Zanim przejdę do rozdziału pozwólcie mi schejtować pewnego anoniama i zjechać go od góry do dołu wzdłuż i wszerz.
Drogi anonimku, który napisałeś mi pod ostatnim rozdziałem "jesteś najbardziej niesłowną osobą jaką kiedykolwiek widziałam :/" Wiesz drogi anonimku jakoś niespecjalnie przejmuje się tymi słowami. Wręcz tacy ludzie jak ty mnie rozbawiają i sprawiają, że jestem jeszcze bardziej zdeterminowana i mam chęć takim osobom jak ty udowodnić głupotę jaką popełniają pisząc bzdury wyssane z palca. Nie wiem czy masz znajomych i plany jak normalni ludzie na święta czy czekasz po prostu by zdissować osoby w internecie i wyżyć się emocjonalnie na nich za twoje życiowe niepowodzenia, bo Cię nie znam i nie mam ochoty tego zrobić ale ja mam własne życie, plany, przyjaciół i rodzinę i mogę dodać ten rozdział nawet minute przed północą, a tobie nic do tego. Napisałam, że dodam go dnia 26 grudnia. Otóż dzień ten jeszcze trwa. I do godziny 00:00 nikt absolutnie nikt nie może mi zarzucić, że jestem osobą niesłowną i nie wypełniam terminów. Wejdź sobie chociażby na siatkówką pisane i zobacz jakie tam są obsuwy, a im nikt absolutnie nikt nie napisał,że są niesłowne. Chociaż posty nie pojawiały się przez dwa, trzy miesiące. Dopiero o godzinie 00;01 możesz mi napisać takie coś i wiesz wtedy ja Cię poprę i przeproszę, bo miałabyś rację. Ale w tej sytuacji popełniłaś debilizm, idiotyzm, głupotę etc. Ja nie mam ze sobą jakiś problemów i umiem się przyznać , że czegoś nie zrobiłam i zawiniłam ale dziewczyno jak ty mi o 16 piszesz takie komentarze to powodzenia. Pamiętaj, że mam czas do północy. Jeszcze raz pozwolę Cię tu zacytować i przedyskutować zdanie jakie do mnie napisałaś "jesteś najbardziej niesłowną osobą jaką kiedykolwiek widziałam :/"
Widzisz jak już Ci wcześniej napisałam nie możesz stwierdzić do tej jebanej godziny 00;00 że jestem niesłowna do tego nie możesz mi powiedzieć, że jestem najbardziej niestosowną osobą jaką kiedykolwiek widziałaś, bo raz zapewniam Cię, że są ludzie gorsi ode mnie i ja trzymam się terminów a dwa nie widziałaś mnie drogi anonimku więc nie możesz napisać,że mnie kiedykolwiek widziałaś. no chyba, że masz jakieś super zajebiaszcze moce i widzisz kto siedzi po drugiej stronie monitora. Mogłabym tak pisać i pisać ale widzisz o 18 jadę do przyjaciółki, bo mam własne życie i nie będę marnować czasu na roztrząsanie twojej świątecznej głupoty. Jak nie chcesz to mnie nie czytaj i po problemie. Zresztą bardzo bym Cię prosiła,żebyś napisała mi co pchnęło Cię do tego by napisać taki komentarz na moim blogu, bo nie ogarniam Cię, serio. Także anonimku jak to mówi Kłos "Ju mejd maj dej. " Pośmiałam się trochę dzięki tobie przeanalizowałam twoją wypowiedź i napisałam co o tobie sądzę chociaż i tak bardzo starałam się ze względu na święta, by Cię nie pojechać, bo uwierz to nawet nie 20% moich możliwości. Także czekam na komentarz od Ciebie i życzę wesołych świąt.
Pozdrawiam twoja ZooZoolka.
MIAŁAM DODAĆ ROZDZIAŁ 5 MINUT PRZED PÓŁNOCĄ ALE NIE WIEM CZY WRÓCĘ O TEJ GODZINIE DO DOMU TAKŻE DODAJE TERAZ. CHOCIAŻ SZKODA, BO CHCIAŁAM, ŻEBY ANONIMEK SOBIE POCZEKAŁ.
A pamiętajcie mordki lubię krytykę ale uzasadnioną.
Wesołych ^^ Wam wszystkim
*
-Daj spokój lampka wina dla dobrego nastroju. Zanim stąd wyjedziemy będzie pewnie około 19. Więc taka lampeczka to zdąży z nas dwukrotnie wyparować, a za to będzie milej. Atmosfera od razu będzie inna.
-Człowieku co ty ze mną robisz.-westchnęłam biorąc kieliszek w dłoń.
-To co. Za miłe popołudnie we dwoje?-zapytał się i stuknął w mój kieliszek swoim siadając na krześle. Po skończonym posiłku przenieśliśmy się do salonu. Valerio włączył cicho płytę Bruno Marsa i usiedliśmy na kanapie z kieliszkami w dłoni. Wokół było mnóstwo świec, które tworzyły razem bosko pachnącą woń. Gdy Valerio chciał polać nam już po 3 lampce zakryłam swój kieliszek:
-Ja już nie piję. Wiesz,że mielibyśmy ogromne kłopoty gdyby policja nas złapała pijanych?
-Nic się nie stanie.
-Ja już nie piję.Tobie też bym proponowała. Alekno się wścieknie.
-Nie gadajmy teraz o nim. Przecież mieliśmy spędzić dzień we dwoje nie myśląc o tych irytujących ludziach. Tylko ja i ty.-popatrzył się w moje oczy i musnął moje wargi. Robił to coraz zachłanniej,a ja oddawałam każdy jego pocałunek. Nasze języki toczyły ze sobą niezły bój, a ręce Vermiglio jeździły po moich udach i biodrach. W końcu usiadłam na niego okrakiem,a on zdjął mi koszulkę i rzucił ją gdzieś w kąt. Gdy chciałam uczynić to samo z jego powiedział:
-Nie tak szybko.-po czym przeniósł mnie na rękach po krętych schodach do wielkiej sypialni. Na łóżku leżały płatki róż,a w okół łóżka było mnóstwo świeczek. Valerio delikatnie położył mnie na łóżku po czym powiedział z tym szatańskim błyskiem w oku:
-Teraz zrobię tak,że będziesz chciała tylko więcej.
-Zaskocz mnie.-powiedziałam i wbiłam się w jego usta.
Rozgrywający zabrał się za zdejmowanie moich spodni. Potem zabrał się za obcałowywanie mojego brzucha i wspinał się na górę. Gdy dotarł do szyi zebrał moje włosy na jedną stronę i wpił się w moją szyję. Zasysając i gryząc na nich skórę:
-Valerio będę mieć malinkę.
-Zasłonisz włosami.-powiedział i tym razem zabrał się za rozpinanie mojego stanika. Ja pomogłam mu zdjąć jego bluzkę i spodnie. Gdy byłam już w samych majtkach Valerio znów wrócił w górne partię mojego ciała. Zaczął obcałowywać i gryźć moje ramiona po czym znów wrócił do ust. Które zaczął całować i gryźć. Swoim językiem zaczął schodzić na dół całując moje piersi i brzuch. Gdy dotarł do majtek zdjął mi je i rozchylił lekko moje uda. Zaczął delikatnie pieścić moją łechtaczkę. Po czym znów wrócił do piersi przygryzając moje sutki.
-Valerio.-jęknęłam.
On dalej sobie nic ze mnie nie robił tylko obcałowywał wewnętrzną stronę moich ust.
-Proszę Cię, bo zaraz dojdę.-znów jęknęłam.
Ten zdjął swoje bokserki i wszedł we mnie wolno kołysząc biodrami, po czym robił to coraz szybciej. Ja tylko wbiłam się mocno paznokciami w jego plecy. Po wszystkim opadliśmy na łóżko. Chwilę normowaliśmy swoje oddechy:
-Jak doznania?-zapytał się jeszcze ciężko oddychając.
-Jestem cała pogryziona. bolą mnie usta, jestem wykończona. To co robimy jest niemoralne i gdyby wyszedł Ci pierwszy numerek mógłbyś być moim ojcem ale.......To był najlepszy seks w moim życiu. Tylko nie myśl sobie, że jesteś taki dobry. Po prostu miałam mało łóżkowych doznań.
-Hahhahhaha. Nie ma to jak kobiet która po seksie sprowadza mężczyznę na Ziemię. Nie martw się przy mnie twoje doznania się zmienią.
-W to nie wątpię. Nie wiem tylko jak się w szkolę albo rodzicom pokaże.
-Nie będzie tak źle.-powiedział i położył rękę na moim brzuchu.
Odwróciłam się w jego stronę i zapytałam:
-Która godzina?
-Szczęśliwi czasu nie liczą.
-O 19 muszę być w domu.
-Ja też muszę być o 19.30 na kolacji, bo mnie Alekno zabiję.
-Jak mu wytłumaczyłeś te zniknięcie?
-Powiedziałem mu, że muszę załatwić pewne sprawy rodzinne niecierpiące zwłoki i że wrócę najszybciej jak się da, a on na to. Masz być na kolacji z powrotem.
-Miły gość.
-Miły ale surowy.
-Idę pod prysznic.
-Jest tylko wanna.-szepnął mi do ucha.
-To chodźmy razem.
-Mówiłem już, że lubię tak cholernie twoją bezpośredniość. -powiedział i przygryzł płatek mojego ucha po czym udał się ze mną do łazienki. Po wypoczynku w wielkiej wannie w łazience oświetlonej mnóstwem świeczek. Pełnej całusów i wzajemnych ocierań się o siebie wyszliśmy z wanny. Doprowadziliśmy się do porządku po czym uczesałam włosy i z psiukałam się perfumami.
-Widzę, że dobrze się przygotowałaś.-zaśmiał się widząc jak wylewam na siebie perfumy i związuje włosy w kok, a potem przeglądam się swojej malince i pudruje ją by nie było jej widać.
-Podrzucisz mnie do szpitala?-zapytałam się.
-Do Osmanego?
-A do kogo?-zapytałam się.
-Po co ciągle do niego jeździsz. Przecież mówiłaś, że zrobił Ci krzywdę.
-Nic takiego Ci nie powiedziałam.
-Ale to widać. Po co zaprzątasz sobie nim główkę?-zapytał całując mnie w szyję.
-Bo to mój przyjaciel, rzuciła go dziewczyna, miał wypadek. Martwię się o niego.
-Dramatyzujesz. Obchodzisz się z nim jak z jajkiem.
-Bo w tej chwili to on jest takim jajkiem. Jakby jeszcze coś przykrego na niego spadło mógłby sobie z tym nie poradzić. Martwię się o niego.
-Ty go po prostu kochasz.-powiedział pełen przekonania Valerio.
-Wcale go nie kocham.-powiedziałam zbierając swoje rzeczy i nie odzywając się do niego ani słowem.
-Czyli co? Teraz foch?-ja tylko na niego popatrzyłam nie odzywając się.
Po 10 minutach w, których spędziliśmy na zgaszaniu wszystkich świeczek i ogarnianiu domu.
Nagle moją drogę zatarasował Vermiglio:
-Chcesz zepsuć taki fajny dzień nieodzywaniem się do mnie? Okey. Wiem zrobiłem źle. Bardzo źle. Nie wiem jak to między wami jest ale Ci ufam i jak mówisz, że go nie kochasz to na pewno go nie kochasz.Mój błąd. Nie psujmy sobie tego dnia.-powiedział i uśmiechnął się, a ja tylko się do niego przytuliłam.
Potem wróciłam z Valerio do Trydentu. Stanęliśmy przed szpitalem:
-To co ja idę do Osmanego,a ty?
-Oddaję samochód do wypożyczalni. A potem lecę na kolację.
-No to smacznego.-uśmiechnęłam się.
-Jeszcze nie mam do czego.Ale dzięki tak na zapas.
-No spoczko. To cześć.Dzięki i do zobaczenia-powiedziałam i zamknęłam drzwi.
Po czym odwróciłam się na pięcie i skierowałam w kierunku szpitala.
Weszłam do sali Osmanego gdzie aktualnie nie było nikogo. Szkoda. Nie mam teraz nastroju zostawać z nim sam na sam. Miałam zaraz wrażenie, że wszystko się wyda, a ja go jeszcze bardziej załamie.
-Cześć Osmany.-powiedziałam.
-Hej. Myślałem,że już nie przyjdziesz.
-Skąd taki pomysł?
-No bo już wieczór Ciebie nie ma. Minęłaś się właśnie z moimi rodzicami.
-Szkoda. Przepraszam ale miałam zajęcia dodatkowe.
-Na pewno? Wyglądasz tak inaczej. Nie wiem jak to określić.
-Przesadzasz po prostu przygotowania do matury są męczące. Jeszcze nawet w domu nie byłam.
-Przecież nic by się nie stało jakbyś nie przyszła.
-Oj...Jak już obiecałam to słowa dotrzymuję.
-Ale zrozumiałbym, że masz nawał pracy.
-Wiem. Ale chciałam przyjść.-powiedziałam i się uśmiechnęłam.
-Cieszę się. Wiesz zaraz powinien się tu pojawić twój tata.
-O fajnie. Zabiorę się przynajmniej z nim do domu, bo nie chcę mi się iść.
-Mi też by się nie chciało jakbym od ran harował w szkole.
-Tak...Harowałam.-powiedziałam i się uśmiechnęłam.
Będę smażyć się w piekle. Będę mieć przesrane jak kto się o tym dowie.Co ja najlepszego wyprawiam?! Gdy już tata przyjechał do Osmanego pomógł mu w takich męskich łazienkowych sprawach potem trochę pogadaliśmy we 3 i zebrałam się z ojcem do domu. W samochodzie oczywiście zaczęło się maglowanie. Co tak późno wracam do domu? Jakie miałam powody itd. Oczywiście odpowiadałam dość zawile. I chyba tylko dzięki temu udało mi się jakoś przetrwać. Po powrocie do domu zjadłam kanapki, wypiłam herbatkę i wzięłam się do nauki.
*
Przepraszam was Miśki, że taki krótki ale teraz będą raczej tej długości ale częściej ^^
Liczę na komy ^^
czwartek, 26 grudnia 2013
niedziela, 22 grudnia 2013
Rozdział 73
-Nie. Raczej nie. Chyba nie po tym wszystkim. Za 5 lat.
