powiedziałam mieszając w szklance pełnej soku jabłkowego.
-Dobra. Poddaję się. Będziesz chciała powiesz.
Dopiłyśmy nasze soki i zapłaciłyśmy po czym udałyśmy się do Rossmana. Musiałam kupić puder, czarną kredkę , tusz i starter do orange.
-Czyli co teraz będziesz też malować oczy na czarno?
-Tak chcę podkreślić kolor moich tęczówek. Przecież doskonale wiesz, że niebieskie oczy najlepiej podkreślić czarną kredką.- mówiłam płacąc.
-Posłuchaj mnie Ania. Bujać to ja ale nie mnie. Zrozumiałaś?- zapytała się mnie.
-Mniej więcej.-burknęłam.
-Eh…Kobieto, kobieto co ja z tobą mam.
Szybko wyszłyśmy z Rossmana po czym udałyśmy się każda w swoim kierunku. Wpadłam do domu. Tam stały widok. Grzesiek i Martyna wymieniający między sobą ślinę i różnego typu płyny.
-Miło.-zamruczałam pod nosem i nawet straciłam chęć na jedzenie. Natychmiast rzuciłam torby w kąt swojego pokoju i padłam  na łóżko. Po czym wyjęłam telefon doładowałam sobie konto w mojej nokii do pisania sms’ów i napisałam do Miłosza
„Serwus.”
„Siemanko;) Co tam?”
„Średnio ostro, a u cb?”
„Po staremu. Gram ;p”
„W maple?”
„Owszem.”
„Pograłabym ale jestem zbyt zmęczona. ”
„Rozumiem. Dam sobie radę z Olką jakoś ;p ”
„To dobrze ;d”
„Jak tam dzisiejszy dzień Ci mija?”
„Dostałam 3 z Bioli i byłam na zakupach. Całkiem w porządku tylko jak moja koleżanka zobaczyła, że kupuję czarne rzeczy to zaczęła mi gadać, że zamieniam się w Emo i, że takie ciuchy to się na pogrzeb tylko kupuję.”
„Hah.xd”
„A tobie jak leci?”
„W porządku. Byłem w szkole. Nic ciekawego się nie wydarzyło, a nie zaraz. Na 20 minutówce w łazience dziewczyn pękła rura i całe piętro pływało .xd Ahhh…Te szkolne przeżycia.”
„Fuj. Współczuję.”
„Na szczęście nie miałem na tym piętrze.”
„Ciekawe mamy tematy do rozmów ;) Dobra. Lecę mordo. Jutro napiszę, bo muszę się wykąpać i ogarnąć w pokoju. ”
„Spoko. Trzymaj się mała ;3”
„Serwus duży. ;***”
Wstałam z łóżka i poszłam pod prysznic. Potem wysuszyłam włosy, ubrałam w pidżamę i  kładąc się do łóżka zaczęłam słuchać muzyki na Ipod’zie. Nie żeby coś ale chcę się jakoś zabezpieczyć przed tymi dźwiękami, które mogą w ciągu nocy dobiegać z sypialni Grześka. Następnego dnia miałam na 9. Rano poszłam do łazienki ogarnęłam się tam i ruszyłam w stronę kuchni. Na moje nieszczęście był tam Grzesiek.
-Siema-powiedział rozgrywający.
-Cześć.
-Na pogrzeb idziesz?-zapytał się mnie widząc mój strój. Czyli czarny t-shirt i czarne rurki.
-Nie.
-Jak tam we Włoszech?-zapytał się mnie.
-Spoko.
-Czyli miłość kwitnie?-zaśmiał się szyderczo.
-Nie jesteśmy już razem. Gdybyś nie zajmował się Martyną już dawno byś o tym wiedział. Teraz przepraszam ale o ile pamiętasz dziś najważniejszy mecz w tym sezonie o ile nie zapomniałeś. Więc idę się pakować.
-O której ten mecz?-zapytał się Gregor łapiąc mnie za nadgarstek.
-O 18.
-Uuuu….-westchnął Gregor.
-Spoko. Rozumiem. Martyna…
-Ale to nie…
-Spoko Grzesiek.-uspokoiłam go.
-Ale byłaś pierwsza.
-Nieważne. Jak chcesz to z nią idź ja sobie poradzę.-powiedziałam.
-Ale to  nie tak!
-Wiem. Zawsze nie jest tak jak myślę. A może ja wgl nie myślę !Niedługo jak tak dalej pójdzie zapomnisz o moich urodzinach!
-Urodziny…Przepraszam.
-Niech zgadnę! Umówiłeś się na cudowny romantyczny weekend z Martynką w SPA na Mazurach?-krzyczałam ze złości.
-No, a może ty jesteś święta. Co? Jesteś taką samą dziwką jak inne! Dokładnie taką samą jak inne albo i gorszą! Najpierw wylądowałaś ze mną w łóżku, a potem zaserwowałaś ten głupi tekst typu ”Bądźmy przyjaciółmi.” Zabawiłaś się moim uczuciami, a potem zostawiłaś i  pojechałaś do Włoszech!
-Tak, a jak przyjechałam, żeby powiedzieć Ci, że źle zachowałam się po tym sylwestrze ty zabawiałeś się w salonie z Martyną! Wiesz co! Nic tu po mnie. Będę mieszkać w internacie! Po weekendzie mnie nie zobaczysz!-wrzasnęłam trzaskając drzwiami od swojego pokoju.
-No i świetnie!
-Zajebiście!
-Wreszcie będę miał spokój!
-Wreszcie nie będę musiała słuchać pojękiwania tej szmaty! Wiesz co Ci powiem? Lepszą dziwkę od niej to znajdziesz wychodząc przed blok. Wystarczy krzyknąć „Która chętna?” i masz już kandydatkę na żonę. Na pewno lepszą od Martyny.
-Zamknij się, suko!
-Spoko. Tylko wiedz, że jak zamknę się teraz to do końca życia się nie odezwę!- krzyknęłam pakując ostatnie rzeczy do torby treningowej, szybko zabrałam plecak, torbę i wyszłam z domu trzaskając drzwiami.
Wpadłam spóźniona i wkurzona do szkoły. Wchodząc do klasy burknęłam tylko przepraszam i  usiadłam na swoim miejscu. Lekcje dłużyły się niemiłosiernie.  Potem trening przed meczem, a właściwie to rozgrzewka i gramy.
Wygrałyśmy gładko 3;0 i zajęłyśmy 2 miejsce po sezonie zasadniczym w młodej lidze. Gdy się przebierałyśmy zapytałam się Kaśki:
-Masz nadal jedno wolne łóżko w swoim pokoju w Internacie?
-Tak. A co?
-Mogę z tobą zamieszkać. Znaczy na razie na jedną noc. Potem jeszcze nie wiem ale jest duża prawdopodobność, że  od poniedziałku też z tobą zamieszkam tak na stałe.
-Fajnie, ale co się stało?
-Grzesiek mnie…….-nie wiedziałam co jej powiedzieć.
-Pobił?-zrobiła minę nie z tej ziemi.
