piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 80

Rok temu nie przejęłabym się tym ale...teraz nauczona przez los nie mogę przełamać się jeśli chodzi o mężczyzn.  Usnęłam dopiero około 5. O 8 do pokoju wleciał Michał z Dawidem i zaczęli krzyczeć:
-A co tu się dzieje?-zaczął krzyczeć Michał
- Co tu było?-zawtórował mu Dawid.
-Pęto czy ty...- chciał się wydrzeć na niego Michał.
- Zamknijcie się.-jęknęłam. - To była najgorsza noc w moim życiu.
- O czyżby Pęto się nie spisał?
-Zamknijcie się...-powiedział Krzysiek przecierając oczy.
-To wytłumaczysz mi co robisz z moją siostrą w jednym łóżku?
- Śpię.- powiedział wstając.
- W samych bokserkach?
- Stary przecież wiesz, że zawsze tak śpię.
- To jak znaleźliście się w jednym łóżku?-dopytywał się Dawid.
-Bo najpierw przepaliła się żarówka.
- Najpierw zająłeś moje łóżko koło okna.
- Potem burza.-kontynuował- Jeszcze ta zaczęła skiełczeć, że boi się duchów.
- No to się zlitowałem i poszedłem do niej, żeby się nie bała.
- O nic Cię nie prosiłam. Sam wepchałeś się do mojego łóżka.- fuknęłam.
-Ale między wami...
- Ja rozumiem. Jego możesz oskarżać o takie rzeczy, bo w końcu ma taką ksywę jaką ma, ale... mnie?
- Ej...- jęknął Lijewski.
Po całej dyskusji poszłam ogarnąć się do łazienki.
Zjadłam z chłopakami jajecznice usmażoną przez babcie, a potem dalej się ogarnęłam i poszłam do salonu. Włączyłam swojego laptopa i założyłam słuchawki na uszy. Popisałam na fejsie z Aśką i poskarżyłam się na chłopaków potem pisałam z Wroną, a gdy już skończyłam zadzwoniłam do rodziców.  Pogadałam z nimi, a potem zadzwoniłam do Osmanego. Okazało się, że u nas są jeszcze Elena, Matej i Wiktorija (siostra Mateja.), i że ten świetnie się bawi w jej towarzystwie.
Zabolało. Znowu...Nawet nie wiem czemu. Jesteśmy przyjaciółmi i miałam wrażenie, że mu na mnie zależy, a z kolejną jego nową miłością czuję się coraz gorzej. Puściłam sobie moją ulubioną piosenkę U2 i leżałam na kanapie zwinięta w kłębuszek, a w uszach miałam słuchawki. Do pokoju nagle wpadł Dawid z Krzyśkiem.
 -Grasz w karty?
 - Nie. Zmęczona jestem doła mam. Chyba idę się przejść.
 - Idę z tobą. Samej Cię nie puszcze i muszę trochę Krakowa zwiedzić i poprzypominać sobie co gdzie jest. - Jak tam chcesz.-powiedziałam i wstałam z kanapy.
 Poszliśmy się ubrać, potem ciocia jeszcze krzyknęła przez okno żebyśmy wrócili na 13, bo obiad i ruszyliśmy w stronę rynku. Panowała cisza, która mnie krępowała:
 - To długo znasz się z Michasiem?-zapytałam, żeby rozbudzić jakąkolwiek konwersacje.
 - Od 4 klasy podstawówki.
 - Długo.-uśmiechnęłam się.
 - No, a ty często przyjeżdżasz do Krakowa?
 - Znaczy jak byłam mniejsza to wiesz byłam tu na okrągło i grałam z Michałem i Dawidem w ręczną, a potem moje życie się skomplikowało i jestem tu rzadziej.
 - Rozumiem. A tam w tej odległej Italii? Masz kogoś?
 - Nie... Wiesz może i jestem młoda, ale życie w tych miłosnych sprawach mnie nie oszczędza. Wiesz niby potem wszystko każdemu wybaczam, bo taka jestem, ale potem taka rysa potężna na sercu pozostaje.-odpowiedziałam
.- A ty?
 - No ja już mówiłem. Szukam tej jedynej tylko czasem mam wrażenie, że przez własną głupotę jej jeszcze nie znalazłem, bo czasem lubię wykorzystać trochę kobiety.
 - Nie powinnam tego popierać, ale kobiety często robią to samo. A wracając do tej wymarzonej. Ja wierze, że gdzieś tam kiedyś ktoś nasz los zaplanował i jak mamy z kimś być to niestety, a czasami stety nie ominie nas to za żadne skarby świata.
 - Trochę w tym racji jest. Lubie Cie.
 - Ja Ciebie też, ale dzisiaj ja śpię pod oknem.
 -O nie. Miejsca Ci nie oddam.  -Ale dzisiaj i tak spałeś na tym pod ścianą.
 -No to własnie teraz chce na tym pod oknem.
- Znów będę się bała...
 - Dobra oddam Ci ¼ mojego łóżka.
 - Ale ja chce sama spać.
 - O całym łóżku możesz tylko pomarzyć.
-Dobra zadowolę się tym co mi dasz.
-Dziwnie to zabrzmiało.-zaczęliśmy się śmiać.
-Tak to prawda.-uśmiechnęłam się.
-Magiczne miejsce.
-Potwierdzam info. Ogólnie to chyba będę studiować tutaj.
-W Krakowie?
-No. Wynajmę sobie małe mieszkanko. Zacznę jakiś fajny kierunek i zobaczymy. Nie wybiegam w przyszłość.
-A w ferie co robisz?

*
Rozdział jest. Wymęczony i krótki... Wiem sorry. Postaram się w najbliższym czasie poprawić i dodać coś długiego. 
Piszcie w komentarzach, bo lubię jak to robicie i jest mi cholernie miło :)

piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 79


O 19 wychodziłam już z lotniska z Dawidem. Cieszyłam się, że święta spędzę w Krakowie. Dojechaliśmy do domu. Przywitałam się z ciotką, wujkiem i dziadkami po czym podzieliliśmy się opłatkiem i usiedliśmy do kolacji.
Dużo gadaliśmy o Michale. Starszym bracie Dawida, który nie pojawił się na mojej osiemnastce, bo grał wtedy mecz w Kielcach razem ze swoim zespołem Vive. Nie widziałam go już z 3 lata ale byłam z niego dumna. Czasem nawet oglądałam jakieś jego mecze ale głównie to w reprezentacji.
-Michaś przyjedzie jutro. Jak fajnie, że rodzina w komplecie prawie będzie. Trochę szkoda, że Waldek i Gosia nie mogli przyjechać ale przynajmniej Michałek i Ania będą.-powiedział dziadek.
- Nie zapominaj, że Michałek przyjedzie z kolegą.
- To Michałek nie lubi już dziewczyn?-zapytał dziadek, a ja zaczęłam się krztusić kawałkiem pieroga.
- Lubi... Lubi dziadek tylko tego kolegi rodzice pojechali do jego brata do Hamburga, a on zaraz musiałby wracać i po prostu by mu się nie opłacało.
-Tak wgl to kto to jest?-zapytałam się.
- Krzysiek Lijewski.
-Co?!- zaczęłam krztusić się wodą.
- No Lijeś. Ten Lijewski co powiedziałaś, że kiedyś łysieje.
- Wiem, który to.
- No bo powiedziałaś, że to najprzystojniejszy polski szczypiornista pomimo tego, że ma zakola.- podśmiewywał się Dawid.
- No, bo jest przystojny.
-Widzisz i teraz możesz mu to powiedzieć osobiście.
- No na pewno... Piśniesz tylko słowo, a na facebooku napiszę co zrobiłeś z miśkiem Doroty w przedszkolu i czemu stał się mokry.- na samo wspomnienie każdy zaczął się śmiać.
- Dobra póki co pokój- powiedział, a my usłyszeliśmy jak drzwi od domu się otwierają.
- Oho... Mamy niezapowiedzianych gości.- powiedziała ciocia i wstała od stołu.
Wujek i babcia poszli za nią, a my siedzieliśmy z dziadkiem i Dawidem i naśmiewaliśmy się z jego przedszkolnych przygód, które przechodziły po woli do historii naszego rodu.
Nagle usłyszałam głos Michała:
- Gdzie jest ta mała...
- Michaś!- poszłam w stronę korytarza i się do niego przytuliłam.
- 3 i pół roku mendo nie mogłaś się wybrać do Krk. Tylko pod ścianą trzeba Cię postawić.
- A ty ile w Bełchatowie nie byłeś.? Co?
- Potem się rozliczymy.- powiedział i wypuścił mnie z objęć, a sam udał się do dziadka.
Ja za to podeszłam do jego kolegi i przywitałam się:
-Hej Ania jestem.
- Cześć, Krzysiek. - powiedział brunet podając mi rękę.
- Witamy w Krakowie.-uśmiechnęłam się.
- Chyba tobie też bym mógł to powiedzieć, bo z tego co słyszałem dawno nie wpadałaś w rodzinne strony.
- Zgadza się, ale teraz będę tu tyle, że przez  następne 5 lat będą mieli mnie dość.- zaśmiałam się.
- Chodźcie chłopcy do stołu. Dopóki wszystko gorące.
Ja się tylko odwróciłam i z powrotem poszłam do jadalni i zajęłam swoje miejsce. Obok mnie siedział dziadek, a z prawej strony Krzysiek.
Kolacja minęła nam spokojnie. Było mnóstwo śmiechu. Chłopacy z dziadkiem i wujkiem wypili parę kieliszków. Dziadek mnie nawet nakłaniał, żebym też z nimi wypiła ale ja nie miałam najmniejszej ochoty, bo od jakiegoś czasu wcale do alkoholu mnie nie ciągnęło i stałam się abstynentką. Po kolacji zwinęłam się z chłopakami do salonu i tam gadaliśmy:
-Jak tam w twojej Italii?
-  Żadnej mojej. Moja to Polska jest
. W Italii chyba dobrze... Chociaż czekam tyko, żeby napisać maturę i przenieść się do Polski. A tobie jak w Kielcach, Michałku??
- Dobrze. Fajne miasto. Godzina drogi od domu. Miło się gra. Chłopacy są świetni. Dziewczyny mogą być.
- E... Nic nadzwyczajnego z tymi dziewczynami- powiedział Lijewski.
- Bo ty oczekujesz nie wiadomo czego.- westchnął Michał.
- Ja po prostu czekam na tą wymarzoną.- westchnął Krzysiek.
-  To dobie poczekasz.-jęknęli na raz Dawid i Michał.
- Ale wy jesteście podli w stosunku do niego! Biedaczek. Że ty też wytrzymujesz z moim kochanym braciszkiem ciotecznym.
- Oj cicho, Anka.
- Nie ty bądź cicho. To, że ty nie wierzysz w to, że prędzej czy później spotykamy dla siebie drugą idealną połówkę to twoja sprawa Michał. Ja na przykład w to wierzę i, że Krzysiek też woli poszukać tej swojej wymarzonej i poczekać dłużej niż być w nieszczęśliwym związku. To jego sprawa, a ty nie naśmiewaj się z jego punktu widzenia, bo każdy ma prawo do własnego zdania.
- Wyrobiłaś się w tej Italii.
- Życie mnie wyrobiło.- powiedziałam.
- A wiecie co... Czekajcie sobie razem na te drugie wymarzone połówki. Powodzenia.
- A właśnie będziemy sobie czekać.
- Pamiętajcie, że czekanie wam nie służy. Tobie już Krzysiu tym bardziej, bo Anka to młoda jeszcze.
- Prawda Krzysiu... Czas działa na nie twoją korzyść. Łysiec zaczynasz.- zaśmiał się Dawid.
- Zamknij się.- warknął Krzysiek.
- Ale patrz. Na przykład taka Ania zauważyła już rok temu, że łysiejesz ale i tak jesteś najprzystojniejszym polskim szczypiornistą.
- Eeej! To chwyt poniżej pasa. Ja to dawno już powiedziałam...
- No teraz to się usprawiedliwiaj.-powiedział Dawid.
- Teraz przygotuj się, że wszyscy twoi znajomi dowiedzą się co się stało z pluszakiem Doroty.-powiedziałam pisząc o tym post na facebooku.