Skończę studia. Będę cieszyć się życiem. Nie przejmować się ludźmi.Będę
szczęśliwa.-powiedziałam ściskając go jeszcze bardziej.
-A ja Ci mówię, że będziesz moją ładną żoną.
-Zobaczymy za 5 lat.-uśmiechnęłam się pokrzepiająco do
niego.
Gadaliśmy cały wieczór jak dawniej. Chyba na nowo odnalazłam
z przyjmującym wspólny język.
Nawet nie wiadomo kiedy zasnęliśmy. Co prawda nie było nam
zbyt wygodnie, bo szpitalne łóżko choć miękkie i wygodne to ciasne jak cholera.
Znaczy może gdyby na miejscu Osmanego leżał ktoś słabiej zbudowany można byłoby
się wyspać ale, że Osmany jest jaki jest to nie było kolorowo.
Obudziłam się po przez jakieś błyśnięcie. Przetarłam oczy i
podniosłam głowę:
-Elena? Co ty robisz tym telefonem?
-Zdjęcie robiłam. Na fejsa wstawię tak ładnie wyglądacie
razem jak śpicie.-powiedziała.
-O co chodzi?-zapytał zaspany i półprzytomny przyjmujący.
-Elena wstawi zdjęcie na fejsa.-powiedziałam wstając z
łóżka.-Dobra skoro Elena już przyszła to ja pójdę się przebrać i umyć pewnie za
chwilę przyjedzie mój ojciec do Ciebie i zrobi Ci jakieś śniadanko. Ja wpadnę z
jakimś obiadem,a wieczorem pewnie też wpadnę na chwilę razem z tatą.
Tylko nie proś mnie, żebym została z tobą znów na noc. Dziś
nie mogę jutro mam szkołę
-Spokojnie.Chociaż wiesz.....
-Przecież oboje wiemy, że i tobie i mnie było nie wygodnie.
-Ale za to czułem się bezpieczniej.
-Bezpieczniej?-zaśmiałam się.- To raczej ja z tobą powinnam
czuć się bezpieczniej. Dobra lecę. Wy sobie pogadajcie.-pocałowałam Osmanego w
policzek.
Potem podeszłam do Eleny i też ją cmoknęłam w policzek
mówiąc do ucha:
-Pamiętaj, że ta wczorajsza rozmowa ma zostać między nami.
-Dobrze.-powiedziała.
-Jak coś to poproś pielęgniarkę, żeby do mnie zadzwoniła
jakbyś czegoś chciał to przyjadę i w miarę możliwości postaram się spełnić
twoją zachciankę.
-Dobrze.-powiedział i lekko się uśmiechnął, a ja wyszłam z
sali.
Poszłam do domu. Przywitałam się z rodzicami. Wytłumaczyłam
im dlaczego nie wróciłam do domu na noc i poszłam pod prysznic. Właściwie to z
tatą się minęłam w drzwiach łazienki, bo ten spieszył się do naszego
połamańca. Gdy już byłam w za dużej
meczowej koszulce Osmanego, którą kiedyś z okazji meczu z Maceratą od niego
dostałam i położyłam się spać, bo byłam zmęczona. O 13 obudziła mnie mama:
-Pojedziesz do Osmanego zawieźć mu obiad i go nakarmić?
-Jasne.-powiedziałam leniwie się podnosząc i przecierając
oczy.
-Ania.Tylko rusz się, bo mu wystygnie.
-Dobrze.-odpowiedziałam i szybko się ubrałam.
Po około 30 minutach znów byłam w szpitalu z jedzonkiem. U
Osmanego siedziała jakaś starsza pani i pan. Cholernie podobni do niego.
-Dzień Dobry.-powiedziałam i weszłam do sali.
-O teraz się poznacie. Mamo, tato to jest Ania córka naszego
fizjoterapeuty i moja przyjaciółka. Aniu to są moi rodzice.
-Miło mi, Ania Kubacka.-podeszłam i się z nimi przywitałam
uściśnięciem dłoni.-Przyniosłam Osmanemu obiad.
-Wiesz dziś sama ugotowałam Osmanemu obiad akurat skończyłam
go karmić, a zapierał się że nie zje rękoma i nogami, bo zaraz przyjdzie jego
Ania i będzie jej przykro.-uśmiechnęła się.
-Wcale tak nie było.-naburmuszył się Osmany.
-Już nie kłam.-powiedziałam uśmiechając się do niego.
-Osmany przedstawiał Cię trochę inaczej.-powiedziała mama
przyjmującego.
-Niech zgadnę pewnie powiedział jeden ze swoich
błyskotliwych tekstów typu "Jak Ania się rodziła diabeł powiedział. No nie
konkurencja."-powiedziałam lekko się śmiejąc.
-Nie tym razem.-zastrzegł
się Osmany,a senior śmiał się z mojego tekstu.
-Tym razem mój syn przedstawił Cię jako jedyną kobietę w
całej Italii jaka o niego dba.
-I choćby zrobił Ci niesamowitą krzywdę to ty puszczasz jego
słowa koło uszu i chociaż czasem się do siebie nie odzywacie, bo się kłócicie
to i tak jak Cię tylko potrzebuję to przy nim jesteś.- teraz odezwał się tata
Kubańczyka.
-Miło mi. Kto, by pomyślał, że usłyszę jak Osmany mnie u
kogoś chwali.-powiedziałam z uśmiechem na twarzy.-Dobrze ale jak już połamaniec
coś zjadł i jestem mu niepotrzebna to nie będę psuć tej rodzinnej atmosfery i
już pójdę.
-Wcale nic nie psujesz. Możesz zostać.-powiedziała seniorka.
-Nie widzieli się państwo tak dawno z synem. Nie będę
przeszkadzać. Do zobaczenia.-podałam im rękę na pożegnanie i już miałam
wychodzić.
Gdy usłyszałam,że Osmany chrząknął i powiedział:
-A ja?
-Dobrze już.-powiedziałam i dałam całusa w policzek.-Do
jutra.
-Zapomniałabyś o mnie.
-Wcale nie.
-Dobrze z resztą nie ważne. Do widzenia.
-Jak nie ważne?-usłyszałam pytanie, które padło z ust
Kubańczyka ale zostawiłam to bez żadnego odzewu i wyszłam.
Wróciłam do domu i jak to ja od razu komputer. Weszłam na
Facebooka i pisałam z Aśką i Wroną.
Oczywiście wyszło na to, że ja jak ta ostatnia niedoinformowana
ciota dowiaduję się o wszystkim ostatnia. Ponieważ Paweł i Aśka zerwali.
Oczywiście Asia była lekko przybita no i wiadomo ale stwierdziła, że jest
jeszcze młoda kogoś sobie znajdzie nie ma się co przejmować. Jezu. Jak ja bym
chciała mieć takie wykurwiste podejście do życia jak Aśka. Nic tylko wyjebane
na wszystko i jest świetnie. Też tak chcę. U Wrony nie było szału. Niby
wszystko ok ale nie miał nikogo. Widać, że był samotny. Rozumiałam go. Po
prostu nieraz człowiek chciał mieć takie dni w, których to po prostu poprzytula
się z kimś i komuś się wygada. Żal mi go. Czemu taki wspaniały mężczyzna nie ma
dziewczyny? A tyle dziewczyn marnuję się z jakimiś typami z pod ciemnej
gwiazdy. Nie rozumiem tego.
Potem tylko chwilę zobaczyłam co jutro czeka mnie w szkolę,
spakowałam się, poszłam wziąć prysznic i poszłam spać. Przed snem dostałam
mnóstwo SMS-ów od rozrywającego
"O której jutro kończysz?"
"A co chcesz?"
"Tak się pytam."
"Po pięciu."
"Dokładną godzinę podaj."
"Ale po co?"
"Nie pytaj się po co. Tylko podaj tą godzinę dowiesz
się później."
"12.35."
"Będę czekać na Ciebie pod szkołą."
"Po co??"
"Tak. Po prostu. Chcę spędzić z tobą czas."
"A czasem nasz pseudo związek to nie miał być tylko
seks?"
"To jest czysty seks. Ja po prostu chcę spędzić z tobą
trochę czasu sam na sam jutro. W pewnym fajnym miejscu."
"A czy ja tego chcesz?"
"Zgodziłaś się na ten układ. Zresztą kochanie. Seks ze
mną to jest to czego się nie zapomina."-napisał i miał skubany rację.
"Ale może ja jutro nie chcę z nikim współżyć?"
"Kochanie oboje wiemy, że musimy z siebie korzystać.
Potem ja wyjadę do Rosji i co? Będziemy się widzieć tylko na święta. "
"Będę na Ciebie czekać pod szkołą."
"Jasne."
"A ty czasem nie masz jakiś treningów o tej
godzinie?"
"Akurat jutro nie ."-odpisał.
"Fuksiarz."
"Wiem, że się cieszysz na spotkanie ze mną."
"Wiesz co...Nie będę Cię wyrywać z tego twojego świata
bajek."
Po tym już nie dostałam odpowiedzi i zasnęłam. Miałam
mieszane uczucia jeśli chodzi o ten cały niezobowiązujący układ ale... Chyba
tego teraz potrzebuję na tę chwilę. Miłości... Chłopaka w jakikolwiek sposób.
Chcę żeby tylko komuś na mnie zależało nawet jak to ma być zwykły
pretensjonalny seks. Rano poszłam do szkoły. Serio? Czekałam tylko jak lekcję
się skończą i usłyszę ostatni dzwonek. Po czym ruszę gdzieś gdzie ma zabrać
mnie Valerio. Spodziewam się raczej jakiegoś cichego hoteliku w, którym
wynajmiemy pokój i wiadomo co będzie dalej.
Tymczasem dostałam wiadomość "Przyjadę po Ciebie czarną Toyotą
Corolla."
Valerio podjechał pod
moją szkołę wcześniej napisanym w wiadomości wozem z przyciemnionymi szybami.
Wsiadłam do auta i
Oczywiście wierciłam mu dziurę w brzuchu gdzie jedziemy:
-Niespodzianka.
-Ale czemu nie możesz powiedzieć?
-Bo to niespodzianka.
-Nie lubię niespodzianek.
-A ja Ci mówię że po tym dniu polubisz.
-Niby skąd jesteś taki pewny?-zapytałam.
-Dowiesz się jak dojedziemy.
-Dobrze niech będzie.-powiedziałam i westchnęłam padając na
fotel.
-Teraz zrzędzisz,a potem będziesz wniebowzięta.
-Yhym.. Tego nie wiesz.-powiedziałam.
-Oj wiem...-powiedział.
Po godzinie drogi dojechaliśmy jakimiś bocznymi, leśnymi
ścieżkami.
Valerio i ja wyszliśmy z samochodu. Stanęliśmy przed maską
samochodu i przyglądaliśmy się małemu, pięknemu domkowi w lesie.
-Taki jak go pamiętam.-powiedział Valerio. Zawiesił swój
plecak przez ramię i chwycił mnie za rękę.-Chodź.-powiedział i pociągnął mnie w
kierunku domku.
Gdy już otworzył drzwi rozstawił w całym domu zapachowe
świeczki i zaczął je podpalać,a ja się mu tylko przyglądałam.
-Może najpierw coś zjemy?-zapytał.
-Zależy co proponujesz.
-Mam składniki na spaghetti.-zaczął wyjmować z plecaka.-Kupiłem
jeszcze sałatkę. Co prawda gotową ale jest. Do tego mam bagietki. Chyba nie
odmówisz?
-No nie.-odpowiedziałam.
Po 20 minutach gotowania spaghetti było gotowe. Usiedliśmy
przy dwuosobowym drewnianym stole i zaczęliśmy jeść:
-Poczekaj mam wino-uśmiechnął się i wyszedł z kuchni po
kieliszki i butelkę. Gdy już wrócił zaczął otwierać:
-Ja nie będę pić. Chcę dziś wrócić do domu.
-Daj spokój lampka wina dla dobrego nastroju. Zanim stąd
wyjedziemy będzie pewnie około 19. Więc taka lampeczka to zdąży z nas dwukrotnie
wyparować, a za to będzie milej. Atmosfera od razu będzie inna.
*
Następny rozdział 26 Grudnia. Komentujcie, bo nie wiem czy
ktoś mnie jeszcze czyta i czy ktoś mnie kocha J
Pytajcie też na moim asku ask.fm/ZooZoolkaa
Oraz zapraszam na historię Alekno i Julki
gdy-zycie-pisze-scenariusze.blogspot.com
środa, 18 grudnia 2013
Rozdział 72
Czy mam wyrzuty sumienia?
Cholerne ale było warto.
-To zostanie między nami?-zapytałam.
-Tak. Mam jeszcze jedno pytanie. Pytam trochę za późno ale....Zabezpieczasz się prawda?
-Jestem młoda Valerio ale nie głupia.-powiedziałam ubierając się.
Gdy już się ubraliśmy Valerio zaczął:
-Czuję się dziwnie, ale było warto. Jakbyś kiedyś była w Rosji i wiesz.......To możesz dzwonić.
-Gdybyś był kiedyś w Trydencie, Bełchatowie albo Gdańsku to też możesz dzwonić.-powiedziałam.
-Czyli co to będzie nasz taki układ?
-Niezobowiązujący seks?-zapytałam.
-Czemu nie.-powiedział.-Zadzwonię do Ciebie w okolicach świąt. Chyba, że masz już jakieś plany.
-Nie mam planów.-uśmiechnęłam się.
-Chętnie zaproszę Cię do Rosji.-mrugnął do mnie.
-Chętnie przyjadę.-odpowiedziałam.
Potem odwiozłam o do hotelu,a sama wróciłam do domu. Rzuciłam torbę w, której były rzeczy Osmanego i poszłam do łazienki. Umyłam się i przebrałam po czym wyszłam z łazienki. W salonie siedzieli moi rodzice żwawo o czymś dyskutując:
-Co jest?-zapytałam.
-Nic zastanawiamy się.
-Nad?
-Widzisz. Myślimy nad tym czy Osmany po wyjściu ze szpitala nie mógłby z nami zamieszkać. Popatrz on mieszka sam na drugim piętrze w dodatku będzie potrzebował rehabilitacji przynajmniej dwa razy dziennie sam sobie nie poradzi. Tym bardziej, po tym rozstaniu,
-Przecież i tak mamy teraz wolny pokój.-wspierała pomysł ojca, mama.
-A moje zdanie się tu coś liczy?-zapytałam.
-Kochanie jasne, że tak.