-Nie. Gdzie tam.
-To co Ci zrobił?-zapytała się.
-Wyzwał mnie od dziwek i takich tam.
-A co mu zrobiłaś?
-W sumie. Małe spięcie.
-Małe spięcie i wyzwał Cię od dziwek?
-Opowiem Ci wszystko ale nie teraz. Dobrze?
-Jasne. To chodź przekimam Cię.
-Dziękuje Ci.- powiedziałam przytulając się do niej.
Wyszłyśmy z szatni i udałyśmy się do internatu. Szłyśmy długim korytarzem gdy Kaśka wskazała pokój nr.57.Przekręciła klucz w drzwiach i powiedziała:
-Zapraszam.
-Dzięki. Dupę mi ratujesz.
-Zakładam, że nie pierwszy i ostatni raz.
-Też racja.
-Tak, że tu jest twoje łóżko. Te drzwi to łazienki i ogólnie czuj się jak u siebie. Chcesz coś pić?
-Wodę jak bym mogła prosić.
-Jasne. Teraz gadaj co się stało, że nie chcesz wracać do domu??
-Pojebana historia.- westchnęłam.
-Mamy czas.
-Uparta jesteś… Wszystko zaczęło się w sylwestra. Wiesz… Tego na, który pojechałam z Grześkiem. Wiesz jak to bywa na sylwestrze. Trochę się uchlałam… No ale nie tak, żeby nic nie pamiętać.  Po prostu…No Jezu! Poszliśmy do łóżka! Przespaliśmy się ze sobą! Jak to by powiedziała nasza facetka od bioli uprawialiśmy miłość fizyczną.
-I?
-Widzisz…Po tej nocy Grzesiek powiedział, że mnie kocha.
-I?
-Stało się tak, że ja mu powiedziałam, że tej nocy nie powinno się to wydarzyć. Byliśmy pijani i takie tam. On powiedział, że spoko. Zrozumiał. No i teraz muszę Ci powiedzieć coś czego Ci nie mówiłam i możesz być zaskoczona.
-Jak bardzo?-zapytała brunetka krążąc po pokoju.
-Bardzo. Lepiej usiądź. –wskazałam na krzesło przy biurku.
-Byłam z Juantoreną. Wiesz wtedy jak wyjechałam z Włoszech no to wszystko zaczęło się psuć. Ja go nadal kochałam, bo może Ci nie wspominałam ale przed moim przyjazdem do Polski mieszkałam z ojcem we Włoszech…
-To wiem…-przerwała mi brunetka.
-Ale nie wiesz tego, że wtedy miałam z nim romans. Spałam z nim regularnie, a on? Miał narzeczoną. Nie zerwałam z twoim Krzyśkiem przez tą odległość.
-Przez ten romans?
-Tak ale nie chciałam go krzywdzić. Przecież on nawet nie był moim chłopakiem, to był bardziej mój przyjaciel.- powiedziałam szybko.
-Spoko. Nie tłumacz się.
-Ale teraz ty z nim jesteś.
-Wróćmy do tematu. Potem pogadamy o Krzyśku.
- Jak przyjechałam na święta do Włoszech to on odebrał mnie z lotniska, bo nie mógł wtedy po mnie ojciec przyjechać. No to gadaliśmy w takiej kawiarni .Powiedział mi, że nie jest ze swoją narzeczoną, że jest sam i ogólnie. W sumie to ja poczułam wtedy jakąś ulgę ale… Wiesz byłam z Kurkiem.
-Zdradziłaś Bartka??-zapytała zaskoczona Kaśka.
 -Co ty. Było inaczej. Wróciłam do domu. Wiesz pierwsze co zrobiłam to odpaliłam komputer, żeby zobaczyć czy Kurek jest na Skype. Nie odbierał przez długi czas ale ja ciągle dzwoniłam. Nagle na ekranie zobaczyłam jakąś sukę! Rozumiesz Bartek mnie zdradził. Pierwsze co to najpierw chciało mi się płakać ale potem wyszłam z domu i udałam się do mieszkania Juantoreny i się z nim przespałam potem zaczęliśmy być razem ale wiesz wróciłam do Polski  i zaczęło się między nami psuć. Na sylwestrze też wiesz co się wydarzyło. Wróciłam więc z Łomaczem do Gdańska. Potem w weekend zrobiłam niezapowiedzianą wizytę we Włoszech. Wiesz co się okazało?!Że Juantorena będzie mieć dziecko ze swoją była narzeczoną. Więc do siebie wrócili. Byłam załamana ale Kazyiski mną potrząsną jak się należy. Ja zrozumiałam, że chyba coś czuję do Grześka i chciałam mu powiedzieć nawet, że go kocham ale potrzebuje czasu, żeby ogarnąć  życie.
-I co?
 -Zastałam go wymieniających się śliną i innymi płynami z jamy ustnej z jego byłą. Martyną.
-Dobra ale czemu nie chcesz spać w waszym mieszkaniu?
-Zaraz do tego dojdę. Wiesz przez te 3 dni go unikałam. Znaczy unikałam tej jego flądry, która cały czas była w naszym mieszkaniu. Dziś rano siedział w kuchni. No i zaczęła się gadka. Potem mu powiedziałam, że muszę lecieć, bo dziś najważniejszy dla mnie mecz w tym sezonie. Tydzień temu jak się zapytałam czy przyjdzie to powiedział, że tak. Dziś miał już plany z Martyną. Powiedziałam, że nic się nie stało. On zaczął się głupio usprawiedliwiać, że to nie tak jak ja myślę i się wtedy wkurwiłam, bo chciał ze mnie zrobić debilkę. I mu powiedziałam, że skąd wie, że ja myślę. Może ja wgl nie myślę i jak tak dalej pójdzie zapomni o moich urodzinach. I wiesz co się okazało?
-Zapomniał.
-Dokładnie. Wtedy powiedziałam mu, że spoko nie ma sprawy przecież to tylko moje urodziny i, że nic się nie stanie jak go nie będzie. Rozumiem, że umówił się na romantyczny weekend w Spa na mazurach z Martynką. No to ten się zaczął na mnie drzeć, że co ja niby taka święta! Że jestem taką samą suką jak inne albo nawet gorszą, bo najpierw wylądowałam z nim w łóżku, a potem powiedziałam mu, że nic z tego nie będzie i to nie powinno się zdarzyć i dalej już poszło tak ostro, że poleciały różnorodne epitety. No i potem po prostu powiedział „Zamknij się, suko!” No to pierdolnęłam drzwiami i oto jestem. – powiedziałam na jednym wdechu.
-Niemiło.

-Wiem.-Odpowiedziałam
Oto jestem ja i nowy rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba ;D Co do komentarzy to dziękuję za wszystkie i... mam nadzieję, że pod tym znajdą się też takie miłe. Nie musicie pisać Bóg wie czego tylko zwykłą emotikonkę na znak, że opko jest ok ;D  

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział 33

Proszę komentujcie, bo nie wiem  czy jest sens to dalej ciągnąć!
