sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 69


                             -Ała Matt złaź!-powiedziałam śmiejąc się ze słów, które powiedział przed chwilą Włoch.
Wstaliśmy już i chciałam się otrzepać z lodu na bluzie i pupie lecz rozgrywający podjechał do mnie mówiąc:
-Poczekaj kochanie. Pomogę Ci.-powiedział i już chciał mi otrzepać lód z tyłka.
-Poradzę sobie kochanie.-powiedziałam odjeżdżając kawałek.
Potem jeździłam tak z Mattem 15 minut i o dziwo szło mi coraz lepiej.
-Jak ty mogłaś mnie tak porzucić?-zapytał się Valerio.
-Oj....Nie obraź się ale Matt jest hmmm....Bardzo dobrym nauczycielem.-uśmiechnęłam się.
-Jak chcesz ale odbijemy sobie to potem.
-Jasne-zaczęłam się śmiać.
A rozgrywający odjechał przed nas.
-Ty tak na serio z nim kręcisz?
-No co ty. Przecież on mógłby być moim ojcem. Tak się z nim tylko droczę? Nie wiem. Chyba brak mi rozrywek w swoim życiu.-uśmiechnęłam się
-Myślałem, że ty z nim na serio tak świrujesz.
-Lubie starszych ale bez przesady.-zaczęłam się śmiać. Tak naprawdę to ja się nie nadaję do życia w związku i trochę mnie przerażają mężczyźni-powiedziałam.
-Dlaczego??
-Sama nie wiem ale mam jakąś skazę tylko nie wiem skąd ona się we mnie wzięła ale wszystko mnie w związku przeraża  od zauroczenia  do życia w małżeństwie. Według mnie to straszne.-powiedziałam jeżdżąc za rękę z Mattem.
-Nie rozumiem Cię.-powiedział Matt,a z głośników na lodowisku zaczęła lecieć moja ulubiona piosenka.
-Ja siebie czasem też nie ogarniam.
-Nie o to chodzi. Jesteś ładna, inteligentna, zabawna, a boisz się związków??
-Boję się mężczyzn.-powiedziałam-Boję się ich w sytuacji sam na sam, boję się przed nimi rozebrać, boję się praktycznie wszystkiego.
-Dziwne.
-Wiesz znam osoby z jeszcze dziwniejszymi poglądami na świat.
-Na przykład?
-Miłość jest piękna, seks jest cudowny, małżeństwo jest wspaniałe ale dzieci nie będzie.
-Ty masz chyba jednak dziwniejsze. Bo ty masz przekonania typu: Miłość nie istnieje, faceci to najgorsze zło świata, małżeństwo to katusze, rozczarowania i debilizm, a dzieci to małe piszczące bachory, które zatruwają tylko życie.
-Ta masz rację moje są jeszcze gorsze. Po prostu czasem mi się Matt wydaję, że jestem taką egoistką, że nie stać mnie na normalne życie z normalnym związkiem i za kilka lat dziećmi u boku. To po prostu nie mój styl.
-Widzisz ale ja na przykład też nie jestem gotowy na związek ale to nie dlatego, że wydaję mi się, że kobiety to skończone zło. Ja po prostu chcę się bawić i uważam, że mam czas na związek,a dzieci? Na  razie ciężko mi idzie przekonać się do jakiegokolwiek dziecka ale po prostu chcę wierzyć, że jak spotkam tą jedyną to po kilku latach związku będę chciał dać jej dziecko. Jeżeli będzie tego chciała.-zaśmiał się-bo przecież mogę trafić na taką wariatkę jak ty-zaśmiał się.
-Ścigamy się?-zaproponowałam i zmieniłam nagle temat
-Kto pierwszy będzie przy bramce do wyjścia z lodowiska..
-Może być.-uśmiechnęłam się i ruszyłam szybko przed siebie.
-Ej! Ale czekaj na mnie!-zaczął gonić mnie Matt.
Gdy byłam już przy bramce Amerykanin wpadł na mnie i znów zaliczyliśmy glebę. Śmiejąc się i nie wstając z lodowiska.
-Wiesz jesteś najbardziej nierozgarniętą, śmieszną, miłą, sympatyczną i wyjątkową w swoim rodzaju wariatką jaką znam.-powiedział śmiejąc się.
-Dzięki.-powiedziałam,a do nas podjechał Valerio z Osmanym.
-Już mi kobietę bajerujesz gdy odjadę! Musisz na niego uważać. On to największy playboy jakiego znam i w dodatku nie będzie Ci z nim tak dobrze jak ze mną.-powiedział Włoch podając mi rękę.
-Zapamiętam-uśmiechnęłam się otrzepałam z lodu i pojechałam przed siebie.
Sienit trzymała się kurczowo barierki od lodowiska,a Elena z Kazyiskim kręcili kółeczka na środku lodowiska. Nagle zaczął gonić mnie Valerio i Matt. Zaczęłam przed nimi uciekać jak najszybciej umiem. Nagle Valerio złapał mnie za bluzę ja straciłam równowagę i znów wpadłam na Matta, który wyrósł przede mną jak grzyb, po deszczu czy coś takiego. Zaliczyliśmy już 3 glebę w niedługim czasie. Tylko, że tym razem ja leżałam na nim. Zeszłam z siatkarza, podałam rękę i pomagałam mu się podnieść po czym razem z Valerio i  Mattem jeździliśmy w 3 powoli po lodowisku. Oczywiście w pewnym momencie rozgrywający się potknął i pociągnął mnie za rękę za sobą. Oboje wylądowaliśmy na lodzie. Wyglądało to tak spektakularnie, że pozostali ludzie jeżdżący na lodowisku zaczęli się z nas śmiać. Chociaż to było nic w porównaniu z glebą Juantoreny i Kazyiskiego, którą uwieczniłam, krótkim filmikiem nagranym na komórkę. Ponieważ Matej rozpędził się i zrobił przysłowiowego "pingwina", a Juantorena, który jechał za nim przeskoczył go po czym też padł jak długi na lód robiąc"pingwina." Po ponad godzinie jazdy zeszliśmy z lodu, oddaliśmy łyżwy i wyszliśmy
Pod lodowiskiem wymieniłam się z Mattem i Valerio numerami, bo musieli być zaraz w hotelu, ponieważ o 14 mają obiad, a o 15 30 zajęcia na siłowni ale omówiliśmy się, że zgadamy się gdzieś na wieczór.
-Dobra to ja lecę do domu. -powiedziałam w stronę Juantoreny, Eleny, Mateja i Zadik.
-Ale mieliśmy właśnie razem w piątkę iść do mnie i Mateja pokazać wam coś.
-To coś ważnego?-zapytałam się.
-Tak.-powiedzieli na raz Kazyiscy.
-Dobra niech będzie. Mogę iść.-powiedziałam i poszliśmy w piątkę do mieszkania Kazyiskich.
Gdy już zdjęliśmy wierzchnie ubrania i rozsiedliśmy się w salonie przy szklance soku.
-Chcieliśmy wam przekazać, że....Ja....Znaczy ja i Matej....Znaczy w sumie to ja ale dobra....Ja i Matej spodziewamy się dziecka.-powiedziała szybko na jednym oddechu.
-Nawet dwóch.-powiedział  Matej i się uśmiechnął.
-Gratuluję.-uśmiechnęłam się wstałam i najpierw przytuliłam Elene, a potem Mateja.
-Nie spodziewałam się, że w najbliższym czasie będziecie mieć dziecko, a co dopiero bliźniaki. Nie mówiliście, że się staracie.
-Wiesz jak to jest...-uśmiechnął się Kazyiski poruszając brwiami.
-Ja też wam gratuluję-powiedziała Zadik i nawet nie ruszyła dupy z fotela.
-Właśnie. Mamy do Ciebie Aniu i Ciebie Osmany jeszcze jedną prośbę.
-Walcie śmiało.-powiedział Kubańczyk.
-Chcielibyśmy choć wiemy, że to szybko bo to dopiero 2 miesiąc, żebyście zostali rodzicami chrzestnymi naszych dzieci. To co zgodzicie się?
-Kochani jasne, że się zgodzę.-powiedziałam i przytuliłam się znowu do tej dwójki.
-Ej....Ja też się zgadzam.-powiedział Osmany i wcisnął się między nami.
-Wiecie wiemy, że to tak dziwnie, że każdy z was będzie rodzicem chrzestnym dwójki dzieci ale chcemy, żeby dzieciaki miały takich samych chrzestnych, żeby nie było:"A ty masz fajniejszych chrzestnych, bo masz Ankę i Osmanego,a ja mam ciotkę Penkę i wujka Nikołaja. "
-Spoko rozumiemy.-uśmiechnęliśmy się.
-Ja mam tylko nadzieję, że nie odziedziczą waszego temperamentu, bo się pozabijają.-powiedziała Elena.
 Potem zaczęliśmy rozmawiać na jakieś błahe tematy i tak dalej. Trochę wkurzała mnie ta Zadik ale jak Osmanemu jest z nią dobrze to mi jeszcze lepiej.
Około. 15 wróciłam do domu. Wzięłam prysznic, przebrałam się w normalne, suche ubrania i usiadłam przed komputerem. Potem rodzice zawołali mnie na obiad. Mama była już w 4 miesiącu ciąży, bo jak się okazało czekała żeby mi powiedzieć do 3 miesiąca. Trochę zaczynało jej widać brzuch ale z tatą była szczęśliwa więc pozostało mi cieszyć się tylko tym szczęściem i czekać na narodziny jak się okazało wczoraj po USG mojej siostrzyczki. Gdy zjadłam już obiad i odstawiłam talerz do zmywarki rozdzwonił się mój telefon
*
Przepraszam za błędy ale prawdą jest, że nie mam ochoty na nic. Jeszcze ok 15-20 rozdziałów i bd kończyć nasze siatkarskie. Nawet mam koncepcje jak to zakończyć ale czy jeszcze tak zrobię czy coś mi się w tej łepetynie nie poprzewraca to nie wiem.
z Aska nie korzystacie i nie chcecie mnie pytać szkoda. Ale jak nie to nie. Chciałam po prostu ułatwić wam kontakt ze mną. Dobra kończę Przepraszam za błędy ale......Moja leniwa dupa i ja nie mamy ochoty tego sprawdzić. Wyczekujcie następnego.
KOMENTARZE MILE WIDZIANE.