-Bo widzisz mi nie jest na rękę mieszkanie razem z nim w jednym mieszkaniu.
-Przecież się lubicie.-powiedział zakłopotany tata.
-Widzisz. Chyba raczej już nie. On wybrał Zadik ja wybrałam swoje życie i postanowiliśmy się nie mieszać już w swoje życie. To, że wybrał źle to już nie moja wina.
-Ale on myślał, że ona jest inna.
-A to peszek....-zaśmiałam się.-Ja też myślałam, że on jest inny.
-Ania....Wiesz przecież, że on jest w trudnej sytuacji.
-Wiem i uwierz nie życzyłabym najgorszemu wrogowi, żeby się w takiej znalazł ale to nie powód żeby znów niszczyć mi życie. Ja muszę się uczuć. Niedługo mam maturę.
-Jakie niszczenie życia? O czym ty gadasz Anka?-dopytywał ojciec.
-Ania myślę, że czas powiedzieć tacie o wszystkim.
-Byłam z Osmanym tato. Krótko ale byłam w tamte święta. Po czym okazało się, że jego była jest w nim w ciąży, a jeszcze później okazało się, że to jednak nie jest jego dziecko.
-Tak nieraz w dorosłym życiu bywa. Zrozum....-powiedział ojciec.
-A ty go ciągle bronisz! Ciągle! Nie rozumiesz, że ja cierpiałam?? W takim razie. Święta spędzicie sobie z Osmanym.-powiedziałam i weszłam do swojego pokoju trzaskając drzwiami.
Położyłam się na łóżko i zaczęłam sms'ować z Eleną. Poprosiłam ją o pomoc i o wyjście. Bo chciałam się komuś wygadać czułam, że w tym momencie mogłam tylko jej zaufać.
Oczywiście odpisała mi, że za 10 minut możemy się spotkać w parku koło hali. Ja tylko burknęłam do starych, że wychodzę i pobiegłam w stronę parku. Tam czekała już na mnie Elena:
-Cześć-przytuliłam się do niej.
-Siemka. Co się stało?
-Problem mam. Nie wiem co zrobić ale zanim ci to powiem przysięgnij, że nie powiesz tego nikomu. Nawet Matejowi.
-No dobrze. Gadaj już.
-Przespałam się z Valerio. W salonie u Osmanego,a dokładnie na tym jego białym miękkim puchatym dywanie. I wiesz co zaproponował mi Valerio?
-Nie ale się chyba domyślam.
-Seks bez zobowiązań. Zgodziłam się. Wiesz, że nie chcę w sumie być w żadnym związku takim na poważnie dlatego się zgodziłam. To dobry układ.
-Wiesz ja to nie wiem czy to dobry pomysł.
-Chcę się uwolnić od Osmanego. Nie chcę już o nim myśleć. On wybrał Zadik,a że ona okazała się dla niego złym wyborem to przykro mi ale ja nie chcę grać w tym momencie jakiejś damusi do pocieszenia. Ja nie chcę oglądać się na niego. Chcę iść dalej. Chociaż takim sposobem. Nie chcę już walczyć już nie mam ochoty. Kocham go ale nie pozwolę bym poszła razem z tą miłością na dno.
-Ania wszystko się ułoży.
-Nie nic się nie ułoży. Nie wiesz jak ja się codziennie czuję, że się modlę żebym go nie spotkała z jakąś jego dziunią, żebym znów nie została z nim sam na sam,żebym nie dała mu się znowu omotać. Ja codziennie ze sobą walczę. Jak rano dowiedziałam się, że miał ten pieprzony wypadek chciałam w pidżamach polecieć do tego szpitala ale potem wzięłam sobie na wstrzymanie. Stwierdziłam po co ja tam.No bo po co? Żeby Osmany po kolejnej klęsce życiowej mógł się wypłakać w mój rękaw i powiedzieć, że to ja jednak byłam tą jego miłością po czym bym mu znów ślepo zaufała i bym do niego wróciła ale po tym pojawi się jakaś, Zadik, Poradik czy inna Badik i Osmany stwierdzi,że to jednak nie to ja znów będę cierpieć, a on będzie wielce zakochany. Ja już się tak nie bawię ja chcę zbudować coś sama chociażby na głupim seksie. Zawsze coś.
-Zależy ale ja już nie mogę o wszystko sama walczyć.
-Nie będziesz. Przecież wiesz, że on Cię kocha.
-Właśnie kurwa chyba raczej nie. Ja nie wiem czy on mnie kocha czy nie kocha. Nie wiem tego. Ja chcę zbudować coś na jasnych zasadach.
-Pieprząc się za przeproszeniem z kolesiem, który mógłby być twoim ojcem jakby mu pierwszy numerek wyszedł?
-Ja się po prostu pogubiłam. Ja nie mam siły walczyć. Mam wszystkiego dość.-powiedziałam i się rozpłakałam.
-Kochanie....Przecież Osmanemu na tobie zależy. Wiesz przecież, że on jest pokręcony ale on Cię kocha. To widać.
-Ja nie mam siły, Elena.-powiedziałam.- Ja chcę się po prostu od niego odciąć. Nie mogę już żyć przeszłością i zrozumiałam to parę dni temu. Najgorsze jest to, że rodzice chcą mu pomóc jak wyjdzie ze szpitala. Chcą, żeby z nami zamieszkał. Wiesz jakie to dla mnie trudne?
-Wiem.Nie przejmuj się wszystko się ułoży.
-Szkoda, że ja mam wrażenie, że raczej nic się nie ułoży. W dodatku powiedziałam ojcu, że byłam z nim, bo miałam nadzieję, że on zmieni jakieś nastawienie do tego, że on będzie z nami mieszkał i....Wiesz co? On zaczął go jeszcze bronić.-powiedziałam.
-Nie martw się. Daj się tej sprawie wyciszyć. Zanim Osmany wyjdzie ze szpitala minął około dwa tygodnie. Ty się wycisz i nie przeżywaj tego. Najlepiej też zakończ to z Valerio.
- Masz rację powinnam się wyciszyć i tego nie przeżywać. A to z Valerio...Nie mogę Ci nic obiecać.
-Proszę Cię zakończ to, żebyś nie cierpiała. Przecież on ma żonę.
-Byłą.-powiedziałam.
-Tak byłą ale nie zapominaj, że ma też syna. To facet, który nigdy nie będzie mógł poświęcić czasu tylko tobie i twoim dzieciom. Jakbyś się nie daj Boże w nim zakochała. Zresztą skąd wiesz, że on będzie chciał potem z tobą być. Skąd będziesz wiedzieć, że może potem nie będzie chciał założyć rodziny, a ty się w to zaangażujesz i będziesz cierpieć.
- Ja nie zamierzam z nim cokolwiek tworzyć.To ma być coś niezobowiązującego. On nie chcę się w nic angażować ja też nie. To tylko...
- Wiem co chcesz powiedzieć. A co by się stało gdyby jednak, któreś z was się zakochało?
- To nie wiem...Powiedzielibyśmy to sobie,a potem pomyśleli czy lepiej to zakończyć.
- Ania...
-Wiem co robię Elena. Dziękuję Ci za wszystkie rady dotyczące tej sytuacji z Osmanym, bo myślę, że są trafne ale co do Vaelrio to poradzę sobie sama.
-Dobrze-westchnęła.-Wiedz, ze mówię to z ciężkim sumieniem, bo nie chcę się godzić, że ty i on...Zrób coś tylko dla mnie.
-Jeżeli to będzie wykonalne to postaram się.
-Przemyśl to wszystko jeszcze raz.-powiedziała wzdychając.
-Dobrze. Postaram się.-powiedziałam i ją przytuliłam.-Teraz chodź na jakieś kaloryczne ciacho.-wzięłam ją za rękę i udałam się w kierunku kawiarni.
Po naszym ciachu Elena poszła do domu do Mateja, a ja ruszyłam w kierunku szpitala. Wiem, byłam jeszcze przed godziną zdenerwowana ale to bardziej na ojca, a nie na niego. Osmanemu współczuję. Rzuciła go dziewczyna, którą wybrał przekreślając życie ze mną i chyba to mnie boli. Teraz pewnie będzie starał się mnie znów przekonać, że chcę się ze mną przyjaźnić. Ja mu tylko współczuję, że Zadik go tak potraktowała, że leży w szpitalu i,że nie będzie grać do końca sezonu albo jeszcze dłużej. Po 15 minutach drogi wchodziłam do sali Osmanego:
-Witaj.-powiedziałam.
-Cześć.Dzięki za ubrania. Twój tata pomógł mi we wszystkim. Powiedział, że nie przyjechałaś z nim, bo się posprzeczaliście i wybyłaś nie wiadomo gdzie i nie ma już na Ciebie sił.
-To on jest nie do wytrzymania.
-O co wam poszło?-zapytał słaby.
-O nic.-powiedziałam opadając na krzesło.
-O....Daj spokój.
-O Ciebie.-powiedziałam.
-Co?-ożywił się Kubańczyk.
-No wkurwiłam się na rodziców i tak z nerwów powiedziałam, że byliśmy kiedyś razem. Mój ojciec zaczął Cię bronić, matka się nie odzywała, bo wiedziała o wszystkim i się wkurzyłam trzasnęłam drzwiami i wyszłam z domu. To tyle.
-Po co to mówiłaś?!
-Ja już nie wytrzymuję, Nie mam z kim pogadać. Ciągle się z kimś kłócę. Nie mam się komu wygadać.
-Elena.
-Wiem, że Elena jest szczera ze mną ale jak mówię jej coś czego nie powinna mówić ani Matejowi ani tobie to i tak potem się o tym dowiadujecie a ja nie umiem tłamsić w sobie uczuć.
-Zawsze możesz mówić mi.
-Raczej nie skorzystam, bo to ty jesteś moim problemem. W sumie.
-Ja? Przecież ja jestem bezproblemowym człowiekiem. Tak ty nie masz problemów ale ludzie, którzy Cię znają już tak. Chcesz coś do picia? Do jedzenia?
-Mogłabyś mnie napoić. Jakimś soczkiem od Kazyiskiego.-powiedział.
Ja przelałam tylko sok do szklanki po czym włożyłam do niej słomkę, którą wepchnęłam też do ust Osmanemu mówiąc:
-Pij.
W tym samym momencie do sali wpadł Raphael, Valerio, Matt i Matej.
- O jesteś tu dzwoniłem do Ciebie.-powiedział Valerio.
-W jakiej sprawie?-zapytałam dalej trzymając szklankę z, której powoli pił napój Kubańczyk.
-Chciałem tak zapytać się co robisz. Wiesz nic konkretnego.-powiedział Valerio- Ale nie odbierałaś więc stwierdziłem, że wybiorę się do naszego połamańca.-uśmiechnął się do Osmanego.
-Siadajcie. Obok szafki nocnej powinien być jeszcze jeden taboret.-powiedziałam podchodząc bliżej Vermiglio.
-A ty nie siadasz?-zapytał Matt.
-Taborety są cztery. Zresztą ja już się nasiedziałam. Muszę postać nogi rozprostować, bo już mnie kolanka bolą.
-To chodź do mnie na kolana-powiedział Valerio.
-Postać chcę.-powiedziałam i zmierzyłam go wzrokiem.
Po jakiś 15 minut rozmowy i mojego stania kolana bolały mnie jeszcze bardziej. Zrobiłam słodką minkę do Valerio:
-Jednak?-zapytał się mnie.
-Tak.-powiedziałam wtryniając się na jego kolana.
-A zapytałaś czy jest aktualne?
-Takie propozycję są zawsze aktualne.-powiedziałam.
-Zapamiętam to sobie. Tylko pamiętaj, że mogę to użyć przeciwko tobie.-szepnął mi na ucho, a ja się tylko cicho roześmiałam.
-Jak chcesz Ania możesz usiąść na moim łóżku. Będzie tobie i Valerio wygodniej.
-Mi jest wygodnie. Wiesz taki słodki ciężar.
-A ja Cię w sumie nie chcę bardziej uszkodzić, bo mogłabym Ci znów znając moje szczęście usiąść na twojej nodze czy coś-powiedziałam.
-Tak to rzeczywiście z tym siadaniem na łóżko nie jest dobry pomysł.-powiedział Raphael.
-Widzisz. Musisz na siebie uważać.-powiedziałam razem z Mattem.
Pogadaliśmy jeszcze 45 minut po czym chłopacy się zebrali.
-Ja też zaraz będę lecieć. Chcesz coś?
-Możesz zostać? Nie chcę zostać sam.-powiedział i popatrzył tymi swoimi wielkimi oczami.
-Nie patrz tak na mnie. Nie mogę. Jak ty to sobie wyobrażasz?
-No to przynajmniej zostań dopóki nie zasnę.-powiedział.-Tyle dla mnie możesz zrobić?
-Dobrze. To co chcesz pogadać?
-Nie.
-To co mam zrobić?
-Weź mnie po prostu przytul.- I to mówi dwu metrowy wielkolud. Brawo.
To jak ja mam się czuć? Mała zagubiona i potargana emocjami ja.
Położyłam się delikatnie na dość wąskim szpitalnym łóżku z Osmanym i go objęłam.
-Dziękuję, że jesteś. Bez Ciebie nie dałbym rady. Co ja mam teraz zrobić? Moje życie nie ma sensu.
-Teraz Ci się tak wydaję. Zobaczysz za 5 lat będziemy mieć kogoś z kim będziemy szczęśliwi.
Ty będziesz grać w jakimś klubie, miał ładną żonę, dziecko. Dom na przedmieściach i dużego białego psa. A ja? Hmm......Ja będę.
-Moją ładną żoną?-zaśmiał się Osmany.
-Nie. Raczej nie. Chyba nie po tym wszystkim. Za 5 lat. Skończę studia. Będę cieszyć się życiem. Nie przejmować się ludźmi.Będę szczęśliwa.-powiedziałam ściskając go jeszcze bardziej.
*
Lubię krytykę ale konstruktywną, która ma jakieś swoje uzasadnienie.
Zapraszam na Aska
ask.fm/ZooZoolkaa
oraz na historię o młodym Alekno i Julce
gdy-zycie-pisze-scenariusze.blogspot.com
Cholerne ale było warto.
-To zostanie między nami?-zapytałam.
-Tak. Mam jeszcze jedno pytanie. Pytam trochę za późno ale....Zabezpieczasz się prawda?
-Jestem młoda Valerio ale nie głupia.-powiedziałam ubierając się.