*
Wytarłam łzy i trzasnęłam drzwiami mówiąc łamanym głosem:
-Jestem.- po czym zamknęłam się w pokoju i wyłam w poduszkę.
Właściwie nie wiem czemu. Może tylko kosztowało mnie z nim spotkanie. Wiecie na pewno nie będzie mi go łatwo zapomnieć. No bo jak? Zawsze będzie jakąś częścią mnie. Nie zapomina się, chłopaka z którym przeżyłaś tyle rzeczy, z którym spędziłaś wspaniałe chwile i który działał na ciebie jak narkotyk. Był twoją własną marihuaną. Teraz muszę sobie znaleźć inny prywatny narkotyk, bo Juantorena już nie wróci. Przebrałam się w za dużą meczową koszulę Gregora, którą dostałam od niego niedawno i leżałam w łóżku płacząc w poduszkę. Źle się czułam. Bolało mi wszystko. Każdy mięsień. Nie miałam już na nic siły. Nagle poczułam, że mój żołądek wariuję i szybko poleciałam do łazienki. Tam działy się cuda niewidy. Rzygałam dalej niż wiedziałam.  Umyłam tylko zęby i znów wróciłam do pokoju. Nie mogłam usnąć. Kręciłam się  ale w końcu o 4 nad ranem się udało. Wstałam o 7. Jea! Nie ma to jak ok. 3 godziny snu.  Ubrałam się w czarne rurki na to założyłam biały t-shirt i  niebieską rozpinaną bluzę z adidasa.  Postanowiłam się przejść po mieście. Zobaczyć co się zmieniło. Pełzłam tak uliczkami w mieście i obserwowałam ludzi. Nagle ktoś złapał mnie za ramię.  I kogo zobaczyłam?  Byłą narzeczoną znaczy już teraz obecną Juantoreny:
-Cześć Ania. Co ty tu robisz??
-Tak przechadzam się po mieście i myślę o życiu- wysiliłam się na uśmiech.
-No co tam u Ciebie??
Chciałam jej powiedzieć „Spoko. Właściwie to w tamtym roku regularnie pieprzyłam się z twoim narzeczonym potem wyjechałam i on postanowił  z tobą zerwać i tak się stało ale ty oczywiście wcześniej musiałaś zajść w ciąże i go o tym nie poinformować jak przyjechałam na święta to zaczęliśmy znów ze sobą być ale potem wyjechałam ale miałam wrócić w czerwcu i mieliśmy być cholernie pierdolenie szczęśliwi ale jak wyjechałam postanowiłaś mu jednak powiedzieć, że jesteś w tej jebanej ciąży i moje życie się zjebało.  ” Stwierdziłam, że to jednak kobieta w ciąży i nie należy jej tak mówić z resztą to już nic nie zmieni . Wysiliłam się na :
-Wszystko jest w porządku.
-Miło. Może dasz się zaprosić na kawę?
-Właściwie to ja nie pije….
-Oj! Chodź nie marudź kobiecie w ciąży nie odmówisz chyba.
 Zaciągnęła mnie do tej kawiarni. Gdy już usiedliśmy przy stole i zamówiłyśmy napoje to zaczęła się ta gadka:
-Coś tak marnie wyglądasz. Schudłaś ,oczy masz popuchnięte. Coś się dzieję?
-Nie nic.
-Mnie nie oszukasz przecież widzę. – uśmiechnęła się do mnie tak szczerze.
-Zakochałam się.
-To chyba dobrze?
-Nieszczęśliwie. – wydusiłam.
- Przykro mi.
„Nie twoja wina. Nie! Chociaż! Racja! Twoja i tego debila, że się mnie zabezpieczyliście”-pomyślałam.
-Nie ma o czym mówić. Zdarza się.- powiedziałam całkiem obojętna.-No to co tam ciekawego robiłaś na mieście zanim mnie spotkałaś?- starałam się nawiązać normalną rozmowę.
- Byłam sobie kupić lakier do paznokci no i takie tam różne rzeczy.
-Rozumiem- nagle na moją komórkę dobiegł dźwięk SMS’a.-  Przepraszam cię ale tata każe mi przyjść na trening, bo ma jakąś sprawę, która nie może czekać.
-Świetnie się składa, bo też chcę odwiedzić Juantorene na treningu.
Jezu! Czy ta kobieta nie rozumie jak ktoś nie ma ochoty na pogawędki z nią?! Najwyraźniej nie!
-Chodźmy- powiedziała ciągnąc mnie za rękę.
Doszliśmy później pod halę gdy ona jak furiatka pobiegła w kierunku wejścia na główną płytę boiska i rzuciła się na Juantorene.
Ja tylko podpełzłam do ojca wolnym krokiem bez żadnego uśmiechu mówiąc tylko:
-Daj klucz.
-Po co Ci?
-Zapomniałam swojego.-powiedziałam patrząc na swoje Nike.
-Dobra. Chodź ze mną do gabinetu. Tam mam klucz.
Włóczyłam się za ojcem nagle na hale wpadł Żygadło mówiąc:
-Chodź szybko! Juantorenie się coś stało!-po czym porwał mojego ojca.
Ja tylko wygrzebałam klucz do domu z jego kurtki po czym wpadłam jeszcze na płytę boiska, a tam ujrzałam Osmanego płaczącego z bólu, który w dodatku nie może ustać.
-To tato. Ja do domu już idę. Znalazłam twój klucz w kurtce. –rzuciłam całkiem obojętnie.
-Dobra-wymruczał coś ale szybko zaczął klęczeć przy Kubańczyku i macać mu tą nogę. Jak by nwm była warta 50 000 000 baksów. Kurna poboli i przejdzie nic mu nie będzie. Chociaż może moja mama rację, że jak się skrzywdzi jakąś osobę to ten ból do nas wraca. Czyli jednym słowem biedaczek. Jednak tak szybko mu nie przejdzie. Gdy byłam już przed halą dopadł mnie Kazyiski:
-Anka! Poczekaj!- biegł w swoich butach i nagle się poślizgną i wylądował w zaspie. Podeszłam do niego i podałam mu dłoń, żeby pomógł mu wstać.
- Pomagasz mi wstać?? Po tym jak pomagałem Juantorenie Cię więzić i milczałem na temat tego , że wrócił do swojej byłej chociaż jestem twoim przyjacielem?- patrzył na mnie oszołomiony.
-Przestań przecież wiesz, że jak zawsze mogę to Ci pomogę. Nie??- zapytałam się.
-Przepraszam Cię.
-Spoko. Tylko nie więź mnie już nigdy na siłę w swoim pokoju razem z Juantoreną. –powiedziałam całkiem poważnie.
-Jasne-uśmiechnął się.
-Leć na trening, bo się przeziębisz. W samych gaciach wybiegłeś.
-Jeśli obiecasz mi, że się jutro ze mną spotkasz pogadać.
-Ale tylko z tobą?
-No i może Elena jak będzie nachalna i nie będzie chciała mnie samego puścić.
-Byleby bez tego mutanta i jego ciężarówki. – powiedziałam .
-Dobra lecę. -
-Pa.