- O nie!- rzucili się na mnie moi kuzyni, a Lijek próbował ich odciągnąć.
Dawid wyrwał mi telefon. Lijek go przechwycił i mi go podał, a ja ledwo wystukałam 3 słowa, a Michał wyrwał mi mojego BlackBerry. Usunął post i zaczął przeglądać moje sms'y.
- Rozumiesz coś?- zakpiłam z niego.
- Nie.-odpowiedział zamyślony.- Ale widzę z kim piszesz. Strasznie dużo piszesz z jakimś Osmanym. Nowa miłość?
- Z nim. A w życiu.- wygięłam usta w dziwnym grymasie.
- To po co z nim piszesz?
- Byłam jego opiekunką jak leżał w szpitalu po wypadku.
- O... A tu mam coś po polsku. O mam smsy jak pisałaś z Aśką. Zacytuje was. Bo ciekawa ta rozmowa.
-Nie Michał. To moja prywatna rozmowa. Zostaw... to między mną, a nią. Ta rozmowa nie może ujrzeć światła dziennego. Nie możecie...-próbowałam mu wyrwać telefon.
- Asia: Mnie i tamtego dzieli tylko 11 lat i 43 cm wzrostu. Rzeczywiście mało.
Ty: No to mnie i tego drugiego dzieli tylko 16 lat i 28 cm wzrostu. Kuźwa.... Drama. Jakby mu pierwszy numerek wyszedł to mogłabym być jego córką. Rozpacz. Za to mnie i mojej największą platoniczna miłość dzieli tylko 7 lat i 14 cm! Taak!
- Dobra starczy już.- powiedział Krzysiek wyrywając mój telefon z rąk szczypiornisty i oddając go mi.
- Dziękuje. Niestety Ci dwaj nie wiedzą co to prywatna rozmowa.
Nagle do pokoju wpadła ciocia:
- My idziemy na Pastorałkę. Wrócimy po. Aniu zaopiekuj się nimi bo oni w tym stanie nie pójdą, a ty pewnie też jesteś zmęczona po podróży.
- Ciociu... To są dwaj dorośli mężczyźni i... Dawid. Oni nie potrzebują opieki.- powiedziałam.
- Eeej.- wydarł się Dawid.
- Nie spalcie domu. Pa- powiedziała ciocia i juz jej nie było.
Tak jak wujka i dziadków.
-Dobra chłopcy. Idę się ogarnąć i spać.
- Jest po 22.
- Ale jestem zmęczona lotem.-powiedziałam i wzięłam swoją bluzę.- Narka- rzuciłam wychodząc.
Poszłam do gościnnego, podłączyłam telefon do ładowania i zdecydowałam się zająć łóżko koło okna, bo była możliwość zajęcia łóżka przy ścianie.
Potem poszłam do łazienki i jak to ja ciapa zapomniałam pidżam. Owinięta w ręcznik, który umówmy się dużo nie zasłaniał poszłam do swojego pokoju. Tam na moim łóżku leżał Lijewski, który bawił się moim telefonem. Nagle oderwał wzrok od ekranu telefonu i powiedział szczerząc się:
-Cześć współlokatorko.
-Em...Cześć. Co ty tu robisz?
- Będę spać.
-Ale jak...
-No normalnie. To jest pokój gościnny. Są dwa łóżka. Więc chyba normalnie, bo ja też jestem gościem w tym domu jak ty.
-A....Sorry. Lekko rozjebałam się w akcji. Faktów nie skojarzyłam i ogółem...Ten...To moje łóżko...
-Nie jest podpisane.-wzruszył ramionami.
-Ale tu była moja torba i telefon i przygotowane pidżamy.
-Mówisz o rzeczach, które leżą na łóżku pod ścianą?-zapytał się pokazując na nie palcem.
-Ale....Przestawiłeś je.
-Ja skądże.-powiedział śmiejąc się, a ja zbluzgałam go w myślach. Chwyciłam swoje pidżamy i ruszyłam z powrotem do łazienki, bo przecież nie będę stała nadal przed nim jak debilka w samym ręczniku.
Gdy już się przebrałam wróciłam do pokoju. Tam już Lijewski leżał w samych bokserkach:
-Skończyłaś?
-Ta.
-To dobrze. Teraz moja kolej.-powiedział i wszedł do łazienki.
Nie miałabym nic do niego i o jacie. Przecież w normalnych okolicznościach to ja bym skakała z radości, że rozmawiam z takim Lijewskim ale zabrał mi łóżko na, którym zawsze śpię. Nie wiem czemu ale w tym domu jeżeli nie mam łóżka od okna nie potrafię zasnąć. Po jakimś czasie z łazienki w samym ręczniku opasanym przewieszonym wokół bioder wyszedł Lijewski. Wziął ze swojej walizki jakąś rzecz zgaduję, że bokserki i z powrotem wrócił do łazienki.
-Śpisz?-zapytał się.
-Nie.-odpowiedziałam, a ten położył się do łóżka i zgasił światło.
Ja, że miałam drugi włącznik światła koło łóżka od razu je zapaliłam.
On je zgasił, ja zapaliłam, on je zgasił, a ja znów włączyłam i tak jeszcze 6 razy.
-Dobrze ty się czujesz?-zapytał ziewając Krzysiek.
-Bardzo.
-To czemu ty to ciągle zapalasz?
-Bo śpię zawsze przy zapalonej lampce.
-A ja śpię zawsze przy zgaszonym świetle.-powiedział gasząc je.
-No to masz problem.-zapaliłam je.
-Nie ty masz problem, bo ono będzie zgaszone.-powiedział.
-Nie byłabym tego taka pewna.-zapaliłam je.
-Dziewczyno...Na czym polega twój problem? -wstał z łóżka.
-Na tym, że zająłeś moje łóżko i teraz gasisz mi światło.-powiedziałam przekręcając się na plecy i patrząc na niego.
-Czy przeszkadza Ci to aż tak bardzo, że utrudniasz tym tak bardzo moje życie i nie pozwalasz mojemu organizmowi się zregenerować?
-Hmmm...Pomyślmy.. Tak.-odpowiedziałam.
-Wyjaśnisz mi dlaczego?-zapytał się.
-Nie.-odpowiedziałam i przekręciłam się do ściany.
-Ee...Czemu?-zapytał się już całkiem zbity z tropu.
-Bo nie mam ochoty rozkładać komuś takiemu jak ty co i jak to się stało, że bez tej cholernej lampki i łóżka przy oknie nie zasnę.
-Dobra....W takim razie będzie zgaszone.-położył się i zgasił lampkę.
Ja ją zapaliłam, on zgasił i tak dopóki lampka się nie przepaliła.
-Mówiłem, że będziemy spać przy zgaszonej?
-Kurwa...Teraz to nie dziwię się, że jeszcze nikogo nie masz.-powiedziałam sama do siebie coś pod nosem.
-Mówiłaś coś?-zapytał się.
-Nieee...Nic. No coś ty.