Gdy już się ubraliśmy Valerio zaczął:
-Czuję się dziwnie, ale było warto. Jakbyś kiedyś była w Rosji i wiesz.......To możesz dzwonić.
-Gdybyś był kiedyś w Trydencie, Bełchatowie albo Gdańsku to też możesz dzwonić.-powiedziałam.
-Czyli co to będzie nasz taki układ?
-Niezobowiązujący seks?-zapytałam.
-Czemu nie.-powiedział.-Zadzwonię do Ciebie w okolicach świąt. Chyba, że masz już jakieś plany.
-Nie mam planów.-uśmiechnęłam się.
-Chętnie zaproszę Cię do Rosji.-mrugnął do mnie.
-Chętnie przyjadę.-odpowiedziałam.
Potem odwiozłam o do hotelu,a sama wróciłam do domu. Rzuciłam torbę w, której były rzeczy Osmanego i poszłam do łazienki. Umyłam się i przebrałam po czym wyszłam z łazienki. W salonie siedzieli moi rodzice żwawo o czymś dyskutując:
-Co jest?-zapytałam.
-Nic zastanawiamy się.
-Nad?
-Widzisz. Myślimy nad tym czy Osmany po wyjściu ze szpitala nie mógłby z nami zamieszkać. Popatrz on mieszka sam na drugim piętrze w dodatku będzie potrzebował rehabilitacji przynajmniej dwa razy dziennie sam sobie nie poradzi. Tym bardziej, po tym rozstaniu,
-Przecież i tak mamy teraz wolny pokój.-wspierała pomysł ojca, mama.
-A moje zdanie się tu coś liczy?-zapytałam.
-Kochanie jasne, że tak.
-Bo widzisz mi nie jest na rękę mieszkanie razem z nim w jednym mieszkaniu.
-Przecież się lubicie.-powiedział zakłopotany tata.
-Widzisz. Chyba raczej już nie. On wybrał Zadik ja wybrałam swoje życie i postanowiliśmy się nie mieszać już w swoje życie. To, że wybrał źle to już nie moja wina.
-Ale on myślał, że ona jest inna.
-A to peszek....-zaśmiałam się.-Ja też myślałam, że on jest inny.
-Ania....Wiesz przecież, że on jest w trudnej sytuacji.
-Wiem i uwierz nie życzyłabym najgorszemu wrogowi, żeby się w takiej znalazł ale to nie powód żeby znów niszczyć mi życie. Ja muszę się uczuć. Niedługo mam maturę.
-Jakie niszczenie życia? O czym ty gadasz Anka?-dopytywał ojciec.
-Ania myślę, że czas powiedzieć tacie o wszystkim.
-Byłam z Osmanym tato. Krótko ale byłam w tamte święta. Po czym okazało się, że jego była jest w nim w ciąży, a jeszcze później okazało się, że to jednak nie jest jego dziecko.
-Tak nieraz w dorosłym życiu bywa. Zrozum....-powiedział ojciec.
-A ty go ciągle bronisz! Ciągle! Nie rozumiesz, że ja cierpiałam?? W takim razie. Święta spędzicie sobie z Osmanym.-powiedziałam i weszłam do swojego pokoju trzaskając drzwiami.
Położyłam się na łóżko i zaczęłam sms'ować z Eleną. Poprosiłam ją o pomoc i o wyjście. Bo chciałam się komuś wygadać czułam, że w tym momencie mogłam tylko jej zaufać.
Oczywiście odpisała mi, że za 10 minut możemy się spotkać w parku koło hali. Ja tylko burknęłam do starych, że wychodzę i pobiegłam w stronę parku. Tam czekała już na mnie Elena:
-Cześć-przytuliłam się do niej.
-Siemka. Co się stało?
-Problem mam. Nie wiem co zrobić ale zanim ci to powiem przysięgnij, że nie powiesz tego nikomu. Nawet Matejowi.
-No dobrze. Gadaj już.
-Przespałam się z Valerio. W salonie u Osmanego,a dokładnie na tym jego białym miękkim puchatym dywanie. I wiesz co zaproponował mi Valerio?
-Nie ale się chyba domyślam.
-Seks bez zobowiązań. Zgodziłam się. Wiesz, że nie chcę w sumie być w żadnym związku takim na poważnie dlatego się zgodziłam. To dobry układ.
-Wiesz ja to nie wiem czy to dobry pomysł.
-Chcę się uwolnić od Osmanego. Nie chcę już o nim myśleć. On wybrał Zadik,a że ona okazała się dla niego złym wyborem to przykro mi ale ja nie chcę grać w tym momencie jakiejś damusi do pocieszenia. Ja nie chcę oglądać się na niego. Chcę iść dalej. Chociaż takim sposobem. Nie chcę już walczyć już nie mam ochoty. Kocham go ale nie pozwolę bym poszła razem z tą miłością na dno.
-Ania wszystko się ułoży.
-Nie nic się nie ułoży. Nie wiesz jak ja się codziennie czuję, że się modlę żebym go nie spotkała z jakąś jego dziunią, żebym znów nie została z nim sam na sam,żebym nie dała mu się znowu omotać. Ja codziennie ze sobą walczę. Jak rano dowiedziałam się, że miał ten pieprzony wypadek chciałam w pidżamach polecieć do tego szpitala ale potem wzięłam sobie na wstrzymanie. Stwierdziłam po co ja tam.No bo po co? Żeby Osmany po kolejnej klęsce życiowej mógł się wypłakać w mój rękaw i powiedzieć, że to ja jednak byłam tą jego miłością po czym bym mu znów ślepo zaufała i bym do niego wróciła ale po tym pojawi się jakaś, Zadik, Poradik czy inna Badik i Osmany stwierdzi,że to jednak nie to ja znów będę cierpieć, a on będzie wielce zakochany. Ja już się tak nie bawię ja chcę zbudować coś sama chociażby na głupim seksie. Zawsze coś.
-Zależy ale ja już nie mogę o wszystko sama walczyć.
-Nie będziesz. Przecież wiesz, że on Cię kocha.
-Właśnie kurwa chyba raczej nie. Ja nie wiem czy on mnie kocha czy nie kocha. Nie wiem tego. Ja chcę zbudować coś na jasnych zasadach.
-Pieprząc się za przeproszeniem z kolesiem, który mógłby być twoim ojcem jakby mu pierwszy numerek wyszedł?
-Ja się po prostu pogubiłam. Ja nie mam siły walczyć. Mam wszystkiego dość.-powiedziałam i się rozpłakałam.
-Kochanie....Przecież Osmanemu na tobie zależy. Wiesz przecież, że on jest pokręcony ale on Cię kocha. To widać.
-Ja nie mam siły, Elena.-powiedziałam.- Ja chcę się po prostu od niego odciąć. Nie mogę już żyć przeszłością i zrozumiałam to parę dni temu. Najgorsze jest to, że rodzice chcą mu pomóc jak wyjdzie ze szpitala. Chcą, żeby z nami zamieszkał. Wiesz jakie to dla mnie trudne?
-Wiem.Nie przejmuj się wszystko się ułoży.
-Szkoda, że ja mam wrażenie, że raczej nic się nie ułoży. W dodatku powiedziałam ojcu, że byłam z nim, bo miałam nadzieję, że on zmieni jakieś nastawienie do tego, że on będzie z nami mieszkał i....Wiesz co? On zaczął go jeszcze bronić.-powiedziałam.
-Nie martw się. Daj się tej sprawie wyciszyć. Zanim Osmany wyjdzie ze szpitala minął około dwa tygodnie. Ty się wycisz i nie przeżywaj tego. Najlepiej też zakończ to z Valerio.
- Masz rację powinnam się wyciszyć i tego nie przeżywać. A to z Valerio...Nie mogę Ci nic obiecać.
-Proszę Cię zakończ to, żebyś nie cierpiała. Przecież on ma żonę.
-Byłą.-powiedziałam.
-Tak byłą ale nie zapominaj, że ma też syna. To facet, który nigdy nie będzie mógł poświęcić czasu tylko tobie i twoim dzieciom. Jakbyś się nie daj Boże w nim zakochała. Zresztą skąd wiesz, że on będzie chciał potem z tobą być. Skąd będziesz wiedzieć, że może potem nie będzie chciał założyć rodziny, a ty się w to zaangażujesz i będziesz cierpieć.
- Ja nie zamierzam z nim cokolwiek tworzyć.To ma być coś niezobowiązującego. On nie chcę się w nic angażować ja też nie. To tylko...
- Wiem co chcesz powiedzieć. A co by się stało gdyby jednak, któreś z was się zakochało?
- To nie wiem...Powiedzielibyśmy to sobie,a potem pomyśleli czy lepiej to zakończyć.
- Ania...
-Wiem co robię Elena. Dziękuję Ci za wszystkie rady dotyczące tej sytuacji z Osmanym, bo myślę, że są trafne ale co do Vaelrio to poradzę sobie sama.
-Dobrze-westchnęła.-Wiedz, ze mówię to z ciężkim sumieniem, bo nie chcę się godzić, że ty i on...Zrób coś tylko dla mnie.
-Jeżeli to będzie wykonalne to postaram się.
-Przemyśl to wszystko jeszcze raz.-powiedziała wzdychając.
-Dobrze. Postaram się.-powiedziałam i ją przytuliłam.-Teraz chodź na jakieś kaloryczne ciacho.-wzięłam ją za rękę i udałam się w kierunku kawiarni.
Po naszym ciachu Elena poszła do domu do Mateja, a ja ruszyłam w kierunku szpitala. Wiem, byłam jeszcze przed godziną zdenerwowana ale to bardziej na ojca, a nie na niego. Osmanemu współczuję. Rzuciła go dziewczyna, którą wybrał przekreślając życie ze mną i chyba to mnie boli. Teraz pewnie będzie starał się mnie znów przekonać, że chcę się ze mną przyjaźnić. Ja mu tylko współczuję, że Zadik go tak potraktowała, że leży w szpitalu i,że nie będzie grać do końca sezonu albo jeszcze dłużej. Po 15 minutach drogi wchodziłam do sali Osmanego:
-Witaj.-powiedziałam.
-Cześć.Dzięki za ubrania. Twój tata pomógł mi we wszystkim. Powiedział, że nie przyjechałaś z nim, bo się posprzeczaliście i wybyłaś nie wiadomo gdzie i nie ma już na Ciebie sił.
-To on jest nie do wytrzymania.
-O co wam poszło?-zapytał słaby.
-O nic.-powiedziałam opadając na krzesło.
-O....Daj spokój.
-O Ciebie.-powiedziałam.
-Co?-ożywił się Kubańczyk.
-No wkurwiłam się na rodziców i tak z nerwów powiedziałam, że byliśmy kiedyś razem. Mój ojciec zaczął Cię bronić, matka się nie odzywała, bo wiedziała o wszystkim i się wkurzyłam trzasnęłam drzwiami i wyszłam z domu. To tyle.
-Po co to mówiłaś?!
-Ja już nie wytrzymuję, Nie mam z kim pogadać. Ciągle się z kimś kłócę. Nie mam się komu wygadać.
-Elena.
-Wiem, że Elena jest szczera ze mną ale jak mówię jej coś czego nie powinna mówić ani Matejowi ani tobie to i tak potem się o tym dowiadujecie a ja nie umiem tłamsić w sobie uczuć.
-Zawsze możesz mówić mi.
-Raczej nie skorzystam, bo to ty jesteś moim problemem. W sumie.
-Ja? Przecież ja jestem bezproblemowym człowiekiem. Tak ty nie masz problemów ale ludzie, którzy Cię znają już tak. Chcesz coś do picia? Do jedzenia?
-Mogłabyś mnie napoić. Jakimś soczkiem od Kazyiskiego.-powiedział.
Ja przelałam tylko sok do szklanki po czym włożyłam do niej słomkę, którą wepchnęłam też do ust Osmanemu mówiąc:
-Pij.
W tym samym momencie do sali wpadł Raphael, Valerio, Matt i Matej.
- O jesteś tu dzwoniłem do Ciebie.-powiedział Valerio.
-W jakiej sprawie?-zapytałam dalej trzymając szklankę z, której powoli pił napój Kubańczyk.
-Chciałem tak zapytać się co robisz. Wiesz nic konkretnego.-powiedział Valerio- Ale nie odbierałaś więc stwierdziłem, że wybiorę się do naszego połamańca.-uśmiechnął się do Osmanego.
-Siadajcie. Obok szafki nocnej powinien być jeszcze jeden taboret.-powiedziałam podchodząc bliżej Vermiglio.
-A ty nie siadasz?-zapytał Matt.
-Taborety są cztery. Zresztą ja już się nasiedziałam. Muszę postać nogi rozprostować, bo już mnie kolanka bolą.
-To chodź do mnie na kolana-powiedział Valerio.
-Postać chcę.-powiedziałam i zmierzyłam go wzrokiem.
Po jakiś 15 minut rozmowy i mojego stania kolana bolały mnie jeszcze bardziej. Zrobiłam słodką minkę do Valerio:
-Jednak?-zapytał się mnie.
-Tak.-powiedziałam wtryniając się na jego kolana.
-A zapytałaś czy jest aktualne?
-Takie propozycję są zawsze aktualne.-powiedziałam.
-Zapamiętam to sobie. Tylko pamiętaj, że mogę to użyć przeciwko tobie.-szepnął mi na ucho, a ja się tylko cicho roześmiałam.
-Jak chcesz Ania możesz usiąść na moim łóżku. Będzie tobie i Valerio wygodniej.
-Mi jest wygodnie. Wiesz taki słodki ciężar.
-A ja Cię w sumie nie chcę bardziej uszkodzić, bo mogłabym Ci znów znając moje szczęście usiąść na twojej nodze czy coś-powiedziałam.
-Tak to rzeczywiście z tym siadaniem na łóżko nie jest dobry pomysł.-powiedział Raphael.
-Widzisz. Musisz na siebie uważać.-powiedziałam razem z Mattem.
Pogadaliśmy jeszcze 45 minut po czym chłopacy się zebrali.
-Ja też zaraz będę lecieć. Chcesz coś?
-Możesz zostać? Nie chcę zostać sam.-powiedział i popatrzył tymi swoimi wielkimi oczami.
-Nie patrz tak na mnie. Nie mogę. Jak ty to sobie wyobrażasz?