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 68

Ja usiadłam na samym przodzie i włączyłam muzykę na słuchawkach.
Ignorując wszystkich wokół.
Około.17 byłam już z ojcem w naszym mieszkaniu.
Rozpakowałam obiad, zjadłam obiad z rodzicami i postanowiłam przejść się na spacer.
Założyłam słuchawki i puściłam sobie moją jedną z ulubionych piosenek Eldo. Szłam przed siebie i myślałam o życiu.
Co się we mnie zmieniło ? Na co tak naprawdę liczę? Co ja chcę od życia? Przed wyjazdem do Italii moje życie było mniej skomplikowane. Zawsze wiedziałam, że chcę być dla kimś tlenem. Tym moim osobistym narkotykiem. Tym czasem poznałam kilku facetów i ja się do nich przywiązałam, a oni? Oni traktują mnie jak zabawki.
Jak miałam 15 lat poznałam Juantorene. Za przyjaźniliśmy się. Gdy miałam prawie 17 lat przespaliśmy się ze sobą i chyba to zapoczątkowało ten chujowy okres w moim życiu. Gdzie po raz pierwszy zostałam omotana i owinięta wokół palca przez faceta. Dlatego postanowiłam wyjechać do Polski. Tam nad jeziorem poznałam chłopaków. Gdy dowiedziałam się, że są siatkarzami chciałam spieprzać stamtąd jak najszybciej. Lecz nie patrzyłam na nich jak na Juantorene. Dla mnie po pewnym czasie stali się kolegami. Jedni bardziej, drudzy mniej ale polubiłam ich.
Potem ten cholerny epizod z Winiarskim, który będę żałować chyba do końca życia. Żeby zapomnieć o Osmanym zaczęłam być zauroczona w kolesiu który ma żonę i syna. Na szczęście
skończyło się to szybciej niż zaczęło ale chyba Winiarskiemu muszę podziękować za jedną rzecz. Za to, że zrozumiałam, że siatkówka to nie tylko jakaś siatka, 6 przepoconych gości, którzy muszą przebić piłkę na drugą stronę przy trzech odbiciach piłki. Przez niego też zaczęłam przyjaźnić się bardziej z Grześkiem i zamieszkałam z nim w Gdańsku gdy dostałam się tam do szkoły. O Grześku myślałam jak o kumplu. Jak o bracie, jak o kimś kto zawsze będzie mnie wspierać, a ja jego i do końca życia będziemy mówić sobie wszystko co leży nam na sercu. Szkoda tylko, że wszystko popsuło się przez jedną noc. Jedną pieprzoną noc w sylwestra, której tak żałuje. Po 6 miesiącach, kłócenia się o byle bzdety zaczęliśmy być razem. Na poważnie.
Szkoda, że skończyło się to jak się skończyło.
Byłam gotowa na dłuższy związek, myślałam, że nam się uda, że to wszystko wreszcie ta prawdziwa miłość. Szkoda , że tylko ja tak myślałam i dowiedziałam się o tym, że mnie zdradzasz gdy przyjechałam do Polski odwiedzić Cię, bo się za tobą stęskniłam.
Potem znów Juantorena. On jest chyba punktem wyjściowym w moim życiu. Gdy coś mi nie wyjdzie w życiu, gdy coś nie idzie po mojej myśli. Pojawia się znowu on, a ja znowu zaczynam mu wierzyć chociaż i tak kłamie. Może nie specjalnie ale po dłuższym albo krótszym czasie znów wychodzi na to, że niestety oboje się pomyliliśmy.
Wszyscy chłopacy są tacy sami. Tak samo badziewni. Najpierw obiecują, a potem?? Potem wychodzi, że niestety starali się ale nie udało im się. Czasami mówią, że nigdy więcej Cię nie zdradzą. 12 lat po ślubie dowiadujesz się, że przespał się ze swoją była albo,  uchlał się do stanu nieprzytomności chociaż obiecywał Ci, że nigdy więcej już tego nie zrobi. Po 20 latach małżeństwa zgarniasz go z jakiejś ciemnej uliczki schlanego w 3 dupy. Takie są kobiety. Wierzą mężczyznom, a oni to wykorzystują. I choć nie dotrzymali tej jebanej obietnicy to my im wybaczamy, a oni? Oni to wykorzystują i robią to dalej. A my? My głupie dziewczyny tkwimy przy ich boku i wierzymy w każde ich głupie słowo.
Ale dość tego. Dość tej starej Anki ja nie chcę być jak każda kobieta. Nie chcę być tak samo wykorzystywana przez mężczyzn jak one. Nie chcę rodzić im dzieci i być jakimś głupim robotem, a oni będą mi się odwdzięczać kolejnymi rozczarowaniami. Cholernie boję się mężczyzn. Cholernie boję się znów komuś zaufać. Po tym całym zamieszaniu z Juantoreną po prostu nie umiem zaufać komukolwiek. Chcę zacząć sama się spełniać, nie czekać na żadnego faceta. Nie chcę być znów kogoś marionetką. Ja po prostu chcę się spełniać sobą i nie chcę już nigdy przez nikogo cierpieć w życiu. Wylałam już za dużo łez.
Po tych moich wielkich życiowych przemyśleniach wróciłam do domu. Wzięłam tam szybki prysznic i pouczyłam się, bo jutro piątek. Więc trzeba iść do szkoły po tylu dniach nieobecności...

Dni leciały jak szalone. Wszystko było, by dobrze gdybym wiedziała co chcę robić. Od gimnazjum chciałam zostać fizjoterapeutką. A teraz? Gdy już zostało parę miesięcy do matury ja nie wiem co chcę w życiu robić. Nie miałam kompletnie planu na życie. Chodziłam jak szalona na korki z angielskiego, chemii, matematyki. Tylko po co?? Jeżeli nie mam planu na swoje życie. W ciągu całego miesiąca od powrotu z Polski. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Rzadko wychodziłam z domu. Praktycznie tylko do szkoły, żeby spotkać się z Eleną, Kazyiskim i Raphaelem  czasem też wychodziłam sama na spacer w słuchawkach na uszach przemyśleć parę spraw. Zawsze mam nadzieję, że wpadnę na jakiś genialny pomysł na życie ale każdy taki spacer sprawiał, że miałam jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi i ani jednej odpowiedzi na nie. Właśnie wróciłam z mojego porannego sobotniego spaceru i ległam na łóżku słuchając muzyki.
Nagle rozległ się dźwięk mojego dzwonka od telefonu. Odebrałam mówiąc:
-Halo?
-Cześć co robisz?-zapytała się Elena.
-Leże i słucham muzyki.
-Mam dla Ciebie propozycje.
-Jaką??
-Wyjdziesz na miasto ze mną, Matejem i kolegą Kazyiskiego.
-A kim jest ten kolega Kazyiskiego?-zapytałam się.
-Tajemnica.
-Jeżeli tym kolegą nie jest Juantorena to idę.-powiedziałam.
-Ty nadal się do niego nie odzywasz?-zapytała się.
-Tak i nie mam zamiaru się do niego odzywać. Mam go gdzieś.-powiedziałam.
-Ale minął już miesiąc.
-Może minąć i 100 lat ja nie zamienię z nim ani słowa.-powiedziałam.
-To teraz będziesz udawała, że go nie znasz?
-Może....Ne ważne. To wpadniecie po mnie?
-Jesteś sama.
-Taaa...Starsi w mieście.
-To będziemy za 20 minut.
Przebrałam się w czarne rurki i t-shirt z kotem. Ogarnęłam trochę mordę i zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam mówiąc:
-Cześć. Poczekajcie moment w salonie. Wezmę tylko jakąś bluzę. Pobiegłam do pokoju założyłam czarną rozpinaną bluzę
i poszłam do salonu gdzie siedzieli Valerio Vermiglio oraz Matt Anderson.
-Kazań przyjechał do Trydentu.-powiedziała rozweselona Elena.
-Widzę. Cześć.-powiedziałam podając chłopakom rękę do uściśnięcia i przedstawiając się.
Gdy już chwilę posiedzieliśmy w salonie i zaczęliśmy rozmowę zaczęłam:
-Okey. Wszystko dobrze pięknie, fajnie ale po co ja wam jestem do szczęścia potrzebna?-zapytałam się.
-Widzisz. Iż gdybym przebywała w gronie 3 siatkarzy sama to bym zwariowała i została  uśmiercona na tym lodowisku. Więc pomyślałam, że dotrzymasz mi towarzystwa i w miarę możliwości będziesz mi pomagać w pilnowaniu, żeby któryś się na mnie nie wywalił.