Około 1 ja i Krzysiek przewracaliśmy się w łóżkach było kompletnie ciemno, a ja się jeszcze bałam.  Ten zapytał się mnie tylko:
-Śpisz?
-Nie.
-Czemu?
-Bo nie zasnę.
-Dlaczego?-dopytywał się.
-No bo nie zasnę w tym łóżku za żadne skarby.
-Czemu?
-No bo się boję...-powiedziałam.
-Czego?-zapytał się.
-No...Nie powiem Ci.
-No powiedz.
-Nie, bo będziesz się śmiał.-powiedziałam.
-Obiecuję, że nie będę.
-Ale będziesz.
-No nie będę. Dawaj.-powiedział.
-Będziesz.
-Nie będę.-uśmiechnął się.
-Duchów się boję.-powiedziałam cicho, a ten ryknął śmiechem i spadł z łóżka.-Wiedziałam, że tak będzie.
-Nie no poczekaj. Czego się boisz?
-Duchów.
-Boisz się duchów?
-Tak...-przełknęłam głośno ślinę, a ten znów rzucił się na podłogę i zaczął się śmiać nawet nie przejmując się tym, że wszyscy śpią.
-Idę spać do, Miśka.-powiedziałam owijając się kołdrą i gdy otwierałam drzwi usłyszałam:
-Uważaj, bo jakiś duch Cię porwie.-przełknęłam głośno ślinę, zamknęłam drzwi i z powrotem usiadłam na łóżku.
-Dziękuję...Teraz to na 100% zasnę.-jęknęłam, a ten znów się śmiał.
-Powiedz mi...-powiedział po jakiś 3 minutach gdy znów leżał na swoim łóżku i trochę się uspokoił.-Jak można bać się duchów?
-Normalnie. Jestem tylko kobietą. Boję się też ciemności, burzy i przybywać z nieznajomym mężczyzną w zamkniętym pomieszczeniu, bez drogi ucieczki.
-Mogę Ci jakoś ulżyć?-zapytał się.
-Ty mi?? Nie sorry. Wiem jaką masz ksywę wśród kolegów z zespołu...
-Eee....Oceniasz mnie przez pryzmat tego co o mnie mówią. To bardzo nie miło z twojej strony. Zresztą mówiąc ulżyć nie miałem na myśli tego, a ty od razu..
-Możliwe, ale życie mnie nauczyło, żeby nie ufać kolesiom, którzy mają ksywę męski narząd rozrodczy.
-No ale przecież ty mnie nie znasz i nie wiesz jaki jestem.
-No właśnie.
-No to czemu jesteś taka...
-Jestem taka oziębła w stosunku do Ciebie??
-Tak. Mniej więcej.
-Wiesz ja nic do Ciebie nie mam. W zasadzie to ja lubię patrzeć jak grasz...Ale po tym jak zająłeś moje łózko i naśmiewałeś się z mojego lęku. Potem te wkurwiające pytanie o ulżenie i od razu chciałbyś wiedzieć co się stało, że jestem oziębła, i jak bardzo krzywdzili mnie chłopacy od...... Kurwa.-powiedziałam,
On znowu zaczął się śmiać.
-Nie śmiej się.-powiedziałam poważnie. -Wkurzasz mnie jak się śmiejesz.
-Przepraszam ale....Jesteś śmieszna.-powiedział, a  ja odwróciłam się tylko do ściany i powiedziałam cicho pod nosem "Buc."
Ten coś gadał pod nosem, ale go nie słuchałam.
Nagle zobaczyłam, że za oknem coś się błysnęło.
- Ej... Czy ja mam takie wrażenie czy się błysnęło?
- Błysnęło się. Potwierdzam info.
- Ale...ale jak. Przecież jest grudzień, zima. Przecież w zimę do cholery nie ma burzy.
- Jest. Czasem.
- Ale...- zawyłam i schowałam się cała pod kołdrę.- To najgorsza noc w moim życiu.
- Chodź. -Wstał z łóżka.
- Co? Gdzie?-zapytałam.
-No wymienimy się... łóżkami.
- Teraz to sobie leż w tym cholernym łóżku, ze zgaszonym światłem i się pierdol.-powiedziałam wyraźnie zła, a gdy usłyszałam grzmot, aż podskoczyłam ze strachu.
- Tylko z tobą.-powiedział i położył się w moim łóżku obejmując mnie.
- Ale co ty...- zaczęłam się z nim szarpać.
- Leż spokojnie. Wyluzuj. Nie bój się ze mną nic Ci się nie stanie.
- Ale...
-Cicho. Spróbuj spać.-powiedział i objął mnie jeszcze mocniej w pasie po czym usnął.
Tak jak gdyby nigdy nic. Ja jeszcze przeczekałam całą burze, potem odsunęłam się jak to możliwie najdalej na łóżku od Krzyśka, bo czułam się niezręcznie i od tego zerwania z Grześkiem miałam ze sobą jakiś problem i jedynym mężczyzną, którego do siebie dopuszczałam był Valerio, ale jego nie traktowałam jak mężczyznę, który może mnie skrzywdzić u nas zasady były określone prosto. A czego ja mogę się spodziewać, po