-Na razie.-odpowiedziałam i poszłam dalej.
Szybko wbiłam do mieszkania rozebrałam się zrobiłam sobie herbatę i zadzwoniłam do Mileny:
-Słucham Cię ?
- Mam sprawę.
-Domyślam się .- zaśmiała się dziewczyna.
-W Trydencie jestem i mam ochotę uchlać się w 3 dupy tak żeby nie pamiętać jak mam na imię i gdzie mieszkam.
-Ambitny plan. Chętnie pomogę. Zbiorę ekipę i zapraszam Cię do mnie, bo mam wolną chatę.
-Ok. to się ogarnę i zaraz u Cb będę.
Założyłam tylko rurki najobciślejsze chyba jakie tylko miałam a do tego też mega obcisłą bluzkę z dużym dekoltem oraz napisem „ never enough” po czym zostawiłam tacie klucz pod wycieraczką i ruszyłam w stronę mieszkania Mileny. Piliśmy chwilę razem z moją byłą klasą po czym poszliśmy do klubu.  Tam był już całkowity odlot.  Byłam pijana. Nie panowałam nad sobą kompletnie. Tańczyłam z jakimiś facetami. Nie zważałam uwagi na Milenę, która już chciała wracać i zaciągnąć mnie do domu, bo mówiłam, że się uchlałam. Ja tańczyłam dalej. Nagle wpadłam w ramiona Juantoreny.
-Chyba po tym alkoholu to mam jakieś dziwne schizy. Idę powiedzieć przyjaciółce, że wracam do domu- powiedziałam odkręcając się w stronę stolika przy którym siedziała Milena z dziewczynami. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek po czym staje z nim w twarzą w twarz. Kubańczyk obejmuje mnie szczelnie ramionami i kołyszemy się w rytm muzyki po czym szepcze mi do ucha:
-Przykro mi. Chciałem być z tobą szczęśliwy. Nadal mi na tobie zależy ale jednak mama mnie jakoś wychowała i wiem, że rodzina jest najważniejsza ,a już za 4 miesiące na świat przyjdzie moja córeczka. Sama kiedyś powiedziałaś mi, że niektóre rzeczy nie są zależne od nas. Kieruje nimi głupi fart albo pech, przypadek albo przeznaczenie. Może los nam chciał dać znać, że nie jesteśmy sobie pisani?- powiedział patrząc mi w oczy.
-Wystarczyło napisać mi sms…- powiedziałam z zaszklonymi oczami.
-Nie wystarczyło. Chciałem, żebyś dowiedziała się tego ode mnie. Osobiście, bo nadal jesteś osobą na której mi zależy i która będzie częścią mnie.
-Tylko, że przez telefon jak udawałeś, że nic się nie dzieję to ja wtedy chyba jeszcze gorzej to przeżywałam i w dodatku… Nie powiedziałeś mi tego ty tylko mój ojciec.
-Bo…
-Nie tłumacz się. Zrobiłeś jak chciałeś. Wyszło jak miało wyjść. Wiec tylko, że już więcej się nie spotkamy. Nie zobaczysz mnie na mieście, na hali, na treningu, na meczu, w mieszkaniu mojego ojca i każdym innym miejscu na świecie. Zawsze będziesz częścią mnie. Zawsze będę Cię pamiętać ale…-z moich oczu poleciało kilka łez- Ja bym tak nie mogła widzieć Cię i udawać, że nic się nie dzieje. To by za bardzo bolało, bo Cię kocham Osmany.- powiedziałam już cała zapłakana.
-A…
-Żegnaj-powiedziałam odkręcając się i podchodząc zapłakana do stolika przy którym siedziała nasza paczka.
 Zgarnęłam tylko Mile i wyszliśmy. Wiecie co jest najgorsze? Że chciałam, żeby było jak w tych pierdolonych komediach romantycznych. Żeby on wybiegł za mną z tego klubu, ucałował w czoło i powiedział, że wszystko będzie dobrze, a razem  przezwyciężymy całe zło świata i już zawsze będziemy razem jak ta jebana królewna i popierdolony książę z bajki. Niestety. Tak się nie stało. Milena otworzyła drzwi od mieszkania mojego ojca, zasłoniła rolety, rzuciła za duży t-shirt do spania koło stolika położyła tabletkę aspiryny i butelkę wody po czym powiedziała, że jutro się odezwie i wyszła z mieszkania mojego ojca. Przebrałam się tylko i położyłam. Wierciłam się na łóżku ale nie mogłam wstać. Chciało mi się krzyczeć i płakać. Tego pierwszego nie mogłam zrobić z racji tego, że obudziłabym tatę i wszystkich sąsiadów. Wtuliłam się tylko w poduszkę i przepłakałam całą noc. Usnęłam po 6 rano.  Obudziłam się już o 10. Właściwie to obudził mnie dzwoniący telefon:
-Halo?-powiedziałam ledwo żywa.
-Będę po Ciebie za 20 minut. Szykuj się na spacer z najlepszym powiernikiem problemów w tym mieście- powiedział Kazyiski.
-Nie chcę mi się.
-Obiecałaś…-wykłócał się ze mną.
-Dobra. Wstaje.- powiedziałam rozłączając się.
Łyknęłam tylko tabletkę aspiryny, duszkiem wypiłam litr wody i w sumie nie odczuwałam kaca. Może bolała mnie głowa ale to raczej od płaczu . Tata siedział w kuchni czytając gazetę. Ja tylko się ubrałam, umyłam zęby, rozczesałam włosy i  inne rzecz tg typu po czym wyszłam przed blok. Momentalnie gdy do moich nozdrzy dotarło świeże powietrze zrobiło mi się niedobrze.  Lecz wytrzymałam to i podeszłam do Kazyiskiego.
-Wyglądasz okropnie- powiedział na wstępie.
-Wiem. Nie musisz mi tego mówić. – powiedziałam zachrypniętym głosem.
-Jak się czujesz? –zapytał się.
-Tak jak wyglądam.-powiedziałam.
-Uuuu…Czyli musi być z tobą bardzo źle.- ja nawet nie wysiliłam się na uśmiech.
Nie mogłam.
- Powiedz jak na to wszystko reagujesz?
-Wiesz. W piątek i sobotę było ciężko ale dla mnie Juantorena umarł. Już nie żyje. Nie ma go. To była tylko fatamorgana.  Tak to sobie tłumacze i jest lepiej. Znaczy lepiej to do mnie wszystko dochodzi.
-Czyli już wiem dla czego dzisiaj jesteś ubrana cała na czarno- zaśmiał się.
-Nie to akurat zbieg okoliczności- powiedziałam idąc przed siebie.
-Wiesz ostatnio czytałem, że ludzie dopasowują ubrania do swojego humoru.
-Bardzo możliwe.- stwierdziłam idąc dalej.
-Co teraz z tobą będzie?- zapytał się Kazyiski.
-Nie wiem. Wrócę do Polski. Do Gdańska do SMS’u potem znajdę jakiś klub i jako to będzie się toczyć.
-Wierzysz w to?