-No to przynajmniej zostań dopóki nie zasnę.-powiedział.-Tyle dla mnie możesz zrobić?
-Dobrze. To co chcesz pogadać?
-Nie.
-To co mam zrobić?
-Weź mnie po prostu przytul.- I to mówi dwu metrowy wielkolud. Brawo.
To jak ja mam się czuć? Mała zagubiona i potargana emocjami ja.
Położyłam się delikatnie na dość wąskim szpitalnym łóżku z Osmanym i go objęłam.
-Dziękuję, że jesteś. Bez Ciebie nie dałbym rady. Co ja mam teraz zrobić? Moje życie nie ma sensu.
-Teraz Ci się tak wydaję. Zobaczysz za 5 lat będziemy mieć kogoś z kim będziemy szczęśliwi.
Ty będziesz grać w jakimś klubie, miał ładną żonę, dziecko. Dom na przedmieściach i dużego białego psa. A ja? Hmm......Ja będę.
-Moją ładną żoną?-zaśmiał się Osmany.
-Nie. Raczej nie. Chyba nie po tym wszystkim. Za 5 lat. Skończę studia. Będę cieszyć się życiem. Nie przejmować się ludźmi.Będę szczęśliwa.-powiedziałam ściskając go jeszcze bardziej.
*
Lubię krytykę ale konstruktywną, która ma jakieś swoje uzasadnienie.
Zapraszam na Aska
ask.fm/ZooZoolkaa
oraz na historię o młodym Alekno i Julce
gdy-zycie-pisze-scenariusze.blogspot.com
sobota, 14 grudnia 2013
Rozdział 71
Gdy już byłam w moim pokoju zdjęłam tylko ciuchy założyłam jakąś luźną koszulkę do spania i położyłam się do łóżka wcześniej zganiając z niego Pizdusia.
O 6 rano obudził mnie dźwięk telefonu. Odebrałam nie patrząc kto dzwoni:
-Halo?
-Ania. Dzięki Bogu, że odebrałaś, że żyjesz.
-Co??Grzesiek? O czym ty gadasz?
-Śnił mi się bardzo dziwny sen. Dobrze się czujesz nic Ci nie dolega?
-Grzesiek stało się coś?-zapytałam siadając na łóżku.
-Nic. W sumie to miałem dziwny sen ale to nawet dobrze, że go miałem, bo ja coś zrozumiałem.
-Grzesiek mów jaśniej o tej godzinie mój mózg nie pracuje.
-Chciałem się zapytać czy się nadal na mnie gniewasz i czy wszystko dobrze.
-Grzesiek......Posłuchaj jest ze mną źle ale zagwarantuję Ci, że z tego świata to szybko nie zejdę i nie planuję, żadnej próby samobójczej czy coś w tym guście.
-To dobrze.-odpowiedział.
-To wytłumaczysz o co chodzi?
-Tak. Widzisz śniło mi się, że rzuciłaś się pod pociąg.
-Aha-powiedziałam lekko przerażona.
-Ale dzięki niemu zrozumiałem, że tylko na tobie mi zależy.
-Grzesiek.....
-Ja wiem, że zrobiłem Ci dużą krzywdę. Wiem, że Cię skrzywdziłem ale przecież możemy spróbować na nowo. Od nowego roku. Ty pójdziesz na studia do Gdańska ja wrócę do Lotosa. Ania..
-Grzesiek...Kocham Cię ale nie wiem czy ja kocham ale chyba jak brata. Zresztą nie wybaczę Ci tego, że przeleciałeś dwa razy swoją byłą, że poinformowałeś mnie, że przeprowadzasz się na drugi koniec polski. Nie mogę wybacz, moje rany po tym zdarzeniu jeszcze się nie zagoiły. Możemy rozmawiać ze sobą ale nie wiem czy coś jeszcze uratujemy z tej przyjaźni. Słyszysz?
-Tak.
-Odezwę się do Ciebie później gdzieś na Fejsie czy coś.
-Jasne. Śpij jeszcze. Nara.-powiedział i się rozłączył.
Ten dzień zaczyna się bardzo dziwnie.
3 godziny później wstałam i poszłam do kuchni:
-Hej Ania.-powiedziała mama.
-Cześć. Gdzie tata?? Trening zaczyna się przecież dopiero o 12.
- W szpitalu jest.-powiedziała mama.
-Po co??-zapytałam zaskoczona i zdenerwowana.
-Tylko się nie denerwuj...Jasne?
-No tak.
-Juantorena miał wypadek.-powiedziała.
-Co? Jak? Kiedy? Gdzie? Nic mu nie jest?
- Rano miał wypadek samochodowy.
-A gdzie on jechał rano w niedziele? Dobra zresztą nieważne. Wiadomo co z nim?
-Złamana prawa ręka i nadpęknięta kość udowa. Do tego jakieś starcia,obtarcia no i miał parę szyć.
-Jezuuu....
-Chcesz jechać do niego do szpitala? Mogę dać Ci swój samochód albo lepiej. Ja Cię zawiozę, żeby nic Ci się czasem nie stało.
-Mamo...Nie chcę tam jechać.
-Jak to?
-No przecież jest już u niego na pewno Kazyiski, tata, Sienit. Moja obecność nie jest tam nikomu potrzebna.-powiedziałam.
-Nie mam na Ciebie sił.-powiedziała moja rodzicielka, a ja poszłam do swojego pokoju.
Około. 13 gdy leżałam już przebrana i umyta na łóżku. Bawiłam się telefonem gdy moja mama wparowała do pokoju
-Zawieziesz obiad Juanotrenie.
-Co?
-No wiesz jak karmią w tych szpitalach. To co pojedziesz?
-A Sienit nie może mu czegoś ugotować i mu zawieźć.
-Jak pojedziesz do szpitala to się dowiesz dlaczego nie mogła. Proszę. Jedź.
-Zrobię to tylko dlatego, że jesteś w ciąży.
-Dobre i to.-wręczyła mi reklamówkę z jedzeniem,a ja założyłam buty, kurtkę złapałam dokumenty i klucze od auta mamy po czym pojechałam w stronę szpitala.
Odszukałam sale Juantoreny i weszłam do niej:
-Cześć, nieszczęśniku.
-Hej.-powiedział ledwo Juantorena.-Myślałem, że zostawisz mnie jak inni i nie przyjdziesz.
-Jacy inni?
-No Sienit, Elena, Raphael.
-Osmany. Przesadzasz. Elena jest w ciąży. Może po prostu gorzej się czuję i wpadnie jutro. Raphael jak cała reszta Trento jest na treningu, a Sienit może coś wypadło.
-Nie.Była tu na chwilę. Powiedziała przy twoim ojcu tylko, że z kaleką nie chcę się spotykać i, że z nami koniec. Wychodzi na to, że się mną zabawiła.
-To znaczy, że nie była Ciebie po prostu warta. Znajdziesz sobie kogoś innego. Teraz mam dla Ciebie jedzonko od mojej mamy, bo się przejęła tym twoim wypadkiem jak chyba nikt inny.
-Przecież ona mnie chyba nie lubiła.
-Chyba przez tą ciąże coś jej się poprzestawiało.
-Super, że przywiozłaś mi jedzenie ale chyba musisz mnie jeszcze nakarmić, bo mam stłuczony bark, złamaną rękę i w ogóle nie mam siły w palcach.
-I tak przez 6 tygodni?
-Nie lekarz mówi, że 5-7 dni dopóki z barku nie zejdzie opuchlizna wtedy będę mógł już normalnie ruszać ręką. Oczywiście będę miał też gips. No i muszę odpuścić sobie grę do końca sezonu. Jak dobrze pójdzie to pierwszy mecz zagram w listopadzie.
-Przykro mi.-odpowiedziałam otwierając pojemnik z kremem z brokułów.-Powiedz "am".-powiedziałam i wzięłam łyżkę z zupą po czym nakarmiłam nią Kubańczyka.-Wiesz wiedziałam, że to będzie dziwny dzień od samego rana.
-Dlaczego?-zapytał przełykając się krem Osmany.
-Mój były zadzwonił do mnie o 6 twierdząc, że dzięki dziwnemu snu gdzie rzuciłam się pod pociąg zrozumiał, że kocha tylko mnie i popełnił ogromny błąd.-powiedziałam i znów nakarmiłam zupą Kubańczyka. - W sumie to teraz jestem panią twojego życia. Karmie Cię...Twoje życie w dużej mierze zależy ode mnie.
-Jak nie chcesz to mnie nie karm. Na tym oddziale są ładne pielęgniarki. A w sumie pomoc mi w jedzeniu to jakieś tam ich obowiązek.
-Widzę, że niby chory, nigdy porzucony, niby obolały, niby to niby tamto,a już pielęgniarki oblukać zdarzył.
-Ma się ten Kubański dar.-powiedział nikle się uśmiechając,a ja nakarmiłam go kolejną porcją zupy.
Gdy już nakarmiłam go zupą zapytałam się:
-To co teraz masz ochotę może na twoje ukochane Cannelloni.
-Twoja mama mnie rozpieszcza.
-Nie tylko ona. Odbierasz mi rodzinę. Ojciec od rana był u Ciebie w szpitalu, mama gotuje dla Ciebie zdrowe obiadki.
-A ty mnie nimi karmisz.-powiedział, a ja przewróciłam tylko oczami.
-Zdecydowanie Ci za dobrze- powiedziałam po czym wepchnęłam mu jedzenie do ust.
-Wiesz co....-powiedział przełykając jedzenie Kubańczyk- Na pielęgniarkę to ty się nie nadajesz. Zbyt delikatna to ty nie jesteś.
-Uważaj na słowa, Osmany, uważaj.-powiedziałam i znów go nakarmiłam.
Gdy już Osmany stwierdził, że więcej nie zmieści zapytałam się go:
-Chcesz coś ze sklepu? Masz na coś ochotę?
-Nie Kazyiski przyniósł pół swojej kuchni.
-No dobra,a chcesz coś?
-Mam do Ciebie dwie prośby.
-Dawaj.
-Pierwsza to byś mi przywiozła jakieś dresy, bokserki i pidżamy z mojego mieszkania.
-Dobrze,a ta druga?
-Jak już będziesz u mnie w mieszkaniu wywal moje wszystkie ramki ze zdjęciami i albumy z Zadik. Weź wywal też te wszystkie kolorowe wazoniki i zapachowe świeczki, które mi przytargała.
-Osmany ale po co? Może wy się jeszcze pogodzicie.
-Po tym co mi powiedziała nigdy.
-Może źle ją zrozumiałeś.
-Chyba nie ma innego znaczenia zdanie "Gdy byłeś siatkarzem mogłam Cię znieść ale teraz po tym jak masz cały sezon stracony i nawet sam jeść nie możesz musimy sobie darować. "
-Może powiedziała to w....
-Nie broń jej....Przecież jej nawet nie lubisz.
-W sumie racja. Dobra zadzwonię po Valerio i pojadę z nim zaraz do twojego mieszkania. Wezmę jakieś twoje rzeczy i posprzątam z nim twoje mieszkanie z tych niechcianych rzeczy.
-Dziękuję.-powiedział i się uśmiechnął- Nie ufam Valerio.
-Zawsze opowiadałeś, że go lubisz.
-No ale to mężczyzna. Dojrzały po rozwodzie może Ci zrobić krzywdę.
-Oj Osmany. Nie martw się...Prędzej ja go wykorzystam niż on mnie. Odpoczywaj będę wieczorem, psie ogrodnika.-powiedziałam pocałowałam go w czoło i wyszłam z sali.
Przed szpitalem zadzwoniłam do Valerio:
-Hej misiaczku-usłyszałam głos rozgrywającego który od rana przysłał mi multum sms'ów.
-Cześć.
-Nie gniewaj się za ten kubek.
-Nie będę się gniewać jak pomożesz mi w jednej sprawie. Masz teraz czas?
-Jasne.
-Za 10 minut będę pod twoim hotelem. Czekaj tam na mnie.-powiedziałam rozłączając się
Po 8 minutach byłam już na miejscu:
-Cześć.-powiedział Valerio wsiadając do samochodu z małym pakunkiem.
-No cześć.
-To gdzie jedziemy?
-Wiesz Juantorena jest w szpitalu bo miał wypadek i poprosił mnie, żebym ogarnęła jego mieszkanie z rzeczy po Zadik i przywiozła mu jakieś ubrania.A nie czułabym się sama komfortowo w tym mieszkaniu więc pomyślałam o tobie.
-Jak miło.-uśmiechnął się-Mam coś dla Ciebie.
-Co?-zapytałam się.
-Zobaczysz w mieszkaniu Juantoreny.
-No dobra.-powiedziałam i przyspieszyłam.
Po paru chwilach byliśmy w mieszkaniu Kubańczyka. Valerio ściągał jakieś babskie rzeczy i kolorowe zapachowe świeczki pakując je do kartonu:
-Kto by pomyślał, że nasz Osmany da się tak jakiejś babie omotać.
-W sumie racja-powiedziałam szukając w szafie jakiś podkoszulków do jego pidżamy.
-Ania? W zdjęciach też mam zrobić porządek?
-Sam się nie zrobi.-zaśmiałam się.
Po 10 minutach gdy spakowałam już ubrania dla przyjmującego poszłam do Valerio.
Gdy zobaczyłam, że przegląda moje zdjęcia z Osmanym krzyknęłam:
-Ej! A co ty.....
-Czemu mi nie powiedziałaś, że byłaś o Osmanym.-pokazał zdjęcie na, którym oboje siedzimy w czapce mikołaja i robimy sobie samojebke.
-Bo o tym wie tylko on, ja, Kazyiski, Elena i moja mama. To było dawno nie prawda zamknięty rozdział. Zresztą byliśmy ze sobą krótko. Ja to traktuje w kategorii co się stało to się nie odstanie ale to już przeszłość po co gadać o przeszłości.
-Wyglądaliście na szczęśliwych.
-Naszemu szczęściu przeszkodziła jego była-powiedziałam,a moje oczy się zaszkliły.- Gdy przyjechałam tydzień po sylwestrze do Trydentu okazało się, że jego była jest w ciąży. A potem....Stwierdziliśmy, że to wszystko nie ma sensu. W czerwcu okazało się, że jego była narzeczona go zdradziła i to nie jest jego dziecko.No ale my i tak do siebie nie wróciliśmy.-powiedziałam i się rozpłakałam.-Dlatego związki są beznadziejne.