-Ale ja ostatnio jeździłam jak miałam 15 lat. Nie wiem czy te łyżwy to dobra....
-Nie marudź.-powiedziała.-To co idziesz z nami?
-W sumie...I tak nie mam co robić.-powiedziałam.
-Świetnie.  To się ubieraj.
-Okey.-powiedziałam idąc do pokoju po buty i kurtkę.
Gdy już się ubrałam powiedziałam.
-Możemy iść.-powiedziałam zapinając kurtkę.
-Znowu schudłaś.-powiedziała Elena i zmierzyła mnie wzrokiem.
-Chyba w piętach.-powiedziałam.
-Jak kupowałaś ze mną tą kurtkę to leżała na tobie jak ulał, a teraz jest już za luźna. Niedługo to ty będziesz nosić rozmiar 34.
-To istnieje taki rozdział?-zainteresował się Valerio.
-Myślałem, że takie mają tylko dzieci.
-Shhh....-zasyczałam-Ale ja naprawdę dużo jem. Matka czasem mówi, że mam tasiemca.
-No to zaskocz mnie. Co dzisiaj zjadłaś?-zapytała się Elena idąc w stronę lodowiska.
-Dzisiaj jeszcze nic ale dzień młody. Dopiero 10.30 a ja przed 11 nic nie jem. Po prostu nie mam ochoty.
-Tak, a zaraz mi wkręcisz, że chudniesz dlatego, że dużo się uczysz i spacerujesz.
-Ale tak jest.
-Kłamczucha.-stwierdził Valerio-Lubię takie.-powiedział, a ja zaczęłam się śmiać
-Zgaduję. Nie żebyś wyglądał na starego czy coś, bo dałabym Ci maks 24 lata ale, że wiem z Wikipedii ile naprawdę masz lat to powiem Ci, że jakby Ci wyszedł pierwszy numerek to ja bym mogłabym być twoją córką.
-Nie wspominajmy o moim pierwszym numerze.-powiedział załamany Valerio.
-Tak źle? Przykro mi.-zaczęłam go pocieszać.
-Eee.....A twój?
-No co mój?-zaczęłam udawać głupią.
-No twój pierwszy...
-Pierwszy?-zapytałam się.
-Pierwszy raz.
-Aaaa....Dobra trochę wkręcałam domyśliłam się już o co Ci chodzi na pytaniu "A twój?". Odpowiem więc. Szału nie ma dupy nie urywa. -powiedziałam.
-Przekaże odpowiednim osobom.-zaśmiał się Kazyiski.
-Ty to tam się nie odzywaj. Całe życie z Eleną.
-Pieprzony farciarz.-powiedział Matt.
-Ja bym tego fartem nie nazwała.-powiedziałam.
-Ja też.-odezwał się Valerio.
-No pomyśl męczyć się z jedną osobą przez całe życie...
-Obiecywać jej, że będziesz świętym i nigdy jej nie skrzywdzisz....
-A potem po kilku latach małżeństwa w 90% kończy się na rozczarowaniu i rozwodzie.-dokończyłam za Valerio.
-Jezu jacy wy jesteście straszni. Ani krzty romantyzmu w was.-powiedziała Elena.
-Romantyzm..eeee....-westchnęliśmy oboje.
-Jesteście tacy dziwni, że aż kurde słodcy.-powiedział Anderson.
-Prawda pasują do siebie.-powiedziała Elena.
 -Dajcie wy mi spokój. Coś takiego jak miłość nie istnieje. Związki są głupie i człowiek się w nich tylko męczy.
-A seks?-zapytał Anderson.
-Właśnie i tu dochodzimy do wiedzy, którą nabyłam ostatnio na kółku biologicznym, że kobiecie nie potrzebny jest mężczyzna, żeby miała orgazm. I tu nasuwa się jeszcze jeden wniosek, że mężczyzna nie jest potrzebny kobiecie do niczego.-powiedziałam.
-Ale seks z mężczyzną jest chyba bardziej no.....Nie wiem...Przyjemny?!-powiedział zdziwiony moimi poglądami Anderson.
-Zależy jeszcze od zdolności tego mężczyzny.-powiedziałam.
-Chcesz ja Cię mogę przekonać. -powiedział Valerio.
-Nie...
-A może?
-Nie.
-Juantorena z Sienit na czwartej.-powiedziała Elena.
-Kurwa!-powiedziałam cicho i schowałam się za Valerio.
-To co teraz bawimy się kochanie w kotka i myszkę?-zapytał Vermiglio.
-Idź przed siebie nie odwracaj się.-powiedziałam.
-A co dostanę w nagrodę?
-Co chcesz.-powiedziałam zanim pomyślałam.-Znaczy stój! Całusa.
-Powiedziałaś, że dostanę to co chcę. Ty dobrze wiesz co ja chcę. Zresztą liczy się pierwsza oferta.-powiedział, a przed Eleną, Kazyiskim i Matem pojawił się Kubańczyk i Zadik.
-Hej wam. A kto tam ukrywa się za Valerio?-zapytał się Osmany.
-Możesz zapomnieć o jakiejkolwiek nagrodzie.-powiedziałam wychodząc zza rozgrywającego.
-Ale misiu...Jak to??-zapytał się-Przecież wiesz, że robiłem co mogłem.-powiedział, a Matej i Elena lali się ze śmiechu.
-Daj spokój.-powiedziałam.
-Ale nagroda będzie.
-Jasne misiu, że będzie.-powiedziałam robiąc sobie żarty i opierając się o jego ramie.
-To wy jesteście razem?-zapytał się zdezorientowany już całą sytuacją Juantorena.
-Jasne. Przecież zawsze wiedziałeś, że lubię starszych i bardziej doświadczonych.-powiedziałam, a Matt, Matej i Elena podpierali się już słupa.
-A tym co?-zapytała się Sienit.
-Nie wiem. Chyba Matt opowiedział im historię jak chłopacy wyrzucili jego bokserki przez okno w hotelu i spadły akurat na twarz Alekno.-powiedział Valerio.
-To nie jest śmieszne.-powiedziała Zadik.
-Jest.-powiedzieliśmy na raz z Valerio,a Matej,Matt i Elena uspokoili się i dołączyli już do nas.
-To gdzie idziecie?-zapytał się Juantorena.
-Na lodowisko.-powiedział Matt.
-O też chcę iść na łyżwy. Znalazłoby się miejsce też dla nas??
-Nie.-powiedziałam cicho pod nosem sama do siebie.
-Co, bo nie dosłyszałam?-powiedziała Zadik.
-Jasne, że możecie się do nas przyłączyć-powiedział Matej i poszliśmy tym razem w siódemkę na lodowisko.
-Ej, myślicie, że będzie nasz rozmiar?-zapytał się Matt.
-Będzie-odpowiedziałam.
-Skąd wiesz?-zapytał się Matej.
-Bo ostatnio byliśmy z klasy na łyżwach i mój kolega, który gra w kosza i ma nr. 48 buta dostał łyżwy także z wami też nie będzie problemu.-powiedziałam.
 Gdy doszliśmy na lodowisko przy tym jak brałam łyżwy podszedł do mnie Osmany i powiedział:
-Wiem, ze i tak nie jesteś razem z Valerio.
-Masz rację. Nie jestem.-powiedziałam.
-To po co ta cała szopka?
-Żeby głupi miał zagadkę.-powiedziałam i z uśmiechem odeszłam do szatni.
Gdy już zapięłam łyżwy i razem z Matem udałam się na lodowisko powiedziałam:
-Kurde...Boję się...Nie jeździłam chyba odkąd skończyłam 15 lat.
-Nie martw się. Mogę być twoim instruktorem.-poruszył dziwnie brwiami.
-Hahhahaha.
Spoko.-powiedziałam i zaczęłam jeździć przy barierce gdy Matt, kręcił już kółka na środku lodowiska.
-Może jednak pomóc.-zaśmiał się.
-Dobra.-powiedziałam podając mu rękę.
-Nie tak szybko! Bo się przewrócę.-powiedziałam śmiejąc się.
-Nie pękaj. Ze mną się nie przewrócisz.-odpowiedział, a ja poczułam, że tracę równowagę i leżę na lodzie razem z Mattem, a raczej Matt na mnie.
-Ała złaź ze mnie!-powiedziałam i usłyszeliśmy śmiechy Kazyiskiego, Eleny, Sienit, Valerio i Osmanego wchodzącego na lodowisko.
-Patrz! Zostawiam Cię na chwilę z moją Anią, a ty już na niej leżysz!-powiedział "niby"
oburzony Vermiglio.
-Ała Matt złaź!-powiedziałam śmiejąc się ze słów, które powiedział przed chwilą Włoch.
Wstaliśmy już i chciałam się otrzepać z lodu na bluzie i pupie lecz rozgrywający podjechał do mnie mówiąc:
-Poczekaj kochanie. Pomogę Ci.-powiedział i już chciał mi otrzepać lód z tyłka.
-Poradzę sobie kochanie.-powiedziałam odjeżdżając kawałek.
Potem jeździłam tak z Mattem 15 minut i o dziwo szło mi coraz lepiej.
-Jak ty mogłaś mnie tak porzucić?-zapytał się Valerio.
-Oj....Nie obraź się ale Matt jest hmmm....Bardzo dobrym nauczycielem.-uśmiechnęłam się.
-Jak chcesz ale odbijemy sobie to potem.