Krzyśku. Ja go nie znam, a teraz sobie razem leżymy w moim łóżku i śpi naruszając moją przestrzeń osobistą.
*
No to wiecie już kto się. Pojawił. Krzysiek. Jak myślicie? Namiesza w życiu bohaterki? Będzie grał jakąś ważniejszą rolę i jak obstawiacie, że to opowiadanie się skończy? 

środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 78

 Wpadłam do kuchni. Tam nikogo nie było, potem poszłam do salonu. Tam też pustka. Udałam się do pokoju gościnnego i zapytałam się Osmanego:
-Gdzie są rodzice??
-Nie wiem.-powiedział dziwnie się uśmiechając.
-Kłamiesz. Znam Cię za dobrze i wiem, że kłamiesz. Perfidny oszuście.-przymrużyłam oczy- Powiesz mi gdzie są?
-Pojechali Ci kupić prezent, a potem na kolację .
-Wiesz kiedy wrócą?
-Za jakąś godzinę.-odpowiedział patrząc na mnie.
-To co zrobię jakąś kolację, a potem obejrzymy jakiś film?
-Jasne. Pomogę Ci.
-Nie..Ja zrobię szybko sama. Ty wybierz film.-rozebrałam się i ruszyłam do kuchni.
Zrobiłam już sos pomidorowy do Penee i czekałam aż makaron będzie dobry. Gdy siedziałam w kuchni i wpatrywałam się w obraz za oknem rozdzwonił się mój telefon. Odebrałam nie patrząc kto dzwoni:
-Halo?-odebrałam.
-Cześć Aniu!
-Dawid! Cześć!
-Mama kazała mi zadzwonić i zacytować "Wiem, że Waldek i Gosia mają jakieś obowiązki w pracy i, że dodatkowo moja siostrzyczka jest w ciąży ale przynajmniej Anka ma się do nas bujnąć i przyjechać." Także zostałaś oficjalnie zaproszona do nas na święta i dziadek powiedział jeszcze "Jeżeli moja własna wnuczka nie przyjedzie spotkać się z dziadkami na święta, to sam pofatyguję się w wigilię do tej jej całej Italii i sprowadzę ją na stałe do Krakowa. Kto to słyszał tak błądzić po świecie z rodzicami." Widzisz odmowy nie przyjmujemy. Pakuj się kochana i przyjeżdżaj.
-Aleeeeee..........
-Nie ma ale. W pierwszy dzień świąt chcę Cię odebrać z lotniska...Albo w wigilię wieczorem. Zobaczysz będzie fajnie. Michał przyjeżdża ze swoim kumplem do nas po południu w pierwszy dzień świąt.
-Ale muszę pogadać z rodzicami.
-Mama dzwoniła do nich. Powiedzieli, że możesz jechać i załatwią Ci bilet.
-Czyli mam się pakować?
-Tak. ILE RAZY MAM CI POWTARZAĆ, ŻE MASZ RUSZYĆ TĄ TŁUSTĄ DUPĘ I PRZYJECHAĆ DO KRK?
-No dobra. Upewniałam się. Dziwny jesteś, ale Cię kocham mordo. Narcia.-powiedziałam.
-Cieszę się, że się zrozumieliśmy. Czekamy na Ciebie.-powiedział i się rozłączył.
-Okey. To było dziwne.-powiedziałam sama do siebie i dolałam makaron.
Po czym nałożyłam go na talerz, polałam sosem i wróciłam do pokoju Osmanego. Tam zjedliśmy makaron. Powiedziałam mu jak to niespodziewanie dostałam zaproszenie na święta do Polski. W końcu uświadomiłam sobie, że w sumie spędzi święta z Kazyiskim, Eleną i moimi rodzicami. W końcu przyjechali rodzice. Mama powiedziała, że zabukowała mi lot w wigilie wieczorem. Czyli już jutro lekko się przeraziłam, bo jestem w proszku, a będę musiała jechać do Polski na święta i nie mam w ogóle żadnego prezentu dla nich. Oczywiście mama mnie uspokoiła, że pojadę szybciej na lotnisko i coś im tam kupię .Potem zapytałam się co planują w święta i okazało się, że zaprosili Kazyiskiego i Elenę każdego dnia na obiad, żeby nie siedzieli z samym Juantoreną i żeby im się nie nudziło.
Potem pogadałam jeszcze trochę z Osmanym i postanowiłam pójść spać:
-Idę spać Osmany.-ziewnęłam.
-Dobrze. Dobranoc.-cmoknął mnie w policzek, a ja udałam się do łazienki i po wszystkich zabiegach pielęgnacyjnych wróciłam do pokoju i zasnęłam.
Śniło mi się, że jestem na plaży. Siedzę sobie z jakimś wysokim mężczyzną, którego twarzy nie widzę i patrzę się na wodę. Jego ręka jest położona na moją. Jest wieczór. W okół nas jest pustka. Tylko my, woda i pies, który biega i ślini mi nogę. Nagle chłopak bierze swoją rękę z mojej i odchodzi. Jak gdyby nigdy nic. A ja zostaję sama. Patrzę na swoją dłoń, która była jeszcze parę chwil temu w uścisku mężczyzny i widzę obrączkę.
Budzę się i jest już ranek. Za oknem pada śnieg. Dziś wigilia.
-Dziwny sen.-mamroczę pod nosem.
Wszystko wydaję się takie dziwne. Ten sen...Jestem psychiczna.
Wychodzę z mojego pokoju zaspana, zakładam ciepłe kapcie . Napotykam tatę na korytarzu i się na niego rzucam życząc wesołych świąt oraz całuję go w policzek. Potem wchodzę do kuchni i rzucam się na Osmanego tuląc go do siebie i też życząc mu wesołych. Na koniec szukam mamy i odnajduję ją jak wychodzi umalowana z łazienki. Rzucam się na nią ściskam i mówię:
-Wszystkiego najlepszego z okazji świąt.