-Poczekaj mam coś co powinno Cię ucieszyć-powiedział i zniknął w korytarzu po czym wrócił z małym pakunkiem który miał mi dać jak tylko dojedziemy do mieszkania Juantoreny.
-Wiem, że to nie to samo co twój kubek z dzieciństwa ale mam nadzieję, że z nim też będziesz mieć z nim miłe wspomnienia.-powiedział i wręczył mi paczkę, którą ja natychmiast rozpakowałam i moim oczom ukazał się śliczny kubek.
-Dzięki Valerio.-powiedziałam otarłam łzy i się do niego przytuliłam.- Jest świetny. Dużo lepszy niż tamten. Dziękuje nie musiałeś.-powiedziałam i spojrzałam mu w oczy.
-Ale chciałem. A tą całą historią się nie przejmuj.-powiedział,a ja go pocałowałam w usta.
Na początku delikatnie, bo bałam się, że mnie odtrąci,że weźmie mnie tylko za głupią małolatę ale było całkiem odwrotnie. Nim się obejrzałam Włoch wepchnął mi swój język do ust i zaczął nim pieścić mój. Ja też nie byłam mu dłużna choć wiedziałam do czego to dąży to chciałam tego. Cholernie tego chciałam. Zaczęłam odpinać guziki od jego koszuli w kratę Valerio, a on zaczął ściągać moją bluzkę.
-Na pewno tego chcesz?-zapytał.
-Jeszcze nigdy nie byłam niczego bardziej pewna.-powiedziałam zagryzając dolną wargę, a rozgrywający natychmiast wpił się ponownie w moje usta.
-Musisz coś wiedzieć.-powiedział znów Valerio.-Ja nie wierzę w żadną miłość, nie chcę być w żadnym związku jedynie od czasu do czasu mogę zaproponować Ci przygodny seks.-powiedział-Chcę być wobec Ciebie fair.
-Nie oczekuję od Ciebie nic więcej.-powiedziałam i wpiłam się mocno w jego usta, żeby go uciszyć.
Powoli pozbywaliśmy się kolejnych ubrań. Gdy zostaliśmy już tylko w bieliźnie Valerio drażnił moją szyję, potem obojczyki i schodził coraz niżej. Gdy już był w okolicach mojego podbrzusza znów wrócił bardziej na górę i rozerwał zębami mój stanik po czym zaczął muskać moje piersi,a na koniec ugryzł mnie w sutek powoli zsuwał na dół moją dolną część bielizny i całował wewnętrzną stronę moich ud.
Nagle mruknęłam:
-Valerio. Ja już dłużej nie wytrzymam.
A on pocałował moje uda po raz ostatni po czym wszedł we mnie . Najpierw kołysał biodrami powoli, by następnie ruchy stawały się coraz szybsze doprowadzając nas do wspólnej przyjemności, która przyszła w tym samym czasie.
Kochałam się na puszystym dywanie w salonie Osmanego z dojrzałym facetem, który mógłby być moim ojcem.
Czy mam wyrzuty sumienia?
*
Dno. Powiedziałam, że rozdział może być ale nie musi w środę, że było mało komów to nie dodałam nie miejcie o to do mnie pretensji bo powiedziałam, że może. . Nie wiem kiedy następny... Nie chcę nic obiecywać żeby potem pretensje na Asku były. Jak wam coś nie pasuję to piszcie pod spodem. Krytykę przyjmuje na cycki
Jak coś jestem tu http://ask.fm/ZooZoolkaa
O 6 rano obudził mnie dźwięk telefonu. Odebrałam nie patrząc kto dzwoni:
-Halo?
-Ania. Dzięki Bogu, że odebrałaś, że żyjesz.
-Co??Grzesiek? O czym ty gadasz?
-Śnił mi się bardzo dziwny sen. Dobrze się czujesz nic Ci nie dolega?
-Grzesiek stało się coś?-zapytałam siadając na łóżku.
-Nic. W sumie to miałem dziwny sen ale to nawet dobrze, że go miałem, bo ja coś zrozumiałem.
-Grzesiek mów jaśniej o tej godzinie mój mózg nie pracuje.
-Chciałem się zapytać czy się nadal na mnie gniewasz i czy wszystko dobrze.
-Grzesiek......Posłuchaj jest ze mną źle ale zagwarantuję Ci, że z tego świata to szybko nie zejdę i nie planuję, żadnej próby samobójczej czy coś w tym guście.
-To dobrze.-odpowiedział.
-To wytłumaczysz o co chodzi?
-Tak. Widzisz śniło mi się, że rzuciłaś się pod pociąg.
-Aha-powiedziałam lekko przerażona.
-Ale dzięki niemu zrozumiałem, że tylko na tobie mi zależy.
-Grzesiek.....
-Ja wiem, że zrobiłem Ci dużą krzywdę. Wiem, że Cię skrzywdziłem ale przecież możemy spróbować na nowo. Od nowego roku. Ty pójdziesz na studia do Gdańska ja wrócę do Lotosa. Ania..
-Grzesiek...Kocham Cię ale nie wiem czy ja kocham ale chyba jak brata. Zresztą nie wybaczę Ci tego, że przeleciałeś dwa razy swoją byłą, że poinformowałeś mnie, że przeprowadzasz się na drugi koniec polski. Nie mogę wybacz, moje rany po tym zdarzeniu jeszcze się nie zagoiły. Możemy rozmawiać ze sobą ale nie wiem czy coś jeszcze uratujemy z tej przyjaźni. Słyszysz?
-Tak.
-Odezwę się do Ciebie później gdzieś na Fejsie czy coś.
-Jasne. Śpij jeszcze. Nara.-powiedział i się rozłączył.
Ten dzień zaczyna się bardzo dziwnie.
3 godziny później wstałam i poszłam do kuchni:
-Hej Ania.-powiedziała mama.
-Cześć. Gdzie tata?? Trening zaczyna się przecież dopiero o 12.
- W szpitalu jest.-powiedziała mama.
-Po co??-zapytałam zaskoczona i zdenerwowana.
-Tylko się nie denerwuj...Jasne?
-No tak.
-Juantorena miał wypadek.-powiedziała.
-Co? Jak? Kiedy? Gdzie? Nic mu nie jest?
- Rano miał wypadek samochodowy.
-A gdzie on jechał rano w niedziele? Dobra zresztą nieważne. Wiadomo co z nim?
-Złamana prawa ręka i nadpęknięta kość udowa. Do tego jakieś starcia,obtarcia no i miał parę szyć.
-Jezuuu....
-Chcesz jechać do niego do szpitala? Mogę dać Ci swój samochód albo lepiej. Ja Cię zawiozę, żeby nic Ci się czasem nie stało.
-Mamo...Nie chcę tam jechać.
-Jak to?
-No przecież jest już u niego na pewno Kazyiski, tata, Sienit. Moja obecność nie jest tam nikomu potrzebna.-powiedziałam.
-Nie mam na Ciebie sił.-powiedziała moja rodzicielka, a ja poszłam do swojego pokoju.
Około. 13 gdy leżałam już przebrana i umyta na łóżku. Bawiłam się telefonem gdy moja mama wparowała do pokoju
-Zawieziesz obiad Juanotrenie.
-Co?
-No wiesz jak karmią w tych szpitalach. To co pojedziesz?
-A Sienit nie może mu czegoś ugotować i mu zawieźć.
-Jak pojedziesz do szpitala to się dowiesz dlaczego nie mogła. Proszę. Jedź.
-Zrobię to tylko dlatego, że jesteś w ciąży.
-Dobre i to.-wręczyła mi reklamówkę z jedzeniem,a ja założyłam buty, kurtkę złapałam dokumenty i klucze od auta mamy po czym pojechałam w stronę szpitala.
Odszukałam sale Juantoreny i weszłam do niej:
-Cześć, nieszczęśniku.
-Hej.-powiedział ledwo Juantorena.-Myślałem, że zostawisz mnie jak inni i nie przyjdziesz.
-Jacy inni?
-No Sienit, Elena, Raphael.
-Osmany. Przesadzasz. Elena jest w ciąży. Może po prostu gorzej się czuję i wpadnie jutro. Raphael jak cała reszta Trento jest na treningu, a Sienit może coś wypadło.
-Nie.Była tu na chwilę. Powiedziała przy twoim ojcu tylko, że z kaleką nie chcę się spotykać i, że z nami koniec. Wychodzi na to, że się mną zabawiła.
-To znaczy, że nie była Ciebie po prostu warta. Znajdziesz sobie kogoś innego. Teraz mam dla Ciebie jedzonko od mojej mamy, bo się przejęła tym twoim wypadkiem jak chyba nikt inny.
-Przecież ona mnie chyba nie lubiła.
-Chyba przez tą ciąże coś jej się poprzestawiało.
-Super, że przywiozłaś mi jedzenie ale chyba musisz mnie jeszcze nakarmić, bo mam stłuczony bark, złamaną rękę i w ogóle nie mam siły w palcach.
-I tak przez 6 tygodni?
-Nie lekarz mówi, że 5-7 dni dopóki z barku nie zejdzie opuchlizna wtedy będę mógł już normalnie ruszać ręką. Oczywiście będę miał też gips. No i muszę odpuścić sobie grę do końca sezonu. Jak dobrze pójdzie to pierwszy mecz zagram w listopadzie.
-Przykro mi.-odpowiedziałam otwierając pojemnik z kremem z brokułów.-Powiedz "am".-powiedziałam i wzięłam łyżkę z zupą po czym nakarmiłam nią Kubańczyka.-Wiesz wiedziałam, że to będzie dziwny dzień od samego rana.
-Dlaczego?-zapytał przełykając się krem Osmany.
-Mój były zadzwonił do mnie o 6 twierdząc, że dzięki dziwnemu snu gdzie rzuciłam się pod pociąg zrozumiał, że kocha tylko mnie i popełnił ogromny błąd.-powiedziałam i znów nakarmiłam zupą Kubańczyka. - W sumie to teraz jestem panią twojego życia. Karmie Cię...Twoje życie w dużej mierze zależy ode mnie.
-Jak nie chcesz to mnie nie karm. Na tym oddziale są ładne pielęgniarki. A w sumie pomoc mi w jedzeniu to jakieś tam ich obowiązek.
-Widzę, że niby chory, nigdy porzucony, niby obolały, niby to niby tamto,a już pielęgniarki oblukać zdarzył.
-Ma się ten Kubański dar.-powiedział nikle się uśmiechając,a ja nakarmiłam go kolejną porcją zupy.
Gdy już nakarmiłam go zupą zapytałam się:
-To co teraz masz ochotę może na twoje ukochane Cannelloni.
-Twoja mama mnie rozpieszcza.
-Nie tylko ona. Odbierasz mi rodzinę. Ojciec od rana był u Ciebie w szpitalu, mama gotuje dla Ciebie zdrowe obiadki.
-A ty mnie nimi karmisz.-powiedział, a ja przewróciłam tylko oczami.
-Zdecydowanie Ci za dobrze- powiedziałam po czym wepchnęłam mu jedzenie do ust.
-Wiesz co....-powiedział przełykając jedzenie Kubańczyk- Na pielęgniarkę to ty się nie nadajesz. Zbyt delikatna to ty nie jesteś.
-Uważaj na słowa, Osmany, uważaj.-powiedziałam i znów go nakarmiłam.
Gdy już Osmany stwierdził, że więcej nie zmieści zapytałam się go:
-Chcesz coś ze sklepu? Masz na coś ochotę?
-Nie Kazyiski przyniósł pół swojej kuchni.
-No dobra,a chcesz coś?
-Mam do Ciebie dwie prośby.
-Dawaj.
-Pierwsza to byś mi przywiozła jakieś dresy, bokserki i pidżamy z mojego mieszkania.
-Dobrze,a ta druga?
-Jak już będziesz u mnie w mieszkaniu wywal moje wszystkie ramki ze zdjęciami i albumy z Zadik. Weź wywal też te wszystkie kolorowe wazoniki i zapachowe świeczki, które mi przytargała.
-Osmany ale po co? Może wy się jeszcze pogodzicie.
-Po tym co mi powiedziała nigdy.
-Może źle ją zrozumiałeś.
-Chyba nie ma innego znaczenia zdanie "Gdy byłeś siatkarzem mogłam Cię znieść ale teraz po tym jak masz cały sezon stracony i nawet sam jeść nie możesz musimy sobie darować. "
-Może powiedziała to w....
-Nie broń jej....Przecież jej nawet nie lubisz.
-W sumie racja. Dobra zadzwonię po Valerio i pojadę z nim zaraz do twojego mieszkania. Wezmę jakieś twoje rzeczy i posprzątam z nim twoje mieszkanie z tych niechcianych rzeczy.
-Dziękuję.-powiedział i się uśmiechnął- Nie ufam Valerio.
-Zawsze opowiadałeś, że go lubisz.
-No ale to mężczyzna. Dojrzały po rozwodzie może Ci zrobić krzywdę.
-Oj Osmany. Nie martw się...Prędzej ja go wykorzystam niż on mnie. Odpoczywaj będę wieczorem, psie ogrodnika.-powiedziałam pocałowałam go w czoło i wyszłam z sali.
Przed szpitalem zadzwoniłam do Valerio:
-Hej misiaczku-usłyszałam głos rozgrywającego który od rana przysłał mi multum sms'ów.
-Cześć.
-Nie gniewaj się za ten kubek.
-Nie będę się gniewać jak pomożesz mi w jednej sprawie. Masz teraz czas?
-Jasne.
-Za 10 minut będę pod twoim hotelem. Czekaj tam na mnie.-powiedziałam rozłączając się
Po 8 minutach byłam już na miejscu:
-Cześć.-powiedział Valerio wsiadając do samochodu z małym pakunkiem.
-No cześć.
-To gdzie jedziemy?
-Wiesz Juantorena jest w szpitalu bo miał wypadek i poprosił mnie, żebym ogarnęła jego mieszkanie z rzeczy po Zadik i przywiozła mu jakieś ubrania.A nie czułabym się sama komfortowo w tym mieszkaniu więc pomyślałam o tobie.
-Jak miło.-uśmiechnął się-Mam coś dla Ciebie.
-Co?-zapytałam się.
-Zobaczysz w mieszkaniu Juantoreny.
-No dobra.-powiedziałam i przyspieszyłam.
Po paru chwilach byliśmy w mieszkaniu Kubańczyka. Valerio ściągał jakieś babskie rzeczy i kolorowe zapachowe świeczki pakując je do kartonu:
-Kto by pomyślał, że nasz Osmany da się tak jakiejś babie omotać.