-Jasne-zaczęłam się śmiać.
*
Czemu coraz bardziej mam ochotę zawiesić tego bloga? 

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 67

-Czyli co gadałaś z Juantoreną?
-Nie. Nie zamierzam. Mam już wszystko gdzieś z kim on jest i gdzie się spotyka. On to dla mnie skończony rozdział. Wiesz niby chce być moim  "przyjacielem" tylko wiesz ja nie mam ochoty być jego przyjaciółką.
-Rozumiem. Pomógł bym Ci ale nie umiem.
-Wiesz. Ja nawet nie oczekuję pomocy ja muszę sama sobie z tym poradzić to wszystko strawić itp itd. Zresztą sama wiem, że ty też masz problemy.
-Nie ja raczej nie mam problemów. Moje życie to luz. Tylko ta kontuzja mi trochę ciąży.
-A ta cała dziewczyna z jeziora?
-To historia. A o tego typy historiach zapominam dość szybko.
-To chciałabym umieć tak jak ty. Niestety jak ja się do kogoś przywiążę to nie ma zmiłuj. Choćby mi robił wielką krzywdę to ja i tak mu ufam i tak chcę z nim być czy się przyjaźnić. Chodzi o kontakt. Chcę mieć z nim kontakt. Np. Grzesiek albo Juantorena. Oni przecież zrobili mi krzywdę tak. Juantorena zrobił ich już znaczną ilość tych swoich małych grzeszków i kilka większych ,a Grzesiek zrobił coś co chyba najbardziej boli kobietę. I w sumie to chociaż zerwaliśmy z Grześkiem w sobotę codziennie, bo nie ma dnia chcę z nim porozmawiać, przytulić go itd. A do Juantoreny w tej chwili czuję taki chwilowy wstręt tą całą sytuacją ale chyba nawet jakby codziennie obracał inną laskę to ja bym mu wybaczała, bo ja nie wyobrażam sobie życia bez niego jako choćby zwykłego znajomego, bo ja nie umiem bez niego normalnie funkcjonować. Nawet bez głupiej kłótni. W sumie to ja lubię się z nim kłócić, bo przynajmniej wiem, że mu trochę zależy i nie traktuje mnie jak powietrze. Więc to jest coś dziwnego.-powiedziałam a Wrona uśmiechał się do swojego telefonu i zaciekle z kimś pisał.
-Rozumiem Cię
-Wiesz co jest najgorsze Wrona? Że ja Cię kocham.-powiedziałam sprawdzając czy w ogóle mnie słucha.
-Aha. -powiedział nie odrywając wzroku od komórki
-Wzięłabym Cię na stole.-kontynuowałam
-Rozumiem.
-I rżnęła jak szalona.
-Aha.
-Zawsze podobała mi się ta bródka. Jest taka seksowna.
-Rozumiem.
-Śni mi się po nocach. Normalnie tylko marze by jej dotknąć i pocałować Cię w nią.-mówiłam coraz bardziej zła.
-Noo....-mówił dalej nie odrywając wzroku od komórki.
Ja tylko zabrałam torebkę i wyszłam z lokalu. Ciekawe kiedy Wrona się skapnie. Otwierałam samochód przyciskając odpowiedni guzik na pilocie gdy usłyszałam głos:
-Ej! A ty gdzie? Spierdolić ode mnie chciałaś?
-Daj spokój Wrona. W ogóle mnie nie słuchałeś. Tylko gapiłeś się w ten swój telefon zresztą mam ważniejsze sprawy niż siedzenie z tobą i użalanie się jak to nie mogę sobie poradzić z dużą ilością dupków w moim życiu. Muszę już jechać.
-Ja udawałem. Jasne, że Cię słuchałem. Serio myślisz, że ta broda jest seksowna? Żadna dziewczyna mi jeszcze tego nie powiedziała i na serio chciałaś mnie wziąć na stole? Ania! Ja nie wiedziałem, że ty masz takie myśli.-zaczął się śmiać.
-Hahahaha. Bardzo śmieszne. Ja tu wylewałam swoje żale, a  ty...
-Cicho.....Serio uważasz, że mam seksowną brodę?
-A ty tylko o tej brodzie!-zaczęłam się śmiać.
-No ale no muszę wiedzieć.
-Po co Ci to do szczęścia?
-No we, we, we. Powiedz.
-Tak twoja broda jest cholernie seksowna.-powiedziałam z uśmiechem.
-Żartujesz?
-Nie skąd.- powiedziałam uśmiechając się.
-No ale serio mówisz prawdę?-mówię prawdę
-Naprawdę?
-Ile razy mam Ci to powtarzać?!-westchnęłam.
-Dziękuję.-pocałował mnie w policzek.
*Następnego dnia*
Obudziło mnie pukanie do mojego pokoju. Wstałam zaspana i spojrzałam na zegarek 3.50. Otworzyłam drzwi w, których stał Kubańczyk.
-Hej. Nie widziałaś mojego telefonu.
-A co miałby robić u mnie w pokoju twój telefon?
-Wiesz wczoraj tak jakby...
-Tak jakby co?-zapytałam się zła.
-No byłem w twoim pokoju.
-Po?-zapytałam się.
-No wiesz tak jakby przeglądałem wiesz twoje rzeczy.
-Jakie rzeczy?
-No wiesz laptop, tablet, pamiętnik sprawdziłem twój kalendarz. Nie zapomnij o ginekologu w środę.
-Co zrobiłeś?-zapytałam wściekła.
-No mówię, że przeglądałem twoje rzeczy. Przepraszam byłem podpity w dodatku uroiłem sobie, że....Nie ważne. Przepraszam. To jest ten mój telefon?-zapytał się.
-Jesteś pojebany. Nie mam już na Ciebie słów. Wejdź poszukaj. Nie wiem.
-Okey.-powiedział i skierował się do łazienki.
-Czemu idziesz do łazienki?-zapytałam rozkojarzona.
-No bo tam też szukałem dowodów.
-Jakich dowodów? Ciebie pojebało?? Do reszty?
-No nieważne Ania nie roztrząsajmy tego.
-Jakich dowodów?-zapytałam.
-Żadnych. Nie ważne.
-Choć raz bądź ze mną szczery.
-Wiesz co możesz mi mówić, że jestem chujem, że mam wybujałe ego, że nie jestem odpowiedzialny ale nie zarzucaj mi, że jestem wobec ciebie nieszczery! Jasne!-powiedział zły.
-Dobrze!! Więc zadam Ci jeszcze raz pytanie! I oczekuję na nie odpowiedzi. Posłuchaj mnie. Co sprawdzałeś w moim pokoju i łazience i co to za pojebana teza?
-Od razu pojebana!-burknął-Po prostu ostatnio dziwnie się zachowywałaś, nie chciałaś ze mną gadać, stajesz się coraz chudsza. Jesteś blada masz podkrążone oczy i w dodatku ostatnio widziałem jak jadłaś chyba z 3 dni temu.
-To czego szukałeś w mojej łazience?
-Tabletek, lewatyw wiesz jakieś dziwne herbatki, ziółka, narkotyki. W pokoju szukałem jakiś zapisków w twoim dzienniku. Martwię się o Ciebie. W dodatku ciągle jesteś smutna wychodzisz ciągle z tym całym Wroną mam dziwne przeczucia odnośnie tego całego Andrzeja.
-Daj mi spokój. Jesteś ostatnią osobą, która powinna interesować się mną i moimi chorobami. Zresztą nie jestem chora!
-Tak mówi 100% anorektyczka albo bulimiczka.
-Owszem schudłam ale przecież to normalne. Raz kobieta tyje raz chudnie. Takie ciało. Zresztą moje ciało jest jeszcze w fazie dojrzewania i zmienia się. Zresztą co ja będę Ci tłumaczyć. To cię nie powinno interesować.
-To, że jestem z inną kobietą to nie znaczy, że mi na tobie nie zależy!
-Ale.....Wrona powiedział, że.......
-Ciągle tylko Wrona, Wrona, Wrona i Wrona.
-Bo Wrona jest ze mną szczery, lubi mnie, broni przy innych nawet jak uważa, że przesadzam, a potem daje opieprz gdy jesteśmy sami. To jest prawdziwy przyjaciel, a nie......A nie...
-A nie ja?? Dobra masz rację. Nigdy nie będę jak Wrona, bo jestem sobą i wiesz, że nie chcę nim być, bo to mnie kochasz, a nie jego.-powiedział zbliżając się do mnie.
-Won!-wrzasnęłam chyba na pół hotelu.
-Ania..
-Jesteś popaprańcem! Doprowadzasz mnie i siebie do rozchwiania emocjonalnego. Ty masz swoje życie ja mam swoje ty masz Sienit ja mam siebie. Tak jest najlepiej.
Może trudno w to uwierzyć ale jesteś w moich oczach spalony. Teraz wyjdź!
-Ale mój telefon!
-W dupie mam twój telefon! Wynocha!-powiedziałam próbując go wypchnąć w pokoju.
Po kilku  sekundach udało mi się zamknąć drzwi i zaczęłam się pakować, bo o 12 mamy wylot do Trydentu.
Ok. 7 byłam spakowana. O 8. Mieliśmy śniadanie.
Zeszłam z łózka i udałam się na stołówkę.
Był szwedzki stół ale ja jakoś od rana nie jestem głodna. Wzięłam tylko herbatkę i usiadłam przy tacie i jego kolegach.
-Co nie siedzisz z Kazyiskim, Raphaelem i Osmanym?-zapytał tata.
-Bo nie mam ochoty widzieć ich do końca życia.-odburknęłam.
-Coś się stało?
-Zapytaj się Juantorenę jak się biedaczek martwi o moje zdrowie! Wiesz, że on wczoraj grzebał w moich prywatnych rzeczach, bo chciał sprawdzić czy jestem anorektyczką. Czy ja wyglądam na anorektyczkę? Nie wiem czy wyglądam już tak źle czy to on jest takim debilem.
-Skłaniał bym się do tego, że Juantorena jest takim debilem..-powiedział młody statystyk.
-O wreszcie mnie ktoś rozumie!-zaśmiałam się.
Po śniadaniu każdy latał między pokojami i szukał swoich rzeczy.
-Znalazłaś mój telefon?-zapytał się Kubańczyk.
-Sam go sobie szukaj-odburknęłam i nadal nie odrywałam się od laptopa.
-Dobra.-powiedział i zaczął przekopywać mój pokój.
Po chwili znalazł się w szufladzie od mojej szafki nocnej. Zgromiłam go wzrokiem on się tylko uśmiechnął i wyszedł.
-Debil.-burknęłam już sama do siebie i zamknęłam laptopa po czym spakowałam go to torby i właściwie to byłam już gotowa na wyjazd z Polski.
Nurtowało mnie jedno pytanie. Skąd Juantorena skombinował klucz do mojego pokoju. Bez pukania wpadłam do ich pokoju i zapytałam:
-Jedno pytanie. Skąd wziąłeś klucz do mojego pokoju?
-Nie ważne.
-Mów.-powiedzieliśmy razem z Kazyiskim.
-Powiedziałem recepcjonistce, że chcę zostawić Ci w pokoju romantyczny list, bo obchodzimy rocznice ślubu.
-Serio uwierzyła?-zapytałam się.
-Tak.
-Hahahahahahaahahahaha.-zaczęłam śmiać się razem z Bułgarem.
-Jesteś pojebany.-stwierdził Matej i wrócił do pakowania swojej walizki, a ja wyszłam z ich pokoju.