-Dzięki córeczko. Tobie również. Chodź pomogę Ci się spakować, bo masz mało czasu.
*
Wiem, że krótki i długo nie dodawałam ale miałam artroskopię i wczoraj wróciłam do niej ze szpitala. Zależało mi żeby dodać dziś więc dodałam taki jaki jest. Następny dodam w piątek obiecuję poprawę bo wiem, że ten nie powala. Wręcz jest zły ale w piątek dodam rozdział w, którym pojawi się nowy bohater :) Zgadujcie kto :) 

niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 77

Miałam ochotę zamordować rozgrywającego za ten durny pomysł mojego wyjścia na dwór. Dla mnie to był po prostu debilizm wychodzenie na zewnątrz. Po co? Valerio jest w Rosji, a ja we Włoszech. Wyszłam przed blok i od razu zasunęłam bluzę, bo było mi bardzo zimno bez kurtki.
Potem podniosłam głowę i zobaczyłam stojącego przy swoim aucie Vermiglio :
- Cześć, mała.
- Valerio? A co ty tu robisz?
- Stoję, oddycham, patrzę na Ciebie.
- Ale...ale....Ale jak? Ty w Rosji miałeś być. Miałem ale plany mi się pozmieniały. Dostaliśmy wolne od klubu na święta, aż całe 5 dni więc zawinąłem się tu porannym samolotem.
- Czemu nic mi nie mówiłeś?
- Niespodzianka? Taadam.- powiedział i mnie przytulił, a potem pocałował w usta.
-Nie tu...
- To chodź do samochodu. Zabiorę Cię gdzieś.
- Powiedziałam, że wychodzę na chwilę i jestem w samej bluzie.
- To leć się przebrać i poinformować, że wrócisz późnym wieczorem.
- Dobra.-odpowiedziałam i wpadłam do mieszkania.
Tam tylko ubrałam kurtkę i powiedziałam mamie, że idę na miasto z kolegą i wróce późnym wieczorem, a Osmanemu obiecałam, że jutro zjemy kolacje, pogadamy i spędze cały dzień tylko z nim. Po tych czynnościach wróciłam z powrotem do samochodu rozgrywającego:
- Wreszcie jesteś z powrotem.- powiedział i wbił się w twoje usta gdy ledwo zamknęłam drzwi.
-Valerio. Miałeś mnie gdzieś zabrać, a nie ślinić się ze mną w twoim samochodzie.
- Już jedziemy chciałem się z tobą przywitać, ale widzę, że nawet nie mogę.
- Możesz. Jasne, że możesz, ale ledwo weszłam, a ty mnie przyciskasz do szyby i ślinisz.
- Przepraszam, że stęskniłem się za twoją bliskością i pocałunkami.-spojrzał na mnie.- Już jedziemy jeśli Cię to bardziej uspokoi.
- Przepraszam. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Też za tobą tęskniłam jak byłeś w Rosji.- powiedziałam.
- Teraz jadę więc zachowaj te info na później.
-Nie bądź taki...
-Jaki?-zapytał nie odrywając wzroku od drogi.
-Kurewsko nieczuły.
-Ja jestem nieczuły?? To ty przed chwilą powiedziałaś, że mam powstrzymać moją ślinę.- powiedział rozgrywający z głosem pełnym pretensji
-Przepraszam to źle zabrzmiało. Wcale tak nie myślałam.
- Spoko. Wiem, że tego nie przemyślałaś.
- Gdzie jedziemy?-zapytałam się jego.
-Na zakupy?
-Zakupy?-upewniłam się.
-Tak. Przyjechałem dziś z Rosji nie mam prezentu dla synka, rodziców. Dla Ciebie już mam wypatrzony tylko muszę kupić.
-Nie chcę prezentu żadnego. Najfajniejszym prezentem jest to, że przyjechałeś.
-Mów mi jeszcze.-powiedział wjeżdżając na podziemny parking,a radio w, której leciały wiadomości zaczęło trzeszczeć.
- Ja też jeszcze nie mam prezentu w sumie dla jednej osoby.-powiedziałam.
-Jakiej?
-Dla Ciebie.
-Nie chcę od Ciebie żadnego prezentu.-powiedział.
-To tak jak ja od Ciebie. Tylko, że ty mnie i tak nie słuchasz i tak mi go dasz więc ja też Ci jakiś dam i się ze mną nie kłóć.
-Dobrze.-odpowiedział i udaliśmy się w kierunku wejścia.
Byliśmy w sklepie z zabawkami gdy nagle odwróciłam się razem z Valerio, bo usłyszeliśmy, że woła go jakaś kobieta. Zobaczyłam moją wychowawczyni:
-Cześć Valerio. Przyjechałeś już na święta ?? To dobrze, bo mały się za tobą stęsknił. A co ty tu robisz z Anią??
- Przyjechałem z nią na zakupy.... A wy skąd się znacie?
-Jestem wychowawczynią Ani, a wy skąd się znacie?-zapytała go.
-Ania jest dziewczyną Osmanego i przyjechaliśmy razem na zakupy, bo ja nie miałem prezentu dla małego i poprosiłem ją o pomoc. A Osmany był taki miły i mi ją odstąpił na jeden wieczór.-powiedział Valerio, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia i patrzyłam jakie głupstwa mówi.
-O to miło. Nie wiedziałam, że z kimś jesteś Aniu. Dobrze ja już lecę, bo Pablo na mnie czeka. Pamiętaj Valerio, że nasz syn na ciebie niecierpliwie oczekuje.
-Pamiętam wpadnę dziś wieczorem.-powiedział, a moja wychowawczyni odeszła.
Ja nadal patrzyłam się na niego jak na idiotę.
-To moja była żona. Nie mogłem chyba jej powiedzieć, że czasem spotykamy się w łóżku.
-Jasne. Lepiej było na ściemniać, że jestem z Juantoreną.
-To co miałem powiedzieć. Może mnie olśnisz?
-Że jestem twoją koleżanką, że nie wiem jestem córką twojego kolegi. Cokolwiek ale nie to?!
-Czemu?!
-Bo ja nie lubię być z nim łączona.
-O jezu. On i tak nie dowie się o tym incydencie.
-Obyś miał rację, bo wykręcę Ci jaja.
-Ania........Widać, że go kochasz.
-Co ty możesz wiedzieć.
-Wiem, bo Cię znam i jesteś dla mnie jak siostra.
-Siostra z, którą chodzisz do wyra. Kazirodztwo ??
-Masz rację. Kazirodztwo i nie chciałbym tego dłużej ciągnąć. Zrozumiałem coś. Jesteś wspaniałą dziewczyną nie możesz się tak marnować. Ze mną.
-Nie ma...
-Nie przerywaj mi. Widzę, że go kochasz. Nie jestem ślepy. To, że jesteś głupia, bo nie chcesz mu wybaczyć i to, że się boisz jest całkiem do zrozumienia. Ale nie popełniaj największego błędu w swoim życiu. Ja nie mogę zaproponować Ci nic prócz przyjaźni, bo nic więcej nie mogę Ci zaoferować sobą. Ja nic do Ciebie nie czuję. Ty do mnie też nie. A Osmany Cię kocha zresztą ty jego też.
-To nie jest takie łatwe.
-Jest. Tylko musisz chcieć.
-Nie wiem co mam Ci powiedzieć.
-Że obiecasz, że z nim pogadasz,a my będziemy przyjaciółmi
-Przyjaciółmi? Raczej teraz nie. Kto wie. Później może tak. Na razie może kumple co?-zapytałam się,
-Jasne ale pogadasz z nim.
-Dobrze.-powiedziałam.
Po całych zakupach Valerio odwiózł mnie pod blok i zapytał :
-Pogadasz z nim dzisiaj.?
-Dziś?? Chyba jestem trochę niegotowa.
-Nigdy nie będziesz na to gotowa.
-Jutro.
-Słowo?
-Tak jutro z nim pogadam na poważnie.
-To powodzenia mała.
-Dzięki.-pocałowałam go w policzek i wyszłam z jego samochodu po czym pomachałam mu i wpadłam do mieszkania.
*
BORZE! JAKIE TO GUNWO. Przepraszam za to powyżej ale nie mam weny i ewidentnie życie mi się pierdoli. Pozdrawiam.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 76