-W sumie racja-powiedziałam szukając w szafie jakiś podkoszulków do jego pidżamy.
-Ania? W zdjęciach też mam zrobić porządek?
-Sam się nie zrobi.-zaśmiałam się.
Po 10 minutach gdy spakowałam już ubrania dla przyjmującego poszłam do Valerio.
Gdy zobaczyłam, że przegląda moje zdjęcia z Osmanym krzyknęłam:
-Ej! A co ty.....
-Czemu mi nie powiedziałaś, że byłaś o Osmanym.-pokazał zdjęcie na, którym oboje siedzimy w czapce mikołaja i robimy sobie samojebke.
-Bo o tym wie tylko on, ja, Kazyiski, Elena i moja mama. To było dawno nie prawda zamknięty rozdział. Zresztą byliśmy ze sobą krótko. Ja to traktuje w kategorii co się stało to się nie odstanie ale to już przeszłość po co gadać o przeszłości.
-Wyglądaliście na szczęśliwych.
-Naszemu szczęściu przeszkodziła jego była-powiedziałam,a moje oczy się zaszkliły.- Gdy przyjechałam tydzień po sylwestrze do Trydentu okazało się, że jego była jest w ciąży. A potem....Stwierdziliśmy, że to wszystko nie ma sensu. W czerwcu okazało się, że jego była narzeczona go zdradziła i to nie jest jego dziecko.No ale my i tak do siebie nie wróciliśmy.-powiedziałam i się rozpłakałam.-Dlatego związki są beznadziejne.
-Poczekaj mam coś co powinno Cię ucieszyć-powiedział i zniknął w korytarzu po czym wrócił z małym pakunkiem który miał mi dać jak tylko dojedziemy do mieszkania Juantoreny.
-Wiem, że to nie to samo co twój kubek z dzieciństwa ale mam nadzieję, że z nim też będziesz mieć z nim miłe wspomnienia.-powiedział i wręczył mi paczkę, którą ja natychmiast rozpakowałam i moim oczom ukazał się śliczny kubek.
-Dzięki Valerio.-powiedziałam otarłam łzy i się do niego przytuliłam.- Jest świetny. Dużo lepszy niż tamten. Dziękuje nie musiałeś.-powiedziałam i spojrzałam mu w oczy.
-Ale chciałem. A tą całą historią się nie przejmuj.-powiedział,a ja go pocałowałam w usta.
Na początku delikatnie, bo bałam się, że mnie odtrąci,że weźmie mnie tylko za głupią małolatę ale było całkiem odwrotnie. Nim się obejrzałam Włoch wepchnął mi swój język do ust i zaczął nim pieścić mój. Ja też nie byłam mu dłużna choć wiedziałam do czego to dąży to chciałam tego. Cholernie tego chciałam. Zaczęłam odpinać guziki od jego koszuli w kratę Valerio, a on zaczął ściągać moją bluzkę.
-Na pewno tego chcesz?-zapytał.
-Jeszcze nigdy nie byłam niczego bardziej pewna.-powiedziałam zagryzając dolną wargę, a rozgrywający natychmiast wpił się ponownie w moje usta.
-Musisz coś wiedzieć.-powiedział znów Valerio.-Ja nie wierzę w żadną miłość, nie chcę być w żadnym związku jedynie od czasu do czasu mogę zaproponować Ci przygodny seks.-powiedział-Chcę być wobec Ciebie fair.
-Nie oczekuję od Ciebie nic więcej.-powiedziałam i wpiłam się mocno w jego usta, żeby go uciszyć.
Powoli pozbywaliśmy się kolejnych ubrań. Gdy zostaliśmy już tylko w bieliźnie Valerio drażnił moją szyję, potem obojczyki i schodził coraz niżej. Gdy już był w okolicach mojego podbrzusza znów wrócił bardziej na górę i rozerwał zębami mój stanik po czym zaczął muskać moje piersi,a na koniec ugryzł mnie w sutek powoli zsuwał na dół moją dolną część bielizny i całował wewnętrzną stronę moich ud.
Nagle mruknęłam:
-Valerio. Ja już dłużej nie wytrzymam.
A on pocałował moje uda po raz ostatni po czym wszedł we mnie . Najpierw kołysał biodrami powoli, by następnie ruchy stawały się coraz szybsze doprowadzając nas do wspólnej przyjemności, która przyszła w tym samym czasie.
Kochałam się na puszystym dywanie w salonie Osmanego z dojrzałym facetem, który mógłby być moim ojcem.
Czy mam wyrzuty sumienia?
*
Dno. Powiedziałam, że rozdział może być ale nie musi w środę, że było mało komów to nie dodałam nie miejcie o to do mnie pretensji bo powiedziałam, że może. . Nie wiem kiedy następny... Nie chcę nic obiecywać żeby potem pretensje na Asku były. Jak wam coś nie pasuję to piszcie pod spodem. Krytykę przyjmuje na cycki
Jak coś jestem tu http://ask.fm/ZooZoolkaa
sobota, 7 grudnia 2013
Rozdział 70
Gdy zjadłam już obiad i odstawiłam talerz do zmywarki rozdzwonił się mój telefon:
-Cześć Ania.-powiedział Matt.
-Hej. Co tam?
-Chciałem się Ciebie zapytać czy ok. 18 wyjdziesz ze mną Valerio, Eleną, Juantoreną i Zadik na jakiś dobry włoski makaron.
-Okey. To gdzie się spotykamy?
-Przyjdziemy po Ciebie.Z Valerio, Juantoreną i Sienit, a potem zgarniemy Kazyikich.
-Okey. To do zobaczenia.
-No narka.-powiedział i się rozłączył.
Włączyłam kompa popisałam trochę z Aśką, Kaśką i Wroną na fejsie. Po czym 0 16 30 poszłam wziąć prysznic, potem wysuszyłam włoski, nabalsamowałam ciało moim ulubionym waniliowym balsamem, umyłam zęby, nałożyłam na twarz trochę pudru i rozświetlacz, po czym zrobiłam sobie kreskę na oczach czarną kredką i wytuszowałam rzęsy. Spryskałam się perfumami, których akurat teraz używam i ubrałam się. Ok. 17 20 byłam gotowa. Usiadłam sobie w fotelu i zaczęłam czytać książkę pijąc herbatkę w moim ukochanym kubku z dzieciństwa. Rodzice po paru minutach poinformowali mnie o tym, że wychodzą na imprezę do znajomych i wrócą pewnie o 3 może 4 nad ranem. Pożegnałam ich i dalej siedziałam w fotelu popijając moją herbatkę. Gdy akurat skończyłam pić rozdzwonił się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć oczywiście tam stali: Zadik, Matt, Juantorena i Valerio.
-Hej kocie.-odezwał się ten ostatni przytulając mnie-Gotowa?
-Moment. To może pójdźcie do salonu, a ja wezmę narzuce na siebie coś wezmę torbę i ten.
-Leć-powiedzieli na raz i poszli do salonu.
-Ty Anka! Ale ty masz fajny kubek. Taki z Hello Kitty. - powiedział Valerio.
-Zostaw go to kubek mojego dzieciństwa! Kocham go bardziej niż...swojego laptopa,a uwierz laptop to coś bez czego nie mogłabym żyć.
-Spoko już odstawiam.-powiedział i nagle słychać było huk i odgłos naczynia po kontaktu z podłogą.
-Kurwa Vergilio!Zabiję Cię!-powiedziałam wchodząc do pokoju i patrząc na siatkarza.
-Przepraszam ja go naprawdę odstawiałem. Serio...No Ania no...
-Nie odzywam się do ciebie.-powiedziałam naburmuszona zakładając kurtkę.-Możemy wychodzić. Teraz ból mojego serca załagodzi tylko porządny talerz jakiegoś makaronu albo...
-Albo?-zapytali wszyscy na raz.
-Nie ważne.-powiedziałam.
No co nie przyznam się im przecież, że ból serca po moim kubeczku jest w stanie załagodzić tylko talerz makaronu albo dobry seks, bo znając życie Valerio to by był ten pierwszy co by chciał mnie zaspokoić. Zresztą w sumie to ja się nie gniewam. W końcu to tylko kubek ale podenerwować go było można. Niby taki stary, a taki głupi. Jakaś małolata (czyli ja) robi go w konia i udaję, że gniewa się na niego za kubek z hello kitty.
W sumie to zaczynał mnie już denerwować, bo całą drogę do mieszkania Kazyiskich jęczał mi do ucha i nie dawał żyć. Gdy już wyszliśmy wszyscy z mieszkania Eleny i Mateja zaczęło się:
-Aniu wybacz mi...Kochana wiem, że zależało Ci na tym kubku i miałaś z nim jakieś wspomnienia...Ale nie gniewaj się.
-Nie gniewam się.
-Serio?
-Tak.
-Ale czemu udajesz.
-Nie udaję.
-Udajesz. Nakrzycz na mnie, że jestem ciołkiem czy coś.
-Kuźwa ale ja wcale nie mam ochoty na Ciebie krzyczeć.- denerwowałam się.
-No wiem, że masz. Wyduś to z siebie.
-Kuźwa! Nie gniewam się na Ciebie za ten jebany kubek jasne! Nie znam bardziej namolnego mężczyzny niż ty. Mam Cię już dość, a idziemy dopiero 9 minut! Jak ja mam wytrzymać z tobą całą kolacje!-wydarłam się do niego po włosku.
Chyba każdy oprócz Matta zrozumiał.
-Więc nie każ mi na siebie krzyczeć jeżeli nie mam na to ochoty. Jasne? Bo mnie wkurzasz.-powiedziałam i poszłam dalej.
-Ale Aniu....Ja wiem, że to taki pancerz. Ty po prostu nie chcesz publicznie okazywać swoich uczuć.
-Trzymajcie mnie...-powiedziałam i odeszłam do Eleny po czym szepnęłam jej do ucha- Albo go zabiję albo się z nim prześpię.-po czym szłam koło niej i Mateja.
-Serio?!-zapytała,a wręcz wydarła się.
-Serio, serio.
-Ale co serio?-zainteresował się Matej i Matt na raz.
-Nie ważne.-odpowiedziałyśmy i głupkowato zaczęłyśmy się do siebie uśmiechać.
-Tylko nie kombinuj Anka. Proszę Cię.
-Ja po prostu muszę coś zrobić z tym nadmiarem emocji.-powiedziałam.
-Rozumiem ale, że tak??
-Każdy sposób jest dobry.-powiedziałam i weszłam do restauracji za Zadik i Juantoreną.
Usiedliśmy przy stole i złożyliśmy zamówienie, a ten znów mi burczał nad uchem:
-Nie gniewaj się na mnie.
-Zaraz się pogniewam jak nie skończysz pieprzyć.
-Kochanie...pieprzyć to ja mogę Ciebie ,a nie....
-Zaczynasz mnie naprawdę denerwować.-zaczęłam się śmiać.
-Frustracje okazujesz przez śmiech??
-Przeszkadza Ci to?
-Ale skąd kochanie.-zaczął bawić się moimi włosami.
-Zostaw mnie.-powiedziałam.
-Ale co Ci przeszkadza?
-Ty mi przeszkadzasz.-powiedziałam patrząc na niego z wyrzutem.
-Widzę królewna nie ma humorku.
-Widzę, że królewicz jest dzisiaj wyjątkowo upierdliwy.
Naszą krótką wymianę zdań przerwała kelnerka przynosząca posiłek.
Zjedliśmy i pogadaliśmy sobie na jakieś różne tematy od ulubionego smaku lodów do tego kto, by chciał być teraz w jakimś miejscu na Ziemi.
-Ja to bym chciał być w Kalifornii.- rozmarzył się Matt.
-Ja bym chciał być na Kubie.-powiedział Osmany.
-Ja w sumie teraz to bym sobie poleżała na jakiejś plaży w Turcji-powiedziała Sienit.
-Ja bym chciała być tu gdzie jestem-powiedziała Elena.
-Ja też-powiedział Matej.
-Pantoflarz.-stwierdził Valerio.
-Oj daj spokój....
-No to ty gdzie byś chciała być?
-Ja? Hmmm....W sumie mam dwa miejsca gdzie bym chciała być. Pierwsze to dach jakiegoś wieżowca w Buenos Aires. Wiecie siedziałabym sobie i patrzyła na panoramę Buenos Aires nocą. A drugie miejsce w, którym chciałabym być to...Moje mieszkanie znaczy w sumie to mieszkanie, które wynajmowałam razem z moim.... trudno sklasyfikować teraz nasze relacje.-zaśmiałam się.
-No a ty Valerio?-zapytał się Osmany.
-Ja bym chciał być tam gdzie Ania-zaśmiał się.
-Popapraniec.-stwierdziłam
-Zakochany popapraniec.-uśmiechnął się i poruszył dziwnie brwiami.
-Ty mógłbyś być moim ojcem.
-Dobrze, że nie jestem, bo gdybyś była moją córką mógłbym zrobić Ci krzywdę. Z miłości.- znów się do mnie uśmiechnął.
-Nieee......Nie wytrzymam.-powiedziałam kładąc głowę na stole i lekko pukając nią od stół.-Dłużej nie wytrzymam w jego towarzystwie.
Posiedzieliśmy jeszcze tak z godzinę przy normalnej rozmowie gdy powiedziałam:
-Dobra ja będę się zbierać. Jutro muszę być używalna.
-Po co?
-Muszę zrobić porządki w szafie.
-Zrobisz w poniedziałek.
-Nie.....Bo mam inne plany
-Jakie?-wydarł się Valerio.
- Nie ważne.-powiedziałam zakładając kurtkę.
-Odprowadzę Cię.-powiedział Valerio.
-Nie! Zostań! Nalegam!-powiedziałam.
-Ale tak będziesz sama wracać??-zapytała Elena-Samą to Cię nie puszczę.
-My z Osmanym w sumie też zaraz mieliśmy się zbierać. To możemy wrócić w 3.
-Właśnie.-przytakiwał jej Kubańczyk.
Po 5 minutach już w trójkę wyszliśmy z knajpki. Założyłam na głowę kaptur i wlokłam się za nimi.
Po jakiś 4 minutach drogi Osmany pożegnał się z Zadik pod jej domem i ruszyliśmy w dalszą drogę. Szliśmy tak w ciszy gdy nagle Kubańczyk się odezwał:
-Wszystko dobrze?