-Tak. Tylko jest mi potrzebny czas. Muszę się odbudować. Te pół roku było nie z tego świata. Najpierw kręciłam z…
-Mów. Słucham Cię.
-Ale to takie głupie, że aż wstyd.
-Dalej.
-No to najpierw jak przyjechałam do Polski to zaczęłam oczywiście kręcić z Winiarem, potem napatoczył się Kurek, który mnie zdradził więc pobiegłam do Juantoreny z, którym podczas mojego poprzedniego pobytu we Włoszech byłam szczęśliwa. Wyjechałam i zaczęło się psuć. Na sylwestrze przespałam się z najlepszym kumplem z, którym mieszkam razem w Gdańsku i jest mi jak brat, a raczej był, bo wszystko zaczęło się psuć. Od czasu gdy on mi wyznał miłość, a ja go odrzuciłam.
-A czemu go odrzuciłaś?-drążył temat.
-Bo myślałam, że on mnie kocha i na mnie czeka… No i tego. Tak wyszło.
-Głupia jesteś leć do tego chłopaka zanim będzie za późno…
-Co ty możesz wiedzieć? Ja teraz potrzebuję czasu. Samotności… Wolę go jako przyjaciela, a nie chłopaka przecież ja w swoim życiu zjebałam każdy związek. Ja chcę się z nim przyjaźnić, a to że go kocham, a on mnie to niczego nie zmienia.
-No jasne. Tylko się kochacie, a przecież…
-Nie rozumiesz, że potrzebuję spokoju, samotności. To wszystko dzieję się za szybko.
-Przynajmniej daj mu znać, że musi trochę poczekać, bo nie jesteś gotowa ale go kochasz, bo jak znam życie, a dobrze je znasz powiedziałaś tylko” Bądźmy przyjaciółmi jakby to co zdarzyło się tej nocy nie miało miejsca.” Prawda?
-Coś w tym guście.-burknęłam.
-Ania, Ania, Ania…Co ja z tobą mam? Pakuj się i wracaj już do tej Polski zanim będzie za późno. Rozumiesz?
-A jak się nie uda?
-Zawsze po tym roku w Sms’ie możesz wrócić tu.- na samą myśl o tym na mojej twarzy nastąpił grymas. –Chyba za bardzo nie chcesz tu wracać zgadłem?
-Dla mnie on umarł.-powiedziałam idąc dalej.
Po 30 minutach tego spaceru pożegnałam się z Osmanym i wróciłam do mieszkania. Spakowałam się po czym poszłam z ojcem do restauracji na obiad. Zjedliśmy razem posiłek, pogadaliśmy i znów wróciliśmy do mieszkania.   Tym razem wzięłam torbę i tata odwiózł mnie na lotnisko. Ok. 20 byłam w Gdańsku. Wchodziłam po schodach do mieszkania mojego i Grześka  po czym otworzyłam cicho drzwi  i usłyszałam rozmowę:
 -Zostałem MVP dla Ciebie.-powiedział Grzesiek.
-Tak wiem. Kocham Cię Grzesiu. Tęskniłam za tobą. –powiedziała jakaś dziewczyna, potem dochodziły już do mnie odgłosy pocałunków.
Doskonale znałam ten głos. Doskonale wiedziałam do kogo należy. Byłam wściekła.  Postanowiłam przerwać im tą niezręczną chwilę i krzyknęłam:
-Gregor! Już jestem!
-Yhym…- powiedział nie przerywając pocałunku.
-To ja idę do siebie- powiedziałam wściekła.
Szybko wpadłam do swojego pokoju. Rzuciłam torbę w róg pomieszczenia i następnie sama opadłam na łóżko. Chwile byłam na siebie wściekła ale potem?? Przeszło mi. Skoro chce z nią być niech będzie. Kurde! Nie! On z nią nie może być! Nie z nią! Z każdą inną tylko nie z nią! Przecież to suka, która leci tylko na kasę. 
*
Zgadujcie z kim jest Grześ! Nananana <3 Komentujcie;* Dziękuje również, że pękła na moim blogu jak dla mnie magiczna liczba,bo 20 tyś, a właściwie to 21<3 Dziękuje kocham was<3

środa, 12 czerwca 2013

Rozdział 32

-Skłamałabym mówiąc nie więc tak ale nie chcę o tym mówić. Między nami coś zaszło ?-zapytałam patrząc tempo w okno
-Tak ale wiesz jak nie pamiętasz to mogę Ci opowiedzieć.
-Dawaj.
- Ja Cię Ania kocham.- powiedział patrząc na mnie
-Grzeesieek…. Przecież wiesz, że byliśmy pijani. Do tego ja chyba nadal kocham Osmanego.
 -Wiem Osmany. Ciągle Osmany! Kurwa! W czym on jest lepszy ode mnie co?! W czym Anka!
- W niczym…- powiedziałam cicho i wolno.
-No właśnie! No to się ogarnij! Dowiedz co chcesz od życia i ewentualnie się ze mną skontaktuj.- wyszedł z pokoju i trzasnął drzwiami.- A sprawdź komórkę, bo Ci jakiś sms przyszedł- wrócił się jeszcze raz Grzesiek po czym ponownie trzasnął drzwiami.
-Jaki sms.-dorwałam się do mojego telefonu i przeczytałam sms „Wiem, że jestem głupi i nie powinienem Cię tak traktować ale coś się w moim życiu zmieniło. To nie rozmowa na telefon. Pogadamy jak będziesz we Włoszech tymczasem życzę Ci wszystkiego najlepszego w Nowym Roku i żeby twoje życie ułożyło się jakbyś tego chciała. Ti amo.”
-No widzę, że jesteś w czarnej dupie koleżanko. – powiedziałam sama do siebie.
Po czym  parsknęłam przez łzy.
Ubrałam kurtkę, buty po czym pokierowałam się w stronę mieszkania Kłosa. Zadzwoniłam 3 razy dzwonkiem , a moim oczom ukazał się  postać Karola. Zapytałam się go:
-Wiem, że to może głupio zabrzmieć ale może się gdzieś przejdziemy?
- Czyli masz do mnie sprawę?
- No wiesz wczoraj powiedziałeś, że Ci się życie spierdoliło, bo zerwałeś z Olką , a widzisz mi dziś się spierdoliło więc pomyślałam, że ty mnie zrozumiesz jak nikt inny.
-Czyli co? Ja Ci powiem swój problem ty mi swój i sobie doradzimy i takie tam ecie pecie?- zapytał mnie
-Tak wiem, że to głupie.
-Nie prawda już ubieram buty i się przejdziemy.- uśmiechnął się Kłos.
Razem spacerowaliśmy po parku i najpierw Karol powiedział co leży miedzy nim, a Olką. Rzeczywiście. Sprawa nie wyglądała na za wesołą  ale poradziłam Karolowi, że jeżeli dziewczyna przez dłuższy czas była dla niego obojętna to nie ma się co przejmować. Za to mój problem on skwitował tak:
-Cii….Nie ten to inny. Młoda jesteś. Wszystko się ułoży. – po czym mnie przytulił.