 Obudziłam się rano przed wszystkimi. Poszłam do łazienki i umyłam się po czym zrobiłam sobie kanapki z szynką i pomidorem, zaparzyłam herbaty. Siedziałam przy stole gdy do kuchni weszła moja mama. Pogłaskała mnie po jeszcze trochę wilgotnych włosach i zaczęła mówić:
- Fajnie, że Ci przeszło. Nie chcę stracić córki ojciec przesadził ale my wcale nie znamy tego kolegi.
 - Ja go znam ... Zastępuje mi was gdy nie macie czasu ze mną na głupią rozmowę albo gdy jesteście zaaferowani swoją pracą ale nie martw się przecież będziesz miała drugą córkę. Może ją wychowasz lepiej i nie będzie taka rozkapryszona jak ja?- pogłaskałam jej brzuch i zapytałam się ze łzami w oczach odchodząc i nie reagując na jej wołania. Znów zamknęłam się w pokoju. Znów poleciały mi łzy. Kto by przypuszczał, że przez tą całą sytuację stracę tyle łez i dowiem się prawdy o sobie od ojca. Wyjęłam z pod poduszki telefon zadzwoniłam do Valerio. Nie odbierał szybko przeliczyłam różnice czasu między z Italią a Rosją i właśnie teraz ma trening. Nagrałam się tylko na pocztę i poprosiłam, żeby oddzwonił do mnie jak da tylko rade. Dom powoli budził się do życia. Słychać było kuśtykającego Osmanego. Ojca, który właśnie przyszedł na trening. Ten cały odgłos kuśtykania był coraz głośniejszy. W końcu było słychać pukanie do drzwi:
- Aniu...Otwórz pogadajmy.
- Odpierdolcie się wy wszyscy ode mnie.
- Przepraszam ale chyba nie zasłużyłem na te słowa. Co ja Ci takiego zrobiłem?
- Nie zasłużyłeś? Zasłużyłeś na wiele gorsze słowa z moich ust. Powinnam się do Ciebie nie odzywać. Zawsze pojawiasz się gdy zaczynam wychodzić na prosto i znikasz gdy Cię tak cholernie potrzebuje... Tak było wczoraj, wtedy kiedy wybrałeś Zadik, kiedy zabawiałeś się ze mną na boku gdy miałeś narzeczoną, gdy oświadczyłeś mi że z nami koniec, bo będziesz mieć dziecko ze swoją byłą.... Zawsze gdy miałeś problem wykorzystywałeś mnie. Głupią, zakochaną, małą dziewczynkę, która była w tobie zakochana i zrobi dla Ciebie wszystko. Tylko, że teraz tej dziewczyny nie ma, nie ma już tej miłości, którą do Ciebie czułam ... Nie ma nic, bo wszystko między nami zabiłeś w dniu w, którym wybrałeś ją. Nawet tą jebaną przyjaźń zabiłeś.- powiedziałam płacząc coraz głośniej- I co Osmany? Nie zasłużyłeś? Dam Ci tylko jedną radę. Następnym razem nie dawaj dziewczynie żadnych nadziei. Mów jak jest, bo jak trafisz na taką dziewczynę jak ja to możesz zabić w niej wszystkie uczucia i zdolność empatii.
- Wpuścisz mnie?
- Nie mam ochoty.
- Wyjaśnijmy to sobie.
- Ja już wszystko rozumiem.
-Raczej nie…  Wpuść. Już dawno powinniśmy porozmawiać.
Wstałam z łóżka i otworzyłam mu drzwi i z powrotem wróciłam na łóżko. On usiadł na krześle opierając swoje kule o moje wielkie biurko.
-Zaczęliśmy źle. Znaczy zaczęliśmy to w złym czasie. Nie powinienem wtedy w ogóle Cię wtedy dotykać. Nie powinniśmy być razem, źle się stało, że potem zaczęliśmy ze sobą spać, że Cię zwodziłem i nie myślałem o innych, a o sobie. Tylko i wyłącznie o sobie. Pozwoliłem Ci wyjechać do Polski na rok i to był błąd.  Nie powinienem pozwolić, żebyś wyjechała.
-Wtedy się tym nie przejąłeś.
-Przejąłem, ale pozwoliłem Ci wyjechać, bo wiedziałem, że masz swoje życie, że sprawa z tobą mnie przerasta. Miałem narzeczoną ty wydawałaś mi się wtedy tylko czymś w rodzaju…
-Przygody. –powiedziałam cicho.
-Nie, bardziej dziewczyny z którą i tak mi nie wyjdzie, bo jest dla mnie za młoda. Dzieli nas w końcu prawie osiem lat.  Dopiero jak wyjechałaś zrozumiałem pewne rzeczy, że nie warto być w związku z kimś kogo się nie kocha, że to właśnie do Ciebie coś czuję i, że to z tobą chcę być. Jak przyjechałaś wszystko zaczęło się układać.
-Gdyby nie…
-Wiem gdyby nie moja była nie wjechała do mnie z tekstem „Osmany wiem, że między nami nic nie ma i mnie nie kochasz, ale ja jestem w ciąży. Z tobą. Chciałabym zbudować temu dziecku normalny dom. Spróbujmy ze względu na nie.”-udawał jej piskliwy głos, a ja się uśmiechnęłam na samo wspomnienie tego jak ona mówiła.-Teraz wiem, że dobrze się stało, że ona wtedy się pojawiła w naszym życiu. Teraz jesteśmy bogatsi o jakieś doświadczenia.
-Darujmy sobie ją. Przejdźmy do części z Zadik, bo ta interesuje mnie najbardziej.
-Tu byłem po prostu głupim, niedojrzałym, egoistą. Nie mam wytłumaczenia na to co się zdarzyło. Po prostu wtedy zachowałem się jak imbecyl. Nie mam żadnego wytłumaczenia, bo dałem się omotać pustej dziewczynie, która była tylko chwilowym zafascynowaniem. Gdy ty dojrzałaś ja chociaż jestem dużo starszy nadal zachowywałem się jak rozkapryszony dzieciak. Dopiero po wypadku gdy każdy oprócz naszych przyjaciół twoich rodziców i mojej rodziny mnie opuścili. Dopiero wtedy zrozumiałem, że to ty jesteś dla mnie najważniejsza i tylko Ciebie kocham…
-Teraz Ci się tak zdaję, a za dwa lata powiesz mi, że coś Ci się ubzdurało i wtedy byłeś po prostu wdzięczny za to, że pomagałam Ci po wypadku.
-Nie masz już do mnie zaufania?
-W pewnej sferze? Nie. Widzisz ufam Ci na tyle, że dałabym Ci się przeprowadzić przez pustynie, ale nie ufam Ci na tyle, że nie wiem kiedy mówisz prawdę o swoich uczuciach i co czujesz. 
-Rozumiem. Nic z tego nie będzie??
-Na razie. Nie…Nie wiem czy w ogóle coś z tego będzie. Nie chcę cierpieć. Po raz……Kolejny. Mam teraz maturę, a nie chcę się rozpraszać muszę ją dobrze napisać i wrócić do Polski na studia.
-Dobra. Powiedziałaś mi, że nie mam na co liczyć z twojej strony. Może chociaż będziemy przyjaciółmi?-spojrzał w moje oczy, a ja wbiłam wzrok w ziemię.
-Nie.-powiedziałam cicho i pokręciłam głową.
- Co?
-Przyjaźń jest chyba nie możliwa po tym jak ludzie ze sobą byli. Wiemy o sobie za dużo. Możemy się skrzywdzić i znów pójdzie coś nie tak, a stracenie kontaktu z robą przez jakąś głupotę byłaby jeszcze chyba jeszcze gorszą tragedią niż nasza kolejna nieudana próba.
-To nie chcesz mnie już znać?
-Chcę. Jasne, że chcę. Chcę żebyś zawsze był  koło mnie ale nie wiem czy jako przyjaciel po tym wszystkim. Może na razie spróbujmy jako znajomi? Zwyczajni koledzy. Kumple?-zapytałam.
-Jeśli Ci to pasuję to jasne.-powiedział podnosząc Pizdusia, który ocierał się o jego nogę i kładąc na swoim kolanie. –Bardzo chcesz wyjechać do tej Rosji?
- Chciałabym znowu spotkać się z Valerio.
-Ania…Czy ty czasem się nie zakochałaś?
-Nie…Takie oziębłe kłody jak ja się nie zakochują.
-A dlaczego ty sądzisz, że jesteś oziębłą kłodą i niby czemu ty się nie zakochujesz?
-Teraz Ci nie mogę tego powiedzieć.
-Dobra… Jak chcesz to pogadam z twoim ojcem. Wytłumaczę mu wszystko i powiem, żeby przemyślał propozycję byś pojechała do Rosji.
-Nie…Wiesz. Nie chcę się z nim kłócić. Mam już dość. Dopóki on mnie nie przeprosi nie ma szans, żebyśmy nawet normalnie porozmawiali, a w sumie pogadam z mamą na spokojnie to sama mi pozwoli.
-Ania błagam Cię tylko uważaj. On jest starszy. Może Cię wykorzystać nie daj się wplątać w żaden głupi układ.
- Uwierz mi, że to nie on mnie wykorzystuje, a ja jego.
-On jest starszy, Anka.
-Ty też.
-No właśnie i patrz. Ja Cię wykorzystałem  żałuje, że w taki sposób przekonałem się, że Cię kocham, ale jednak.
-Dobrze Osmany. Będę ostrożna ale uwierz. To ja jego wykorzystuje.
-Niby w jakich sprawach?-zapytał dziwnie na mnie patrząc.
-To już moja i Valerio tajemnica.-powiedziałam i puściłam mu oczko.
Nagle usłyszałam jak drzwi od mieszkania się otwierają . Co oznaczało, że z zakupów wróciła moja mama.
-Wiesz została mi jeszcze jedna rzecz. Muszę przeprosić mamę za to w kuchni.
-Jasne. Leć. Ja tu poczekam. Potem jeszcze pogadamy.-powiedział, a ja poszłam do kuchni.
Mama rozpakowywała zakupy, a ja stanęłam koło lodówki i zaczęłam:
-Głupio się zachowałam. Nie powinnam tak wobec Ciebie postąpić i powiedzieć. Przepraszam.
-Musisz bardziej zważać na słowa. To nie przelewki . Nie umiem się na Ciebie gniewać, bo jestem twoją córką i Cię kocham. Fakt z ojcem za dużo czasu nie poświęcamy Ci i temu co czujesz, ale przecież wiele razy Ci powtarzaliśmy, że możesz nam powiedzieć wszystko.
-Tak wiem. Przepraszam. Nie będę.-powiedziałam, a potem  przytuliłam ją.
-Wybaczone. Teraz możesz wrócić rozmawiać z Osmanym.
Gdy już wchodziłam do pokoju zaczął dzwonić mój telefon. Usiadłam na łóżko i odebrałam:
-Halo.
-Cześć, młoda. W domu jesteś?
-Jestem. A co?
-To wyjdź na dwór.
-Po co mam wychodzić na dwór? Żeby zmarznąć?
-No wyjdź. Niespodziankę mam.-powiedział Włoch, a ty się rozłączyłaś.