 30 później wszyscy staliśmy przed hotelem i siadaliśmy do autobusu
Mam dla was mega ważne OGŁOSZENIE! Od tej pory rozdziały na tym blogu będą pojawiać się co tydzień, bo nie mam czasu i zajmuję mi to za dużo czasu w tygodniu. Przykro mi ale no naprawdę choćbym chciała to nie mogę. 
Oczywiście zapraszam na 10 rozdział TU i na mojego Aska

czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział 66

 Zjadłam śniadanie i siedziałam u siebie w pokoju oglądając 3 metry nad niebem.
To było świetne. Poryczałam się, że masakra. Potem Aśka napisała mi sms'a: "Wejdź na ciacha.net."
Tak też zrobiłam wpisałam nazwę portalu i to co tam zobaczyłam przeraziło mnie.
 Nazwa artykułu głosiła"Nasza stara przyjaciółka wróciła. Tym razem w towarzystwie...."
Kliknęłam na nagłówek artykułu i wyskoczył mi jego ciąg dalszy.
"Chodzi o to, że wróciła nasza kochana koleżanka, którą jeszcze ponad rok temu widywało się w towarzystwie naszego Bartka Kurka. Niby to była jego dziewczyna ale wiecie coś chyba im nie wyszło, bo najpierw Bartek pojawił się z tą dojrzałą kobietą jak to wtedy określiłyśmy na zakupach,a ona sama była widziana w towarzystwie Juantoreny w jednej z galerii w Trydencie i na jednym z meczów ale chyba znudziły jej się Włoskie kierunki i Kubański temperament przyjmującego, bo teraz była widziana z naszym kochanym Wronką. Myślicie, że to coś poważniejszego? Czy może tylko przyjaźń? No bo patrzcie ładna to ona rzeczywiście jest ale co takiego może w sobie mieć, żeby najpierw był w niej zakochany Kurek, potem Osmany a teraz Wrona? Wie ktoś jak ma w ogóle na imię ta dziewczyna?!"
-Ja pierdziele.-powiedziałam,a moje oczy znów zaszły łzami.
To chyba mój najgorszy tydzień w życiu. Nagle do mojego pokoju wpadła mama:
-Ania musimy pogadać o tym co się stało.-powiedziała moja mama.
-Wiesz....To chyba nie jest najlepszy moment.-powiedziałam i ukryłam twarz w poduszkę.
-Ania co się dzieję?
-Nic. Musze chwilę pobyć sama.-odpowiedziałam.
Ta usiadła na łóżku i wzięła mojego laptopa po czym zaczęła czytać artykuł.
-Co to jest Ania?
-Ogólnopolski portal plotkarski o sportowcach i ich dziewczynach gdzie co jakiś czas pojawiają się moje zdjęcia i artykuły w, którym od czasu do czasu chodzi o mnie.
-Jak chcesz możemy coś z tym zrobić. Pójdziemy do adwokata oskarżymy ten portal o naruszenie twojej prywatności i wymusimy na nich usunięcie materiału gdzie występujesz.
-Nie mamo. To nie ma sensu. Przejdzie mi. Tu nie chodzi o ten artykuł. Mam już w dupie to co o mnie ludzie myślą. Po prostu mam gorszy okres ale nie chcę o tym gadać. Potrzebuje czasu.-powiedziałam nadal nie odrywając twarzy od poduszki.
-Dobrze ale pamiętaj jakbyś chciała się wygadać jestem do dyspozycji.-powiedział i wyszła.
Nie chciałam siedzieć w pokoju jak kołek. Postanowiłam zrobić coś pożytecznego i coś co by zabiło trochę mojego wolnego czasu i moje myśli, których miałam już dość. Potrzebowałam o tym wszystkim zapomnieć. Wzięłam lakier do paznokci oraz moją całą szkatułkę na biżuterię, którą przytargałam z Włoch sama nie wiem po co. Poszłam do łazienki umyłam się i ubrałam,a potem usiadłam na wygodne łóżku. i zaczęłam malować paznokcie. Gdy włączyłam telewizor i przełączyłam program na Vive. Słuchałam muzyki i czekałam aż mi paznokcie wyschnął.  Nagle te mutanty zaczęły się schodzić do mojego pokoju. Przez słowo mutanty rozumiem tą doskonałą 3 z Trentino. Usiedli obok mnie na kanapie i mi się przyglądały:
-Co wam jest? Jestem brudna czy co?-zapytałam się.
-Nie.-odpowiedzieli na raz.
-To o co wam chodzi?-burknęłam sprawdzając czy wyschły mi już paznokcie.
-O nic. Nawet patrzeć już nie możemy?-zapytał Juantorena.
-Zresztą. Kij wam w oko. Róbcie co chcecie.-powiedziałam otwierając i zabierając się za porządkowanie swojej biżuterii.
-Ile ty tego masz.-powiedział Raphael.
-Trochę się nazbierało. Jedna bransoletka nie jest moja.
-To co tu robi?
-Znaczy dostałam ją od kogoś ale już nic od tego kogoś nie chcę i w sumie to muszę się z tą osobą spotkać i jej to oddać.
-Były jakiś co?-zaśmiał się Raphael.
-Nie głupi błąd....-powiedziałam i na chwilę spojrzenie moje i Kubańczyka skrzyżowało się.
Układałam swoją biżuterie, a chłopacy rozmawiali o meczu i o tym jak będą świętować jak już wygrają ze Skrą.
-Skra wam skopie dupy więc nawet nie próbujcie wymyślać jak bd świętować, bo na pewno nie będziecie tego robić.
-Skra to słabeusze. Czasem mają lepsze dni.
-Wy jesteście słabeuszami tylko czasem macie lepsze dni  i wygracie z kimś w miarę dobrym. Ale szału nie ma dupy nie urywa w waszej grze.
-A chcesz się założyć, że wygramy ze Skrą?-zapytał Kubańczyk.
-Z tobą się nie zakładam.-powiedziałam.
-Tak? A to niby czemu?-dopytywał się.
-Bo tak.-odpowiedziałam i zabrałam już swoją szkatułkę na biżuterie z pięknie ułożonymi dodatkami.
Po czym położyłam ją na półce.
-To my musimy się już zbierać na zebranie nie Kazyiski?
-Tak jasne. Racja.-powiedział.
-No to pa.-powiedział rozgrywający i przyjmujący.
-A ty co nie idziesz na zebranie?
-Kontuzje mam. -Wskazał na swój zabandażowany bark i ramię.
-Dobrze Ci tak.-burknęłam cicho.
-Chyba się przesłyszałem.-powiedział Kubańczyk i zbliżył się do mnie.
-Nie....Nie przesłyszałeś się. Teraz wyjdź z mojego pokoju,bo naprawdę nie mam ochoty na spędzanie czasu w twoim towarzystwie.-powiedziałam.
Przyjmujący tylko zrobił maślane oczy, prosząc jeszcze bym z nim pogadała lecz ja wskazałam mu tylko drzwi po czym usiadłam na kanapie i zadzwoniłam do środkowego:
  -Hej.-powiedział środkowy.
-Witaj. Mam pytanko?-zapytałam
-Wal śmiało.
-Siedzisz w tym zamkniętym dla graczy i rodzin itp itd.
-No...
-To git.
-A ty też?
-A jak.-uśmiechnęłam się.
-To co. Spikniemy się jakoś w tym sektorze?
-Jasne. Będziemy się na całą mordę wydzierać SKRA BEŁCHATÓW!
-Hahahaha. Ok to do zobaczenia na hali.
-Na razie.-odpowiedziałam i zakończyłam połączenie.
Zeszłam na dół. Obserwowałam jak chłopacy przygotowują się do meczu. Nie było w nich szczególnego spięcia. Juantorena jedynie ponarzekał, że coś na treningu naciągnął i było wiadome, że nie zagra.Oczywiście jak to Osmany musiał się na kimś wyżyć, że oczywiście nie miał nikogo innego pod ręką niż mnie przy pierwszej lepszej okazji zaczął krzyczeć.  Ja szłam tylko do łazienki, a mu coś nie pasowało.
-Weź zejdź mi z drogi! Spieszę się!
-1. Nie krzycz na mnie, bo jesteś w hotelu, a nie na siłowni  i nie jestem żadnym twoim workiem treningowym, Jak chcesz to wyżyj się na tej Sienit czy jak jej tam. 2 Ciekawe gdzie się spieszysz...... Przecież i tak dobrze wiesz, że będziesz siedział na trybunach.....
-Nie pozwalaj sobie!
-Nie! To ty sobie nie pozwalaj. Mam ciężkie dni chujowo się czuję więc może Ci się stać coś złego jak jeszcze raz podniesiesz na mnie głos i nie zejdziesz mi z oczu!-powiedziałam.
-Jesteś nienormalna.
-Mówi to popierdolony.-powiedziałam i trzasnęłam drzwiami.
Po jakiś 4 minutach ktoś wparował do mojego pokoju.
Ktoś to znaczy tata.
-Masz kluczyki i dokumenty od mojego auta jak chciałaś.
-Dzięki.
-Mam do Ciebie prośbę.
-Jaką??-zapytał.
-I tak jedziesz na ten mecz i tak będziesz siedzieć na trybunach. Ustaliliśmy z trenerami, że nie ma potrzeby, żeby Juantorena jechał z nami. To byś może go zabrała?-zapytał się.
-Nie...-odpowiedziałam bez żadnego zawahania.
-Anka...Czemu?? Co on Ci zawinił?
-Nie chcę o tym gadać. Po prostu ostatnimi czasy się nie dogadujemy.
-Ale to nie jest powód, żebyś go nie zabrała na mecz i tak przy okazji jedziesz.
-Ale nie tato!
-Proszę Cię zabierz go..
-Dobra.
-Dzięki Ci. Jesteś najlepszą córką jaką miałem.
-Nie martw się niedługo się to zmieni i będziesz mieć innego ulubieńca.
-Przestań...
-Dobra idź już, bo się rozmyśle i nie zabiorę tej wielkiej kubańskiej wszy.
Tata wyszedł z pokoju, a ja jeszcze chwilę posiedziałam na necie i w końcu zdecydowałam się ruszyć dupę, bo zostały jakieś 2 godziny do meczu,a sam dojazd zajmie nam godzinę.
Wpadłam do tymczasowego pokoju Juantoreny i Kazyiskiego po czym powiedziałam:
-Jedziemy.
-Już?
-Tak.
-Ale przecież twój tata mówił, że......
-Nie ważne co on mówił. Teraz robimy jak ja chcę. Umówiłam się na hali, że odszukam w naszym sektorze pewną osobę i będziemy razem kibicować Skrze. Także się bujnij.
-Dobra..-odpowiedział wstając z łóżka,a ja wyszłam z pokoju i poszłam  po torebkę, którą zostawiłam z swoim tymczasowym pomieszczeniu mieszkalnym.
Po torebce ani śladu. Poszłam więc do pokoju ojca, mojej łazienki, wróciłam się do pokoju Juantoreny i Kazyiskiego oraz poszłam drugi raz do swojego pokoju
-Jedziemy już?-zapytał zniecierpliwiony przyjmujący.
-Jak znajdę torebkę to pojedziemy.-powiedziałam zła.
-Tu jest.-odpowiedział pokazując na stolik w rogu pokoju.
-Dzięki. -powiedziałam po czym wyszliśmy z domu.
Odpaliłam samochód. Puściłam moją ukochaną płytę Coldplay i odjechaliśmy.
W połowie drogi Kubańczyk wyłączył radio.
-Pogadajmy.-powiedział.
-Nie mam o czym z tobą gadać.-powiedziałam patrząc na drogę.
-Chcę Ci wyjaśnić całą tą sytuacje.
-Nie masz mi co wyjaśniać. Zresztą mam Cię już w tyle... Miałam ciężki tydzień i chwilowo nie mam ochoty Cię słuchać. Zresztą wolałeś Sienit czy jak jej tam więc daruj sobie. Mi się tłumaczyć nie musisz.
-Ale chcę.-odpowiedział.
-Ale ja nie mam ochoty słuchać twoich ciągłych tłumaczeń. Skończmy ten temat, bo nie chcę o tym gadać. Jasne??-zapytałam wkurzona włączając znowu radio.
-Jak chcesz.-powiedział i odwrócił twarz do szyby.-Fajna ta Polska.
-Może być.-powiedziałam.
-Nie doceniasz tego co masz.
-Nie tobie to sądzić.-powiedziałam kierując autem.
-No, bo masz piękne życie. Rodziców, którzy Cię kochają, masz wszystko co chcesz, niczego Ci nie brak. Czepiasz się tylko szczegółów.
-Nie wiesz czy mam wszystko czy nie mam. Zresztą Osmany, co ty o mnie wiesz.
-Dużo chyba, nie?
-Chyba raczej nie. Nie mam wszystkiego czego chcę, bo rzeczy materialne w życiu są ważne ale nie najważniejsze.  Ja bardziej skupiam się na swoich uczuciach. Nie wiesz, że czasem czuję się cholernie samotna, że mam wszystkiego dość, że Italia mnie męczy, że mam dość całego tego szumu. W sobotę z Grześkiem zerwaliśmy, potem jeszcze byłą nasza rozmowa,  dziwny sen o moim byłym, potem jeszcze dowiedziałam się, że będę mieć rodzeństwo i były stwierdził, że jakby był na miejscu moich starych to też by sobie drugiego dzieciaka zrobić, bo jestem nie do wytrzymania, potem jeszcze pojawił się nieprzyjemny artykuł na temat mojej osoby. Kurwa....Aż żal pomyśleć jak ja mam przetrwać do poniedziałku jak jest połowa tygodnia,a ja? Ledwo żyję.
-Oj daj spokój człowiek nie powinien się załamywać.
-Jak tak dalej pójdzie to założę z Aśką klub "nieszczęście to moje drugie imię".
-Nie przesadzaj każdy ma jakiś gorszy okres nie raz.
-Ja mam ten okres przez prawie 19 lat. Czytaj całe moje życie. Powiedz mi kiedy ty miałeś taki okres?
-Widzisz. Ja jestem Kubańczykiem. Kubańczycy nie mają problemów i zawsze spadają na 4 łapy jak nawet mają problemy. Wiesz taka nasza mentalność narodowa.
-Nasza mentalność narodowa to jak coś nie idzie Ci po twojej myśli ponarzekaj na cały świat albo upij się wódką.
-Też ciekawa.-zaśmiał się pod nosem.
-Daj spokój.-powiedziałam przyśpieszając i wzdychając.
Po dalszej jeździe byliśmy pod halą i udaliśmy się na miejsca. Ja wysłałam Andrzejowi sms'a:
"Gdzie jesteś?"
"Za 3 minuty będę na hali."
"To mnie odszukaj na tej trybunie. Siedzę w 3 rzędzie obok Juantoreny."
Po 5 minutach dołączył do nas Wrona. Gadaliśmy sobie w 3 na trybunach i patrzyliśmy się na rozgrzewających się chłopaków:
Potem mecz się zaczął przy stanie 20:16 dla Trento Nawrocki wziął czas. My z Andrzejem byliśmy zaaferowani patrzeniem kto całuje się z kim w Kiss Cam. Nagle na ekranie pokazało się zbliżenie na mnie i Juantorene. Zaczęłam się śmiać sama do siebie i pokazałam Juantoarenie Kiss Cam. On też się zaśmiał po czym pokręciliśmy głową na nie i on zajął się obserwowaniem chłopaków, a ja rozmową z Wroną. Ale operator kamery chyba nie chciał dać mi spokoju, bo potem zrobił zbliżenie na mnie i Wronę. Tym razem zaczęliśmy się śmiać jak małe dzieci. Po czym znów pokręciłam głową na nie a operator za jakieś 10 sekund wziął jakąś inną parkę. Każdy z naszej trójki spojrzał na siebie po czym znów wybuchnęliśmy śmiechem i zajęliśmy się meczem.  Po zaciętym boju ku mojej i Wronki rozpaczy Trentino wygrało 3:1. przynajmniej udało nam się urwać seta. Juantorena poszedł do chłopaków i stwierdził, że wróci autobusem z nimi bo idą opijać zwycięstwo.
My z Wronką postanowiliśmy przejść się trochę po Łodzi . Potem poszliśmy do Caffe Heaven i posiedzieliśmy gadając przy kawie
*
Rozdział chujowy...Wiem. Ale i tak już  nikt mnie nie czyta :((( Nie wiem czy dalej jest sens ciągnąć to coś. Szczerze to zostało może z 14- 12 rozdziałów. Nie wiem czy więcej. Nie wiem czy będzie chciało mi się ciągnąć, bo i tak nikt mnie nie czyta. A tak wgl to ogarnęłam swoje dwa blogi i przypomniało mi się, że nie włączyłam na nich opcji, że mogą komentować użytkownicy anonimowy ale...Oczywiście naprawiłam to i możecie oczywiście skomentować TU obsadę i  9 rozdział tutaj. Liczę na komentarze.
Jakby co to wiecie gdzie pytać.