Wróciłam do domu z zamiarem powiedzenia Grześkowi „Just Friend.” Tak naprawdę to ta noc nie powinna mieć miejsca. Wróciłam do domu. Zastałam Grześka oglądającego jakiś mecz nogi na Polsat sport. Usiadłam obok niego i powiedziałam:
- Przepraszam. To nie powinno się zdarzyć. Ta noc nie powinna się zdarzyć. Grzesiek my byliśmy pijani. Wiesz przecież dobrze, że gdyby nie alkohol coś takiego by się nie wydarzyło. Ja Cię kocham jak braciszka. Bądźmy przyjaciółmi jakby to co zdarzyło się tej nocy nie miało miejsca.- spojrzałam na niego.
 -Masz rację. To co? Pakujemy się i robimy powrót do Trójmiasta.
-Raczej tak.-odpowiedziałam.
Spakowaliśmy swoje rzeczy i wróciliśmy do Gdańska. W drodze rzadko kiedy się do siebie odzywaliśmy , bo cały czas rozmyślałam co powiedział do mnie Kłos i dochodziłam do wniosków, że może to prawda. Smutna ale jednak. Może Kubańczyk nie był mi pisany. Powoli ogarniałam, że ja i Osmany to już przeszłość, że on kogoś ma. Co jakiś czas spoglądałam też na Gregora i wiedziałam, że nigdy nie będzie już tak jak kiedyś. Może być tylko lepiej albo gorzej.  Gdy dojechaliśmy tylko zamknęłam się w pokoju i rzuciłam na łóżko cały czas rozmyślając o mnie i o Grześku. Wiem, że na pewno byliśmy jak brat i siostra. Mogliśmy sobie zaufać. Wierzyłam mu i on mi. Zależało mi na nim. Z resztą nadal zależy ale czemu ja wtedy znalazłam się z nim w łóżku? Przecież nie wypiłam dużo. Może sama tego chciałam? Ale po co!? Zawsze było mi dobrze tak jak było. Może ja go kocham? Może ale przecież nie mogę pozwolić tak doskonałej przyjaźni się zmarnować. Przecież nasz jeden głupi wybryk  nie może zepsuć całej przyjaźni. Po pierwsze jednak wciąż kocham tego dupka i tli się we mnie promyczek nadziei, że jak polecę następnym razem do Włoszech to sobie wszystko wyjaśnimy i zapomnimy o tym co było i zaczniemy od nowa.  Wiem, że jestem głupia ale kocham Osmanego i byłabym w stanie za niego umrzeć tak samo jak za Grześka. A jak bym miała wybierać między nimi? Wybrałabym Grześka.  Nie wiem czemu ale przecież z chłopakami może różnie być. Raz na wozie raz pod wozem, a przyjaciela masz jednego na całe życie. Po drugie nie mogę sobie na tyle zaufać, że przecież ja i Grzesiek przetrwamy, że bd razem. Przecież jak się byśmy rozstali to nie byłoby mowy o jakiejkolwiek przyjaźni. Ja się po prostu za bardzo boję. Wstałam rano. Umyłam się i zjadłam tosty z dżemem truskawkowym po czym poszłam do mojego kochanego sms’u.  Lekcje mijały niemiłosiernie długo. Ja sama nie byłam sobą. Kaśka ciągle coś do mnie gadała, a ja jednym uchem to wpuszczałam i drugim wypuszczałam nie przetwarzając żadnych informacji.  Po ośmiu męczących lekcjach w tym religii miałam trening. Postanowiłam dać z siebie wszystko. Wyszło świetnie. Za dwa dni gramy mecz. Bardzo ważny. Zostały nam tylko 3 kolejki młodej ligi i wchodzimy w fazę play-off. Wróciłam do domu ok. 19. Grzesiek i jacyś chłopacy z Lotosu. Łomacz krzyknął tylko:
-Anka! Jakaś paczka do Ciebie. Położyłem w kuchni na ladzie.
-Jasne.-odpowiedziałam zachrypniętym głosem. Wyłączyłam
Szybko powędrowałam do kuchni i odpakowałam paczkę. Przyszły w niej moje zaproszenia na urodziny. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zabrałam je wszystkie po czym poszłam do pokoju.  Włączyłam komputer popisałam trochę na gg z Miłoszem po czym zabrałam się za wypełnianie zaproszeń.  Następnie pouczyłam się trochę biologii i zadzwoniłam do mojego kochanego chrzestnego, którego nie widziałam już masę czasu. Pogadaliśmy trochę i zaprosiłam go telefonicznie na 15 stycznia na moją  18 urodziny dla rodziny. Wypisałam wszystkie zaproszenia i schowałam je do torby. Potem poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Przebrana już w pidżamy leżałam i zastanawiałam się co teraz zrobić. We Włoszech jest Osmany, który od Nowego Roku nie utrzymuje ze mną żadnych kontaktów, a z drugiej strony kochany Gregor, który był zawsze moim przyjacielem, na którego zawszę mogłam liczyć i co ?? Wychodzi na to, że serio jestem w czarnej dupie. Kubańczyk jest dla mnie jak narkotyk każdy jego dotyk i ruch wypełnia mnie szczęściem. Kocham go chociaż mam wrażenie, że jednak się nie zmienił i jest takim samym debilem ale z drugiej strony jest Grzesiek. Zawsze uśmiechnięty i w dobrym humorze, który umie mnie rozweselić ale sama nie wiem co do niego czuję. Kocham go jak braciszka albo wmawiałam sb tylko, że to jest taka siostrzano-braterska miłość. Nagle do głowy przyszedł mi genialny plan. Musiałam go tylko wprowadzić w życie. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do taty:
-Heeeej tatusiu – przywitałam się.
- O cześć. Robię masaż Juantorenie za bardzo nie mogę rozmawiać.
 -Ja tylko na momencik. Weź mi zabukuj na piątek lot do Trydentu. Muszę załatwić parę spraw.- powiedziałam.
-Okey.
-A tato! Tylko nie mów nikomu, że przylatuje. Nawet chłopakom z zespołu. No i pozdrów Juantorene. Cześć.- powiedziałam rozłączając się.
Po tym telefonie szybko usnęłam. Obudził mnie rano budzik. Szybko wstałam ubrałam się, ogarnęłam i poszłam do szkoły potem trening. Następny dzień wyglądał nieco inaczej. O 6 rano miałam poranny. Potem szkoła, a następnie szybko ze szkoły na hale i mecz. Wygrałyśmy 3;1. Nawet zostałam MVP. Potem wróciłam do domu i zaczęłam się pakować. Wytłumaczyłam Grześkowi, że muszę pozałatwiać parę spraw i, że wracam w niedzielę.  Nie mogłam spać całą noc. Myślałam jak to będzie we Włoszech. Jak będzie przebiegało całe spotkanie z Juantoreną. Obudziłam się rano i się ubrałam potem nie chcąc fatygować Gregora na lotnisko, bo i kontakty ze sobą nam się znacznie pogorszyły. Wzięłam taksówkę i pojechałam do Trydentu. Lot minął całkiem dobrze nie licząc małych turbulencji przy lądowaniu. Na lotnisku czekał na mnie tata. Przywitałam się z nim po czym ruszyliśmy w stronę samochodu.