Powiedziałaś Osmanemu, że Valerio coś bredzi i musisz na chwilę wyjść na dwór po czym zakładasz tylko buty i wychodzisz w samej bluzie i jeansach. 
Chora i cierpiąca .. Poprosiłyście o kilka rozdziałów więc was wysłucham i przedłuże to opowiadanie. Nie wiem kiedy kolejny, bo ten rok zaczął się dla mnie pechowo i teraz najważniejsze jest moje zdrowie.

środa, 1 stycznia 2014

Rozdział 75

Dni mijały, a każdy z nich wyglądał tak samo. Ja byłam coraz bardziej zakłamana. Nawet Elena była przeze mnie okłamywana. Zapytała mnie pewnego dnia czy skończyłam to co nie powinno się zacząć. Odpowiedziałam twierdząco choć prawda była inna. Dziś był dzień w, którym Osmany wychodzi ze szpitala. Niestety jego rodzice dostali wizę na 7 dniowy pobyt i byli już na Kubie.Osmany miał zamieszkać z nami Boje się tego wszystkiego. Boję się z nim mieszkać. Jakby nie patrzeć czuje coś do niego. Wiem, że on może wykorzystać moją chwile słabości i muszę udawać, że wszystko dobrze. Do świąt bożego narodzenia zostało 5 dni. Każdy był zaaferowany ubieraniem choinki, pieczeniem ciast, sprzątaniem a ja kompletnie nie czułam tego klimatu. Od chwili w, której dowiedziałam się że mama jest w ciąży nie mogę się z nią dogadać. Niby się nie kłocimy ale z rozmową jest problem. Nic się nie klei nie mogę mieć już tego zaufania co wcześniej, że nie wyda swojej kochanej córeczki. Może i byłam przewrażliwiona ale... Coś ze mną było nie tak. Czasami miałam wrażenie, że ktoś wypalił w środku moje serce i od tej pory jestem oziębłą suką. Jedyną osobą, która mnie rozumie to teraz Valerio. Hahaha. Ironia z własnym ojcem się nie dogaduje a sypiam z kolesiem, który mógłby nim być jakby miał pecha w życiu i wyszedłby mu pierwszy numerek. Siedziałam w swoim pokoju słuchałam mam na imię Aleksander-Dom. Do pokoju wszedł Osmany podbierający się na kulach. W końcu oparł swoje kule o łóżko i usiadł. -Wiem, że ta sytuacja Ci nie leży.
-Jest mi to obojętne Osmany.
-Anka ja chcę żeby między nami nie było żadnych spięć
 -Ale między nami jest normalnie. Przecież rozmawiam z tobą. Przychodzę do szpitala. Dwa razy przecież nawet tam z tobą nocowałam.
- Ale w tobie jest coś dziwnego. Nieodzywasz ani nie śmiejesz się do mnie tak jak dawniej. Nie wiem jeszcze co to jest ale się dowiem.-powiedział wziął kule i wolno wykuśtykał z mojego pokoju.
- To po prostu żal i zabita miłość, Osmany.- powiedziałam sama do siebie pod nosem. Miły początek wspólnego mieszkania. Nie ma co. Na moim ekranie pojawiło się połączenie od Valerio. Odebrałam, a moim oczom ukazał się rozmemłany Valerio leżący w łóżku bez koszulki.
- A ty co?? Nie za gorąco w tej Rosji??
- Właśnie zimno. Potrzebuje tu kogoś do rozgrzania.
-Nie martw się w Rosji jest pełno dziewczyn, które chętnie cie zaspokoją.
 -Eh.... Ale ja potrzebuje pewnej temperamentnej polki.
- Z tym może być problem. Bo w Rosji za dużo polek nie ma.
-Nie drocz się ze mną. Oboje wiemy ze chodzi o Ciebie.
 - Ja tam nic nie wiedziałam.
- yhym... Powiedz mi lepiej ze przyjedziesz na sylwestra.
- Nie mogę. Nie mam po pierwsze wizy, a po drugie co powiem rodzicom??
- Że chcesz do mnie przyjechać.
- Oni kazaliby mi to uzasadnić. Czemu do Ciebie chcę jechać. A ja co bym powiedziała? Jadę tam bo chcę się spotkać z gościem z, którym się pieprze, a mógłby być moim ojcem.
- Co ty masz z tym ojcem? Skończ tak mówić. Różnica wieku to nie wszystko.
- Wiem przepraszam ale ja bym to musiała uzasadnić, a nie umiem.
- Powiedz po prostu, że dostałaś ode mnie zaproszenie. Chcesz zwiedzić trochę Rosji i miło spędzić czas.
- I tak trochę się spóźniliśmy bo na wydanie wizy czeka się 2 tygodnie co najmniej.
- To może chociaż jutro pójdziesz w odpowiednie miejsce i złożysz wniosek o wizę? Żebyś przyjechała na ferie.
- Wieczorem pogadam z rodzicami.
- Dobrze. Cieszę się. Chcę żebyś przyjechała.
 - Czemu? zapytałam się.
- Bo się dawno nie widzieliśmy no i jestem samotny w Rosji.
 - Widzę, że potrzebujesz kobiety.
- Bez kobiet nie wyobrażam sobie życia. Ale związki to nie dla mnie.
- W sumie.... Mam trochę podobnie więc Cie rozumiem.
- Ale ty jesteś młoda tobie wszystko może się jeszcze zmienić, a ja już jestem stary zgorzkniały i z dzieckiem. - Kto tu porusza kwestie wieku??
- To przez Ciebie. Za dużo z tobą rozmawiam.
-Robisz to z własnej woli.
- I nie żałuje. Lubię z tobą spędzać czas. Chociaż nas dzieli 4 tyś kilometrów.
- Słoooodkie. Lubię Cię Valerio. Kochany jesteś.
- Tylko się we mnie nie zakochuj. Nie żebym nie chciał żeby taka dziewczyna mnie kochała ale.... Ja nie jestem dla Ciebie. Tylko bym Cię skrzywdził a tego bym nie zniósł.
- Valerio. Wałkowaliśmy ten temat. Jest nam dobrze tak jak jest. Gdyby któreś z nas poczuło coś więcej to kończymy zabawę i rozwiązujemy ten cały nasz układ. Możemy się przyjaźnić, rozmawiać ale nie zakochiwać. Ja na prawdę nie mam teraz ochoty na nowe love. Zresztą wiesz, że związek traktuje jak założenie stryczka na szyję, a małżeństwo jak samobójstwo dwóch osób.
-To dobrze. Znaczy nie zrozum mnie źle ale wiesz jak to jest. Ja się do związku nie nadaję i nie chce żebyś cierpiała.
-Wiem. Wiesz w sumie dlatego Cię tak lubię i tak szanuje, bo mówisz to co myślisz i nie chcesz żebym cierpiała. Grasz ze mną w otwarte karty a ja to u mężczyzn bardzo szanuje.
 - A jeśli chodzi o  twoich byłych. Ten cały Grzesiek? Tak Grzesiek dał Ci już spokój??
 - Dzwoni do mnie. Rozmawia i chyba myśli, że jak wrócę do Polski to będzie z tego coś więcej ale ja wiesz no comprendo.
- Rozumiem. A może on żałuje.
 - W dupie to mam. Ja nic do niego nie czuję. W ogóle chyba nic już nie czuje oprócz obrzydzenia i żalu do innych ludzi.
 -Przestań tak mówić. Jesteś jedną z niewielu dziewczyn z, którymi normalnie się gada. A to, że trochę w życiu zabłądziła to nie umniejsza temu jaką jesteś wspaniałą dziewczyną i kiedyś będę musiał oddać Cię innemu mężczyźnie.
 -Pierdziele. . . Ja nikogo innego nie chcę
. - Chyba, że Osmanego...- powiedział zamyślony z dziwną miną.
 - Nie... Jego tym bardziej.
- Mówisz tak bo jesteś na niego zła
. - Mówię tak bo to ktoś kto mnie skrzywdził, wybrał inną dziewczynę i nie mogłabym mu wybaczyć... Niektórych rzeczy się nie wybacza.
 - Rozumiem Cię. Dobra to pogadaj zaraz z rodzicami a jak się zgodzą to jutro idź załatwiaj sobie wizę, a ja idę spać, bo u nas już 23, a jutro o 7 mam trening.
- Dobrze. To jutro Ci napisze czy się zgodzili i czy byłam w tym biurze.
- Dobrze. - Miłych snów Valerio.
- Słodkich snów Aniu. Niech Ci się przyśnie.
-Nawzajem.- odpowiedziałam.
Odeszłam od biurka i poszłam do salonu. Stanęłam w progu i przyglądałam się rozbawionym rodzicom i Osmanemu.
- O Ania! Miałam po Ciebie iść ale usłyszałam, że z kimś rozmawiasz.
 - Taaaa.....Elena dzwoniła. - jedno kłamstwo w to jedno we wto. Nie robi zbytniej różnicy przy moim wskaźniku zakłamania.
 - Po co dzwoniła?
-Tak bezinteresownie.Pogadać. - Chodź usiądź pogadaj z nami, a nie stoisz w tym progu. - Właściwie sprawę mam.- powiedziałam siadając.
- Mów śmiało nie krępuj się.- poganiał mnie uśmiechnięty ojciec.
-Ale.... -spojrzałam na Osmanego.- Zresztą.... Dostałam propozycję od kolegi bym przyjechała do niego do Rosji na ferie. A widzicie Rosja to taki ciekawy kraj i mający taką odmienną przeszłość którą warto zobaczyć. Chcę jechać dlatego pytam się was czy mogę.
- Znamy osobiście tego twojego kolegę?- zapytała zaciekawiona obecnością w moim życiu jakiegoś "kolegi" mama. - Nie osobiście.... Ale przy najbliższej okazji poznacie.
- A czemu ty masz jechać do tego kolegi? Ten twój kolega nie może przyjechać tu?? Zresztą co to za pomysł, żebyś się po Rosji szwendała jeszcze.. Zresztą żaden Ruski nie będzie się z tobą spotykać. Mało masz nauki?
- Po pierwsze. Nikt nie mówił, że mój kolega podkreślam słowo kolega jest Rosjaninem. Po drugie nie może wyjechać, bo ma kontrakt i do końca sezonu nie może opuścić Rosji a po trzecie uczę się od początku roku jak wół...Chyba mogę wyjechać na tydzień?  -
 Godność i  wiek tego kolegi.
- Wiecie co ... Jeżeli mam być tak przesłuchiwana to mi się chyba odechciewa jechać. Szkoda tylko, że nie macie zaufania do własnej córki, a zresztą nawet gdyby on był Rosjaninem to co wam do tego? Mogę się spotykać z kim chcę choćby Rosjaninem, Albańczykiem, Gibraltarczykiem czy Murzynem.Nic wam do tego.- powiedziałam popatrzyłam się na ojca ze łzami w oczach i wstałam kierując się do wyjścia.
- Dobrze, że Ci się odechciało jechać bo nigdzie nie jedziesz. Zostajesz w domu i całe ferie i  nie wyjeżdżasz z Trydentu. Za te twoje urojone pomysły. Ja tylko zamknęłam się w pokoju położyłam na łóżku i cicho płakałam. Po niedługim czasie usłyszałam melodyjny głos Kubańczyka;
- Ania chodź porozmawiamy wszyscy razem. Wyjaśnijmy ten problem- milczałam.- To skoro nie chcesz byśmy porozmawiali wszyscy razem to chociaż wpuścisz mnie??- wstałam z łóżka i nie marzyłam o niczym innym jak porwać Kubańczyka do mojego pokoju, przytulić się w jego silne choć całe posiniaczone i słabe po różnych rodzai bandażach i gipsie ramionach. Zbliżałam się cicho do drzwi i już chciałam otworzyć gdy dobiegł mnie głos ojca; - Osmany zostaw ją to wariatka. Do jutra jej przejdzie, a za miesiąc nie będzie pamiętać imienia tego jej przyjaciela. Potem usłyszałam jak Osmany odchodzi od drzwi kuśtykając gdzieś na kulach. Rzuciłam się na łóżko z jeszcze większym płaczem i tym razem nie przejmowałam się czy ktoś mój płacz usłyszy czy nie. Mama próbowała się do mnie jeszcze dobić ale po 3 minutach stania nad drzwiami chyba uświadomiła sobie, że i tak nic z tego nie będzie. Po dwóch godzinach płaczu i słuchania Mam Na Imię Aleksander- Dom usnęłam
*
Wiecie co? Jeszcze jeden i epilog :(