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 65

 Z tej beznadziejnej i nudnej sytuacji wybawiła nas kelnerka przynosząc nasze talerze z jedzeniem.
-Smacznego-powiedziałam do Andrzeja.
-Nawzajem-odpowiedział i się do mnie uśmiechnął.Gdy zjedliśmy już posiłek kelnerka podała nam Tiramisu. Szczerze to zjadłam tylko trochę, bo chociaż było pyszne to mój żołądek nie wyrabiał chyba z trawieniem.  Po kolacji za którą ja zapłaciłam, bo powiedziałam Wronce, że jechaliśmy jego samochodem  i nie dorzuciłam się do paliwa.Więc postawie mu kolacje,a on odwiezie mnie bezpiecznie do tej małpiarni....Znaczy się do hotelu.  W drodze powrotnej zadzwonił do mnie Kurek i umówiłam się z nim, że za godzinę pogadamy na fb.
Gdy już byliśmy pod hotelem Andrzej pomógł wyjąc mi moje zakupy z bagażnika po czym wręczył mi je do ręki.
-Dzięki Ci za ten dzień. Było naprawdę fajnie. Dzięki Ci,że dałeś mi wtedy na parkingu lepszy opieprz, za zakupy, za rozmowę i wgl za wszystko. Jesteś najlepszy Wrona.-powiedziałam całując go w policzek.
-Dzięki. Dawno nie słyszałem tylu  komplementów.-uśmiechnął się i przytulił mnie.
-To ja będę lecieć do tego buszu-powiedziałam.
-Jasne. Zadzwonię jutro.-uśmiechnął się.
-To pa.-uśmiechnął się i tym razem to on pocałował mnie w policzek i odwrócił się na pięcie. Ja zrobiłam tak samo. Szybko poszłam do hotelu. Tam oczywiście znajdował się Osmany oczekujący mojego przyjścia.
-Wiesz, że jeżeli chłopak całuje Cię po randce w policzek znaczy, że jest pedałem.
-Wiesz, że chłopak, który jest spędza z dziewczyną czas i pociesza ją nie zależnie od tego, że sam jest w badziewnej uczuciowej sytuacji jest naprawdę twoim przyjacielem-powiedziałam i skierowałam się wymijając go do windy.
-Jasne! Od razu załóżcie klub porzuconych i zranionych kurwa!-wrzasnął po włosku na cały korytarz,a ja go zignorowałam i poszłam do hotelowego pokoju w, którym czekali na mnie moi rodzice.
-Mamo a co ty tu robisz?
-Widzisz właśnie skończyło się zebranie zarządu we Wrocławiu i dostałam jeden dzień wolny i przyjechałam Ci coś powiedzieć z tatusiem ale jutro od rana mam samolot do Trydentu.
-Co się stało?
-Mamy dwie sprawy. Pierwsza to taka, że proszę to twoja karta teraz zamiast kieszonkowego będziemy Ci przelewać pieniądze na konto.
-Dzięki. A ta przykra sprawa?
-Jaka przykra sprawa?-zapytała się mama.
-Zawsze jak dajecie mi coś co wcześniej uważaliście, że było mi nie potrzebne do życia dostaje od was prezent a potem mówicie mi coś co nie jest dla mnie zbyt dobre.
-Nigdy tak nie było.
-Tak? A jak miałam 11 lat i chciałam telefon,a wy powiedzieliście mi, że nie jest mi on na razie do niczego przydatny, a potem daliście mi go mówiąc "Aniu  twoja złota rybka poszła do nieba."
-Raz się zdarzyło
-Raz? A jak miałam 15 lat to najpierw kłó......
-Dobra dość. Aniu nie ważne co było teraz musimy Ci coś z tatą powiedzieć.
-Dawajcie.
-Będziesz miała rodzeństwo. Mama jest w ciąży.
-Co???-zapytałam się,a właściwie wydarłam na pół hotelu.
-No mama jest w ciąży.
-Nie wierze...
-Aniu ale to prawda.
-Ale jak to??
-A mam Ci z mamą powiedzieć jak się dzieci robi?-zapytał się mój tata.
-Nie wierze.-powiedziałam chwyciłam swoją torbę i wyszłam z pokoju.
 Nie dochodziło do mnie co się dzieje. Przecież ja mam 19 lat. Masakra.
Jak ja mogę mieć maleńką siostrę albo brata w wieku 19 lat.
Gdy szłam ulicami miasta przypomniało mi się, że miałam popisać z Kurkiem na fb. Zadzwoniłam do niego na telefon.
-Halo? Ania. Czemu Cię nie ma na facebooku.
-Bo... Zapomniałam.
 -Jak zapomniałaś?
-Normalnie. Ale jak chcesz mogę być za 5 minut u Ciebie, bo idę ulicą. Może nawet mi się do czegoś przydasz, bo z tego co wiem to byłeś w podobnej sytuacji.
-Czekam na Ciebie-powiedział po czym się rozłączył.
Poszłam pod blok Kurka. Czułam się chujowo. Nie chodzi o to, że w tej chwili szłam do jego mieszkania tylko o tą całą sytuacje z rodzeństwem. Będę mieć rodzeństwo. Masakra....
Weszłam na klatkę schodową Bartka po czym udałam się do mieszkania Kurka. Zadzwoniłam dzwonkiem a otworzył mi Aleks.
-Cześć Ania.-wyraźnie ucieszył się na mój widok.
-Hej Aleks. Co ty tu robisz?-zapytałam.
-A no bo w mieszkaniu to mi rurę wywaliło. Do Cupka przyjechała Jelena,a jedynie on i Kurek chcieli mnie przyjąć-powiedział i zaśmiał się.-Jak Ci w Italii? Wszystko ok? Ogółem jak żyjesz?
-Jakoś leci,a u cb?-zapytałam się.
-Też dobrze. Żyje. Dobra oboje wiemy, że nie przyszłaś do mnie tylko do Bartka. Czeka na Ciebie w kuchni.-powiedział i odwrócił się na pięcie.
Poszłam do kuchni. Tam Kurek jadł kanapki.
-Hej-powiedział z pełną buzią
-Hej-odpowiedziałam siadając na przeciwko jego.
-Chcesz coś zjeść?-zapytał już po przełknięciu kęsa kanapki.
-Niedawno wróciłam z kolacji.-powiedziałam.
-Kto był tym szczęściarzem?
-Z Wroną na zakupach byłam,a potem poszliśmy coś zjeść.
-No to co to za badziewna sytuacja w, której się znalazłaś? Zaszłaś w ciąże i nie wiesz kto jest ojcem czy co?
-Jebnij się w łeb Kurek. W sumie to nie wiem po co tu przyszłam.-powiedziałam biorąc torbę i wychodząc.
-Czekaj. Żartowałem.
-To nie było śmieszne-odpowiedziałam.
-No czekaj pogadajmy-powiedział zatrzymując mnie przy drzwiach.
-Dobra. W sumie co mi szkodzi. To i tak najgorszy tydzień w moim życiu więc w sumie ta rozmowa z tobą wiele nie pogorszy.-powiedziałam zrezygnowana wracając do kuchni.
-No to co się stało?-zapytał się Kurek.
-Rodzeństwo będę mieć.
-No i co z tego?
-Kurek! Ja będę mieć 19 lat jak ten smarkacz się urodzi czyli jak będę stara czyli będę mieć 38 lat to dziecko będzie mieć 19. To nie przejdzie. Wgl ja nie chcę mieć rodzeństwa.
Po co mi mały piszczący smarkacz w domu?
-Wiesz ja w sumie to się twoim starym nie dziwie jak bym miał taką córkę, to też bym sobie zrobił drugie dziecko, bo czasem to po prostu jesteś nie do wytrzymania.
-Dzięki.-powiedziałam-To co? Dowiedziałam się już nieco o sobie.-powiedziałam powstrzymując się od płaczu- To teraz powiedz mi co ode mnie chciałeś, bo miałeś jakąś sprawę.
-Ania....Wiesz dobrze.
-To ten....Ja już pójdę... Cześć Kurek.-powiedziałam patrząc na swoje buty.
-Ania czekaj. Nie chciałem Cię ur.......-zamknęłam drzwi od jego mieszkania i wyszłam.
Kurwa. Czy ten tydzień to jakieś prima aprilis czy co? Chcę żeby ten tydzień się jak najszybciej skończył. Mam już dojść wszystkiego. Przede wszystkim chyba zrobię sobie przerwę od chłopaków. Każdy chłopak jest taki sam. Tak samo beznadziejny. Mam ich wszystkich w dupie. Przecież chłopak wgl nie jest mi potrzebny do życia. Zresztą po co mi chłopak? I tak mnie nikt nie chcę? Może Kurek miał rację. Może ja serio jestem taka straszna, że nikt mnie nie chcę i może dlatego moi rodzice chcieli drugie dziecko, bo ja im zbytnio nie wyszłam. W sumie nie dziwie się ja taka wieczna pokraka Anka. Kto by chciał być moim rodzicem? Wróciłam zapłakana do hotelu. Zamknęłam się w pokoju, wzięłam prysznic i leżałam w łóżku ze słuchawkami na uszach. Nie mogłam za nic zasnąć. Słuchając Zuesa dostałam sms'a
"Możemy pogadać"
Nadawca oczywiście Juantorena. Mam dość tego gościa. Co jak co ale tej akcji to już mu za wszystkie skarby świata nie wybacze. Już dość tych wszystkich chorych akcji z jego strony. Już nigdy nie będę wierzyć w jego słowa. Strasznie się na nim zawiodłam. Myślałam, że się zmienił. Tyle mi obiecywał,a ja jak zwykle wierzyłam. Nie dość, że dowiedziałam się, że Grzesiek mnie zdradzał, Osmany najpierw obiecywał potem jednak zostawił dla jakiejś piosenkarki,a teraz jeszcze dowiedziałam się, że jestem wyrodną córką i, dlatego moi rodzice chcieli drugie dziecko. Ten tydzień jest beznadziejny. Nagle z moich policzków poleciały łzy,a ja zaczęłam płakać. Chcę, żeby ten dzień skończył się jak najszybciej. Jednak nie było mi to dane. Usnęłam dopiero o 4 w nocy,a o 6 zostałam brutalnie obudzona, bo ktoś walił pięścią w moje drzwi.
-Co?-otworzyłam zła i przed moimi drzwiami zobaczyłam Kubańczyka.
-Spałaś?-zapytał się zdezorientowany.
-Nie tańczyłam-powiedziałam zgryźliwie i zamknęłam drzwi.
Położyłam się do łóżka i chciałam zasnąć. Jak ja chciałam zasnąć ale niestety. Już nie mogłam.
Otworzyłam oczy i 15 minut wpatrywałam się w sufit. W sumie co mi przeszkadza to, że będę mieć rodzeństwo? Przecież jak dobrze pójdzie to jak mama urodzi to mnie w domu już nie będzie.
Wstałam z łóżka i ubrałam się. Po czym zeszłam na dół. Zjadłam śniadanie i siedziałam u siebie w pokoju oglądając 3 metry nad niebem.
To było świetne. Poryczałam się, że masakra. Potem Aśka napisała mi sms'a: "Wejdź na ciacha.net."
*
No hej miśki! Chciałabym was poinformować, że na tym moim niekonwencjonalnym blogu dodałam bohaterów. Oczywiście jeżeli jeszcze nie widzieliście to dodałam też rozdział na nie ma ciebie obok mnie.
Ogólnie dziękuje wam za te ponad 52 tyś. Wejść.  We wtorek albo środę kolejny to zależy czy bd chciało mi się pisać w weekend. No, a tak poza tym wszystkim to liczę na komentarze i w razie jakichkolwiek pytań zapraszam na aska.
P.S jeżeli już wejdziecie na tego mojego najnowszego bloga to zostawcie ślad jak wam się podoba dobór bohaterów. Wiem, że jest dziwny ale tak miało być od samego początku.