- Córciu tylko zajrzymy jeszcze na halę, bo muszę coś zrobić.
-Ok.- odpowiedziałam.
- Swoją drogą to wiesz, że Juantorena zostanie ojcem.
-Co?! Jak to przecież ja nie jestem z nim w c…….- nagle zamilkłam – Ja nie jestem z nim w ciągłym kontakcie więc tego nie wiem tato. A z kim??
-Ze swoją byłą obecną wiesz jak się dowiedział o tym, że będzie mieć dziecko to postanowili sobie dać drugą szanse.
-Rozumiem. – powiedziałam smutna.
Kurna wiedziałam, że on kogoś ma! Ale że będzie ojcem to ja się całkowicie nie spodziewałam.
-Wchodzisz ze mną na halę?-zapytał  się mnie ojciec, ja tylko pokiwałam głową na nie.
Zostałam sama w samochodzie i słuchając radia wpatrywałam się za szybę. Nagle ujrzałam za szybą wychodzącego z hali Osmanego wraz z Kazyiskim. Shit! Nie wiedziałam co mam zrobić. Jedyna nadzieja była w tym, że mnie nie zauważą. Nagle Kazyiski spojrzał w moją stronę i mnie zauważył. Położyłam tylko palec na swoich ustach, żeby się zamknął.  Niestety. Za późno. Kazyiski szarpnął Osmanego za rękaw i pociągnął w stronę samochodu. Szybko znaleźli się przy mnie ja zamknęłam tylko drzwi włożyłam słuchawki do uszu i patrzyłam przed siebie. Dobijali się do drzwi pokazałam im tylko środkowy palec i dalej patrzyłam przed siebie. W końcu wyszedł z hali ojciec. Odblokował drzwi od mojej strony i zaczął gadać:
-Ania. Ale ty apatyczna jesteś. Kolegów raz na parę miesięcy widzisz i nie chcesz nawet otworzyć do nich drzwi.
-Co z tego.
-Jaka ty dzika jesteś.- odezwał się Juantorena.
-Ciebie o zdanie się nikt nie pytał. Źle się czuję. Chcę do domu.
-Nie no Ania. No chyba nam spaceru nie odmówisz?- zapytał Osmany.
-Odmówię. Bez problemu.
-Ania…. Idź z nimi. Dotlenisz się. Grzesiek mi mówił, że ty tylko siedzisz przed komputerem w tej Polsce.
-Co?! Ty rozmawiałeś z Grześkiem! Jak kiedy gdzie?! Skąd ty znasz jego numer.
-Wyciągnąłem od matki. Musiałem wiedzieć z kim mieszkasz.
-Dobra to wy sobie załatwicie sprawy w domu. Teraz my musimy załatwić nasze. –spojrzał na mnie Juantorena i wziął razem z Kazyiskim pod ramie żebym nie mogła nim uciec.
-Zostawcie mnie! Ja nie mam żadnych spraw z wami do załatwienia. Puśćcie mnie bo zacznę krzyczeć.
-Krzycz ile chcesz tu ludzie wiedzą kim jesteśmy i wiedzą, że jesteśmy porządni.
-Wy?!-zaczęłam się śmiać jak nienormalna- Dobra, że ty jesteś jeszcze w miarę to wiem – wskazałam na Kazyiskiego- Ale ty! Hahahahahah proszę Cię.
-Milcz. – powiedział Kazyiski.
-Spieprzaj.- powiedziałam.
- Zmieniłaś się- powiedział Matej.
-Świat mnie zmienił. Puśćcie mnie. To mnie boli.-powiedziałam.
- Jak przykro- powiedział Kazyiski.
-Nienawidzę was.- powiedziałam.
Po paru minutach wpadliśmy do mieszkania Kazyiskiego. Elena otworzyła nam drzwi jej mina mówiła sama za siebie:
-Ania??
-Hej.-odpowiedziałam.
-Elena nie wtrącaj się. Oni muszą sobie coś wyjaśnić.-pokazał na mnie i Juantorene.
-Nic nie muszę już wyjaśniać.
-Nie pierdol.-powiedział Juantorena wpychając mnie do jakiegoś pokoju.
-Zamknij za nami na klucz- rozkazał Kubańczyk swojemu przyjacielowi.
Ja tylko usiadłam w fotelu podkuliłam nogi i czekałam aż znudzi im się więzienie mnie. Kubańczyk przestawił tylko drugi fotel żeby znajdował się naprzeciwko mnie i zaczął:
-Ania wiesz, że…
-Zamknij się. – powiedziałam.
-Sama mi mówiłaś, że niektóre sprawy nie należą do nas tylko do głupiego losu.
-Zapłodnienie swojej byłej to raczej nie sprawa głupiego losu- odgryzłam się.- Nie chce mi się z tobą gadać.
-Nie wypuszczę Cię stąd dopóki ze mną nie pogadasz.- powiedział Kazyiski.
-Nie możecie mnie tu więzić w nieskończoność. Zresztą w niedzielę po południu wylatuje.– powiedziałam.
-Ania dobrze wiesz, że to się stało przed tym jak przyjechałaś do Włoszech, a ja….
-Sorry telefon mi dzwoni-powiedziałam odbierając.-No co tam Grzesiu?
-Kochana moja Aniu gdzie masz laptopa, bo miałaś podobno jakieś filmy na laptopie fajne.
-Pod poduszką w łóżku! Eeej! Tylko nie czytaj mojego pamiętnika.
- To ty masz pamiętnik?? Fajnie. Gdzie leży.
-Pod… Nawet się nie wasz go czytać.
-Dobrze Aniu a zdradzisz mi hasło do laptopa?- zapytał się Grzesiek,
-Nie.
-Nie?
-Nie.
-Czemu?-pytał się.
-Bo się spale ze wstydu jak Ci je powiem.
-Mi nie powiesz?? – pytał śmiejąc się.
-Gregor to debil tylko piszesz łącznie i Gregor z dużej.
-Serio?? Jak ty możesz mieć takie hasło. To ja mam Ania , a ty takie świństwa o mnie wypisujesz.
-Nie żartuje hasło to lubię żelki tylko piszesz łącznie i wszystko z małej.
-Ok. Debilu.
-Serio masz hasło Ania??
-Nie. Tak Ci się chciałem znów do twoich łask wkraść.
-Mądrze.- uśmiechnęłam się.
-No to co tam u Ciebie?-zapytał rozgrywający.
- Jestem teraz przetrzymywana przez pewnego mutanta wbrew własnej woli.-powiedziałam.
-Co?! –wydarł się do słuchawki
-No ten idiota, debil cham i prostak mnie przetrzymuje.
Kto?!- pytał zdziwiony Grzesiek.
-Juantorena. Jak tam słyszałam, że jutro gracie z Delectą na wyjeździe.
-A i owszem.
-Zostań dla mnie MVP.-zaśmiałam się.