-Tak.
-Nic się nie odzywasz. Chyba powinniśmy porozmawiać. Przecież nie możemy się tak unikać. Będziemy mieli wspólnych chrześniaków.
-Ja Cię nie unikam. Ja po prostu przestałam bywać w miejscach w,których ty się pojawiasz.
-Z Eleną i Matejem też przestałaś się spotykać, bo boisz się mnie spotkać?
-Posłuchaj mnie 21 kwietnia mam maturę więc muszę się skupić na nauce... Chcę iść na dwa kierunki.
-Co? Przecież chciałaś być fizjoterapeutką?
-No i w sumie był czas, że mi się odwidziało. Dziś jednak stwierdziłam, że chcę to robić ale chciałabym być też psychologiem. No i tak wyszło.-powiedziałam.- Ale mam w sumie jeszcze przez 5 miesięcy może się dużo zmienić.
-To fajnie. Ania?
-Tak?-zapytałam patrząc na ekran mojego telefonu gdzie pojawił się sms
"Misiaczku, nie gniewaj się za ten kubeczek."
Odpisałam tylko z uśmiechem na twarzy: "Nie wiem czy dając Ci mój nr nie popełniłam najgorszego błędu w życiu. "
-Odpowiesz mi na to pytanie w końcu?-zapytał zniecierpliwiony Kubańczyk.
-Sorry. Skupiłam się na Sms'ie. Możesz powtórzyć.
-Czemu nie może być między nami tak jak kiedyś? Czemu nie możemy się znów przyjaźnić?
-Bo ja się nie chcę z tobą przyjaźnić. Nie umiem, nie mogę po prostu nie.-odpowiedziałam.
-Czemu?
-Po prostu z doświadczenia wiem, że jak prześpisz się już z facetem to będzie chuj nie przyjaźń. Więc etap naszej przyjaźni skończył się z dniem,a właściwie nocą w, której się ze sobą przespaliśmy.
-Kochasz mnie jeszcze?
-Nie Osmany. Ten rozdział już zamknęłam. On już jest za mną.Nie kocham Cię.-skłamałam mu prosto w oczy- Masz swoją Sienit trzymaj się mnie, a ode mnie się odczep, bo co sobie poskładam jakiś element w życiu to ty przychodzisz i znów go burzysz.Dobranoc.-odwróciłam się na piecie i weszłam do odpowiedniej klatki.
*
-Hej. Co tam?
-Chciałem się Ciebie zapytać czy ok. 18 wyjdziesz ze mną Valerio, Eleną, Juantoreną i Zadik na jakiś dobry włoski makaron.
-Okey. To gdzie się spotykamy?
-Przyjdziemy po Ciebie.Z Valerio, Juantoreną i Sienit, a potem zgarniemy Kazyikich.
-Okey. To do zobaczenia.
-No narka.-powiedział i się rozłączył.
Włączyłam kompa popisałam trochę z Aśką, Kaśką i Wroną na fejsie. Po czym 0 16 30 poszłam wziąć prysznic, potem wysuszyłam włoski, nabalsamowałam ciało moim ulubionym waniliowym balsamem, umyłam zęby, nałożyłam na twarz trochę pudru i rozświetlacz, po czym zrobiłam sobie kreskę na oczach czarną kredką i wytuszowałam rzęsy. Spryskałam się perfumami, których akurat teraz używam i ubrałam się. Ok. 17 20 byłam gotowa. Usiadłam sobie w fotelu i zaczęłam czytać książkę pijąc herbatkę w moim ukochanym kubku z dzieciństwa. Rodzice po paru minutach poinformowali mnie o tym, że wychodzą na imprezę do znajomych i wrócą pewnie o 3 może 4 nad ranem. Pożegnałam ich i dalej siedziałam w fotelu popijając moją herbatkę. Gdy akurat skończyłam pić rozdzwonił się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć oczywiście tam stali: Zadik, Matt, Juantorena i Valerio.
-Hej kocie.-odezwał się ten ostatni przytulając mnie-Gotowa?
-Moment. To może pójdźcie do salonu, a ja wezmę narzuce na siebie coś wezmę torbę i ten.
-Leć-powiedzieli na raz i poszli do salonu.
-Ty Anka! Ale ty masz fajny kubek. Taki z Hello Kitty. - powiedział Valerio.
-Zostaw go to kubek mojego dzieciństwa! Kocham go bardziej niż...swojego laptopa,a uwierz laptop to coś bez czego nie mogłabym żyć.
-Spoko już odstawiam.-powiedział i nagle słychać było huk i odgłos naczynia po kontaktu z podłogą.
-Kurwa Vergilio!Zabiję Cię!-powiedziałam wchodząc do pokoju i patrząc na siatkarza.
-Przepraszam ja go naprawdę odstawiałem. Serio...No Ania no...
-Nie odzywam się do ciebie.-powiedziałam naburmuszona zakładając kurtkę.-Możemy wychodzić. Teraz ból mojego serca załagodzi tylko porządny talerz jakiegoś makaronu albo...
-Albo?-zapytali wszyscy na raz.
-Nie ważne.-powiedziałam.
No co nie przyznam się im przecież, że ból serca po moim kubeczku jest w stanie załagodzić tylko talerz makaronu albo dobry seks, bo znając życie Valerio to by był ten pierwszy co by chciał mnie zaspokoić. Zresztą w sumie to ja się nie gniewam. W końcu to tylko kubek ale podenerwować go było można. Niby taki stary, a taki głupi. Jakaś małolata (czyli ja) robi go w konia i udaję, że gniewa się na niego za kubek z hello kitty.
W sumie to zaczynał mnie już denerwować, bo całą drogę do mieszkania Kazyiskich jęczał mi do ucha i nie dawał żyć. Gdy już wyszliśmy wszyscy z mieszkania Eleny i Mateja zaczęło się:
-Aniu wybacz mi...Kochana wiem, że zależało Ci na tym kubku i miałaś z nim jakieś wspomnienia...Ale nie gniewaj się.
-Nie gniewam się.
-Serio?
-Tak.
-Ale czemu udajesz.
-Nie udaję.
-Udajesz. Nakrzycz na mnie, że jestem ciołkiem czy coś.
-Kuźwa ale ja wcale nie mam ochoty na Ciebie krzyczeć.- denerwowałam się.
-No wiem, że masz. Wyduś to z siebie.
-Kuźwa! Nie gniewam się na Ciebie za ten jebany kubek jasne! Nie znam bardziej namolnego mężczyzny niż ty. Mam Cię już dość, a idziemy dopiero 9 minut! Jak ja mam wytrzymać z tobą całą kolacje!-wydarłam się do niego po włosku.
Chyba każdy oprócz Matta zrozumiał.
-Więc nie każ mi na siebie krzyczeć jeżeli nie mam na to ochoty. Jasne? Bo mnie wkurzasz.-powiedziałam i poszłam dalej.
-Ale Aniu....Ja wiem, że to taki pancerz. Ty po prostu nie chcesz publicznie okazywać swoich uczuć.
-Trzymajcie mnie...-powiedziałam i odeszłam do Eleny po czym szepnęłam jej do ucha- Albo go zabiję albo się z nim prześpię.-po czym szłam koło niej i Mateja.
-Serio?!-zapytała,a wręcz wydarła się.
-Serio, serio.
-Ale co serio?-zainteresował się Matej i Matt na raz.
-Nie ważne.-odpowiedziałyśmy i głupkowato zaczęłyśmy się do siebie uśmiechać.
-Tylko nie kombinuj Anka. Proszę Cię.
-Ja po prostu muszę coś zrobić z tym nadmiarem emocji.-powiedziałam.
-Rozumiem ale, że tak??
-Każdy sposób jest dobry.-powiedziałam i weszłam do restauracji za Zadik i Juantoreną.
Usiedliśmy przy stole i złożyliśmy zamówienie, a ten znów mi burczał nad uchem:
-Nie gniewaj się na mnie.
-Zaraz się pogniewam jak nie skończysz pieprzyć.
-Kochanie...pieprzyć to ja mogę Ciebie ,a nie....
-Zaczynasz mnie naprawdę denerwować.-zaczęłam się śmiać.
-Frustracje okazujesz przez śmiech??
-Przeszkadza Ci to?
-Ale skąd kochanie.-zaczął bawić się moimi włosami.
-Zostaw mnie.-powiedziałam.
-Ale co Ci przeszkadza?
-Ty mi przeszkadzasz.-powiedziałam patrząc na niego z wyrzutem.
-Widzę królewna nie ma humorku.
-Widzę, że królewicz jest dzisiaj wyjątkowo upierdliwy.
Naszą krótką wymianę zdań przerwała kelnerka przynosząca posiłek.
Zjedliśmy i pogadaliśmy sobie na jakieś różne tematy od ulubionego smaku lodów do tego kto, by chciał być teraz w jakimś miejscu na Ziemi.
-Ja to bym chciał być w Kalifornii.- rozmarzył się Matt.
-Ja bym chciał być na Kubie.-powiedział Osmany.
-Ja w sumie teraz to bym sobie poleżała na jakiejś plaży w Turcji-powiedziała Sienit.
-Ja bym chciała być tu gdzie jestem-powiedziała Elena.
-Ja też-powiedział Matej.
-Pantoflarz.-stwierdził Valerio.
-Oj daj spokój....
-No to ty gdzie byś chciała być?
-Ja? Hmmm....W sumie mam dwa miejsca gdzie bym chciała być. Pierwsze to dach jakiegoś wieżowca w Buenos Aires. Wiecie siedziałabym sobie i patrzyła na panoramę Buenos Aires nocą. A drugie miejsce w, którym chciałabym być to...Moje mieszkanie znaczy w sumie to mieszkanie, które wynajmowałam razem z moim.... trudno sklasyfikować teraz nasze relacje.-zaśmiałam się.
-No a ty Valerio?-zapytał się Osmany.
-Ja bym chciał być tam gdzie Ania-zaśmiał się.
-Popapraniec.-stwierdziłam
-Zakochany popapraniec.-uśmiechnął się i poruszył dziwnie brwiami.
-Ty mógłbyś być moim ojcem.
-Dobrze, że nie jestem, bo gdybyś była moją córką mógłbym zrobić Ci krzywdę. Z miłości.- znów się do mnie uśmiechnął.
-Nieee......Nie wytrzymam.-powiedziałam kładąc głowę na stole i lekko pukając nią od stół.-Dłużej nie wytrzymam w jego towarzystwie.
Posiedzieliśmy jeszcze tak z godzinę przy normalnej rozmowie gdy powiedziałam:
-Dobra ja będę się zbierać. Jutro muszę być używalna.
-Po co?
-Muszę zrobić porządki w szafie.
-Zrobisz w poniedziałek.
-Nie.....Bo mam inne plany
-Jakie?-wydarł się Valerio.
- Nie ważne.-powiedziałam zakładając kurtkę.
-Odprowadzę Cię.-powiedział Valerio.
-Nie! Zostań! Nalegam!-powiedziałam.
-Ale tak będziesz sama wracać??-zapytała Elena-Samą to Cię nie puszczę.
-My z Osmanym w sumie też zaraz mieliśmy się zbierać. To możemy wrócić w 3.
-Właśnie.-przytakiwał jej Kubańczyk.
Po 5 minutach już w trójkę wyszliśmy z knajpki. Założyłam na głowę kaptur i wlokłam się za nimi.
Po jakiś 4 minutach drogi Osmany pożegnał się z Zadik pod jej domem i ruszyliśmy w dalszą drogę. Szliśmy tak w ciszy gdy nagle Kubańczyk się odezwał:
-Wszystko dobrze?
-Tak.
-Nic się nie odzywasz. Chyba powinniśmy porozmawiać. Przecież nie możemy się tak unikać. Będziemy mieli wspólnych chrześniaków.
-Ja Cię nie unikam. Ja po prostu przestałam bywać w miejscach w,których ty się pojawiasz.
-Z Eleną i Matejem też przestałaś się spotykać, bo boisz się mnie spotkać?
-Posłuchaj mnie 21 kwietnia mam maturę więc muszę się skupić na nauce... Chcę iść na dwa kierunki.
-Co? Przecież chciałaś być fizjoterapeutką?
-No i w sumie był czas, że mi się odwidziało. Dziś jednak stwierdziłam, że chcę to robić ale chciałabym być też psychologiem. No i tak wyszło.-powiedziałam.- Ale mam w sumie jeszcze przez 5 miesięcy może się dużo zmienić.
-To fajnie. Ania?
-Tak?-zapytałam patrząc na ekran mojego telefonu gdzie pojawił się sms
"Misiaczku, nie gniewaj się za ten kubeczek."
Odpisałam tylko z uśmiechem na twarzy: "Nie wiem czy dając Ci mój nr nie popełniłam najgorszego błędu w życiu. "
-Odpowiesz mi na to pytanie w końcu?-zapytał zniecierpliwiony Kubańczyk.
-Sorry. Skupiłam się na Sms'ie. Możesz powtórzyć.
-Czemu nie może być między nami tak jak kiedyś? Czemu nie możemy się znów przyjaźnić?
-Bo ja się nie chcę z tobą przyjaźnić. Nie umiem, nie mogę po prostu nie.-odpowiedziałam.
-Czemu?
-Po prostu z doświadczenia wiem, że jak prześpisz się już z facetem to będzie chuj nie przyjaźń. Więc etap naszej przyjaźni skończył się z dniem,a właściwie nocą w, której się ze sobą przespaliśmy.
-Kochasz mnie jeszcze?
-Nie Osmany. Ten rozdział już zamknęłam. On już jest za mną.Nie kocham Cię.-skłamałam mu prosto w oczy- Masz swoją Sienit trzymaj się mnie, a ode mnie się odczep, bo co sobie poskładam jakiś element w życiu to ty przychodzisz i znów go burzysz.Dobranoc.-odwróciłam się na piecie i weszłam do odpowiedniej klatki.
Ten rozdział jest dziwny. Mega dziwny. Pisałam go już
wcześniej gdy nie miałam wgl weny i wygląda tak jak wygląda. Teraz mam 6
rozdziałów napisanych na przód i czuję, że moja wena wraca. Kto wie… Może dodam
coś w środku tygodnia. W każdym razie zajrzyjcie w okolice środy czy nie
pojawiło się coś nowego i komentujcie mordki J
Subskrybuj:
Posty (Atom)