Teraz specjalny komunikat dla mojej Annie.
Annie? Kochanie żyjesz? Czemu nie ma Cię na gg? Tęsknie..

wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział 64

Obudziłam się koło 12. Pierwsze co zrobiłam to zobaczyłam czy ktoś nie próbował się ze mną skontaktować.
Moje zaskoczenie było wielkie gdy zobaczyłam, że mam 15 sms'ów i 6 nieodebranych połączeń.
9 sms'ów było od Wrony pt "Doszłaś bezpiecznie? "Wszystko z tobą ok?" Żyjesz po wczorajszym? " itd. Potem były jeszcze 3 od Aśki "Ej! Coś między tobą, a Wroną jest?" "Żyjesz ty?" "Musimy pogadać, a nie raczysz odebrać." No i 3 od Kurka "Wisisz mi przysługę,a ja chcę ją wykorzystać dzisiaj. " "Czemu nie odbierasz??" "Oddzwoń jak już przeczytasz te wszystkie wiadomości." W dodatku miałam 1 nieodebrane od Wrony. Dwa od Aśki i 3 od Kurka.  Burczało mi w brzuchu, więc uznałam, że najpierw coś zjem,a dopiero potem po oddzwaniam do wszystkich. Założyłam jakieś ciuchy po czym udałam się do domu. Idąc korytarzem były pustki czyli chłopacy byli na treningu. Nagle zza zakretu wyskoczył Kazyiski

-Hej.-powiedział Bułgar.
-Cześć. A ty co nie na treningu?-zapytałam się.
-Naciągnąłem mięsień czworogłowy uda i trener dał mi dzień przerwy na regeneracje.
-Aha....Ale będziesz grać?
-Jak ja mogę nie grać ?
-Normalnie w sumie.
-Będę grać.-powiedział.-Musze tylko trochę odpocząć. Jak tam impreza? Udała się?
-No może być. Fajnie było.
- No to git. Juantorena z tobą wczoraj gadał?
-Gadał.
-I co się dowiedziałaś? Co Ci mówił?
-Czy to ważne? Nie chcę o tym gadać.
-Czyli Ci powiedział, że spotyka się z Senit?
-Z kim ?
-No wiesz z tą Senhit Zadik Zadik tą piosenkarką.
-Tego szczegółu mi oszczędził albo po prostu zapomniał. No co zakochał się...Ma takie samo prawo jak ja czy ty, Raphael, Wrona, Milena, Langa. Jak każdy człowiek. To, że zakochał się i jest ze sławną kobietą to tylko przypadek.-powiedziałam
-Wkurwiona?-zapytał Bułgar.
-Na maksa. Niech ten dupek się do mnie nie odzywa. Ja rozumiem, że on może mnie nie kochać, nie musimy być razem a to, że zakochał się w sławnej kobiecie to normalne. -prychnęłam ze złości.
-Czyli co teraz nie zamierzasz się do niego odzywać?
-Właśnie tak. Nie będę się do niego odzywać. W ogóle przestane utrzymywać z nim kontakty. Za każdym razem gdy myślę, że się zmienił to on mnie rani. Ja rozumiem Matej, że ona jest sławna, ale ja też kiedyś będę zasłynę czymś tylko jeszcze nie wiem czym. Talent też mam. Póki co gdzieś daleko ukryty i doszczętnie ukrywany ale kiedyś wszystkim wam go objawie i będziecie się zastanawiać jak ja to robię. Dobra śpiewać nie umiem, wyje jak odkurzacz gdy matka odkurza mój dywan w pokoju ale przecież ......No jestem sobą, a to chyba najważniejsze.Dobra zresztą nie ważne nie obchodzi mnie co ten  homo erectus robi ze swoim życiem. Byleby nie ingerował w moje.-powiedziałam idąc do pokoju.
-A  było już tak miło między wami.-westchnął Matej.
-KURWA! Teraz to nie moja wina. Wiesz ile ja bym dała, żeby między nami było miło? Niestety chyba tak nie będzie. To nie moja wina...-powiedziałam wchodząc po schodach udając się do mojego pokoju. Najpierw oddzwoniłam do Aśki. Pogadałyśmy chwile o imprezie. Rozwiałam jej schizy jakoby łączyło mnie coś więcej niż przyjaźń z Wroną i zakończyłyśmy rozmowę. Potem zadzwoniłam do Kurka ale nie odbierał. Cóż próbowałam.... Dalej wybrałam numer do Wrony. Odebrał po 3 sygnałach;
-Cześć Aniu.
-Cześć Andrzeju.-odpowiedziałam.
-Co tam?
-Sprawę mam.
-Jaką?
-Co robisz? Czy nie masz czasu dla swojej kochanej niepowtarzalnej Ani?
-Dla mojej kochanej niepowtarzalnej i głupiutkiej Ani mam czas.-zaśmiał się Wrona.
-Ejjj....-burknęłam-No nieważne. Ja się na Cb nie umiem gniewać. To co kochanie? Co porobimy?-zapytałam się.
-No nie wiem.-odpowiedział.-W sumie to miałem jechać do Łodzi na jakieś zakupy.
-A kiedy wracasz do Bydzi?-zapytałam się.
-W  środę i tak mam kontuzję to nie muszę być na razie na treningach. To co jedziemy na zakupy,a potem do kina?
-No okey.-odpowiedziałam.
-To będę za 40 minut. Szykuj się żebyś mi przypału nie zrobiła-zaśmiał się.
-W naszej przyjaźni to chyba ty jesteś od robienia wiochy-zaśmiałam się.
-Policzymy się jeszcze za to małpo-zaśmiał się i rozłączył.
Ja położyłam tylko telefon na łóżku i poszłam do łazienki po 30 minutach gotowa i ubrana. Zeszłam na dół włożyłam do torebki portfel i komórkę i czekałam na Andrzeja. W między czasie te mutanty skończyły trening i siedziały w holu oczekując na obiad, który miał być wydawany za 10 minut.. Nie mówiąc o tym, że każdy z nich mi się dziwnie przyglądał chciałam, żeby Andrzej po mnie jak najszybciej przyjechał i mnie zabrał.
-Na co się tak patrzycie? Brudna jestem czy co?-zapytałam po chwili wkurzona.
-Nie tylko... Zastanawiamy się dla kogo się tak wystroiłaś.
-Na zakupy jadę i do kina.
-Pytanie tylko z kim.-powiedział Osmany.
-Ty chyba tym z kim jadę do kina to najmniej z wszystkich powinieneś się interesować.-powiedziałam i zobaczyłam Wronę wchodzącego do holu.
-O idę się przywitać z Andrzejem..-zerwał się z miejsca Kubańczyk i pobiegł do drzwi.
-Co za wielka namolna wsza.-powiedziałam wstając z fotela.
 Powitałam się z Wroną całusem w policzek po czym zwinnie wyminęliśmy Kubańczyka i wyszliśmy z hotelu.
-Boże daj mi cierpliwości,bo go zabije.
-Nie tylko ty.-powiedział Wrona.
Po godzinie jazdy, która upłynęła nam na przyjemnej rozmowie byliśmy pod centrum handlowym.
-Wrona mam do Ciebie jedno pytanie. Zasadnicze. Jak chcesz to nie odpowiadaj.
-Śmiało gadaj.
-Co jest ze mną nie tak?-zapytałam się.
-Chodzi Ci o Osmanego?
-Nie tylko przecież wiesz, że chodzi o kilka moich nieudanych związków od Kurka do tego palanta.
-Ania.... Z tobą jest wszystko jak najbardziej w porządku. Jesteś ładną, mądrą, inteligentną dziewczyną-powiedział podchodząc do mnie blisko na parkingu i zakręcając pasemko moich włosów na swój palec- To, że oni są downami, bo zostawili taki skarb jakim jesteś ty to ich problem,a  nie twój. Ty sobie jeszcze znajdziesz kogoś dużo lepszego od nich.-powiedział patrząc mi w oczy.
-Dziękuję-uśmiechnęłam się.
-I o to chodzi.-powiedział.-To co idziemy na zakupy?-zapytał się.
-Idziemy-powiedziałam i skierowaliśmy się prosto do wejścia.
Chodziliśmy gadając po sklepach. Wrona kupował sobie już którys z kolei t-shirt,a ja nie mogłam sobie nic wybrać. Może jestem zbyt wybredna? Gdy wychodziliśmy już ze sklepu Andrzej spytał się mnie:
-Wszystko dobrze? Jeszcze nic nie kupiłaś. To do Ciebie nie podobne.
-Nic mi jeszcze nie wpadło w oko.
-Ja myślę, że masz trochę inny problem.
-Nie mam żadnego problemu Andrzej.-powiedziałam wypuszczając z ust powietrze.
-Kogo ty chcesz oszukać.
-Nie naprawdę nawet nie myślałam teraz o tym ciućmoku tak myślałam o życiu.
-O i do czego doszłaś?-zapytał się Andrzej.
-Zakochuję się w nieodpowiednich mężczyznach. Czemu nie mogę zakochać się w kimś kto mógłby mnie rozśmieszyć ale i w danej chwili umiałby zachować powagę?
-Bo takich mężczyzn nie ma. Ten typ nazywa się mityczny-zaśmiał się Wrona.
-Jest. -odpowiedziałam.
-No daj spokój...Wskaż dwie takie osoby.-powiedział i zatrzymał się po czym spojrzał mi w oczy.
-Kazyiski...
-Daj spokój to tylko wyjątek od reguły.-powiedział patrząc mi w oczy.
-Przerwałeś mi...
-No to kogo ty byś jeszcze wskazała.
-Ciebie,Wrona.-powiedziałam przyglądając mu się.
-Hahahahahah....Daj spokój. Nie ja raczej nie należę do tego typu.
-Należysz...
-Nie.-odpowiedział dalej się mi przypatrując.
-Należysz i takie jest moje zdanie. Nie patrz się tak na mnie.-powiedziałam.
-To po prostu cholernie miłe, że tak mówisz.-powiedział uśmiechając się i przejechał ręką po moim policzku.
-Dobra Wrona. Po komplementowaliśmy się nawzajem,a teraz chodźmy na zakupy.
 Czas coś kupić-odpowiedziałam śmiejąc się i chwytając Wronę pod pachę.
Po zakupach miałam ręce pełne toreb kupiłam sobie trampkijeansowe rurkiczarne rurkisukienkę i sweter oraz coś w czym zakochałam się od pierwszego wejrzenia,a mianowicie te buty.
-To co idziemy zjeść?
-No w sumie to na co masz ochotę?-zapytałam.
-Nie wiem. Byleby w dużej ilości, bo jestem głodny.
-Ja się do Ciebie dostosuje.
-Okey to może w sumie znam tu niedaleko ciekawą knajpkę może zjemy tam?
-Dla mnie bomba.-odpowiedziałam i ruszyliśmy w stronę podziemnego parkingu na, którym stał samochód Andrzeja. Po 15 minutach byliśmy w cichej i przytulnej knajpce.  Po chwili odeszła do nas kelnerka pytając o zamówienie.
-Ja poproszę spaghetti bolognese do tego coca-cola i na deser tiramisu-powiedział Andrzej.
-A dla pani?-zwróciła się do mnie kelnerka.
-Ja też poproszę spaghetti bolognese do picia będzie monster, a deser.... Czy ja zmieszczę deser? Dobra...Nie wiem ale zaryzykuje poproszę Tiramisu.
-Dobrze. To wszystko.
-Na chwilę obecną tak. Dziękujemy-odpowiedzieliśmy.
Siedzieliśmy przy stoliku czekając na nasze zamówienie, Andrzej odpisywał nieustannie na kogoś sms'y, a ja siedziałam znudzona bawiąc się słomką w mojej szklance.
-Piszesz z kimś ciekawym?-zaczęłam temat.
-Nie.-odpowiedział.
-Aha.-westchnęłam bawiąc się dalej słomką.
Taki tam pisany na szybko. Chciałam was bardzo ale to bardzo za niego przeprosić. Nie podoba mi się. Ale wam zostawiam to do oceny. Liczę na komentarze i pamiętajcie jeżeli macie pytania zapraszam na Aska :)