-Dla Ciebie zawsze. Dobra ja kończę lecę na trening. Pa- pożegnał się ze mną.
-Elo.- odpowiedziałam rozłączając się.
-Możemy kontynuować?- spojrzał na mnie wkurzony Juantorena.
- Ja tam z tobą nic nie kontynuuje. – powiedziałam.
-Dobra widzę, że szybko nie skończymy i muszę zdjąć kurtkę. Tobie radzę to samo, bo się przeziębisz.
-Co Cię to obchodzi czy będę chora czy nie będę chora.- powiedziałam zapinając się pod samą szyję.
-Ania… Kocie.
-Nie mów do mnie kocie.
-Dobra. Jak chcesz. Chcę Ci tylko uświadomić, że to się stało, że to się stało jak jeszcze byłem z nią potem się rozstaliśmy i przed świętami ona się o tym dowiedziała, a powiedziała mi o tym dzień po świętach. No to co miałem zrobić?? Chyba te dziecko muszę zaakceptować…. Powiesz coś? Rozumiem milczysz. No ale to chyba dziecko. Niczemu nie zawiniło powinno mieć dwoje rodziców. To powiesz coś?- patrzył mi prosto w oczy.
-Tu nie chodzi o to dziecko.- powiedziałam cicho.
-A o co chodzi??- zapytał mnie.
-Domyśl się.- odpowiedziałam.
-Nie podpowiesz mi?- milczałam.-Aha.
Nagle zaczęłam sobie nucić :
-Look inside  (Zajrzyj do)
Look inside your tiny mind(Zajrzyj do swojego malutkiego umysłu)
Now look a bit harder  ( Teraz zajrzyj troche mocniej )
Cause we're so uninspired, so sick and tired of all the hatred
you harbor (Bo nie mamy natchnienia, jesteśmy chorzy i zmęczeni całą tą nienawiścią)
-Zawszę lubiłem jak śpiewasz.- powiedział.
-Fuck you(pieprz się)
Fuck you very, very much(pieprz się bardzo serdecznie)
Cause we hate what you do (Bo nienawidzimy tego co robisz)
And we hate your whole crew (I nienawidzimy całej twojej ekipy)
So please don't stay in touch (Więc proszę nie utrzymuj zawszę z nami kontaktów)

-Z nami? Jak to z nami znaczy, że ty?? No wiesz ty jesteś w ciąży??- zapytał się mnie.
Ej! Co on sobie wyobraża! Chyba bez kitu jest ułomny ale wkręcić go nie zaszkodzi:
-Elena!
-Słucham Cię?
-Przyniesiesz mi wody, bo mi się pić chcę.
-Ok.- odpowiedziała.
Nagle zapytał się nas przez drzwi Kazyiski:
-Osmany panujesz nad sytuacją?
-Nad niczym już kurwa nie panuje!
-Uspokój się.- powiedziałam cicho.
- Ale odpowiedz mi na te jedno pytanie. Jesteś w ciąży?
No i co ja mam powiedzieć. Z jednej strony jak powiem, że tak to może będę go mogła jakoś zatrzymać ale w sumie. Jestem jeszcze młoda i znajdę swoje szczęście. Pokiwałam więc głową na nie.
-Dobra to teraz powiedz dla czego się do mnie nie odzywasz?
Nagle do pokoju wpadła Elena ze szklanką wody.
-Dziękuje- powiedziałam w jej kierunku.
-Dobra powtórzę jeszcze raz te pytanie. Czemu się do mnie nie odzywasz ?
- Ty Juantorena jesteś głupi czy tylko udajesz?- zapytała Elena.
-Co?
-Jajco 1;0 dla mnie.-ogryzła się Elena.
- Nie rozumiem.
-Bo jednak jesteś debilem, chamem i prostakiem, a toleruje Cię jeszcze, że jesteś przyjacielem mojego narzeczonego.
-Narzeczonego? Gratulację- podłapałam temat.
-Dzięki. Wracając do tematu. To ona jest na Ciebie zła, bo obiecałeś jej coś i teraz z niej tak łatwo rezygnujesz. Ona rozumie, że dziecko to dziecko ale przecież od razu nie musiałeś wracać do swojej byłej. Teraz ona czuję się oszukana, a smaczku dodaje to, że ona się tego nie dowiedziała od Ciebie tylko zapewne jak mniemam od jej ojca. Prawda Ania?- spojrzała na mnie Elena.
Ja pokiwałam jej tylko głową na tak i nagle zaszkliły mi się oczy.
-Dobra Elena wyjdź. Musimy sobie teraz coś wyjaśnić-powiedział Kubańczyk.
Moje oczy już podchodziły łzami. Czułam jakby ktoś wyrwał mi cząstkę siebie. Elena wyszła z pokoju, a my znów zostaliśmy sami.
- Ania ja przepraszam…
-Wiesz co mnie jeszcze zastanawia? Że nawet do mnie nie zadzwoniłeś z tym żeby powiedzieć, że będziesz ojcem i nawet nie zapytałeś mnie o zdanie co ja o tym sądzę. Kurna! Dziecko nie problem! Rozumiem ty je kochasz, bo to twoje pierworodne dziecko i tak dalej ale przecież jakbyś chciał zawsze mogłabym się nim z tobą we Włoszech zaopiekować ale nie łatwiej jest wrócić do swojej byłej. Przynajmniej wiem, że wszystkie rzeczy, które mówiłeś mi podczas mojej ostatniej wizyty w Trydencie to stek bzdur. – powiedziałam już prawie, że płacząc.- Zawsze jest jakieś wyjście. Zapamiętaj to sobie. Teraz przepraszam chyba sobie wszystko wyjaśniliśmy i chcę już wyjść…- powiedziałam.
-Aniaa…
-Nie kontaktuj się ze mną. Możesz poprosić, żeby Matej otworzył?
-Matej. Otwórz. – powiedział zdruzgotany Kubańczyk.- Mam nadzieję, że będziemy przyjaciółmi.
-Chłopaku! Czy ty siebie słyszysz?! Przyjaciółmi! Co ty pierdolisz! Na mózg Ci padło! Ja Cię nienawidzę nie kontaktuj się ze mną.- powiedziałam już płacząc.
Kazyiski otworzył mi drzwi, a ja szybko wyszłam z tego mieszkania. Nie chciałam znać Juantoreny! Potem jak już doszłam przed blok to musiałam się ogarnąć co jak co ale ojciec w takim stanie nie może mnie oglądać. Wytarłam łzy i trzasnęłam drzwiami mówiąc łamanym głosem:

-Jestem.- po czym zamknęłam się w pokoju i wyłam w poduszkę. 
*
Nananana. Mamy rozdział. Byle jaki ale jest. Trochę nie ogarnięty. Nie podoba mi się. Badziwny i gimbusiarski. Cóż nie mam czasu na nic lepszego niestety, bo u mnie poprawa goni poprawę. Także pis joł idę uczyć się biolci bo mam 3/4 ;/ Przepraszam też za błedy ale nie mam czasu ich sprawdzić. Jak coś wyłapiecie to dajcie mi znać poprawie ;D