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 63


Naskrobałam tylko sms do Aśki
"Przepraszam. Nie przyjdę. Pozdrów chłopaków."
Po upływie niecałych 30 sekund rozdzwoniła się moja komórka.
-Halo.-powiedziałam zapłakana pociągając nosem.
-Mała co się stało?-zapytała się
-Mam rozjebane serce. Właśnie dowiedziałam się, że Juntorena nie chcę czekać aż się ogarnę i nie chcę już ze mną być, bo się zakochał.-powiedziałam i wybuchłam płaczem.
-O... Takiemu to tylko ptaka wykręcić...Ale nie martw się bądź za 30 minut przed swoim domem ogarnięta. Mam dla Ciebie niespodziankę. Miłą niespodziankę....Na pewno się ucieszysz..
-Aśka. Ja wierzę w twoje dobre zamiary i kocham Cię za to co dla mnie robisz ale..... Ja po prostu nie chcę dzisiaj nigdzie dziś wychodzić.
-Oj nie marudź. Tylko czekaj na mnie za 30 minut pod twoim domem.
-No dobra.-mruknęłam pociągając nosem.
Wstałam z łóżka. Podeszłam do lustra i zobaczyłam cały mój rozmazany makijaż. Wzięłam tylko wacik i płyn do demakijażu i zmyłam cały makijaż,a wyprostowane włosy spięłam w luźny koczek. Białą koszule natomiast zastąpiłam luźnym czarnym t-shirtem ze złotym zamkiem na kieszonce, która znajdowała się na jednej z moich piersi. Do tego luźny siwy kardigan, bordowy komin. Wpadłam tylko do tymczasowego gabinetu ojca w hotelu  ignorując Kazyiskiego, Lange, Raphaela oraz Juantorene. Wzięłam tylko z lodówki do której  uprzednio włożyłam małą buteleczkę soku pomarańczowego i wróciłam do pokoju. Tam założyłam moje białe nike za kostkę i wyszłam przed dom. Czekałam na Aśkę z moją niespodzianką. Wspominałam już, że nie lubię niespodzianek? Bo jeżeli nie to mówię, że ich nienawidzę. Usiadłam na murku przed moim domem i  czekałam na blondynkę.  W końcu pojawiła się i powiedziała:
-Twoja niespodzianka czeka w parku.-po czym złapała mnie za rękę i ciągnęła mnie za rękę.
-Powiedz mi, że nie chcesz mnie zaciągnąć siłą na tą imprezę przez jakiś chory podstęp?-powiedziałam.
-O co ty mnie posądzasz.-prychnęła.- Nie nawet o tym nie pomyślałam, a rzeczywiście jakbym była bardziej rozgarnięta to mogłabym tak zrobić. Niestety. Nie pomyślałam,a twoja niespodzianka czeka naprawdę w parku.
Po 5 minutach ciągnięcia mnie za rękę przez Aśkę (chyba bała się, że się jej wyrwę i spierdolę z powrotem ) dotarłyśmy do parku.  Gdy już szłyśmy główną alejką nagle zobaczyłam Andrzeja.
-Wrona?-zapytałam zszokowana,
-Takie mam nazwisko.-uśmiechnął się i włożył ręce do kieszeni spodni.
-Wrona jak ja Cię dawno nie widziałam. Mordo...Przytul mnie.-powiedziałam i rzuciłam się mu na szyję.
-No to ten....Wy się sobą zajmijcie, bo na 100% umiecie się sobą zająć ja mordki lecę na imprezkę. Paaa.-powiedziała Aśka i odwróciła się na pięcie po czym szybko odeszła.
-Czyli co? Tobie Aśka kazała zająć się wiecznie przygnębioną sierotą Anką i stracisz przeze mnie imprezę u Kłosa?
-Nie określiłbym tego tak.-uśmiechnął się.- Szczerze to teraz chyba też czuję się tak jak ty i nie mam ochoty na żadną imprezkę.
-Dziewczyna z Jeziora i ty?
-Tak zerwaliśmy. Wczoraj. Znalazła sobie piłkarza.
-Rzuciła Cię dla piłkarza?-zapytałam się,a Wrona pokiwał głową na tak.
-Biedactwo.-powiedziałam i go przytuliłam.
- Eh... To co idziemy się gdzieś przejść?-zapytał.
- Z tobą wszędzie.-lekko się uśmiechnęłam, chwyciłam Wronę pod pachą i szliśmy tak przez ulice.
- Co tam w Italii?-zapytał się.
-Nie pytaj się o to. Chcę napisać tą maturę i jak najszybciej wrócić do Polski.Tam jest strasznie.  Nie mam tam nawet do kogo pyska otworzyć. Jedyny był jeszcze Juantorena ale wiesz co dzisiaj odwalił. Prawda? Aśka Ci mówiła.
-Nie mówiła tylko, żebyśmy sobie nawzajem poprawili humory, bo masz jakiś tam gorszy okres.-powiedział Wrona.
-No to Ci opowiem z racji tego, że znasz prawie całą historie. Zacznijmy od momentu w, którym przyjechałam do Italii. Otwieram drzwi do mieszkania i......BAM! Okazuję się, że Juantorena jest z Mileną.
-Tą twoją koleżanką, co była z nami na plaży?-zapytał się.
-Dokładnie tą. No ale dobra. Ja tam ich unikałam jak ognia i wiesz.....No to pewnego dnia gdy poszłam na kolację pogadać z Raphaelem,bo wtedy ja miałam problemy w związku z Grześkiem z nim zerwała narzeczona i wiesz wszystko dobrze pięknie a tu wpada Elena, Kazyiski, Juantorena i Milena. Oczywiście gdy wyszłam do łazienki on też to zrobił no i wiesz. Tam zaczął mi coś gadać, żebym go nie unikała, żebyśmy byli przyjaciółmi no to pomyślałam w sumie OK. Czemu nie? No to widzisz. Tydzień po tych rozmowach z nim i tej kolacji itd wiesz pojechałam do Grześka. Tam wiesz co się stało, bo cała wasza świta siatkarska o tym mówi.
-Przesadzasz.
-Proszę Cię.-powiedziałam patrząc na niego błagalnie.
-No może trochę.
-No ok no i wracam gadamy sobie wszystko pięknie. On się mnie pyta czy jeszcze coś dla mnie znaczy. No to ja zapytałam pod jakim względem. On, że pod jakimkolwiek.  No to ja mu powiedziałam, że nawet w kilku względach coś dla mnie znaczy ale wiesz nie jestem gotowa na związek dopiero co przeżyłam rozstanie itd. No i w sumie chciałam poczekać do świąt czy wiesz on nie będzie nikogo miał czy mu nie przejdzie itd. No to powiedziałam mu żeby dał mi czas. A on Ok. Poczekam ile będzie trzeba. Dzisiaj powiedział mi, że musimy pogadać i wiesz co się stało?  Dziś mi powiedział, że się zakochał i nie chcę już dostawać jakiejkolwiek szansy ode mnie. Mi ręce opadły. Kurwa. To jest jednak ćwok i wiesz oczywiście chcę się przyjaźnić. Ja mu dam kurwa...Przyjaźń.
-Mściwa Anka?-zapytał śmiejąc się Andrzej.
-Nie mściwa ale zrobię wszystko, żeby ten jego związek się rozpieprzył i poczuł co to zawiedzenie, smutek, rozczarowanie itd.
-Oj...Anka. Daj mu już spokój. Nie przejmuj się downem.
-W sumie racja ale to nie fair. On zmienia panienki jak rękawiczki, a potem my cierpimy,a nie on.
-Kiedyś będzie zdychał w samotności.-powiedział Wrona, a ja się roześmiałam.
-Wiesz...Jednak nikt nie wpływa tak dobrze na moje samopoczucie jak ty.
-Miło mi-uśmiechnął się. -To co idziemy na jakieś jedzonko?-zapytał się Andrzej uśmiechając się.
-Spoko-odpowiedziałam i udaliśmy się do pizzerii w której po południu siedziałam jeszcze z Aśką.
Na szczęście nie było już tej samej kelnerki, bo to by dziwnie wyglądało. Drugi raz w tej samej knajpce z inną osobą znowu na pizzy.
- To na jaką masz ochotę?-zapytałam się.
-Na mięsną ucztę ale raczej jej nie zamówimy.
-Dlaczego?-zapytałam się.
-Bo dziewczyny raczej nie lubią pizzy z salami, szynką, kurczakiem curry oraz bekonem.
-Czemu nie? Ja lubię.-powiedziałam.
-Serio?-zapytał się.
-No to moja ulubiona pizza po hawajskiej.
Gdy już zamówiliśmy siedzieliśmy przy piwie i gadaliśmy o jakiś głupotach. Ogółem jak mu mija sezon, co nowego itd.
Po około godzinie wyszliśmy najedzeni z pizzerii.
-To co wbijamy na imprezę?
-Wiesz raczej nie mam ochoty. Ty możesz iść ale ja nie mam ochoty. W sumie to....
-Ej! No nie! Chodź! Posłuchaj mnie! Masz być! Teraz idziemy po kratę Carlsberga, bo Kłos do mnie napisał, że jak już bd do niego szli to mamy kupić i udajemy się na imprezę.
-Ale Andrzej.
-Nie ma żadnych wymówek. Koniec. Chodź-powiedział i wziął mnie pod rękę.
Najpierw szybka wizyta w Monopolowym skrzynka piwa i jesteśmy u Kłosa.
-O! Nareszcie jesteście! Co wy tak długo robiliście?-zapytał Kłos.-Poczekaj....Ja to nie chcę w sumie tego wiedzieć.-zaśmiał się już podchmielony Kłos wpuszczając nas do środka.
Przywitałam się z wszystkimi ściskając ich i siadając na kanapie między Muzajem, a Aśką.
W sumie to kilka osób tańczyło, kilka piło, kilka gadało ale nasz genialny Kurek wpadł na pomysł żeby zagrać w Kalambury i wiecie co? Wyznaczył mnie na pierwszą osobę. Świetnie. Wyciągnęłam z pudełka los w którym było napisane co miałam przedstawić "Egzorcyzmy Emilie Rose." Załamałam się. Jak ja mam to przedstawić. Najpierw pokazałam na palcach,że tytuł składa się z 3 słów. Zaczęłam pokazywać dach od domu, złożone ręce do modlitwy, zaczęłam się gibać jakby mnie piorun walnął,a każdy miał ze mnie bekę.
-No nie mówcie, że nie wiecie.
-Wiemy.-uśmiechnął się Kurek.
-To powiedz!
-Nie!
-Czemu?
-Bo mi się nie chcę.-powiedział.
-Proszę powiedz ktoś ten tytuł, spełnię jedną prośbę tej osoby. W miarę możliwości.
-Egzorcyzmy Emilii Rose.-powiedział Kurek.-Prośbą zajmiesz się później- puścił mi oczko,a ja tylko usiadłam na jego miejscu na kanapie i się załamałam.
Puściłam to co powiedział mi Kurek mimo uszu i piłam piwo w towarzystwie Muzaja oglądając poczynania tych głupków.
Po tym zrobiliśmy sobie parkiet w mieszkaniu Karola i tańczyliśmy sobie. Większość czasu spędziłam albo pijąc z dziewczynami chłopaków albo tańcząc głównie z Wroną. Ok.3 wróciłam trochę pijana do  hotelu.
 Wpełzłam powoli do swojego pokoju i przy zgaszonym świetle zaczęłam się rozbierać.  Gdy już byłam ubrana w pidżamy chciałam się położyć na łóżku ale ktoś na nim leżał. Zapaliłam w pośpiechu lampkę nocną i zobaczyłam śpiącego w klubowym dresie i nie przykrytego Juantorene.
-OSMANY PORTUONDO JUANTORENA! Co ty tu do cholery robisz?-zapytałam po obudzeniu Kubańczyka.
-Zasnąłem czekając na Ciebie.
-Dobra. To teraz idź już do swojego pokoju.
-Musimy pogadać.
-Ale ty już ze mną rozmawiałeś  po południu. Teraz wyjdź, bo chcę spać.
-Ania...Pogadajmy, przec......
-Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Żegnam.-powiedziałam on tylko odkręcił się na pięcie i wyszedł z pokoju.
Ja tylko położyłam się na łóżko i przykryłam szczelnie kołdrą pod sam nos i napawałam się pozostałą wonią perfum w moim pokoju po Kubańczyku.  Niedługo potem odpłynęłam. Obudziłam się koło 12. Pierwsze co zrobiłam to zobaczyłam czy ktoś nie próbował się ze mną skontaktować.
*
Taki tam......Sama nie wiem czy mi się podoba. Zostawiam wam to do oceny.  
A! Właśnie! Nie wiem czy w środę pojawi się rozdział, bo jadę na wycieczkę do Torunia ale jeżeli rozdział nie pojawi się w środę, bo wrócę pewnie w nocy to postaram się go wstawić w czwartek. 
Liczę na komentarze ;)  Oczywiście zapraszam na Aska :) 
Pozdrawiam, ZooZoolka.